[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– A sam pan mówił, że nieboszczka prosiła pana o podobną przysługę.– Nie traktowała prośby serio.Wiedziała przecież, że się nie zgodzę.– Ale żywiła takie myśli, więc Elinor Carlisle mogła jej pomóc, prawda?Peter Lord kilkakrotnie przemierzył pokój nerwowym krokiem.– Trudno przeczyć – podjął wreszcie – że coś w tym sensie byłoby możliwe! Ale Elinor Carlisle to zrównoważona, rozsądna młoda osoba.Niepodobna wyobrazić sobie, by zaślepiona współczuciem zupełnie zapomniała o ryzyku.Musiała zdawać sobie sprawę, że to grozi procesem o morderstwo.– Innymi słowy, jest pan zdania, że nie zrobiłaby czegoś podobnego?– Myślę – podjął z wolna lekarz – że kobieta potrafiłaby to zrobić dla męża, dziecka.powiedzmy dla matki, ale nie dla ciotki, chociażby nawet była do niej bardzo przywiązana.I jeszcze jedno.Kobieta mogłaby udzielić takiej pomocy tylko komuś cierpiącemu ponad siły.Mały Belg zastanowił się przez moment.– Chyba pan ma rację – powiedział i dodał zaraz: – Czy pańskim zdaniem Roderick Welman mógłby pod wpływem współczucia posunąć się aż tak daleko?– Brakłoby mu odwagi – rzucił lekceważąco Peter Lord.– Ciekawe.– bąknął Poirot.– W pewnym sensie pan nie docenia tego młodego człowieka.– Nie doceniam go?.Cóż, przyznaję, że jest dobrze wychowany.inteligentny.– Właśnie.Ma również wdzięk.Sam to odczułem.– Tak?.Bo ja nigdy – powiedział Peter Lord i podjął z nagłym ożywieniem: – I co? Nic pan naprawdę nie odkrył?– Jak dotąd nie wiedzie mi się śledztwo.Wszystko prowadzi do jednego.Nikt nie mógł nic zyskać na śmierci Mary Gerrard i nikt nic czuł do niej urazy, z wyjątkiem Elinor Carlisle.Nasuwa się, być może, tylko jedna wątpliwość.Moglibyśmy zadać sobie pytanie: Czy ktoś nienawidził Elinor Carlisle?Doktor Lord pokręcił głową.– Nic mi o tym nie wiadomo.Chodzi panu o to, że ktoś mógłby stworzyć obwiniające ją pozory?– Tak – przyznał Poirot.– Ale to spekulacja nad wyraz okrężna, nie oparta na niczym.na niczym.Z wyjątkiem chyba idealnego kompletu dowodów przeciwko pannie Carlisle.Powiedział lekarzowi o liście anonimowym.– Widzi pan – ciągnął – anonim daje oskarżeniu szczególnie silną podstawę.Ostrzeżono pannę Carlisle, że ciotka może ją zupełnie wydziedziczyć, zostawić wszystko osobie obcej, młodej dziewczynie.I co się dzieje dalej? Pani Welman wydaje jakieś bełkotliwe polecenia, więc siostrzenica woli nie narażać schedy i nie zwlekając wyprawia chorą na tamten świat.– A Roderick Welman? – zawołał lekarz.– Jemu również groziła strata.– Nie – powiedział Herkules Poirot.– W interesie Rodericka Welmana leżało, by starsza dama napisała testament.Gdyby nie wyraziła ostatniej woli, nic by nie dostał.Elinor Carlisle była przecież najbliższą krewną.– Roderick Welman liczył na małżeństwo z Elinor – zaoponował Peter Lord.– Tak.Ale bezpośrednio po zgonie Laury Welman zaręczyny zostały zerwane.Roderick okazał jasno, że chce, by go zwolniła z danego słowa.Lekarz jęknął, chwycił się za głowę.– Więc znów wracamy do niej! Jak za każdym razem.– Właśnie!.Chyba że.– urwał na chwilę.– Jest jednak coś.– Co takiego?– Brak jednego, drobnego fragmenciku łamigłówki.To z pewnością coś związanego z osobą Mary Gerrard.Drogi doktorze! Pan zna niewątpliwie trochę lokalnych plotek, skandalików.Słyszał pan kiedy coś złego o Mary Gerrard?– O Mary Gerrard?.Chodzi panu o jej charakter?– Niekoniecznie.Może to być jakaś stara historia, pogłoski o, dajmy na to, niedyskrecji z jej strony albo odległe echo czegoś o skandalicznym posmaku, albo złośliwe plotki na jej temat.Cokolwiek, doktorze, ale stanowczo coś niepochlebnego dla Mary Gerrard.– Nie sądziłem, że pan obierze taki właśnie kierunek – odrzekł z namysłem Peter Lord.– Stara się pan wygrzebać coś uwłaczającego uczciwej, młodej dziewczynie, która nie żyje, więc nie może się bronić.Nie sądzę zresztą, by to się mogło powieść.– Sądzi pan, że ona była sir Galahadem płci żeńskiej i wiodła żywot bez skazy?– O ile mi wiadomo, tak.Nic innego nie słyszałem nigdy.– Proszę nie wyobrażać sobie, że chcę grzebać w nie istniejących brudach – podjął łagodnie Herkules Poirot.– Nic podobnego, mon ami! Ale poczciwa pielęgniarka Hopkins nie należy do mistrzów maskowania uczuć.Lubiła Mary i teraz nie życzy sobie, by wyszło na jaw coś, co źle o niej świadczy.Innymi słowy: pielęgniarka Hopkins lęka się, że wywęszę coś na temat Mary, naturalnie coś niepochlebnego.Jest przekonana, że to nie łączy się z morderstwem, ponieważ uważa za zbrodniarkę Elinor Carlisle, z którą ów fakt (bez względu na to jaki) nie ma nic wspólnego.Jednakże ja, doktorze, powinienem wiedzieć wszystko.To kwestia pierwszorzędnej wagi! Widzi pan, może Mary Gerrard naraziła się komuś i ten ktoś miał powód, by życzyć jej śmierci.– W takim przypadku siostra Hopkins zdawałaby sobie z tego sprawę – powiedział młody człowiek.– Siostra Hopkins jest zapewne osobą inteligentną w stosownym dla niej zakresie.Bez wątpienia jednak daleko jej intelektowi do mojego.Mogła nie dostrzec czegoś, co dostrzeże Herkules Poirot.Lekarz pokręcił głową.– Bardzo żałuję, lecz o niczym takim nie wiem.– Nie wie również Ted Bigland, który mieszka tutaj od urodzenia.Nie wie pani Bishop, która z wszelką pewnością nie kryłaby niczego, co uwłacza Mary.Eh bien! Pozostaje jedyna nadzieja.– Jaka?– Jeszcze dzisiaj pomówię z drugą pielęgniarką, tą O’Brien.– O’Brien nie zna naszej okolicy.Spędziła tu zaledwie parę miesięcy.– Wiem.Ale, mon ami, słyszałem trochę o długim języku siostry Hopkins [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •