[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W 1533 roku Hiszpanie zajęli Cuzco.Koronowany przez nich Manco Inca po nieudanej próbie powstania schronił się w 1537 rokuw górach Vilcabamby.W 1572 roku wicekról hiszpański Ferdinando de Toledo podbiłVilcabambę i kazał stracić jej ostatniego władcę Tupaca Amaru.- Może już dosyć - wtrącił się Kobiatko - widzę, że ten temat jest pani niemiły.- O tak - wtrącił de la Vega - Maria zawsze bardzo przeżywa opowiadanie o klęskachnaszego narodu. Dziwne - pomyślałem - ale tego nie zauważyłem.Ale cóż było robić? Trzeba było iść po plan.Co był on naprawdę wart, miał pokazaćkolejny dzień.Wyszliśmy rankiem, po wczesnym śniadaniu.Pani Cecylii powiedziałem, że idziemyna wędrówkę aż do Niedzicy.Pogoda była piękna, tylko gdzieniegdzie płynęły po błękicie znad Tatr małe obłoczki.Szliśmy zdobną w różnobarwne kwiaty i kwiatki łąką, odcinającą się od żółknącej już lekkozieleni łanów owsa, nad które wspinała się ciemna zieleń sosen i świerków przeplecionagdzieniegdzie jaśniejszą plamą buka.Wysoko nad drzewami złociły się i połyskiwały wsłońcu ściany pienińskich szczytów, tylko niekiedy ostrym cieniem żlebu przypominające, jakmogą być grozne dla niedoświadczonego turysty.Od poprzedniej wyprawy droga różniła się tylko tym, że już idąc pod Zbójeckie Skałkiczcigodny Aleksander Kobiatko wylądował na siedzeniu w potoku Harczygrund.Tym sięzresztą nie przejął, jako że dzień zapowiadał się upalnie i wróżył szybkie wysuszeniezmoczonych spodni.Podziwiałem Janusza.Schody na zaporę, owszem, ale tutaj w terenie pełnym kamieni,nierówności i korzeni drzew oraz rozpadlin chłopak dawał sobie świetnie radę! Czasemwydawało się nawet, że szwedki nie służą mu do pomocy, a wręcz przeszkadzają.Zauważyłem, że nasi peruwiańscy przyjaciele nie wzięli tym razem swegoimponującego sprzętu fotograficznego i video.Poinformował mnie o tym zresztą de la Vega.Albo więc zupełnie nie wierzyli w powodzenie dzisiejszej wyprawy (co po wczorajszych podchodach wydało mi się nieprawdopodobne), albo.odpukałem w pień mijanej sosny -liczyli na to, że znalezione złoto Inków trafi w ich ręce.Po moim trupie! Powoli wdrapywaliśmy się pod Zbójeckie Skałki, miejsce naszej przedwczorajszejklęski.Jeszcze widać było wygniecione przez nas maliny i paprocie. ROZDZIAA TRZYNASTYDOLINA HARCZYGRUND " JEST! " CZY TO PRAWDA? " OTOSKARB INKW! " PRAWDZIWI  NAUKOWCY - SILVIA I EMILIO "ZNW  BOLAS " UCZCIWI ZAODZIEJE " ILE S WARTE TRZYSKRZYNKI KLEJNOTW I ZAOTAWyszliśmy rankiem, po wczesnym śniadaniu.Pani Cecylii powiedziałem, że idziemyna wędrówkę aż do Niedzicy.Kobiatko przepraszał za swe niedawne roztargnienie, które nie pozwoliło muzapamiętać skałki  co jak wół. Jak wół to ta płachetka skalna nie była, ale owszem -znacznych rozmiarów.Lekko skośna, nachylona ku południowi.Z trzech stron otaczały jąstare jałowce.Jasne, że kiedy byliśmy tu poprzednio, gdyby nie Kobiatko, to albo ja, alboMaria trafilibyśmy tutaj! Ale co było, to nie jest!Zdjąłem plecak i sięgnąłem po  Rambo.Aleksander zajął się montowaniem swegowykrywacza.Profesor przysiadł na głazie, a Maria i Janusz ułożyli się wygodnie wjagodnikach.Skierowałem czujnik ku krawędzi płyty, w jej miejscu najbardziej poziomym.Skałkaprzypominała bowiem literę  L.Jej pionowa ścianka przechodziła łagodnym łukiem w lekkopochyloną poziomą równienkę.- Nie tu! - zawołał zaplątany w przewody Kobiatko.- Wal od razu na środek, gdziepion jest najrówniejszy.Rzeczywiście skała była tutaj równa.Co więcej, wydawało się wręcz, że wygładziły jąludzkie ręce.Ale to mogło być tylko złudzenie.O ile rzeczywiście trafiliśmy na schowek czykryjówkę Inków, to zbyt doświadczonymi konstruktorami takich ukryć byli, aby pozostawiaćna zewnątrz ślady swej pracy, które mówiłyby, ba, wołałyby do każdego:  Tutaj szukaj! Tutajcoś ukryto!Mimo to posłusznie skierowałem czujnik ku środkowi skały, wybierając tylko jejpionowe ramię.Zatoczyłem szeroki krąg.Cisza w słuchawkach.Już chciałem powiedziećAleksandrowi coś na temat konieczności naprawy jego sprzętu.Ale jeszcze raz na środek,pod pion głazu. I  Rambo się odezwał!W słuchawkach zadzwięczał mocny sygnał! Jakby tuż pod cienką kamienną powłokąktoś ukrył skład złomu.Albo, ładniej powiedziawszy, srebrną trumnę ze zwłokami biednejUminy.- Mam to! - zawołałem do Aleksandra, który posapując już gramolił się do mnie.Już i jego  Penetrator odezwał się silnym sygnałem.- A nie mówiłem?! - wysapał z dumą jego posiadacz.- Mówił stryjek tylko tyle, że wykrywacz  zwariował - zaśmiał się będący już przynas Janusz.Za nim tłoczyli się Maria i profesor.Każdy chciał posłuchać tajemniczego aniosącego tyle nadziei dzwięku.Odzywał się on raz silniej, raz słabiej na przestrzeni jakiegoś metra kwadratowego.Przestrzeń tę obrysowałem ułomkiem skały.Podałem  Rambo Marii, by mogła nasłuchać siędo woli i zszedłem do plecaka po sondę.Ta wykazała, że za oznaczonym przeze mnie miejscem kryje się pod skałą pustaprzestrzeń.Wokół lita skała.- I co teraz? - spytał Janusz.Prześcigając się w wysiłkach oczyściliśmy skałę w wyznaczonym przeze mniemiejscu z mchów i porostów oraz trawek, które zapuściły gdzieniegdzie korzonki w pęknięciakamienia.Nawet Maria nie żałowała swych wypielęgnowanych paznokci.Ale ta praca nie przyniosła spodziewanych rezultatów.Owszem, to tu, to tamdostrzegliśmy wąziutką szczelinkę, ale krętą i nie łączącą się z innymi.Poza tym szczeliny tebyły płytkie; zawzięty Aleksander sondował je drutem.Tak to bywa z wapieniemwystawionym na działanie wiatrów i deszczów oraz śniegu i lodu.Podczas gdy resztaodpoczywała przy wielkiej butli coli, by nabrać sił przed nowym atakiem na nieustępliwąskałę, Janusz nie ustawał w starannym jej badaniu.- Najlepiej to byłoby potraktować ją dynamitem - uskarżał się, ale nie ustępował wmrówczej pracy.Każdy występik skały próbował poruszyć, obrócić, przesunąć.Co raz musiałprzerwać badania, by przetrzeć chusteczką zapocone okulary.Ale nie ustawał i centymetr pocentymetrze przesuwał się na klęczkach wzdłuż ścianki.Nagle usłyszeliśmy jego triumfalny gwizd.W wysoko uniesionej ręce trzymałwapienną  igłę.- Co tak gwiżdżesz? - wzruszył ramionami zniechęcony przez ostatnie minutynieudanych poszukiwań jego stryj.- Pełno tego tutaj. - Może i pełno - Janusz spokojnie usiadł pod skałą - tylko nie za każdą kryje sięokrągły, jakby wywiercony świdrem otwór.Już byliśmy przy nim!Rzeczywiście.Tutaj powyżej wyrytej przeze mnie krechy, nad jej lewym narożnikiem,we wgłębieniu wapienia widać było gruby na kciuk otwór.- Moja szkoła - poklepał Janusza Kobiatko, zapominając o wyrażonych przed chwiląwątpliwościach.Włożył do otworu drut.- Ale coś płytka ta dziura.Nie sięga głębiej niż 10 centymetrów.Może to pozostałośćpo jakichś pracach górniczych? - znów ogarnęły go wątpliwości.%7łachnąłem się.- Daj spokój.Zaraz przyniosę cienki przecinak i młotek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •