[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ile dotychczas dzień zdawał się upływać wolno, to teraz już prawdziwie sięwlókł.Stanęły w kolejce do jednej z kuchni po talerze z plasterkami szynki, rzepąi groszkiem.Słońce, jak się zdawało, osadziło się już na dobre na koronach drzew.Większość mieszkańców Salidaru kładła się wraz ze słońcem, ale w kilku oknachrozbłysły światła, między innymi w największym budynku wioski.Komnata wy-dała tego wieczoru ucztę na cześć Tarny.Z dawnej oberży napływały odgłosy mu-zyki wygrywanej na harfie; Aes Sedai znalazły jakiegoś harfistę wśród żołnierzy,kazały mu się ogolić i wbiły go w coś w rodzaju liberii.Przechodnie obrzucali tenbudynek przelotnym spojrzeniem i natychmiast przyspieszali kroku albo staralisię nie zauważać go tak usilnie, że praktycznie aż trzęśli się z wysiłku.Gareth Bry-ne stanowił wyjątek.Usadowiony na drewnianej skrzyni na samym środku ulicy,jadł swój posiłek; każda członkini Komnaty, która wyjrzałaby z okna, musiałabygo zobaczyć.Słońce, powoli, bardzo powoli, osuwało się za ścianę lasu.Ciem-ność zapadła nagle, nie poprzedzona zmierzchem, godnym tej nazwy, zaś uliceopustoszały.Raz jeszcze rozbrzmiały dzwięki melodii wygrywanej na harfie.Ga-reth Bryne nadal siedział na skrzyni, na skraju kałuży świateł padających z okienizby, w której odbywał się bankiet.Nynaeve potrząsnęła głową; nie wiedziała, czynależy mu się podziw czy raczej trzeba go uważać za głupca.Podejrzewała, że po323trochu jedno i drugie.Dopiero kiedy już leżała w łóżku z nakrapianym kamiennym ter angrealemnanizanym na rzemyk na szyi, obok ciężkiego złotego sygnetu Lana, i właśniezdmuchnęła świeczkę, przypomniała sobie o poleceniu Theodrin.No cóż, terazjuż na to było za pózno.Zresztą Theodrin i tak się nie dowie, że ona spała.Gdziejest Lan?Oddech Elayne uspokoił się, Nynaeve wtuliła się w małą poduszkę z cichymwestchnieniem i.stała u stóp pustego łóżka i patrzyła na mglistą Elayne, spowitą w niby--światło nocy Tel aran rhiod.Nikogo, kto by je zobaczył.Gdzieś w pobliżu mo-gła się kręcić Sheriam albo ktoś z jej kręgu, również Siuan albo Leane.Prawda,obie miały prawo odwiedzać Zwiat Snów, wszakże podczas dzisiejszej wyprawyżadna nie miała chęci odpowiadać na pytania.Elayne najwyrazniej traktowała tęeskapadę jak polowanie; świadomie czy nie, odziała się podobnie jak Birgitte,w zielony kaftan i białe spodnie.Zamrugała na widok srebrnego łuku w swymręku i za moment łuk zniknął, razem z kołczanem.Nynaeve sprawdziła stan własnego odzienia i westchnęła.Suknia balowaz niebieskiego jedwabiu, haftowana w złote kwiaty przy głęboko wyciętym de-kolcie i esy-floresy przy rąbku obszernej spódnicy.Na stopach czuła aksamit-ne trzewiki do tańca.Tak naprawdę to nie miało znaczenia, co się nosiło wTel aran rhiod, ale co też ją opętało, że wybrała taki strój? Zdajesz sobie sprawę, że to się może nie udać? spytała, odziewającsię w dobre proste wełny z Dwu Rzek i mocne buty.Elayne nie miała prawauśmiechać się w taki sposób.Srebrny łuk.Ha! Powinnyśmy mieć przynajmniejjakieś pojęcie o tym, czego szukamy, coś o tym wiedzieć. Musi wystarczyć sama potrzeba, Nynaeve.Sama powtarzałaś, co mówiłyMądre: kluczem jest potrzeba, im silniejsza tym lepiej, a my z całą pewnościączegoś potrzebujemy.W przeciwnym razie Rand, zamiast tej pomocy, jaką muobiecałyśmy, otrzyma tylko to, co zechce mu dać Elaida.Ja do tego nie dopuszczę,Nynaeve.Nie dopuszczę. Przestań tak zadzierać podbródek.Ja też do tego nie dopuszczę, jeśli będęw stanie coś uczynić.Proponuję więc, żebyśmy zaczęły już działać. Złączyw-szy ręce z Elayne, Nynaeve zamknęła oczy.Potrzeba.Miała nadzieję, że przy-najmniej po części zdają sobie sprawę, czego naprawdę potrzebują.Może nic sięnie stanie.Potrzeba.Nagle całe otoczenie jakby zawirowało powoli; poczuła, jakTel aran rhiod kołysze się, a ona leci w dół.Natychmiast otworzyła oczy.Odwołując się do potrzeby, każdy krok stawiałosię na ślepo, z konieczności, i o ile każdy kolejny stopniowo przybliżał do celuposzukiwań, to przy okazji można było na przykład niechcący wpaść do dołupełnego węży albo przeszkodzić w łowach lwu, który mógł odgryzć ci nogę.Lwów tam wprawdzie nie było, niemniej jednak to, co zobaczyła, wzbudziło324niepokój.Sam środek jasnego dnia, ale nie to nią tak wstrząsnęło czas tutajpłynął w odmienny sposób.Ona i Elayne trzymały się za ręce na samym środkubrukowanej ulicy, przy której stały budynki zbudowane z cegieł i kamieni.Domymieszkalne i sklepy były jednako udekorowane strojnymi gzymsami i fryzami.Dachy kryte gontami, jak również przerzucone nad ulicą kamienne albo drewnia-ne mosty, niektóre sięgające drugiego albo trzeciego piętra, uwieńczone zdobnymiwieżyczkami.Ulicę zalegały stosy usypane z odpadków, starych ubrań oraz po-łamanych mebli i, gdziekolwiek się zerknęło, wszędzie grasowały wielkie stadaszczurów; niektóre, wcale nie przestraszone ich widokiem, zatrzymywały się i po-piskiwały wyzywająco.Pojawiali się i znikali ludzie, którzy wśnili się na obrzeżaTel aran rhiod [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.O ile dotychczas dzień zdawał się upływać wolno, to teraz już prawdziwie sięwlókł.Stanęły w kolejce do jednej z kuchni po talerze z plasterkami szynki, rzepąi groszkiem.Słońce, jak się zdawało, osadziło się już na dobre na koronach drzew.Większość mieszkańców Salidaru kładła się wraz ze słońcem, ale w kilku oknachrozbłysły światła, między innymi w największym budynku wioski.Komnata wy-dała tego wieczoru ucztę na cześć Tarny.Z dawnej oberży napływały odgłosy mu-zyki wygrywanej na harfie; Aes Sedai znalazły jakiegoś harfistę wśród żołnierzy,kazały mu się ogolić i wbiły go w coś w rodzaju liberii.Przechodnie obrzucali tenbudynek przelotnym spojrzeniem i natychmiast przyspieszali kroku albo staralisię nie zauważać go tak usilnie, że praktycznie aż trzęśli się z wysiłku.Gareth Bry-ne stanowił wyjątek.Usadowiony na drewnianej skrzyni na samym środku ulicy,jadł swój posiłek; każda członkini Komnaty, która wyjrzałaby z okna, musiałabygo zobaczyć.Słońce, powoli, bardzo powoli, osuwało się za ścianę lasu.Ciem-ność zapadła nagle, nie poprzedzona zmierzchem, godnym tej nazwy, zaś uliceopustoszały.Raz jeszcze rozbrzmiały dzwięki melodii wygrywanej na harfie.Ga-reth Bryne nadal siedział na skrzyni, na skraju kałuży świateł padających z okienizby, w której odbywał się bankiet.Nynaeve potrząsnęła głową; nie wiedziała, czynależy mu się podziw czy raczej trzeba go uważać za głupca.Podejrzewała, że po323trochu jedno i drugie.Dopiero kiedy już leżała w łóżku z nakrapianym kamiennym ter angrealemnanizanym na rzemyk na szyi, obok ciężkiego złotego sygnetu Lana, i właśniezdmuchnęła świeczkę, przypomniała sobie o poleceniu Theodrin.No cóż, terazjuż na to było za pózno.Zresztą Theodrin i tak się nie dowie, że ona spała.Gdziejest Lan?Oddech Elayne uspokoił się, Nynaeve wtuliła się w małą poduszkę z cichymwestchnieniem i.stała u stóp pustego łóżka i patrzyła na mglistą Elayne, spowitą w niby--światło nocy Tel aran rhiod.Nikogo, kto by je zobaczył.Gdzieś w pobliżu mo-gła się kręcić Sheriam albo ktoś z jej kręgu, również Siuan albo Leane.Prawda,obie miały prawo odwiedzać Zwiat Snów, wszakże podczas dzisiejszej wyprawyżadna nie miała chęci odpowiadać na pytania.Elayne najwyrazniej traktowała tęeskapadę jak polowanie; świadomie czy nie, odziała się podobnie jak Birgitte,w zielony kaftan i białe spodnie.Zamrugała na widok srebrnego łuku w swymręku i za moment łuk zniknął, razem z kołczanem.Nynaeve sprawdziła stan własnego odzienia i westchnęła.Suknia balowaz niebieskiego jedwabiu, haftowana w złote kwiaty przy głęboko wyciętym de-kolcie i esy-floresy przy rąbku obszernej spódnicy.Na stopach czuła aksamit-ne trzewiki do tańca.Tak naprawdę to nie miało znaczenia, co się nosiło wTel aran rhiod, ale co też ją opętało, że wybrała taki strój? Zdajesz sobie sprawę, że to się może nie udać? spytała, odziewającsię w dobre proste wełny z Dwu Rzek i mocne buty.Elayne nie miała prawauśmiechać się w taki sposób.Srebrny łuk.Ha! Powinnyśmy mieć przynajmniejjakieś pojęcie o tym, czego szukamy, coś o tym wiedzieć. Musi wystarczyć sama potrzeba, Nynaeve.Sama powtarzałaś, co mówiłyMądre: kluczem jest potrzeba, im silniejsza tym lepiej, a my z całą pewnościączegoś potrzebujemy.W przeciwnym razie Rand, zamiast tej pomocy, jaką muobiecałyśmy, otrzyma tylko to, co zechce mu dać Elaida.Ja do tego nie dopuszczę,Nynaeve.Nie dopuszczę. Przestań tak zadzierać podbródek.Ja też do tego nie dopuszczę, jeśli będęw stanie coś uczynić.Proponuję więc, żebyśmy zaczęły już działać. Złączyw-szy ręce z Elayne, Nynaeve zamknęła oczy.Potrzeba.Miała nadzieję, że przy-najmniej po części zdają sobie sprawę, czego naprawdę potrzebują.Może nic sięnie stanie.Potrzeba.Nagle całe otoczenie jakby zawirowało powoli; poczuła, jakTel aran rhiod kołysze się, a ona leci w dół.Natychmiast otworzyła oczy.Odwołując się do potrzeby, każdy krok stawiałosię na ślepo, z konieczności, i o ile każdy kolejny stopniowo przybliżał do celuposzukiwań, to przy okazji można było na przykład niechcący wpaść do dołupełnego węży albo przeszkodzić w łowach lwu, który mógł odgryzć ci nogę.Lwów tam wprawdzie nie było, niemniej jednak to, co zobaczyła, wzbudziło324niepokój.Sam środek jasnego dnia, ale nie to nią tak wstrząsnęło czas tutajpłynął w odmienny sposób.Ona i Elayne trzymały się za ręce na samym środkubrukowanej ulicy, przy której stały budynki zbudowane z cegieł i kamieni.Domymieszkalne i sklepy były jednako udekorowane strojnymi gzymsami i fryzami.Dachy kryte gontami, jak również przerzucone nad ulicą kamienne albo drewnia-ne mosty, niektóre sięgające drugiego albo trzeciego piętra, uwieńczone zdobnymiwieżyczkami.Ulicę zalegały stosy usypane z odpadków, starych ubrań oraz po-łamanych mebli i, gdziekolwiek się zerknęło, wszędzie grasowały wielkie stadaszczurów; niektóre, wcale nie przestraszone ich widokiem, zatrzymywały się i po-piskiwały wyzywająco.Pojawiali się i znikali ludzie, którzy wśnili się na obrzeżaTel aran rhiod [ Pobierz całość w formacie PDF ]