[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Frankie skinęła głową.- Mam pomysł.Wyślę ją do Walii, do mojego zamku.Tam, na Boga, powinna być bezpieczna.- Gdyby ci się udało, byłoby to najlepsze wyjście.- Nie ma problemu.Ojciec w ogóle nie zwraca uwagi, kto przyjeżdża i wyjeżdża.Moira będzie mu się podobać, jak każdemu mężczyźnie: jest taka kobieca.To niesamowite, jak mężczyźni uwielbiają bezradne kobietki.- Nie uważam Moiry za szczególnie bezradną.- Nonsens.Zachowuje się jak ptaszek, który siedzi znieruchomiały i bez protestu czeka, aż go zje wąż.- A co twoim zdaniem powinna robić?- Ma zatrzęsienie możliwości - stwierdziła energicznie Frankie.- Na przykład? Nie ma przecież pieniędzy, przyjaciół.- Kochany, nie rozpędzaj się tak, jakbyś ją rekomendował do opieki społecznej.- Przepraszam.Zapadła pełna urazy cisza.- No - rzekła Frankie, odzyskując spokój - wracając do sprawy, myślę, że musimy natychmiast zabrać się do dzieła.- Ja też.Naprawdę, Frankie, strasznie miło z twojej strony, że.- W porządku - przerwała mu.- Nie mam nic przeciwko temu, że podoba ci się jakaś dziewczyna, dopóki nie zaczynasz pleść o niej bzdur, jakby nie miała ani rączek, ani nóżek, języka, ani rozumu we łbie.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Dobrze, zamknijmy ten temat.Wiem jedno: cokolwiek my zrobić, musimy to zrobić szybko.Czy to aby nie cytat?- Jedynie parafraza.Do dzieła, lady Macbeth.- Wiesz, zawsze uważałam - Frankie zboczyła radykalnie z tematu - że lady Macbeth sprowokowała męża do tych wszystkich zabójstw tylko i wyłącznie dlatego, iż była śmiertelnie znudzona życiem, w tym również samym Macbethem.Jestem przekonana, że był to jeden z tych potulnych, zgodnych facetów, którzy doprowadzają swoje żony do szaleństwa z nudy.Ale popełniwszy pierwszą zbrodnię w życiu, pozwalają się ogarnąć manii wielkości, kompensującej im dotychczasowy kompleks niższości.- Koniecznie musisz na ten temat napisać książkę, Frankie.- Robię błędy ortograficzne.No, dobrze, o czym to mówiliśmy? Aha, ratujemy Moirę.Lepiej przyprowadź samochód o wpół do jedenastej.Pojadę do Grange, poproszę Moirę i - jeżeli Nicholson tam będzie - przypomnę jej głośno, że obiecała do mnie pojechać i zostać parę dni, no, i zabiorę ją stamtąd.- Świetnie.Cieszę się, że zaczynamy od razu działać, mi wyobraźni już widziałem kolejny wypadek.- A więc o wpół do jedenastej.Gdy wróciła do Merroway Court, było już wpół do dziesiątej.Właśnie podano śniadanie, Roger nalewał sobie kawy.Wyglądał mizernie i niezdrowo.- Dzień dobry - przywitała się.- Spało mi się fatalnie, w końcu wstałam o siódmej i wybrałam się na spacer.- Tak bardzo mi przykro, że zostałaś wmieszana w ten cały kłopot.- Jak tam Sylvia?- Wieczorem dostała coś na sen, myślę, że jeszcze nie wstała.Biedna, tak mi jej żal.Była bez reszty oddana Henry’emu.- Wiem.Po chwili przerwy Frankie przedstawiła swoje plany wyjazdowe.- Spodziewałem się, że będziesz chciała wyjechać - powiedział Roger zasmucony.- Przesłuchanie w piątek.Dam ci znać, gdybyś była tam potrzebna.Wszystko zależy od koronera.Łyknął swoją kawę, przegryzł grzanką i wyszedł zająć się rozlicznymi sprawami, które teraz wymagały jego obecności.Frankie było go żal.Plotki i niezdrowe zainteresowanie, jakie wzbudza takie samobójstwo w rodzinie, mogła to sobie wyobrazić.Pojawił się Tommy, zajęła się więc zabawą z dzieckiem.Bobby podjechał samochodem o wpół do jedenastej.Przyniesiono jej bagaż.Pożegnała się z Tommym i zostawiła liścik do Sylvii.Bentley odjechał.Droga do Grange trwała krótko.Frankie była tu po raz pierwszy; żelazna brama i zdziczałe krzewy zrobiły na niej przygnębiające wrażenie.- To ponure miejsce - zauważyła.- Nic dziwnego, że Moirę dręczą tu lęki.Podjechali do głównego wejścia, Bobby wysiadł i zadzwonił.Przez dłuższą chwilę nikt nie podchodził.W końcu pojawiła się kobieta w stroju pielęgniarki.- Do pani Nicholson - oznajmił Bobby.Kobieta zawahała się, wycofała do holu i otworzyła drzwi szerzej.Frankie wyskoczyła z samochodu i weszła do budynku.Drzwi zamknęły się za nią z nieprzyjemnym łoskotem, zwielokrotnionym przez echo.Frankie zwróciła uwagę na ciężkie sztaby i skoble.Poczuła irracjonalny strach, jakby została więźniem tego złowrogiego domostwa.Bzdura, powiedziała do siebie, Bobby czeka na zewnątrz w aucie.Przyszłam legalnie.Nic mi się nie może stać.Otrząsając się z tych śmiechu wartych nastrojów, poszła w ślad za pielęgniarką po schodach na górę, potem w głąb długiego korytarza.Siostra otworzyła drzwi i Frankie weszła do gustownego saloniku, pełnego wesołych makatek i wazonów z kwiatami.Nastrój Frankie poprawił się zdecydowanie.Siostra mamrocząc coś pod nosem.Po jakichś pięciu minutach drzwi się otworzyły i wszedł doktor Nicholson.Frankie lekko drgnęła, ale zaraz postarała się zamaskować przestrach miłym uśmiechem i wyciągnięciem ręki na powitanie.- Dzień dobry - powiedziała.- Dzień dobry, lady Frances.Mam nadzieję, że nie sprowadzają pani złe wiadomości o stanie pani Bassington-ffrench?- Gdy wyjeżdżałam, jeszcze spała.- Współczuję jej.Naturalnie zajmuje się nią lekarz domowy?- Tak jest.- Po przerwie dodała: - Jest pan pewnie zapracowany, nie chciałabym zajmować pańskiego cennego czasu, doktorze.Właściwie przyjechałam do pańskiej żony.- Do Moiry? Bardzo to miłe z pani strony.Czy zdawało jej się tylko, że bladobłękitne oczy ukryte za silnymi szkłami stały się jeszcze twardsze?- Tak - powtórzył - to bardzo miłe.- Jeżeli jeszcze nie wstała - powiedziała Frankie z uroczym uśmiechem - posiedzę i zaczekam na nią.- Ach, nie, już wstała.- Doskonale.Chcę ją namówić na wizytę u mnie.Właśnie już obiecała przyjechać - znów się uśmiechnęła.- Tak, to bardzo miło z pani strony, lady Frances, naprawdę bardzo uprzejmie.Moira na pewno byłaby zachwycona.- Byłaby? - spytała ostro.Doktor Nicholson wyszczerzył w uśmiechu garnitur równych, białych zębów.- Niestety, małżonka wyjechała dziś z rana.- Wyjechała - powtórzyła machinalnie.- Dokąd?- A tak, trochę zmienić klimat.Wie pani, jak to jest, lady Frances.To dość przygnębiające miejsce dla młodej kobiety.Od czasu do czasu Moira musi się przewietrzyć, więc znika na parę dni.- Nie wie pan, dokąd pojechała?- Chyba do Londynu.Sklepy, teatry, wie pani, takie sobie rozrywki - wciąż się uśmiechał.Zdaniem Frankie był to najbardziej odpychający uśmiech pod słońcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Frankie skinęła głową.- Mam pomysł.Wyślę ją do Walii, do mojego zamku.Tam, na Boga, powinna być bezpieczna.- Gdyby ci się udało, byłoby to najlepsze wyjście.- Nie ma problemu.Ojciec w ogóle nie zwraca uwagi, kto przyjeżdża i wyjeżdża.Moira będzie mu się podobać, jak każdemu mężczyźnie: jest taka kobieca.To niesamowite, jak mężczyźni uwielbiają bezradne kobietki.- Nie uważam Moiry za szczególnie bezradną.- Nonsens.Zachowuje się jak ptaszek, który siedzi znieruchomiały i bez protestu czeka, aż go zje wąż.- A co twoim zdaniem powinna robić?- Ma zatrzęsienie możliwości - stwierdziła energicznie Frankie.- Na przykład? Nie ma przecież pieniędzy, przyjaciół.- Kochany, nie rozpędzaj się tak, jakbyś ją rekomendował do opieki społecznej.- Przepraszam.Zapadła pełna urazy cisza.- No - rzekła Frankie, odzyskując spokój - wracając do sprawy, myślę, że musimy natychmiast zabrać się do dzieła.- Ja też.Naprawdę, Frankie, strasznie miło z twojej strony, że.- W porządku - przerwała mu.- Nie mam nic przeciwko temu, że podoba ci się jakaś dziewczyna, dopóki nie zaczynasz pleść o niej bzdur, jakby nie miała ani rączek, ani nóżek, języka, ani rozumu we łbie.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Dobrze, zamknijmy ten temat.Wiem jedno: cokolwiek my zrobić, musimy to zrobić szybko.Czy to aby nie cytat?- Jedynie parafraza.Do dzieła, lady Macbeth.- Wiesz, zawsze uważałam - Frankie zboczyła radykalnie z tematu - że lady Macbeth sprowokowała męża do tych wszystkich zabójstw tylko i wyłącznie dlatego, iż była śmiertelnie znudzona życiem, w tym również samym Macbethem.Jestem przekonana, że był to jeden z tych potulnych, zgodnych facetów, którzy doprowadzają swoje żony do szaleństwa z nudy.Ale popełniwszy pierwszą zbrodnię w życiu, pozwalają się ogarnąć manii wielkości, kompensującej im dotychczasowy kompleks niższości.- Koniecznie musisz na ten temat napisać książkę, Frankie.- Robię błędy ortograficzne.No, dobrze, o czym to mówiliśmy? Aha, ratujemy Moirę.Lepiej przyprowadź samochód o wpół do jedenastej.Pojadę do Grange, poproszę Moirę i - jeżeli Nicholson tam będzie - przypomnę jej głośno, że obiecała do mnie pojechać i zostać parę dni, no, i zabiorę ją stamtąd.- Świetnie.Cieszę się, że zaczynamy od razu działać, mi wyobraźni już widziałem kolejny wypadek.- A więc o wpół do jedenastej.Gdy wróciła do Merroway Court, było już wpół do dziesiątej.Właśnie podano śniadanie, Roger nalewał sobie kawy.Wyglądał mizernie i niezdrowo.- Dzień dobry - przywitała się.- Spało mi się fatalnie, w końcu wstałam o siódmej i wybrałam się na spacer.- Tak bardzo mi przykro, że zostałaś wmieszana w ten cały kłopot.- Jak tam Sylvia?- Wieczorem dostała coś na sen, myślę, że jeszcze nie wstała.Biedna, tak mi jej żal.Była bez reszty oddana Henry’emu.- Wiem.Po chwili przerwy Frankie przedstawiła swoje plany wyjazdowe.- Spodziewałem się, że będziesz chciała wyjechać - powiedział Roger zasmucony.- Przesłuchanie w piątek.Dam ci znać, gdybyś była tam potrzebna.Wszystko zależy od koronera.Łyknął swoją kawę, przegryzł grzanką i wyszedł zająć się rozlicznymi sprawami, które teraz wymagały jego obecności.Frankie było go żal.Plotki i niezdrowe zainteresowanie, jakie wzbudza takie samobójstwo w rodzinie, mogła to sobie wyobrazić.Pojawił się Tommy, zajęła się więc zabawą z dzieckiem.Bobby podjechał samochodem o wpół do jedenastej.Przyniesiono jej bagaż.Pożegnała się z Tommym i zostawiła liścik do Sylvii.Bentley odjechał.Droga do Grange trwała krótko.Frankie była tu po raz pierwszy; żelazna brama i zdziczałe krzewy zrobiły na niej przygnębiające wrażenie.- To ponure miejsce - zauważyła.- Nic dziwnego, że Moirę dręczą tu lęki.Podjechali do głównego wejścia, Bobby wysiadł i zadzwonił.Przez dłuższą chwilę nikt nie podchodził.W końcu pojawiła się kobieta w stroju pielęgniarki.- Do pani Nicholson - oznajmił Bobby.Kobieta zawahała się, wycofała do holu i otworzyła drzwi szerzej.Frankie wyskoczyła z samochodu i weszła do budynku.Drzwi zamknęły się za nią z nieprzyjemnym łoskotem, zwielokrotnionym przez echo.Frankie zwróciła uwagę na ciężkie sztaby i skoble.Poczuła irracjonalny strach, jakby została więźniem tego złowrogiego domostwa.Bzdura, powiedziała do siebie, Bobby czeka na zewnątrz w aucie.Przyszłam legalnie.Nic mi się nie może stać.Otrząsając się z tych śmiechu wartych nastrojów, poszła w ślad za pielęgniarką po schodach na górę, potem w głąb długiego korytarza.Siostra otworzyła drzwi i Frankie weszła do gustownego saloniku, pełnego wesołych makatek i wazonów z kwiatami.Nastrój Frankie poprawił się zdecydowanie.Siostra mamrocząc coś pod nosem.Po jakichś pięciu minutach drzwi się otworzyły i wszedł doktor Nicholson.Frankie lekko drgnęła, ale zaraz postarała się zamaskować przestrach miłym uśmiechem i wyciągnięciem ręki na powitanie.- Dzień dobry - powiedziała.- Dzień dobry, lady Frances.Mam nadzieję, że nie sprowadzają pani złe wiadomości o stanie pani Bassington-ffrench?- Gdy wyjeżdżałam, jeszcze spała.- Współczuję jej.Naturalnie zajmuje się nią lekarz domowy?- Tak jest.- Po przerwie dodała: - Jest pan pewnie zapracowany, nie chciałabym zajmować pańskiego cennego czasu, doktorze.Właściwie przyjechałam do pańskiej żony.- Do Moiry? Bardzo to miłe z pani strony.Czy zdawało jej się tylko, że bladobłękitne oczy ukryte za silnymi szkłami stały się jeszcze twardsze?- Tak - powtórzył - to bardzo miłe.- Jeżeli jeszcze nie wstała - powiedziała Frankie z uroczym uśmiechem - posiedzę i zaczekam na nią.- Ach, nie, już wstała.- Doskonale.Chcę ją namówić na wizytę u mnie.Właśnie już obiecała przyjechać - znów się uśmiechnęła.- Tak, to bardzo miło z pani strony, lady Frances, naprawdę bardzo uprzejmie.Moira na pewno byłaby zachwycona.- Byłaby? - spytała ostro.Doktor Nicholson wyszczerzył w uśmiechu garnitur równych, białych zębów.- Niestety, małżonka wyjechała dziś z rana.- Wyjechała - powtórzyła machinalnie.- Dokąd?- A tak, trochę zmienić klimat.Wie pani, jak to jest, lady Frances.To dość przygnębiające miejsce dla młodej kobiety.Od czasu do czasu Moira musi się przewietrzyć, więc znika na parę dni.- Nie wie pan, dokąd pojechała?- Chyba do Londynu.Sklepy, teatry, wie pani, takie sobie rozrywki - wciąż się uśmiechał.Zdaniem Frankie był to najbardziej odpychający uśmiech pod słońcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]