[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewykluczone, \e nie będziesz umiał ocenić uroku księ\niczki, poniewa\tak\e poezja nie jest ani darem, ani zdobytym bogactwem, ale twoim własnymwstępowaniem w górę; niewykluczone, \e nie zniewala cię wdzięk ruchów, podobniejak w przypadku muzyki, której nie zrozumiesz bez wysiłku - ale to nie dowód, \e onamało warta, ale \e ty po prostu nie istniejesz.Ogarniając ludzi milczącą miłością, słuchałem, jak mówią.Widziałem, jak sięwzruszają.Widziałem, jak w kłótniach lśniła stal no\y.Jakkolwiek byli nędzni inędzne były ich nory, nigdy nie stwierdziłem, aby - poza \ądzą pokarmu - obchodziłyich dobra, które by miały sens poza ich językiem.Gdy\ kobieta, dla której jesteśgotowy zabijać, jest czymś więcej ni\ tylko ciałem, jest jakąś twoją osobistą ojczyzną,poza którą czujesz się wygnańcem pozbawionym wszelkiego znaczenia.Gdy\ nagleokazuje się, \e imbryk, w którym parzy się wieczorem herbata, gotów z jej powodustracić tak\e wszelki sens.* * *Je\eli jednak, działając głupio, dasz się zmylić pozorom i widząc, jak ludziomjest miły ów imbryk wieczornej herbaty, zaczniesz go czcić dla niego samego, aczłowieka uczynisz niewolnikiem, aby go produkował, nie będzie ludzi, którzymogliby go kochać, i będzie to katastrofa i dla człowieka, i dla przedmiotów.Podobnie się stanie, jeśli rozczłonkujesz oblicze człowieka widząc w nimoddzielnie dziecięcą łagodność, cześć, z jaką przystępujemy do ło\a chorego,milczenie wiernych skupionych wokół ołtarza i powagę macierzyństwa.Wtedy - wtrosce o liczbę - wystawisz szopy i obory, i zamkniesz w nich stada kobiet, abyrodziły.I zgubisz wtedy na zawsze to, o co zamierzałeś dbać; albowiem, jaki sens mawahanie się pogłowia, je\eli jest to bydło na opas.Ja chcę kształtować duszę ludzką, zakreślam jej granice i stawiam tamy, irysuję ogrody.A w imię kultu dziecka i jego znaczenia w ludzkim sercu być mo\ebędę na pozór mniej dbał o liczbę, poniewa\ nie wierzę wcale w ludzką logikę, lecz wnaturalną skłonność uczuć ludzkich.Jeśli jesteś, sam budujesz drzewo twojego \ycia, a je\eli ja obmyślam ikształtuję drzewo, to przecie\ tylko ziarno ci przedstawiam.Kwiaty i owoce śpią wnim potencjalnie jak w morzu mo\liwości.Jeśli się rozwijasz, to według linii nieobmyślonych wcześniej przeze mnie, bo wcale się tym nie zajmowałem.I będąc,mo\esz się stawać.A twoja miłość stanie się dziecięciem tej miłości.LXXXVII potykałem się jakby o próg, poniewa\ są epoki, kiedy język nic nie potrafiująć i nic przewidzieć.Istnieją ludzie, którzy ukazują mi świat niczym rebus iwymagają, abym go im wyjaśnił.Ale nie ma czegoś takiego jak wyjaśnienia i światnie ma sensu. Czy trzeba się poddać, czy walczyć? Trzeba się poddać, \eby prze\yć, awalczyć po to, \eby nadal \yć.Pozwól \yciu biec swoim tokiem.Bo taka jest nędzanaszych dni, \e prawda o \yciu, która jest jedna, znajdzie sobie wyraz w przeciwnychsobie formach.Ale nie rób sobie złudzeń : taki, jaki jesteś, jesteś ju\ martwy.Sprzeczności w tobie nale\ą do procesu przemiany, a tak\e rozdarcie, i cała twojanędza.Trzaska twoja łupina i pęka.A twoje milczenie jest milczeniem ziarnazło\onego w ziemię, gdzie gnije, aby się stać zdzbłem zbo\a.A twoja jałowość jestjałowością poczwarki.Odrodzisz się piękniejszy o skrzydła.Stojąc na wierzchołku góry, gdy w dole wszystkie problemy zdają sięuładzone, pytasz sam siebie: Jak to mo\liwe, \e nie rozumiałem od początku? Takjak gdyby od początku było coś do zrozumienia.LXXXVIINie otrzymasz \adnego znaku - albowiem właściwością bóstwa, od któregoznaku pragniesz, jest właśnie milczenie.Kamienie nie wiedzą nic o świątyni, na którąsię wspólnie składają, i nie mogą wiedzieć.Ani kawałek kory - o drzewie, któreskłada się z wielu innych jeszcze kawałków.Ani drzewo, ani domostwo - oojcowiznie, która składa się z wielu drzew i domostw.Ani ty - o Bogu.Bo w tym celuświątynia musiałaby się objawić kamieniom, i drzewo - korze, co jest pozbawionesensu, poniewa\ kamień nie posiada języka, w którym takie objawienie mogłoby siędokonać.Mowa, którą mówi drzewo, ma wymiar drzewa.Oto, co odkryłem w tej podró\y ku Bogu.* * *Wcią\ sam, zamknięty w sobie i stojący naprzeciw siebie.I \adnej nadziei, \ebym sam wyszedł z samotności.Kamień nie ma \adnejnadziei bycia czymś innym ni\ kamieniem.Ale współdziałając z innymi kamieniami,tworzy całość i staje się świątynią.Nie mam te\ nadziei na ukazanie się archanioła, gdy\ albo jest onniepodzielny, albo go nie ma wcale.A ci, którzy oczekują znaku od Boga, oczekująjakby odbicia w lustrze i zobaczą w nim tylko siebie samych.Ale kiedy obejmujęmiłością mój lud, czuję przemieniający mnie \ar.I to jest znak zesłany od Boga.Bogdy tylko zapadnie cisza, będzie prawdą dla wszystkich kamieni.Dlatego te\ ja sam, poza obrębem wszelkiej wspólnoty, nie mam \adnejwartości i nie potrafię znalezć w sobie zaspokojenia.Dlatego bądzcie jak ziarna zbo\a zło\one na zimę w spichlerzu, aby tam spały.LXXXVIIIAlbo odmowa tego, co nas przekracza:- Ja - mówią - ja.I klepią się po brzuchu.Jakby ktoś w nich był obecny, jakby ktoś przez nichistniał.Tak jakby kamienie z murów świątyni zechciały mówić: Ja, ja, ja.Tak samo ludzie, których skazałem na pracę w kopalniach diamentów.Ich pot,wysiłki, otępienie zmieniały się w diament i w blask.Istnieli dzięki diamentowi, którynadawał ich \yciu sens.Ale pewnego dnia zbuntowali się.Zaczęli mówić: Ja, ja, ja! Nie chcieli dłu\ej poddawać się władzy diamentu.Nie chcieli sięstawać.Chcieli natomiast sami siebie czcić.Zamiast diamentu sami siebie postawilina piedestale.Byli teraz szpetni - albowiem piękni byli tylko w diamencie.Jakkamienie są piękne w świątyni.A drzewo - piękne, kiedy jest częścią ojcowizny.Arzeka piękna, kiedy jest częścią królestwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Niewykluczone, \e nie będziesz umiał ocenić uroku księ\niczki, poniewa\tak\e poezja nie jest ani darem, ani zdobytym bogactwem, ale twoim własnymwstępowaniem w górę; niewykluczone, \e nie zniewala cię wdzięk ruchów, podobniejak w przypadku muzyki, której nie zrozumiesz bez wysiłku - ale to nie dowód, \e onamało warta, ale \e ty po prostu nie istniejesz.Ogarniając ludzi milczącą miłością, słuchałem, jak mówią.Widziałem, jak sięwzruszają.Widziałem, jak w kłótniach lśniła stal no\y.Jakkolwiek byli nędzni inędzne były ich nory, nigdy nie stwierdziłem, aby - poza \ądzą pokarmu - obchodziłyich dobra, które by miały sens poza ich językiem.Gdy\ kobieta, dla której jesteśgotowy zabijać, jest czymś więcej ni\ tylko ciałem, jest jakąś twoją osobistą ojczyzną,poza którą czujesz się wygnańcem pozbawionym wszelkiego znaczenia.Gdy\ nagleokazuje się, \e imbryk, w którym parzy się wieczorem herbata, gotów z jej powodustracić tak\e wszelki sens.* * *Je\eli jednak, działając głupio, dasz się zmylić pozorom i widząc, jak ludziomjest miły ów imbryk wieczornej herbaty, zaczniesz go czcić dla niego samego, aczłowieka uczynisz niewolnikiem, aby go produkował, nie będzie ludzi, którzymogliby go kochać, i będzie to katastrofa i dla człowieka, i dla przedmiotów.Podobnie się stanie, jeśli rozczłonkujesz oblicze człowieka widząc w nimoddzielnie dziecięcą łagodność, cześć, z jaką przystępujemy do ło\a chorego,milczenie wiernych skupionych wokół ołtarza i powagę macierzyństwa.Wtedy - wtrosce o liczbę - wystawisz szopy i obory, i zamkniesz w nich stada kobiet, abyrodziły.I zgubisz wtedy na zawsze to, o co zamierzałeś dbać; albowiem, jaki sens mawahanie się pogłowia, je\eli jest to bydło na opas.Ja chcę kształtować duszę ludzką, zakreślam jej granice i stawiam tamy, irysuję ogrody.A w imię kultu dziecka i jego znaczenia w ludzkim sercu być mo\ebędę na pozór mniej dbał o liczbę, poniewa\ nie wierzę wcale w ludzką logikę, lecz wnaturalną skłonność uczuć ludzkich.Jeśli jesteś, sam budujesz drzewo twojego \ycia, a je\eli ja obmyślam ikształtuję drzewo, to przecie\ tylko ziarno ci przedstawiam.Kwiaty i owoce śpią wnim potencjalnie jak w morzu mo\liwości.Jeśli się rozwijasz, to według linii nieobmyślonych wcześniej przeze mnie, bo wcale się tym nie zajmowałem.I będąc,mo\esz się stawać.A twoja miłość stanie się dziecięciem tej miłości.LXXXVII potykałem się jakby o próg, poniewa\ są epoki, kiedy język nic nie potrafiująć i nic przewidzieć.Istnieją ludzie, którzy ukazują mi świat niczym rebus iwymagają, abym go im wyjaśnił.Ale nie ma czegoś takiego jak wyjaśnienia i światnie ma sensu. Czy trzeba się poddać, czy walczyć? Trzeba się poddać, \eby prze\yć, awalczyć po to, \eby nadal \yć.Pozwól \yciu biec swoim tokiem.Bo taka jest nędzanaszych dni, \e prawda o \yciu, która jest jedna, znajdzie sobie wyraz w przeciwnychsobie formach.Ale nie rób sobie złudzeń : taki, jaki jesteś, jesteś ju\ martwy.Sprzeczności w tobie nale\ą do procesu przemiany, a tak\e rozdarcie, i cała twojanędza.Trzaska twoja łupina i pęka.A twoje milczenie jest milczeniem ziarnazło\onego w ziemię, gdzie gnije, aby się stać zdzbłem zbo\a.A twoja jałowość jestjałowością poczwarki.Odrodzisz się piękniejszy o skrzydła.Stojąc na wierzchołku góry, gdy w dole wszystkie problemy zdają sięuładzone, pytasz sam siebie: Jak to mo\liwe, \e nie rozumiałem od początku? Takjak gdyby od początku było coś do zrozumienia.LXXXVIINie otrzymasz \adnego znaku - albowiem właściwością bóstwa, od któregoznaku pragniesz, jest właśnie milczenie.Kamienie nie wiedzą nic o świątyni, na którąsię wspólnie składają, i nie mogą wiedzieć.Ani kawałek kory - o drzewie, któreskłada się z wielu innych jeszcze kawałków.Ani drzewo, ani domostwo - oojcowiznie, która składa się z wielu drzew i domostw.Ani ty - o Bogu.Bo w tym celuświątynia musiałaby się objawić kamieniom, i drzewo - korze, co jest pozbawionesensu, poniewa\ kamień nie posiada języka, w którym takie objawienie mogłoby siędokonać.Mowa, którą mówi drzewo, ma wymiar drzewa.Oto, co odkryłem w tej podró\y ku Bogu.* * *Wcią\ sam, zamknięty w sobie i stojący naprzeciw siebie.I \adnej nadziei, \ebym sam wyszedł z samotności.Kamień nie ma \adnejnadziei bycia czymś innym ni\ kamieniem.Ale współdziałając z innymi kamieniami,tworzy całość i staje się świątynią.Nie mam te\ nadziei na ukazanie się archanioła, gdy\ albo jest onniepodzielny, albo go nie ma wcale.A ci, którzy oczekują znaku od Boga, oczekująjakby odbicia w lustrze i zobaczą w nim tylko siebie samych.Ale kiedy obejmujęmiłością mój lud, czuję przemieniający mnie \ar.I to jest znak zesłany od Boga.Bogdy tylko zapadnie cisza, będzie prawdą dla wszystkich kamieni.Dlatego te\ ja sam, poza obrębem wszelkiej wspólnoty, nie mam \adnejwartości i nie potrafię znalezć w sobie zaspokojenia.Dlatego bądzcie jak ziarna zbo\a zło\one na zimę w spichlerzu, aby tam spały.LXXXVIIIAlbo odmowa tego, co nas przekracza:- Ja - mówią - ja.I klepią się po brzuchu.Jakby ktoś w nich był obecny, jakby ktoś przez nichistniał.Tak jakby kamienie z murów świątyni zechciały mówić: Ja, ja, ja.Tak samo ludzie, których skazałem na pracę w kopalniach diamentów.Ich pot,wysiłki, otępienie zmieniały się w diament i w blask.Istnieli dzięki diamentowi, którynadawał ich \yciu sens.Ale pewnego dnia zbuntowali się.Zaczęli mówić: Ja, ja, ja! Nie chcieli dłu\ej poddawać się władzy diamentu.Nie chcieli sięstawać.Chcieli natomiast sami siebie czcić.Zamiast diamentu sami siebie postawilina piedestale.Byli teraz szpetni - albowiem piękni byli tylko w diamencie.Jakkamienie są piękne w świątyni.A drzewo - piękne, kiedy jest częścią ojcowizny.Arzeka piękna, kiedy jest częścią królestwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]