[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grób w naszym kościele będzie cudowny.Mój poczciwy Wokulskidaje fontannę, sztuczne ptaszki śpiewające, pozytywkę, która będziegrała same poważne kawałki, i mnóstwo dywanów.Hozer dostarczakwiatów, a amatorowie urządzają koncert na organ, skrzypce, wiolon-czelę i głosy.Jestem zachwycona, ale gdyby mi wśród tych cudów za-brakło ciebie, rozchorowałabym się.A więc tak?.Zciskam cię i całujępo tysiąc razy, kochająca ciotka,JoannaPost scriptum.Jutro jedziemy do magazynu zamówić dla ciebie ko-stium wiosenny.Umarłabym, gdybyś go nie przyjęła.Panna Izabela była rozpromieniona.List ten spełniał wszystkie jejnadzieje. Wokulski jest nieporównany! rzekł śmiejąc się pan Tomasz.Szturmem zdobył Joasię, która nie tylko nie będzie mi wymawiaławspólnika, lecz nawet gotowa o niego walczyć ze mną.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG61Mikołaj podał kurczęta. Musi to jednakże być genialny człowiek zauważyła panna Flo-rentyna. Wokulski?.no, nie mówił pan Tomasz. Jest to człowiek sza-lonej energii, ale co się tyczy daru kombinowania, nie powiem, ażebyposiadał go w wysokim stopniu. Zdaje mi się, że składa tego dowody. Wszystko to są dowody tylko energii odpowiedział pan To-masz. Dar kombinacji, genialny umysł poznaje się w innych rze-czach, choćby.w grze.Ja z nim dosyć często grywam w pikietę, gdziekoniecznie trzeba kombinować.Rezultat jest taki, że przegrałem osiemdo dziesięciu rubli, a wygrałem około siedemdziesięciu, chociaż niemam pretensji do geniuszu! dodał skromnie.Pannie Izabeli wypadł z ręki widelec.Pobladła i chwyciwszy się zaczoło szepnęła: A!.a!.Ojciec i panna Florentyna zerwali się z krzeseł. Co ci jest, Belu?. spytał zatrwożony pan Tomasz. Nic odpowiedziała wstając od stołu migrena.Od godziny czu-łam, że będę ją mieć.To nic, papo.Pocałowała ojca w rękę i wyszła do swego pokoju. Nagła migrena powinna by przejść zaraz rzekł pan Tomasz.Pójdz do niej, Florciu.Ja na chwilę wyjdę do miasta, bo muszę zoba-czyć się z kilkoma osobami, ale wcześniej wrócę.Tymczasem czuwajnad nią, kochana Florciu, proszę cię o to mówił pan Tomasz ze spo-kojną fizjognomią człowieka, bez którego poleceń albo prośby nie mo-że być dobrze na świecie. Zaraz do niej pójdę, tylko tu zrobię porządek odpowiedziałapanna Florentyna, dla której ład w domu był sprawą ważniejszą od czy-jejkolwiek migreny.Już mrok ogarnął ziemię.Panna Izabela jest znowu sama w swoimgabinecie; upadła na szezlong i obu rękami zasłoniła oczy.Spod ka-skady tkanin spływających aż na podłogę wysunął się jej wąski panto-felek i kawałek pończoszki, ale tego nikt nie widzi ani ona o tym niemyśli.W tej chwili jej duszę znowu targa gniew, żal i wstyd.Ciotka jąprzeprosiła, ona sama będzie kwestować przy najładniejszym grobie ibędzie miała najpiękniejszy kostium; lecz mimo to jest nieszczęśli-wą.Doznaje takich uczuć, jak gdyby wszedłszy do pełnego salonuujrzała nagle na swym nowym kostiumie ogromną tłustą plamę obrzy-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG62dłej formy i koloru, jakby suknię wytarzano gdzieś na kuchennychschodach.Myśl o tym jest dla niej tak wstrętną, że ślina napływa jej doust.Co za straszne położenie!.Już miesiąc zadłużają się u swego loka-ja, a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywapieniądze w karty.Wygrać można; panowie wygrywają tysiące, alenie na opędzenie pierwszych potrzeb, i przecież nie od kupców.Ach,gdyby można, upadłaby ojcu do nóg i błagała go, ażeby nie grywał ztymi ludzmi, a przynajmniej nie teraz, kiedy ich stan majątkowy jesttak ciężki.Za kilka dni, gdy odbierze pieniądze za swój serwis, samawręczy ojcu paręset rubli prosząc, ażeby je przegrał do tego pana Wo-kulskiego, ażeby wynagrodził go hojniej, niż ona wynagrodzi Mikołajaza zaciągnięte długi.Ale czyż jej wypada zrobić to, a nawet mówić o tym ojcu?. Wokulski?.Wokulski?. szepce panna Izabela. Któż to jestten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron,pod rozmaitymi postaciami.Co on ma do czynienia z jej ciotką, z oj-cem?.I otóż zdaje się jej, że już od kilku tygodni coś słyszała o tym czło-wieku.Jakiś kupiec niedawno ofiarował parę tysięcy rubli na dobro-czynność, ale nie była pewna, czy to był handlujący strojami damskimi,czy futrami.Potem mówiono, że także jakiś kupiec podczas wojny buł-garskiej dorobił się wielkiego majątku, tylko nie uważała, czy dorobiłsię szewc, u którego ona bierze buciki, czy jej fryzjer? I dopiero teraz,przypomina sobie, że ten kupiec, który dał pieniądze na dobroczyn-ność, i ten, który zyskał duży majątek, są jedną osobą, że to właśniejest ów Wokulski, który do jej ojca przegrywa w karty, a którego jejciotka, znana z dumy hrabina Karolowa, nazywa: mój poczciwy Wo-kulski!.W tej chwili przypomina sobie nawet fizjognomię tego człowieka,który w sklepie nie chciał z nią mówić, tylko cofnąwszy się za ogrom-ne japońskie wazony przypatrywał się jej posępnie.Jak on na nią pa-trzył.Jednego dnia weszła z panną Florentyną na czekoladę do cukierni,przez figle.Usiadły przy oknie, za którym zebrało się kilkoro obdar-tych dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Grób w naszym kościele będzie cudowny.Mój poczciwy Wokulskidaje fontannę, sztuczne ptaszki śpiewające, pozytywkę, która będziegrała same poważne kawałki, i mnóstwo dywanów.Hozer dostarczakwiatów, a amatorowie urządzają koncert na organ, skrzypce, wiolon-czelę i głosy.Jestem zachwycona, ale gdyby mi wśród tych cudów za-brakło ciebie, rozchorowałabym się.A więc tak?.Zciskam cię i całujępo tysiąc razy, kochająca ciotka,JoannaPost scriptum.Jutro jedziemy do magazynu zamówić dla ciebie ko-stium wiosenny.Umarłabym, gdybyś go nie przyjęła.Panna Izabela była rozpromieniona.List ten spełniał wszystkie jejnadzieje. Wokulski jest nieporównany! rzekł śmiejąc się pan Tomasz.Szturmem zdobył Joasię, która nie tylko nie będzie mi wymawiaławspólnika, lecz nawet gotowa o niego walczyć ze mną.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG61Mikołaj podał kurczęta. Musi to jednakże być genialny człowiek zauważyła panna Flo-rentyna. Wokulski?.no, nie mówił pan Tomasz. Jest to człowiek sza-lonej energii, ale co się tyczy daru kombinowania, nie powiem, ażebyposiadał go w wysokim stopniu. Zdaje mi się, że składa tego dowody. Wszystko to są dowody tylko energii odpowiedział pan To-masz. Dar kombinacji, genialny umysł poznaje się w innych rze-czach, choćby.w grze.Ja z nim dosyć często grywam w pikietę, gdziekoniecznie trzeba kombinować.Rezultat jest taki, że przegrałem osiemdo dziesięciu rubli, a wygrałem około siedemdziesięciu, chociaż niemam pretensji do geniuszu! dodał skromnie.Pannie Izabeli wypadł z ręki widelec.Pobladła i chwyciwszy się zaczoło szepnęła: A!.a!.Ojciec i panna Florentyna zerwali się z krzeseł. Co ci jest, Belu?. spytał zatrwożony pan Tomasz. Nic odpowiedziała wstając od stołu migrena.Od godziny czu-łam, że będę ją mieć.To nic, papo.Pocałowała ojca w rękę i wyszła do swego pokoju. Nagła migrena powinna by przejść zaraz rzekł pan Tomasz.Pójdz do niej, Florciu.Ja na chwilę wyjdę do miasta, bo muszę zoba-czyć się z kilkoma osobami, ale wcześniej wrócę.Tymczasem czuwajnad nią, kochana Florciu, proszę cię o to mówił pan Tomasz ze spo-kojną fizjognomią człowieka, bez którego poleceń albo prośby nie mo-że być dobrze na świecie. Zaraz do niej pójdę, tylko tu zrobię porządek odpowiedziałapanna Florentyna, dla której ład w domu był sprawą ważniejszą od czy-jejkolwiek migreny.Już mrok ogarnął ziemię.Panna Izabela jest znowu sama w swoimgabinecie; upadła na szezlong i obu rękami zasłoniła oczy.Spod ka-skady tkanin spływających aż na podłogę wysunął się jej wąski panto-felek i kawałek pończoszki, ale tego nikt nie widzi ani ona o tym niemyśli.W tej chwili jej duszę znowu targa gniew, żal i wstyd.Ciotka jąprzeprosiła, ona sama będzie kwestować przy najładniejszym grobie ibędzie miała najpiękniejszy kostium; lecz mimo to jest nieszczęśli-wą.Doznaje takich uczuć, jak gdyby wszedłszy do pełnego salonuujrzała nagle na swym nowym kostiumie ogromną tłustą plamę obrzy-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG62dłej formy i koloru, jakby suknię wytarzano gdzieś na kuchennychschodach.Myśl o tym jest dla niej tak wstrętną, że ślina napływa jej doust.Co za straszne położenie!.Już miesiąc zadłużają się u swego loka-ja, a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywapieniądze w karty.Wygrać można; panowie wygrywają tysiące, alenie na opędzenie pierwszych potrzeb, i przecież nie od kupców.Ach,gdyby można, upadłaby ojcu do nóg i błagała go, ażeby nie grywał ztymi ludzmi, a przynajmniej nie teraz, kiedy ich stan majątkowy jesttak ciężki.Za kilka dni, gdy odbierze pieniądze za swój serwis, samawręczy ojcu paręset rubli prosząc, ażeby je przegrał do tego pana Wo-kulskiego, ażeby wynagrodził go hojniej, niż ona wynagrodzi Mikołajaza zaciągnięte długi.Ale czyż jej wypada zrobić to, a nawet mówić o tym ojcu?. Wokulski?.Wokulski?. szepce panna Izabela. Któż to jestten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron,pod rozmaitymi postaciami.Co on ma do czynienia z jej ciotką, z oj-cem?.I otóż zdaje się jej, że już od kilku tygodni coś słyszała o tym czło-wieku.Jakiś kupiec niedawno ofiarował parę tysięcy rubli na dobro-czynność, ale nie była pewna, czy to był handlujący strojami damskimi,czy futrami.Potem mówiono, że także jakiś kupiec podczas wojny buł-garskiej dorobił się wielkiego majątku, tylko nie uważała, czy dorobiłsię szewc, u którego ona bierze buciki, czy jej fryzjer? I dopiero teraz,przypomina sobie, że ten kupiec, który dał pieniądze na dobroczyn-ność, i ten, który zyskał duży majątek, są jedną osobą, że to właśniejest ów Wokulski, który do jej ojca przegrywa w karty, a którego jejciotka, znana z dumy hrabina Karolowa, nazywa: mój poczciwy Wo-kulski!.W tej chwili przypomina sobie nawet fizjognomię tego człowieka,który w sklepie nie chciał z nią mówić, tylko cofnąwszy się za ogrom-ne japońskie wazony przypatrywał się jej posępnie.Jak on na nią pa-trzył.Jednego dnia weszła z panną Florentyną na czekoladę do cukierni,przez figle.Usiadły przy oknie, za którym zebrało się kilkoro obdar-tych dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]