[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rubaszow jeszcze raz wyjrzał przez otwór judasza na korytarz: cisza, rozpaczliwa pustka i sztuczne, mdłe światło.Wbrew swoim zwyczajom i mimo późnej godziny zaczął rozmowę z Nr 402.ŚPICIE? — wystukał.Przez chwilę nie było odpowiedzi i Rubaszow czekał z uczuciem rozczarowania.Potem przyszła — spokojniejsza i wolniejsza, niż zazwyczaj.NIE, CZUJECIE TAKŻE?CZY CZUJĘ — CO? — zapytał Rubaszow.Oddychał z trudem; leżał na pryczy i stukał binoklami.Nr 402 znowu przez chwilę się ociągał.Potem zastukał tak ostrożnie, że brzmiało to, jakby mówił bardzo cicho:LEPIEJ ŚPIJCIE.Rubaszow leżał na pryczy beż ruchu i wstydził się, że Nr 402 przemawia do niego takim ojcowskim tonem.Leżał w ciemności na wznak i patrzył na binokle, którymi dotykał ściany, trzymając je w półpodniesionej ręce.Cisza na zewnątrz była tak zgęszczona, że słyszał jej poszum w uszach.Nagle ściana odezwała się na nowo:DZIWNE, ŻEŚCIE OD RAZU POCZULI.ŻE CO POCZUŁEM? MÓWCIE! — wystukał Rubaszow, siadając na pryczy.Zdawało się, że Nr 402 się zastanawia.Po chwili wahania zastukał:DZISIAJ WYRÓWNYWA SIĘ PORACHUNKI POLITYCZNE.Rubaszow zrozumiał.Siedział w ciemności, oparty o ścianę, czekając na dalszy ciąg.Ale Nr 402 zamilkł.Po chwili Rubaszow zastukał:EGZEKUCJE?TAK — odpowiedział lakonicznie Nr 402.SKĄD WIECIE? — zapytał Rubaszow.OD ZAJĘCZEJ WARGI.KIEDY?NIE WIEM.A po chwili: NIEDŁUGO.CZY ZNACIE NAZWISKA? — zapytał Rubaszow.NIE — odpowiedział Nr 402.Po dalszej przerwie dodał: Z WASZEJ KATEGORII, PORACHUNKI POLITYCZNE.Rubaszow położył się znowu i czekał.Po chwili nałożył binokle, znów leżał bez ruchu, podgarnąwszy jedną rękę pod głowę.Z wewnątrz nie dochodził żaden głos.Wszelki ruch w budynku był jakby zdławiony, zamrożony w ciemnościach.Rubaszow nigdy nie był świadkiem egzekucji — z wyjątkiem, prawie że, swojej własnej — ale brał udział w wojnie domowej.Nie bardzo potrafił sobie wyobrazić, jak ta sama rzecz wygląda w okolicznościach normalnych, jako część rutyny porządkowej.Wiedział mniej więcej, że egzekucje odbywają się w nocy, w podziemiach i że delikwenta zabija się kulą w kark; ale nie znał bliższych szczegółów.W Partii śmierć nie była niczym tajemniczym, nie miała w sobie nic romantycznego.Była konsekwencją logiczną, czynnikiem, z.którym, się Uczono, ale który miał charakter dosyć oderwany.Stąd mówiło się o śmierci rzadko i prawie nie używało się słowa „egzekucja”; zazwyczaj posługiwano się zwrotem „likwidacja fizyczna”.Termin „likwidacja fizyczna” wywoływał z kolei tylko jedno konkretne wyobrażenie: koniec działalności politycznej.Sam akt umierania był szczegółem technicznym, nie wzbudzającym żadnego zainteresowania; śmierć, jako jeden z czynników w logicznym równaniu, utraciła wszelkie cechy czegoś bliskiego i dotykalnego.Rubaszow wpatrywał się przez binokle w mrok.Czy już się zaczęło? A może jeszcze nie.Zdjął buty i skarpetki; spod drugiego końca koca blado sterczały bose stopy.Cisza stała się jeszcze bardziej nienaturalna.Nie był to zwykły, przyjemny brak hałasu; była to cisza, która wchłonęła i zdławiła wszelkie odgłosy, cisza wibrująca, jak naciągnięta błona na bębnie.Rubaszow patrzył na bose stopy i powoli poruszał palcami.Wyglądało to groteskowo i dziwnie, jak gdyby te białe stopy żyły jakimś własnym życiem.Z niezwykłą intensywnością doznawał istnienia własnego ciała, czuł letnie dotknięcie prześcieradła na nogach i uciśnięcie dłoni pod karkiem.Gdzie odbędzie się „likwidacja fizyczna”? Wyobrażał sobie niejasno, że odbywa się teraz, pod schodami prowadzącymi w dół, za pokojem fryzjera.Poczuł zapach skórzanego pasa Gletkina i posłyszał chrzęst jego munduru.Co mówi do ofiary? „Odwróćcie się twarzą do ściany”? Czy dodaje: „proszę”? Czy też: „Nie obawiajcie się.To nie jest bolesne.”.Może strzela bez ostrzeżenia, z tyłu, w czasie marszu — ale to chyba niemożliwe, bo ofiara odwracałaby ciągle głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Rubaszow jeszcze raz wyjrzał przez otwór judasza na korytarz: cisza, rozpaczliwa pustka i sztuczne, mdłe światło.Wbrew swoim zwyczajom i mimo późnej godziny zaczął rozmowę z Nr 402.ŚPICIE? — wystukał.Przez chwilę nie było odpowiedzi i Rubaszow czekał z uczuciem rozczarowania.Potem przyszła — spokojniejsza i wolniejsza, niż zazwyczaj.NIE, CZUJECIE TAKŻE?CZY CZUJĘ — CO? — zapytał Rubaszow.Oddychał z trudem; leżał na pryczy i stukał binoklami.Nr 402 znowu przez chwilę się ociągał.Potem zastukał tak ostrożnie, że brzmiało to, jakby mówił bardzo cicho:LEPIEJ ŚPIJCIE.Rubaszow leżał na pryczy beż ruchu i wstydził się, że Nr 402 przemawia do niego takim ojcowskim tonem.Leżał w ciemności na wznak i patrzył na binokle, którymi dotykał ściany, trzymając je w półpodniesionej ręce.Cisza na zewnątrz była tak zgęszczona, że słyszał jej poszum w uszach.Nagle ściana odezwała się na nowo:DZIWNE, ŻEŚCIE OD RAZU POCZULI.ŻE CO POCZUŁEM? MÓWCIE! — wystukał Rubaszow, siadając na pryczy.Zdawało się, że Nr 402 się zastanawia.Po chwili wahania zastukał:DZISIAJ WYRÓWNYWA SIĘ PORACHUNKI POLITYCZNE.Rubaszow zrozumiał.Siedział w ciemności, oparty o ścianę, czekając na dalszy ciąg.Ale Nr 402 zamilkł.Po chwili Rubaszow zastukał:EGZEKUCJE?TAK — odpowiedział lakonicznie Nr 402.SKĄD WIECIE? — zapytał Rubaszow.OD ZAJĘCZEJ WARGI.KIEDY?NIE WIEM.A po chwili: NIEDŁUGO.CZY ZNACIE NAZWISKA? — zapytał Rubaszow.NIE — odpowiedział Nr 402.Po dalszej przerwie dodał: Z WASZEJ KATEGORII, PORACHUNKI POLITYCZNE.Rubaszow położył się znowu i czekał.Po chwili nałożył binokle, znów leżał bez ruchu, podgarnąwszy jedną rękę pod głowę.Z wewnątrz nie dochodził żaden głos.Wszelki ruch w budynku był jakby zdławiony, zamrożony w ciemnościach.Rubaszow nigdy nie był świadkiem egzekucji — z wyjątkiem, prawie że, swojej własnej — ale brał udział w wojnie domowej.Nie bardzo potrafił sobie wyobrazić, jak ta sama rzecz wygląda w okolicznościach normalnych, jako część rutyny porządkowej.Wiedział mniej więcej, że egzekucje odbywają się w nocy, w podziemiach i że delikwenta zabija się kulą w kark; ale nie znał bliższych szczegółów.W Partii śmierć nie była niczym tajemniczym, nie miała w sobie nic romantycznego.Była konsekwencją logiczną, czynnikiem, z.którym, się Uczono, ale który miał charakter dosyć oderwany.Stąd mówiło się o śmierci rzadko i prawie nie używało się słowa „egzekucja”; zazwyczaj posługiwano się zwrotem „likwidacja fizyczna”.Termin „likwidacja fizyczna” wywoływał z kolei tylko jedno konkretne wyobrażenie: koniec działalności politycznej.Sam akt umierania był szczegółem technicznym, nie wzbudzającym żadnego zainteresowania; śmierć, jako jeden z czynników w logicznym równaniu, utraciła wszelkie cechy czegoś bliskiego i dotykalnego.Rubaszow wpatrywał się przez binokle w mrok.Czy już się zaczęło? A może jeszcze nie.Zdjął buty i skarpetki; spod drugiego końca koca blado sterczały bose stopy.Cisza stała się jeszcze bardziej nienaturalna.Nie był to zwykły, przyjemny brak hałasu; była to cisza, która wchłonęła i zdławiła wszelkie odgłosy, cisza wibrująca, jak naciągnięta błona na bębnie.Rubaszow patrzył na bose stopy i powoli poruszał palcami.Wyglądało to groteskowo i dziwnie, jak gdyby te białe stopy żyły jakimś własnym życiem.Z niezwykłą intensywnością doznawał istnienia własnego ciała, czuł letnie dotknięcie prześcieradła na nogach i uciśnięcie dłoni pod karkiem.Gdzie odbędzie się „likwidacja fizyczna”? Wyobrażał sobie niejasno, że odbywa się teraz, pod schodami prowadzącymi w dół, za pokojem fryzjera.Poczuł zapach skórzanego pasa Gletkina i posłyszał chrzęst jego munduru.Co mówi do ofiary? „Odwróćcie się twarzą do ściany”? Czy dodaje: „proszę”? Czy też: „Nie obawiajcie się.To nie jest bolesne.”.Może strzela bez ostrzeżenia, z tyłu, w czasie marszu — ale to chyba niemożliwe, bo ofiara odwracałaby ciągle głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]