[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzyli po sobie zaskoczeni, wymieniając spojrzenia pełneniepokoju.Julian słyszał, jak łomoczą ich serca.Przedłużył więc chwilę niepewności iszczerząc błyszczące zęby, pozwolił, żeby bestia w jego wnętrzu przesłoniła jego oczydelikatną czerwoną mgiełką.Gdy wynurzył się z cienia, chłopcy zamarli w bezruchu.- Nikt wam nie mówił, że nocą w lesie jest niebezpiecznie? - W jego pięknym głosiesłychać było groźny pomruk.Celowo jeszcze pogłębił obcy akcent, żeby nasilić poczuciezagrożenia paraliżujące ich ciała.- Kim jesteś? - wychrypiał jeden z chłopców.Szybko trzeźwieli.Oczy Juliana zalśniły drapieżną czerwienią, a bestia, która zawsze czaiła się tuż podpowierzchnią, zaczęła się dobijać, żeby wypuścić ją na wolność.Pozwolił, żeby ogarnął gogłód, straszliwa pustka, ssące, dręczące pragnienie, którego nigdy nie udało mu się w pełnizaspokoić, które zaspokoić mogła tylko - w każdy sposób - jego życiowa partnerka.Potrzebował jej w sobie, żeby poskromić rozszalałą bestię.Potrzebował jej krwi w swoichżyłach, żeby uśmierzyć straszliwy głód, żeby przez całą wieczność przywracała go dojasności.Jeden z chłopców krzyknął, inny jęknął.Julian machnął ręką, żeby zamilkli.Nie chciałich przerazić, lecz tylko wystraszyć na tyle, by lęk zapadł im w pamięć, zmieniającpostępowanie nastolatków.Bez trudu przejął kontrolę nad ich umysłami.Gdy zbliżył się,żeby się napić, rozsnuł w ich głowach mgłę mącącą wspomnienia.Potrzebował wielkiejdawki krwi, był więc wdzięczny, że trafiło mu się kilku chłopców, więc żadnego zbytnio nieosłabi.W umyśle każdej ofiary zostawił nieco inne wspomnienie, żeby spowodować chaos.Na koniec, uśmiechając się ironicznie, wydał chłopcom polecenie, by wygadywali się zakażdym razem, gdy będą próbowali rozmyślnie zwieść swoich rodziców.Rozpływając się we mgle, uwolnił sparaliżowane umysły i ciała chłopców.Przyglądał się,jak w ich członki wraca życie.Siedzieli lub leżeli na ziemi skołowani, przestraszeni.Wszyscypamiętali pobliskie nawoływanie i atak, który nadszedł z głębokiego lasu, ale każdy inaczej.Przez chwilę kłócili się, choć niezbyt zawzięcie.Chcieli po prostu wrócić do domu.Julian upewnił się, że bezpiecznie dotarli do obozowiska, a gdy zbili się w gromadkęwokół ognia, zaczął naśladować wycie watahy wilków Zaśmiewając się do rozpuku, zostawił18ich, gdy wrzuciwszy bezładnie rzeczy do samochodu, czym prędzej umknęli przedkoszmarem, który sprowadzili na siebie, okazując rodzicom nieposłuszeństwo.Dzięki okładom z gleby, a także po zaspokojeniu pierwszego głodu Julian poczuł siędużo lepiej i niespiesznie wrócił do chatki.Pod drewnianą podłogą znajdował się niewielki,niski korytarzyk.Nieznacznie skinąwszy ręką, otworzył pomieszczenie ukryte głęboko podpodłogą.Kojący spokój ziemi zapraszał go, przyzywał.Julian przeniknął do tego miejsca spoczynku i ułożył się nieruchomo, skrzyżowawszyręce na ranach.Układając się w ziemi, wyobraził sobie Desari.Była wysoka, wysmukła,skórę miała kremowobiałą.Przepyszne włosy lśniły jak skrzydło kruka i lśniącą kaskadąspływały w lokach aż do bioder.Delikatne, drobne kości sprawiały, że była klasycznąpięknością.Miała ponętne usta, zachwycające, nawet kiedy była nieprzytomna.Doskonałe.Poczuł, że uśmiech złagodził twardy zarys jego ust.Życiowa partnerka, towarzyszka.Potylu wiekach.Mimo że nie wierzył.Jakim cudem to na niego trafiło? Ze wszystkichkarpatiańskich mężczyzn, których znał i którzy kierowali się w życiu bezwzględnymizasadami, dlaczego właśnie on znalazł swoją drugą połówkę? Przecież praktycznie byłbanitą.Wrócił myślą do złączonej z nim teraz śmiertelniczki.Żeby przemienić człowieka,potrzebne były trzy wymiany krwi.Poza tym musi się upewnić, że Desari faktycznie mazdolności parapsychiczne.Mimo to poczuł podniecenie.Partnerka, dzięki której świat, od takdawna jałowy i mroczny, stał się piękny i tajemniczy, cudowny i intrygujący.Niestety, w jej ży-ciu wszystko będzie musiało się zmienić.Niemożliwe, by występowała przed tłumami ludzi.Desari.Przypomniał sobie, że używała też pseudonimu.Dara.Miał taki chwilowy przebłysk.Starożytne.Perskie.Dara [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Patrzyli po sobie zaskoczeni, wymieniając spojrzenia pełneniepokoju.Julian słyszał, jak łomoczą ich serca.Przedłużył więc chwilę niepewności iszczerząc błyszczące zęby, pozwolił, żeby bestia w jego wnętrzu przesłoniła jego oczydelikatną czerwoną mgiełką.Gdy wynurzył się z cienia, chłopcy zamarli w bezruchu.- Nikt wam nie mówił, że nocą w lesie jest niebezpiecznie? - W jego pięknym głosiesłychać było groźny pomruk.Celowo jeszcze pogłębił obcy akcent, żeby nasilić poczuciezagrożenia paraliżujące ich ciała.- Kim jesteś? - wychrypiał jeden z chłopców.Szybko trzeźwieli.Oczy Juliana zalśniły drapieżną czerwienią, a bestia, która zawsze czaiła się tuż podpowierzchnią, zaczęła się dobijać, żeby wypuścić ją na wolność.Pozwolił, żeby ogarnął gogłód, straszliwa pustka, ssące, dręczące pragnienie, którego nigdy nie udało mu się w pełnizaspokoić, które zaspokoić mogła tylko - w każdy sposób - jego życiowa partnerka.Potrzebował jej w sobie, żeby poskromić rozszalałą bestię.Potrzebował jej krwi w swoichżyłach, żeby uśmierzyć straszliwy głód, żeby przez całą wieczność przywracała go dojasności.Jeden z chłopców krzyknął, inny jęknął.Julian machnął ręką, żeby zamilkli.Nie chciałich przerazić, lecz tylko wystraszyć na tyle, by lęk zapadł im w pamięć, zmieniającpostępowanie nastolatków.Bez trudu przejął kontrolę nad ich umysłami.Gdy zbliżył się,żeby się napić, rozsnuł w ich głowach mgłę mącącą wspomnienia.Potrzebował wielkiejdawki krwi, był więc wdzięczny, że trafiło mu się kilku chłopców, więc żadnego zbytnio nieosłabi.W umyśle każdej ofiary zostawił nieco inne wspomnienie, żeby spowodować chaos.Na koniec, uśmiechając się ironicznie, wydał chłopcom polecenie, by wygadywali się zakażdym razem, gdy będą próbowali rozmyślnie zwieść swoich rodziców.Rozpływając się we mgle, uwolnił sparaliżowane umysły i ciała chłopców.Przyglądał się,jak w ich członki wraca życie.Siedzieli lub leżeli na ziemi skołowani, przestraszeni.Wszyscypamiętali pobliskie nawoływanie i atak, który nadszedł z głębokiego lasu, ale każdy inaczej.Przez chwilę kłócili się, choć niezbyt zawzięcie.Chcieli po prostu wrócić do domu.Julian upewnił się, że bezpiecznie dotarli do obozowiska, a gdy zbili się w gromadkęwokół ognia, zaczął naśladować wycie watahy wilków Zaśmiewając się do rozpuku, zostawił18ich, gdy wrzuciwszy bezładnie rzeczy do samochodu, czym prędzej umknęli przedkoszmarem, który sprowadzili na siebie, okazując rodzicom nieposłuszeństwo.Dzięki okładom z gleby, a także po zaspokojeniu pierwszego głodu Julian poczuł siędużo lepiej i niespiesznie wrócił do chatki.Pod drewnianą podłogą znajdował się niewielki,niski korytarzyk.Nieznacznie skinąwszy ręką, otworzył pomieszczenie ukryte głęboko podpodłogą.Kojący spokój ziemi zapraszał go, przyzywał.Julian przeniknął do tego miejsca spoczynku i ułożył się nieruchomo, skrzyżowawszyręce na ranach.Układając się w ziemi, wyobraził sobie Desari.Była wysoka, wysmukła,skórę miała kremowobiałą.Przepyszne włosy lśniły jak skrzydło kruka i lśniącą kaskadąspływały w lokach aż do bioder.Delikatne, drobne kości sprawiały, że była klasycznąpięknością.Miała ponętne usta, zachwycające, nawet kiedy była nieprzytomna.Doskonałe.Poczuł, że uśmiech złagodził twardy zarys jego ust.Życiowa partnerka, towarzyszka.Potylu wiekach.Mimo że nie wierzył.Jakim cudem to na niego trafiło? Ze wszystkichkarpatiańskich mężczyzn, których znał i którzy kierowali się w życiu bezwzględnymizasadami, dlaczego właśnie on znalazł swoją drugą połówkę? Przecież praktycznie byłbanitą.Wrócił myślą do złączonej z nim teraz śmiertelniczki.Żeby przemienić człowieka,potrzebne były trzy wymiany krwi.Poza tym musi się upewnić, że Desari faktycznie mazdolności parapsychiczne.Mimo to poczuł podniecenie.Partnerka, dzięki której świat, od takdawna jałowy i mroczny, stał się piękny i tajemniczy, cudowny i intrygujący.Niestety, w jej ży-ciu wszystko będzie musiało się zmienić.Niemożliwe, by występowała przed tłumami ludzi.Desari.Przypomniał sobie, że używała też pseudonimu.Dara.Miał taki chwilowy przebłysk.Starożytne.Perskie.Dara [ Pobierz całość w formacie PDF ]