[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okropność położenia nie odjęła Pełce przytomności.Zwrócił się do pierwszegopodziemia i tu rozmyślać począł.Proński znał zapewne kostnicę, do której go posłał, i studnię, co się w niejznajdowała.Chciał więc jego śmierci.Aatwo było przypuścić, że więzień wciemności tej szukając wyjścia, łożyska, z rozpaczy czołgać się musi i padnie wgłębinę.Całą nadzieją Pełki było, iż w kilkadziesiąt godzin ktoś może zajrzeć zechce,aby się o zgonie jego przekonać.Ręce miał wolne, pistolety i nóż, postanowiłrzucić się na wchodzącego i zabiwszy go, wyswobodzić.Nie miał już nic dostracenia, a cała nadzieja była w tym, że przyjdzie stróż więzienny nim głód siływyczerpie, i niezdolnym go uczyni do ratowania się z rozpaczliwego położenia.Aatwo być jednak mogło, iż do zamkniętego skazanego nikt się dowiadywać niebędzie.Naówczas powolna śmierć głodowa zostawała mu tylko.Pełkapomyślał, że ją przyspieszyć może, przyłożywszy pistolet do głowy, leczodrzucił ze zgrozą ten ratunek, zdając się na wolę Bożą.na Opatrzność.Całe życie przeszłe przesuwało mu się przed oczyma: Jadwiga Gołczwia wojskowe sceny pole elekcyjne kraj miły przyjaciele.Zdawało musię, że albo tamto snem tylko było, lub to nim być musiało.Myśli plątały sięjakby szaleństwo zmąciło już mózg uciśnięty.Piersi brakło oddechu.Kościprzejmował chłód grobowy, dziwna senność chorobliwa kleiła chwilamipowieki.Rachuba czasu ustała.Każda chwila wydawała się wiekiem.agodzina mogła być chwilą.Mierzyć ich nie było czym, bo nawet żywsze zrazukrwi bicie, ustawać się zdawało.Przyparty do ściany, czując pod sobą kości tych, co tu niegdyś pomarli i w prochsię zalegający obrócili, Pełka siedział tak w odrętwieniu, nie wiedząc jak długo.Czasami próbował sił tylko, wyciągał ręce, poruszał się.i cieszył się tym, żemógł jeszcze władnąć sobą.Jak długo trwał ten stan grobowego pół-snu pół jawy, nie wiedział.Naglewśród tej zamarłej ciszy, coś jakby daleki szmer słyszeć się dało.Pełka przeczułraczej niż rozpoznał kroki, instynkt przypomniał mu, że drzwi otwierały się w tęstronę, w której siedział, i że one go osłonią, gdy wchodzący oczyma szukaćbędzie skazanego.Pozostał więc nieruchomy w kącie.Serce zaczęło bić corazmocniej.Kroki się zbliżały.nie słychać było głosu ani rozmowy, szedł więcjeden człowiek.Jednego podołać się spodziewał.Klucz zaczął się w ordzewiałym zamku obracać.Pełka przyczaił się z nożem ipistoletem.przyczołgawszy się ku miejscu, z którego, jak się spodziewał,wpaść na stróża miało mu być najłatwiej.Jeszcze chwila, a walka o śmierć lubżycie rozpocząć się miała.Prędzej niż sądził, uchyliły się żelazne drzwi, ukazało się światełko, i schylonyna wpół człowiek wychudły, stary, począł się rozglądać ostrożnie po lochu,jakby się wnijść do niego obawiał.Pełka widział jego pomarszczoną twarz zobciętą krótko brodą siwą, i zgrzebną koszulę na piersiach, i podartą odzież, iręce spracowane, żylaste, i pas skórzany na biodrach.Nie miał broni, nie miałteż z sobą nic.Przychodził zobaczyć i donieść może, iż już wszystko byłoskończone.W mgnieniu oka porwał się z ziemi Pełka i rzucił się na niego, trzymając nóżpodniesiony w ręku.Latarka wypadła z dłoni starego stróża, który krzyknął nimdłonią usta mu potrafił zamknąć Pełka.Prosił jęcząc i tarzając się po ziemi, ożycie.Medard już mu przykładał nóż do piersi, gdy stróż w imię Chrystusa zaklął go olitość.Na ziemi tuż leżał sznur, który był Pełka zrzucił z rąk, pochwycił go, aby nimzwiązać starego, nakazując mu milczenie.Strwożony leżał, nie ruszając się i nie broniąc, powtarzał tylko: Ulituj się nade mną.ja mam sieroty do żywienia.Ulituj się na Chrystusarany! A nade mną mieliście litość? rzekł Pełka głosem, który ledwie z piersi mógłwydobyć. Alboż to moja sprawa? mówił stróż.Pełka na szyi nosił krzyżyk, dawniej mudany przez matkę.Poczuł go na piersiach i dobył szybko. Przysiąż, że mi pomożesz do uwolnienia rzekł żywo nikt o tymwiedzieć nie będzie.powiesz, że wpadłem do studni.Osypię cię złotem.sieroty wychowam.Stary obłąkanymi patrzał oczyma.Krzyżyk błyszczał przed nimi.a spodpowiek łza się toczyła. Nie zmuszaj mnie do zabójstwa! wołał cisnąc go i nóż przykładając mu dopiersi Pełka przysięgaj ja ci przysięgam, że ciebie i sieroty ocalę odzemsty.W milczeniu drżącą ręką przycisnął stróż krzyżyk do ust i pocałował go. Przysięgam! rzekł cicho.Pełka natychmiast go puścił, mając się jednak na ostrożności, i zajmując drzwisobą. Chodzmy odezwał się. W biały dzień? szepnął stróż wylękły niepodobna.na zamku mnóstwoludzi!Dowiedział się w ten sposób Pełka, że noc całą przesiedział w tym lochu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Okropność położenia nie odjęła Pełce przytomności.Zwrócił się do pierwszegopodziemia i tu rozmyślać począł.Proński znał zapewne kostnicę, do której go posłał, i studnię, co się w niejznajdowała.Chciał więc jego śmierci.Aatwo było przypuścić, że więzień wciemności tej szukając wyjścia, łożyska, z rozpaczy czołgać się musi i padnie wgłębinę.Całą nadzieją Pełki było, iż w kilkadziesiąt godzin ktoś może zajrzeć zechce,aby się o zgonie jego przekonać.Ręce miał wolne, pistolety i nóż, postanowiłrzucić się na wchodzącego i zabiwszy go, wyswobodzić.Nie miał już nic dostracenia, a cała nadzieja była w tym, że przyjdzie stróż więzienny nim głód siływyczerpie, i niezdolnym go uczyni do ratowania się z rozpaczliwego położenia.Aatwo być jednak mogło, iż do zamkniętego skazanego nikt się dowiadywać niebędzie.Naówczas powolna śmierć głodowa zostawała mu tylko.Pełkapomyślał, że ją przyspieszyć może, przyłożywszy pistolet do głowy, leczodrzucił ze zgrozą ten ratunek, zdając się na wolę Bożą.na Opatrzność.Całe życie przeszłe przesuwało mu się przed oczyma: Jadwiga Gołczwia wojskowe sceny pole elekcyjne kraj miły przyjaciele.Zdawało musię, że albo tamto snem tylko było, lub to nim być musiało.Myśli plątały sięjakby szaleństwo zmąciło już mózg uciśnięty.Piersi brakło oddechu.Kościprzejmował chłód grobowy, dziwna senność chorobliwa kleiła chwilamipowieki.Rachuba czasu ustała.Każda chwila wydawała się wiekiem.agodzina mogła być chwilą.Mierzyć ich nie było czym, bo nawet żywsze zrazukrwi bicie, ustawać się zdawało.Przyparty do ściany, czując pod sobą kości tych, co tu niegdyś pomarli i w prochsię zalegający obrócili, Pełka siedział tak w odrętwieniu, nie wiedząc jak długo.Czasami próbował sił tylko, wyciągał ręce, poruszał się.i cieszył się tym, żemógł jeszcze władnąć sobą.Jak długo trwał ten stan grobowego pół-snu pół jawy, nie wiedział.Naglewśród tej zamarłej ciszy, coś jakby daleki szmer słyszeć się dało.Pełka przeczułraczej niż rozpoznał kroki, instynkt przypomniał mu, że drzwi otwierały się w tęstronę, w której siedział, i że one go osłonią, gdy wchodzący oczyma szukaćbędzie skazanego.Pozostał więc nieruchomy w kącie.Serce zaczęło bić corazmocniej.Kroki się zbliżały.nie słychać było głosu ani rozmowy, szedł więcjeden człowiek.Jednego podołać się spodziewał.Klucz zaczął się w ordzewiałym zamku obracać.Pełka przyczaił się z nożem ipistoletem.przyczołgawszy się ku miejscu, z którego, jak się spodziewał,wpaść na stróża miało mu być najłatwiej.Jeszcze chwila, a walka o śmierć lubżycie rozpocząć się miała.Prędzej niż sądził, uchyliły się żelazne drzwi, ukazało się światełko, i schylonyna wpół człowiek wychudły, stary, począł się rozglądać ostrożnie po lochu,jakby się wnijść do niego obawiał.Pełka widział jego pomarszczoną twarz zobciętą krótko brodą siwą, i zgrzebną koszulę na piersiach, i podartą odzież, iręce spracowane, żylaste, i pas skórzany na biodrach.Nie miał broni, nie miałteż z sobą nic.Przychodził zobaczyć i donieść może, iż już wszystko byłoskończone.W mgnieniu oka porwał się z ziemi Pełka i rzucił się na niego, trzymając nóżpodniesiony w ręku.Latarka wypadła z dłoni starego stróża, który krzyknął nimdłonią usta mu potrafił zamknąć Pełka.Prosił jęcząc i tarzając się po ziemi, ożycie.Medard już mu przykładał nóż do piersi, gdy stróż w imię Chrystusa zaklął go olitość.Na ziemi tuż leżał sznur, który był Pełka zrzucił z rąk, pochwycił go, aby nimzwiązać starego, nakazując mu milczenie.Strwożony leżał, nie ruszając się i nie broniąc, powtarzał tylko: Ulituj się nade mną.ja mam sieroty do żywienia.Ulituj się na Chrystusarany! A nade mną mieliście litość? rzekł Pełka głosem, który ledwie z piersi mógłwydobyć. Alboż to moja sprawa? mówił stróż.Pełka na szyi nosił krzyżyk, dawniej mudany przez matkę.Poczuł go na piersiach i dobył szybko. Przysiąż, że mi pomożesz do uwolnienia rzekł żywo nikt o tymwiedzieć nie będzie.powiesz, że wpadłem do studni.Osypię cię złotem.sieroty wychowam.Stary obłąkanymi patrzał oczyma.Krzyżyk błyszczał przed nimi.a spodpowiek łza się toczyła. Nie zmuszaj mnie do zabójstwa! wołał cisnąc go i nóż przykładając mu dopiersi Pełka przysięgaj ja ci przysięgam, że ciebie i sieroty ocalę odzemsty.W milczeniu drżącą ręką przycisnął stróż krzyżyk do ust i pocałował go. Przysięgam! rzekł cicho.Pełka natychmiast go puścił, mając się jednak na ostrożności, i zajmując drzwisobą. Chodzmy odezwał się. W biały dzień? szepnął stróż wylękły niepodobna.na zamku mnóstwoludzi!Dowiedział się w ten sposób Pełka, że noc całą przesiedział w tym lochu [ Pobierz całość w formacie PDF ]