[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na to pytanie nikt nie potrafi teraz odpowiedzieć.- Doktor Strawns bawił się papierosem,stukając nim nerwowo w jedną z popielniczek.Sara miała wra\enie, \e odpowiada na pytaniedosłownie, całkowicie pomijając to, o co Herb naprawdę spytał.- U\ywamy systemu podtrzymywania\ycia.- Ale musi pan coś wiedzieć o jego szansach - nalegała Sara.- Musi pan wiedzieć, czy.? -Machnęła bezradnie rękami i pozwoliła im opaść bezwładnie.- Mo\e wyjść z tego w czterdzieści osiem godzin.Albo w tydzień.W miesiąc.A mo\e nie wyjśćwcale.I.jest du\e ryzyko, \e mo\e umrzeć.Jestem zmuszony powiedzieć państwu szczerze, toostatnie jest najbardziej prawdopodobne.Jego rany.są powa\ne.- Bóg chce, \eby prze\ył - powiedziała Vera.- Ja wiem.Herb ujął twarz w dłonie i zaczął jąwolno pocierać.Doktor Strawns przyjrzał się Verze, zmieszany.- Chcę tylko przygotować państwa.na ka\dą ewentualność.- Czy mógłby pan określić, jakie ma szansę? - zapytał Herb.Doktor Strawns zawahał się, palącnerwowo papierosa.- Nie, tego nie mogę zrobić - powiedział w końcu.5We trójkę czekali jeszcze godzinę, a pózniej wyszli.Zimny wiatr w gwałtownych podmuchachhulał po wielkim parkingu.Bawił się te\ długimi włosami Sary.Pózniej w domu Sara znalazławplątany w nie \ółty, kruchy liść dębu.Po niebie płynął księ\yc, srebrny \eglarz nocy.Sara wcisnęła Herbowi do ręki kawałek papieru, na którym wypisała swój adres i numer telefonu.- Proszę zadzwonić, kiedy pan się czegoś dowie, dobrze? Czegokolwiek.- Tak, oczywiście.- Herb pochylił się nagle i pocałował ją w policzek.Przez moment wciemności, na wietrze, Sara poło\yła mu ręce na ramionach.- Bardzo mi przykro, \e byłam dla ciebie nieprzyjemna, kochanie - powiedziała Vera.Jej głos byłzdumiewająco miękki.- Denerwowałam się.- Naturalnie - przytaknęła dziewczyna.- Myślałam, \e mój chłopiec umrze.Ale modliłam się.Powiedziałam o tym Bogu.A pieśń mówi: Czy jesteśmy słabi i przygnieceni do ziemi? Przygnieceni cię\kim brzemieniem? Nie wahajmy się,34nie jesteśmy sami.Złó\my je Bogu w ofierze".- Vera, powinniśmy ju\ jechać.Prześpimy się i zobaczymy, co się stanie.- Ale teraz Bóg do mnie przemówił - Vera marząco patrzyła na księ\yc.- Johnny nie umrze.Bógnie zaplanował jeszcze śmierci dla mojego synka; słuchałam i usłyszałam jego cichy głos mówiący wmym sercu, i doznałam pocieszenia.Herb otworzył drzwiczki samochodu.- Wsiądz, Vero.Vera zerknęła na Sarę i uśmiechnęła się.Sara rozpoznała wesołe, beztroskie skrzywienie ustJohnny'ego, mówiące: O, do diabła z tym!"; dla niej był to jednocześnie najpotworniejszy uśmiech,jaki widziała w \yciu.- Bóg naznaczył mego Johnny'ego i raduję się w swym sercu.- Dobranoc, pani Smith - wykrztusiła dziewczyna przez zdrętwiałe wargi,- Do widzenia, Saro powiedział Herb.Wsiadł do samochodu, zapalił silnik.Wyjechali zparkingu, skręcili w State Street; Sara zorientowała się nagle, \e nie wie, gdzie się zatrzymają.Pomyślała, \e oni sami pewnie jeszcze nie wiedzą.Odwróciła się, chcąc pójść do samochodu, i nagle zamarła, patrząc na płynącą za szpitalem rzekęPenobscot.Rzeka płynęła jak czarny jedwab; woda odbijała świecący w górze księ\yc.Sama napustym parkingu, podniosła głowę i spojrzała w niebo.Patrzyła na księ\yc.Bóg naznaczył mego Johnny 'ego i radują się w swym sercu.Księ\yc błyszczał na niebie jak tandetna karnawałowa zabawka, jak niebieskie koło fortuny zzamazanymi cyframi, \eby trudniej było wygrać; zostały tylko zero i podwójne zero, przegrywającenumery.Przegrana, przegrana, zabieram pienią\ki, hej-hej-hej.Zeschłe liście szeleściły na wietrze wokół jej nóg.Nagle Sara nabrała pewności, \e go straci.Obudziły się w niej strach i samotność.Dostała dreszczy.W końcu wsiadła do samochodu i pojechałado domu.6W następnym tygodniu od uczniów szkoły w Cleaves Mills popłynął strumień wyrazówwspółczucia i \yczeń.Herb Smith powiedział jej pózniej, \e Johnny otrzymał ponad trzysta kart.Niemal na Wszystkich znajdowały się nieśmiałe odręczne dopiski z wyrazami nadziei, \e Johnnywkrótce wyzdrowieje.Vera podziękowała za ka\dą cytatem z Biblii.Problemy, jakie Sara miała z utrzymaniem dyscypliny w klasach, znikły.Uczucie, \e jakiś sądskładający się ze zbiorowej szkolnej świadomości wydaje wyrok winna", zmieniło się diametralnie.Stopniowo zdała sobie sprawę, \e stała się dla młodzie\y bohaterką tragiczną, gdy\ utraciła swegoukochanego -pana Smitha.Pomysł ten przyszedł jej do głowy w pokoju nauczycielskim, podczas okienka" w środę po wypadku; dostała ataku histerycznego śmiechu, który szybko zmienił się wpłacz.Nim zdołała nad nim zapanować, bardzo się przestraszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Na to pytanie nikt nie potrafi teraz odpowiedzieć.- Doktor Strawns bawił się papierosem,stukając nim nerwowo w jedną z popielniczek.Sara miała wra\enie, \e odpowiada na pytaniedosłownie, całkowicie pomijając to, o co Herb naprawdę spytał.- U\ywamy systemu podtrzymywania\ycia.- Ale musi pan coś wiedzieć o jego szansach - nalegała Sara.- Musi pan wiedzieć, czy.? -Machnęła bezradnie rękami i pozwoliła im opaść bezwładnie.- Mo\e wyjść z tego w czterdzieści osiem godzin.Albo w tydzień.W miesiąc.A mo\e nie wyjśćwcale.I.jest du\e ryzyko, \e mo\e umrzeć.Jestem zmuszony powiedzieć państwu szczerze, toostatnie jest najbardziej prawdopodobne.Jego rany.są powa\ne.- Bóg chce, \eby prze\ył - powiedziała Vera.- Ja wiem.Herb ujął twarz w dłonie i zaczął jąwolno pocierać.Doktor Strawns przyjrzał się Verze, zmieszany.- Chcę tylko przygotować państwa.na ka\dą ewentualność.- Czy mógłby pan określić, jakie ma szansę? - zapytał Herb.Doktor Strawns zawahał się, palącnerwowo papierosa.- Nie, tego nie mogę zrobić - powiedział w końcu.5We trójkę czekali jeszcze godzinę, a pózniej wyszli.Zimny wiatr w gwałtownych podmuchachhulał po wielkim parkingu.Bawił się te\ długimi włosami Sary.Pózniej w domu Sara znalazławplątany w nie \ółty, kruchy liść dębu.Po niebie płynął księ\yc, srebrny \eglarz nocy.Sara wcisnęła Herbowi do ręki kawałek papieru, na którym wypisała swój adres i numer telefonu.- Proszę zadzwonić, kiedy pan się czegoś dowie, dobrze? Czegokolwiek.- Tak, oczywiście.- Herb pochylił się nagle i pocałował ją w policzek.Przez moment wciemności, na wietrze, Sara poło\yła mu ręce na ramionach.- Bardzo mi przykro, \e byłam dla ciebie nieprzyjemna, kochanie - powiedziała Vera.Jej głos byłzdumiewająco miękki.- Denerwowałam się.- Naturalnie - przytaknęła dziewczyna.- Myślałam, \e mój chłopiec umrze.Ale modliłam się.Powiedziałam o tym Bogu.A pieśń mówi: Czy jesteśmy słabi i przygnieceni do ziemi? Przygnieceni cię\kim brzemieniem? Nie wahajmy się,34nie jesteśmy sami.Złó\my je Bogu w ofierze".- Vera, powinniśmy ju\ jechać.Prześpimy się i zobaczymy, co się stanie.- Ale teraz Bóg do mnie przemówił - Vera marząco patrzyła na księ\yc.- Johnny nie umrze.Bógnie zaplanował jeszcze śmierci dla mojego synka; słuchałam i usłyszałam jego cichy głos mówiący wmym sercu, i doznałam pocieszenia.Herb otworzył drzwiczki samochodu.- Wsiądz, Vero.Vera zerknęła na Sarę i uśmiechnęła się.Sara rozpoznała wesołe, beztroskie skrzywienie ustJohnny'ego, mówiące: O, do diabła z tym!"; dla niej był to jednocześnie najpotworniejszy uśmiech,jaki widziała w \yciu.- Bóg naznaczył mego Johnny'ego i raduję się w swym sercu.- Dobranoc, pani Smith - wykrztusiła dziewczyna przez zdrętwiałe wargi,- Do widzenia, Saro powiedział Herb.Wsiadł do samochodu, zapalił silnik.Wyjechali zparkingu, skręcili w State Street; Sara zorientowała się nagle, \e nie wie, gdzie się zatrzymają.Pomyślała, \e oni sami pewnie jeszcze nie wiedzą.Odwróciła się, chcąc pójść do samochodu, i nagle zamarła, patrząc na płynącą za szpitalem rzekęPenobscot.Rzeka płynęła jak czarny jedwab; woda odbijała świecący w górze księ\yc.Sama napustym parkingu, podniosła głowę i spojrzała w niebo.Patrzyła na księ\yc.Bóg naznaczył mego Johnny 'ego i radują się w swym sercu.Księ\yc błyszczał na niebie jak tandetna karnawałowa zabawka, jak niebieskie koło fortuny zzamazanymi cyframi, \eby trudniej było wygrać; zostały tylko zero i podwójne zero, przegrywającenumery.Przegrana, przegrana, zabieram pienią\ki, hej-hej-hej.Zeschłe liście szeleściły na wietrze wokół jej nóg.Nagle Sara nabrała pewności, \e go straci.Obudziły się w niej strach i samotność.Dostała dreszczy.W końcu wsiadła do samochodu i pojechałado domu.6W następnym tygodniu od uczniów szkoły w Cleaves Mills popłynął strumień wyrazówwspółczucia i \yczeń.Herb Smith powiedział jej pózniej, \e Johnny otrzymał ponad trzysta kart.Niemal na Wszystkich znajdowały się nieśmiałe odręczne dopiski z wyrazami nadziei, \e Johnnywkrótce wyzdrowieje.Vera podziękowała za ka\dą cytatem z Biblii.Problemy, jakie Sara miała z utrzymaniem dyscypliny w klasach, znikły.Uczucie, \e jakiś sądskładający się ze zbiorowej szkolnej świadomości wydaje wyrok winna", zmieniło się diametralnie.Stopniowo zdała sobie sprawę, \e stała się dla młodzie\y bohaterką tragiczną, gdy\ utraciła swegoukochanego -pana Smitha.Pomysł ten przyszedł jej do głowy w pokoju nauczycielskim, podczas okienka" w środę po wypadku; dostała ataku histerycznego śmiechu, który szybko zmienił się wpłacz.Nim zdołała nad nim zapanować, bardzo się przestraszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]