[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinienem sobiezdawać sprawę, że siedząca na estradzie czwórka gigantów ducha o głowę wyrasta ponad mniei przeciętny tłum.I że każde z tych tam czworga już we wczesnym dzieciństwie oddawało sięz zapałem staremu żydowskiemu zwyczajowi studiowania każdej litery, każdej cyferki, każdegobłędu drukarskiego, aż doszło do tych wyżyn ducha, które teraz budzą słuszny podziw całego narodu.Tymczasem na estradzie rozpoczęła się runda finałowa.Inżynier Glanz stanął przed nadludzkim,jakby się wydawało, zadaniem:- Jeśli przebijemy szpilką trzecią cyfrę czwartej linijki w drugiej szpalcie na stronie 421, to jakiecyfry przebije ona na stronach następnych?Inżynier Glanz doszedł do Petach Tikwa, strona 505.Tylko 505, bo dalej szpilka już nie sięgała.Publiczność patrzyła na Glanza z zapartym tchem.Gdy padła ostatnia trafna cyfra, wybuchła burzabraw i okrzyków.Mój sąsiad szeptał: - Niech będzie chwała Najwyższemu! - Kilku widzówpłakało.Rektor poprosił o ciszę.Zanim ogłosi nazwisko zwycięzcy, pragnie zadać jeszcze jedno pytanie,dodatkowo nadesłane przez premiera.Pytanie brzmi: - Co trzeba zrobić, żeby się z kimś połączyć telefonicznie?Cała czwórka czempionów popadła w grobowe milczenie.Jedynie panna Towah zaczęła mamrotaćcoś o jakichś wtyczkach i gniazdkach, ale było jasne, że nikt nie ma zielonego pojęcia, jak powinnabrzmieć właściwa odpowiedz.Po chwili nerwowej szeptaniny w gronie zawodników, podniósł sięwreszcie poeta Tola at Shani i oświadczył w imieniu swoim i kolegów, że protestuje, ponieważpytanie wykracza poza ramy regulaminowe, gdyż nie da się na nie odpowiedzieć cyframi.Zanosiło się na zamieszki wśród publiczności.Przewodniczący jury wybrnął jednak zręczniez sytuacji ogłaszając, że mistrzem książki telefonicznej roku 1974 został inżynier Glanz,a wicemistrzostwo przypadło pannie Towah.Wśród dzikich okrzyków entuzjazmu publicznośćwdarła się na podium i na ramionach wyniosła swoich idoli z gmachu.Postanowiłem natychmiast zatelefonować do domu, żeby przekazać wyniki kwizu najlepszej z żon.Niestety - numer telefonu wyleciał mi całkiem z pamięci. Kto ma telefon, ten płaciRozmowy telefoniczne były w Izraelu przez wiele lat ulubioną grą na wytrzymałość.Wykręcałosię numer 18 i natychmiast miły głos informował uprzejmie w wielu językach, że niestety wszystkie linie są zajęte, prosimy więc nie mieć za złe, jeśli będzie pan zmuszony chwilkępoczekać, dziękuję.Zdarzało się, że nim człowiek dostał to swoje Chicago, od prób dotarciado centrali doznawał zwichnięcia palca.Postępu technicznego nie da się jednak zatrzymać, odniedawna więc możemy już sami uzyskiwać połączenia z wszelkimi krajami zamorskimi.Od tejteż chwili w kołach izraelskich abonentów telefonicznych zaczęły się zdumiewająco mnożyćwypadki upadłości finansowych.Za pierwszym razem - to sama uciecha.O zmierzchu, gdy trzody ciągną do zagród, a w telewizjizaczynają mówić po arabsku, ogarnia cię nagle jakiś zniewalający przymus, by natychmiasti bezpośrednio porozmawiać z ciocią Frydą mieszkającą w Los Angeles.Siadasz przed tarcząi zaczynasz nią cierpliwie kręcić, aż wykręcisz do końca numer 001-21-39-57-34-21-89, przykładaszsłuchawkę do ucha i z rozkoszą wsłuchujesz się w brzęczące buczenie, które ją wypełnia.Po chwilisłyszysz krótkie  klik i sygnał wywołujący rozmówcę.A potem - zdumiewające! - ktoś odległyo dwanaście tysięcy kilometrów podnosi słuchawkę.- Ciocia Fryda? - pytasz podniecony.- Nie - odpowiada jakiś bas.- Czy to jest numer 001-21-39-57-34-21-89?- Tu jest szósta rano, idioto.Bądz co bądz było to bezpośrednie połączenie z Kalifornią.Co - jak podaje taryfa MinisterstwaAączności - kosztuje 2,14 funta za sekundę.Jak dalej wynika z tej pożytecznej publikacji, urządtelekomunikacyjny nie notuje przy rozmowach zagranicznych ani numeru abonenta wzywanego, anigodziny rozmowy.Zarejestrowana przez automat rozmowa jest po prostu, bez żadnych dodatkowychwyjaśnień, doliczana do najbliższego rachunku miesięcznego.Ta zagwarantowana przepisami anonimowość pobudza żydowskiego użytkownika sieci telefonicznejdo przemyśleń, w wyniku których zwraca się on do najlepszej z możliwych żony takimi na przykładsłowy:- Wiesz - miałbym ochotę porozmawiać sobie z Kamczatką.Może byśmy tak wpadli wieczorem doSeeligów?Reszta jest już dziecinnie prosta.O godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści - dla mieszkańcówKamczatki jest to wczesne przedpołudnie - podnosimy się z wygodnego fotela w gościnnym salonieSeeligów, rzucamy zatroskanym wzrokiem na zegarek i grzecznie zwracamy się do gospodarzy: Proszę mi wybaczyć, ale przyrzekłem dzieciom, że zadzwonię do nich o wpół do jedenastej.- Ależ proszę - mówi Erna Seelig - telefon jest w sypialni.Lepiej nie można sobie wymarzyć.Rozkładamy się wygodnie na miękkim tapczanie pana domu i dokonujemy połączenia z Lajosem Frydlenderem, naszym szkolnym kolegą, który teraz jako wziętyadwokat praktykuje na Kamczatce.Po kwadransie wspomnieniowych pogaduszek wracamy do salonui z zadowoleniem komunikujemy, że w domu wszystko w porządku.No i dobrze.Po pewnym czasie Feliks Seelig otrzymuje rachunek miesięczny za telefon i ze zdumieniemstwierdza, że przekroczył zwykłą kwotę o mniej więcej tysiąc osiemset procent.Spotkawszy się zemną przypadkowo na klatce schodowej rzuca mi nieme, pełne wyrzutu spojrzenie, które ja ignoruję.Co mi może udowodnić?W kilka dni pózniej sprawy przybierają niepokojący obrót: nasz własny rachunek telefonicznyopiewa na przerażającą sumę ponad dwóch tysięcy funtów, chociaż, poza nieudaną rozmową z ciociąFrydą, nie prowadziłem więcej rozmów niż zwykle.Bez wątpienia ktoś musiał w nikczemny sposóbnadużyć naszej gościnności.Ale kto?- Momencik - najlepsza z możliwych żona marszczy w głębokim namyśle czoło.- Na początkuzeszłego tygodnia byli u nas Picklerowie.Pamiętasz, jak Akiba Pickler rozmawiał ze swoją siostrą?Ano właśnie.A zauważyłeś, że mówił po włosku?Moim zdaniem nie był to jednak Akiba Pickler.To był niewątpliwie nasz sąsiad, Feliks Seelig, którychciał się zemścić.Któregoś wieczoru wpadł do mnie i prosił, żebym mu pozwolił zadzwonićz naszego aparatu, bo jego, jak twierdził, jest uszkodzony.Na listę podejrzanych został też wpisany monter z firmy sprzedającej lodówki.Przybył niby w celukontroli okresowej, a potem łączył się służbowo ze swoją centralą, która, kto wie, była może w SanFrancisco.Przykłady tej ludzkiej nikczemności tak mną wstrząsnęły, że będąc z wizytą u Spieglówpostanowiłem wyżalić się przed rozproszoną po świecie rodziną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •