[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmiali się, tulili do siebie, całowali iszeptali czułe głupstwa.- Książę Bewcastle będzie wściekły - powiedziała w końcu.- Wcale nie jestem tego taki pewny - odparł.- Bedwynowie zawsze bardzo poważniepodchodzili do małżeństwa.Ten, kto bierze z nami ślub, musi się przygotować na to, żebędzie kochany i uwielbiany do końca życia.- Chyba nie będzie to dla mnie takie uciążliwe - stwierdziła.Znów oboje się roześmiali.A potem zaczęła się ich wspólna, upojna noc podgwiazdami. 23Nie było go przez tydzień.Cały nieskończenie długi tydzień.Wyjechał nazajutrzwczesnym rankiem.Po powrocie znad rzeki, gdzie kochali się całą noc, tylko się przebrał,osiodłał konia, podczas gdy jego ordynans zajął się własnym, pocałował Eve i wyruszył.Nie powiedziała nikomu, że Aidan zamierza wrócić, mimo że ciocia Mari byłasmutna, a dzieci nadzwyczaj ciche i osowiałe.Nie śmiała im powiedzieć.Nie mogła pozbyćsię obaw, że zdarzy się coś, co uniemożliwi mu powrót.Lepiej żeby nikt nie wiedział opróczniej.Ze zdwojoną energią podjęła codzienne obowiązki.Spędzała z ciotką i z dziećmiwięcej czasu niż dotąd.Dwa dni po wyjezdzie Aidana zostały odczytane pierwsze zapowiedziThelmy i pastora, i Eve z entuzjazmem zajęła się planowaniem wspaniałego wesela.Serena,ciocia Mari i panna Drabble utworzyły komitet organizacyjny uroczystości weselnych.Dołą-czyła do nich ciotka Jemima, której Eve złożyła wizytę.Ned Bateman sprowadził pierwszychdwóch inwalidów, chętnych do wspólnego gospodarowania.Obaj niedawno wrócili z Europybez grosza przy duszy.Jeden nie miał oka i ręki, drugiemu amputowano nogę poniżej kolana.Nie było chwili, by Eve nie myślała o Aidanie.Ale zachowywała wszystko wtajemnicy.Bała się zapeszyć własne szczęście.Zabierała dzieci na przejażdżki.Davy postanowił opanować umiejętność jazdy konnej,co było bardzo pożądane.Sam udzielił mu kilku lekcji na padoku.Pomagał mu Charlie,zajmując się kucykiem Davy'ego.Według słów Samą cackał się z nim, jakby to byłnajcenniejszy koń wyścigowy w całej Anglii.Któregoś dnia Eve zabrała dzieci na przejażdżkę konną.Davy po raz pierwszy jechałsam, bez lonży.Becky siedziała przed nią na koniu.Eve pomyślała że wkrótce powinna chybarównież Becky sprawić kucyka i zacząć ją uczyć jezdzić wierzchem.Wrócili do domu już po południu.Sam zdjął Becky z konia.Davy sam zsiadł zkucyka, którym Charlie natychmiast troskliwie się zajął, sprawdzając, czy nic mu się niestało.Eve ześliznęła się z siodła i schyliła, by podrapać po głowie Burka, który przykuśtykałjej na spotkanie.Spojrzała w niebo na chmury.Zdawały się wróżyć koniec pięknej, ciepłejpogody.Właściwie przyda się chłodniejszy dzień, by mogli odpocząć od upałów.Sam zacząłnagle nasłuchiwać.- Ktoś jedzie, milady - powiedział. Aidan! Eve podeszła wraz z dziećmi do bramy.Zobaczyła kilku jezdzców.Dwóchjechało przodem, trzeci trzymał się nieco z tyłu.- Wujek Aidan! - wyrwało się Davy'emu, który pobiegł im na spotkanie.Jeden zkonnych pojechał na skróty przez trawnik.Gdy był już blisko, zeskoczył z konia i śmiejąc się,otworzył szeroko ramiona, chwycił w nie Davy'ego i uniósł wysoko do góry.- Wujku Aidanie! - zawołał Davy.- Wróciłeś! Wróciłeś!Eve mocniej chwyciła Becky za rękę i pospieszyła ku nim.Miała wrażenie, iż serce jejpęknie ze szczęścia.- Wróciłem, chłopcze - rzekł Aidan i mocno przytulił Davy'ego do siebie, a potempostawił go na ziemi.- Jak mogłem nie wrócić? Nareszcie jestem w domu i zostanę tutaj.- Papa - szepnęła Becky.Wyrwała rękę z dłoni Eve i wesoło podskakując, pobiegła wkierunku Aidana, wyciągając do niego ramiona.Podniósł ją do góry i uścisnął.- Papo,zobacz, ząb mi się rusza. Papo.Skupił na małej całą uwagę, patrząc ze zmarszczonymi brwiami, jak paluszkiemporusza ząbek w buzi.- Rzeczywiście się rusza.Czyżby moja mała dziewczynka już traciła mleczne ząbki?Zanim się obejrzymy, będziesz zupełnie dorosła.Dasz mi buziaczka?Becky ściągnęła usteczka i przysunęła je do twarzy Aidana.Pocałował ją, a potemodwrócił się do Eve i wyciągnął do niej rękę.Spojrzał na nią tak, że serce w niej stopniało.- Eve - szepnął, obejmując ją.Poczuła pod dłonią ciepło jego muskularnej piersi, apotem przytuliła się do niego całym ciałem.- Moja najdroższa ukochana.Wróciłem do domu.- Tak - potwierdziła, unosząc ku niemu twarz.Uśmiechnęła się, a Burek kręcił sięwokół nich i poszczekiwał.Aidan pocałował ją w usta na oczach wszystkich.Dopiero wtedy przypomniała sobie, że Aidan przyjechał ze swoim ordynansem i zjeszcze jednym mężczyzną.Odsunęła się o krok i zagryzła wargi, czując, że się rumieni.Aidan roześmiał się i postawił Becky na ziemi.- Przywiozłem ze sobą brata - oznajmił.- Jeszcze go nie poznałaś.Ralf, chodz iprzywitaj się z Eve.- Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.- Naprawdę on ma na imię Rannulf, ale mówimy do niego Ralf.Lord Rannulf Bedwyn zsiadł z konia i podszedł do nich przez trawnik.Był prawie takwysoki jak Aidan i równie potężny.I miał charakterystyczny, rodzinny nos.Gdy zdjąłkapelusz, Eve zobaczyła, że ma włosy jasne i kręcące się jak u Freyji.Zbyt długie jak naobecną modę.Mimo woli przyszli jej namyśl wikingowie. - Eve - odezwał się, wyciągając do niej dłoń - tak się cieszę, że mogę cię poznać.Mocno uścisnął jej rękę.- To nasze dzieci - powiedział Aidan.- Becky, Davy, oto wasz drugi wujek.WujekRalf.O, widzę ciotkę Mari schodzącą po schodach z tarasu.Pewnie zobaczyła nas, jaknadjeżdżamy.Przepraszam was na chwilę.Puścił Eve i poszedł w kierunku tarasu.Uściskał ciotkę Mari, która z wrażeniaupuściła laskę.- Myślałem, że Aidan oszaleje w Bedwyn House - odezwał się lord Rannulf.-Chodził tam i z powrotem, niecierpliwie czekając na powrót.Czas płynął dla niego zbytwolno.- Dla mnie też - przyznała Eve, uśmiechając się.- Cieszę się, że przyjechaliście razem.Każę przygotować dla ciebie pokój.- Tylko na jedną noc - rzekł.Przyglądali się dzieciom, które poszły za Aidanem nataras.- Jestem w drodze na północ, ale nie mogłem się oprzeć pokusie zatrzymania tu nachwilę, by poznać moją bratową.Jadę na wezwanie babki ze strony matki.Znalazła dla mnieidealną kandydatkę na żonę, chyba już czwarty czy piąty raz.Nie ulegnę, tak jak nie uległemdo tej pory, bo tu chodzi o moją wolność i może nawet zdrowy rozsądek.Nie mogę jednak takpo prostu zignorować wezwania babki.Uczyniła mnie swym dziedzicem i właściwie ją lubię,mimo że czasami potrafi być irytująca.Więc jadę, a moja wolność po raz kolejny jest zagro-żona.Uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując równe, białe zęby.Niebieskie oczy zabłysłymu figlarnie.- Może tym razem wybrała właściwie.- Oczywiście zawsze istnieje taka możliwość - zgodził się.- Ja jednak czuję dziwnąawersję do tego, że ktoś wybiera za mnie moją przyszłą żonę.Tym bardziej, że nie zamierzamsię żenić w ciągu najbliższych pięciu czy sześciu lat.- Jednak na pewno chętnie się czegoś napijesz i odpoczniesz - powiedziała Eve,prowadząc go do domu.- Nie zaprzeczę - odparł, idąc u jej boku.- To bardzo męczące jechać z oficeremkawalerii, który ostatnie dwanaście lat spędził w siodle, a teraz śpieszy się do swojejukochanej.Mam szczerą nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał tego doświadczyć.Eve roześmiała się. Aidan odwrócił się od ciotki Mari, z którą rozmawiał, i patrzył na Eve oczami pełnymizachwytu i miłości.Gdy podeszła bliżej, wyciągnął do niej rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •