[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyraznie miał tego dosyć.- Tak, Luce.Mówiłem ci.Na porannej barce są dwa miejsca dla konia i Grom ma zaklepane jedno znich.Na pewno.Maggie obiecała.- Maggie? - spytała matka, podnosząc głowę znad skarpety, nagle czujna.- Kapitan, mamo - wyjaśnił szybko Rupert.Uwagi pani Gringe nie uszedł fakt, że syn poróżowiał i kolor jego twarzy kontrastował znastroszonymi włosami o barwie marchwi.- O, jest kapitanem, tak? - Kobieta szarpała jakiś supeł, chcąc go koniecznie rozplatać.- Dziwnapraca dla dziewczyny.Rupert był już w takim wieku, że nie dał się podpuścić.Zignorował komentarz matki i wrócił dorozmowy z Lucy.- Jutro wcześnie rano idz do warsztatu szkutniczego, Luce.Około szóstej.Pomożemy.to znaczy,ja pomogę ci go załadować przed przybyciem pasażerów.Lucy uśmiechnęła się do brata.- Dzięki.Przepraszam.Jestem po prostu trochę podenerwowana.- Jak my wszyscy - odparł.Przytulił siostrę, a ona odwzajemniła uścisk.Nieczęsto widywała Ruperta i tęskniła za nim.Gdy Rupert wyszedł, Lucy poczuła na sobie oczy obojga rodziców.Nie było to miłe uczucie.- Pójdę sprawdzić, jak tak Grom - powiedziała.- Zdawało mi się, że słyszę, jak rży.- Tylko wracaj szybko - poleciła matka.- Kolacja już prawie gotowa.Szkoda, że twój brat nie mógłna nią zaczekać.- Pociągnęła nosem.- Będzie gulasz.- 102 - - Tak myślałam - mruknęła dziewczyna.- Co?- Nic, mamo.Wrócę raz-dwa.Jej nogi zatupotały na drewnianych schodach, po czym rozległo się skrzypienie starych,poobijanych drzwi, pro.wadzących do mostu zwodzonego.Zaczerpnęła kilka głębokich haustówwolnego od dymu, pachnącego śniegiem powietrza i razno okrążyła starą stajnię za stróżówką, gdzieprzebywał Grom.Otworzyła drzwi i koń, oświetlony lampą, którą zostawiła w małym, wysokim okienku,popatrzył na nią oczami o połyskujących białkach.Pogrzebał kopytem w słomie, potrząsnął łbem zciemną, ciężką grzywą i niespokojnie zarżał.Lucy nie była wielką znawczynią koni i Grom stanowił dla niej zagadkę.Lubiła wierzchowca, boSimon bardzo go kochał, ale traktowała go też z ostrożnością.Niepokoiły ją kopyta - były duże iciężkie, a ona nigdy nie miała pewności, co zwierzę nimi zrobi.Wiedziała, że nawet Simon pilnuje się,by nie stawać za rumakiem, na wypadek gdyby ten zaczął kopać.Podeszła ostrożnie do Groma i bardzo ostrożnie poklepała go po chrapach.- Głupi, stary koń pokonał taki kawał drogi, żeby się ze mną spotkać.Simon musi się bardzodenerwować, że cię nie ma.Na pewno się ucieszy na twój widok.Głupi, stary koń.Nagle doznała nadzwyczaj żywej wizji, w której ujrzała siebie, opuszczającą pokład barki naGromie, i zdumienie Simona, który zobaczył, do czego jest zdolna.Wiedziała, że to możliwe -widywała przecież chłopaków, którzy wyskakiwali z łodzi na wierzchowcach, zamiast je wyprowadzać.To nie może być takie trudne, pomyślała.Długość trapu nie była dla konia dużą odległością.PotemSimon zapanowałby nad sytuacją i dalej pojechaliby już razem.Ale będzie fajnie.pochłoniętamarzeniami Lucy postanowiła sprawdzić, na ile łatwo będzie dosiąść Groma.Odpowiedz brzmiała:wcale niełatwo.Popatrzyła na konia, który był od niej znacznie wyższy - jego grzbiet znajdował się nawysokości jej głowy.Jak w ogóle ludzie wsiadali na konie? A, pomyślała, siodło.Mieli siodła.Z tymczymś do oparcia stopy.Ale ona siodła nie miała.Gringe nie znalazł żadnego, które byłobywystarczająco tanie, i Gromowi musiała wystarczyć gruba derka, którą Lucy lubiła, bo pokrywał jągwiazdzisty wzór.Poza tym w zimną pogodę derka była dla rumaka użyteczniejsza od siodła.Lucy nie zrażała się.Chciała za wszelką cenę usiąść na grzbiecie Groma.Wzięła drewnianądrabinkę, sięgającą żłobu z sianem, i postawiła ją przy koniu.Wspięła się na szczebelki, zakołysałaniebezpiecznie na szczycie i wgramoliła się na szeroki koński grzbiet.Grom niemal nie zareagował,przestąpił tylko lekko z nogi na nogę.Był spokojnym rumakiem i Lucy miała wrażenie, że jej niezauważa.Miała rację.Zwierzę ledwie dostrzegało jej obecność.Dla niego liczył się ktoś inny: Simon.- Do licha! - rozległ się krzyk gdzieś nad podłogą.Lucy rozpoznała ten glos.- Stanley! - zawołała, spoglądając w dół.- Gdzie jesteś?- Tutaj - w głosie dało się słyszeć urazę.- Chyba w coś wdepnąłem.- Dość korpulentny brunatnyszczur spoglądał na swoją stopę.- Nie jest to zbyt miłe, gdy ktoś nie nosi butów - poskarżył się.Lucy była podekscytowana.Odpowiedz od Simona, i to tak szybko.Stanley jednak był całkowiciepochłonięty oględzinami swojej stopy, a na jego pyszczku malowało się obrzydzenie.Wiedziała, że imszybciej szczur pozbędzie się końskiego łajna z nogi, tym szybciej ona usłyszy odpowiedz Simona naswoją wiadomość.- Proszę, wez moją chusteczkę - zaproponowała.Nieduży fioletowy kwadrat w różowe kropki,obszyty zieloną koronką, sfrunął z grzbietu Groma.Szczur pochwycił materiał, popatrzył na niego zezdziwieniem, a potem wytarł weń stopę.- Dzięki - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •