[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie musi być jednym z tych książąt, których Bonaparte wygnał z Niemiec i Szwajcarii.- Czyżby? - mruknął Strange nie bez irytacji.- Bonaparte został pokonany, więcniechże książę wraca do domu.%7ładne z tych półprawd i domysłów dotyczących dżentelmena o włosach jak puch ostunie zadowoliły Strange a.Wciąż myślał o przyjacielu Arabelli.Następnego dnia (ostatniegodnia pobytu Strange ów w Londynie) przyszedł do gabinetu sir Waltera w Whitehall zmocnym postanowieniem poznania tożsamości dziwnego osobnika.Ale kiedy się tampojawił, zastał jedynie pogrążonego w pracy prywatnego sekretarza sir Waltera.- Och! Moorcock! Dzień dobry! Sir Walter wyszedł?- Udał się do Fife House[55], szanowny panie.Mogę w czymś pomóc?- Nie, ja.A może jednak.Ciągle chcę o coś zapytać sir Waltera i ciągle zapominam.Pewnie nie zna pan dżentelmena, który mieszka w jego domu?- W czyim domu?- Sir Waltera.Pan Moorcock zmarszczył brwi.- Dżentelmen w domu sir Waltera? Nie wiem, kogo może mieć pan na myśli.Jak onsię nazywa?- Właśnie to chciałbym wiedzieć.Nigdy nie widziałem tego jegomościa, ale paniStrange spotyka go chyba za każdym razem, gdy wystawi nogę za próg naszego domu.Widuje go od lat, ale nie poznała jego imienia.Ten pan musi być strasznym ekscentrykiem,skoro robi z tego tajemnicę.Pani Strange nazywa go dżentelmenem o srebrnym nosie lubdżentelmenem z cerą jak płatek śniegu.Albo równie dziwnie.Pan Moorcock wydawał się jeszcze bardziej zdumiony.- Bardzo mi przykro, proszę pana, ale chyba nigdy go nie widziałem - powiedział.Rozdział osiemnasty Proszę mi wierzyć.Takie miejsce nie istnieje! czerwiec 1815 rokuNapoleona zesłano na wyspę Elbę.Jego cesarska mość miał jednak wątpliwości, czyodpowiada mu cichy żywot na wyspie - ostatecznie był przyzwyczajony do rządzenia sporączęścią świata.Nim opuścił Francję, oznajmił paru osobom, że powróci, kiedy ponowniezakwitną fiołki.Dotrzymał słowa.Tuż po przybyciu na francuską ziemię zebrał armię i pomaszerował na północ, doParyża, ku swojemu przeznaczeniu czyli wojnie ze wszystkimi narodami świata.Rzecz jasna,gorąco pragnął ponownie zasiąść na cesarskim tronie, lecz nikt nie wiedział jeszcze, którymiziemiami chce rządzić.Zawsze stawiał sobie Aleksandra Wielkiego za wzór, więc sądzono,że podąży na wschód.Niegdyś najechał Egipt i odniósł tam sukces.Mógł również skierowaćsię na zachód: pojawiły się pogłoski o flotylli okrętów nieopodal Cherbourga, gotowej płynąćdo Ameryki na podbój nowego świata.Cokolwiek jednak by wybrał, wszyscy się zgadzali, że z całą pewnością zacznie odinwazji na Belgię.Wobec tego książę Wellington ruszył do Brukseli, by tam czekać naprzybycie Wielkiego Nieprzyjaciela Europy.W angielskiej prasie zaroiło się od pogłosek: Bonaparte zbiera armię; błyskawiczniepodąża do Belgii; jest na miejscu; zwycięża! Następnego dnia okazywało się, że wciąż tkwi wparyskim pałacu, nie ruszywszy się stamtąd ani na krok.Pod koniec maja Jonathan Strange ruszył z Wellingtonem i armią do Brukseli.Poprzednie trzy miesiące spędził w zaciszu Shropshire na rozmyślaniach o magii, trudno sięzatem dziwić, że początkowo był nieco zagubiony.Po godzinie lub dwóch spaceru doszedłjednak do wniosku, że wina nie leżała po jego stronie.Rzecz miała związek z Brukselą.Wiedział, jak wygląda miasto w czasie wojny, a tym razem wszystko prezentowało się zgołaodmiennie od jego oczekiwań.Na ulicach spodziewał się maszerujących kompanii wojsk,wozów z aprowizacją, zaniepokojonych twarzy.Tymczasem mijał modnie urządzone sklepy idamy zażywające przejażdżki w eleganckich powozach.Prawda, wszędzie kręciły sięgromadki oficerów, lecz żaden z nich nie wyglądał na zaabsorbowanego żołnierskimisprawami (jednego na przykład pochłonęła naprawa parasolki zabawki dla jakiejśdziewczynki) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Pewnie musi być jednym z tych książąt, których Bonaparte wygnał z Niemiec i Szwajcarii.- Czyżby? - mruknął Strange nie bez irytacji.- Bonaparte został pokonany, więcniechże książę wraca do domu.%7ładne z tych półprawd i domysłów dotyczących dżentelmena o włosach jak puch ostunie zadowoliły Strange a.Wciąż myślał o przyjacielu Arabelli.Następnego dnia (ostatniegodnia pobytu Strange ów w Londynie) przyszedł do gabinetu sir Waltera w Whitehall zmocnym postanowieniem poznania tożsamości dziwnego osobnika.Ale kiedy się tampojawił, zastał jedynie pogrążonego w pracy prywatnego sekretarza sir Waltera.- Och! Moorcock! Dzień dobry! Sir Walter wyszedł?- Udał się do Fife House[55], szanowny panie.Mogę w czymś pomóc?- Nie, ja.A może jednak.Ciągle chcę o coś zapytać sir Waltera i ciągle zapominam.Pewnie nie zna pan dżentelmena, który mieszka w jego domu?- W czyim domu?- Sir Waltera.Pan Moorcock zmarszczył brwi.- Dżentelmen w domu sir Waltera? Nie wiem, kogo może mieć pan na myśli.Jak onsię nazywa?- Właśnie to chciałbym wiedzieć.Nigdy nie widziałem tego jegomościa, ale paniStrange spotyka go chyba za każdym razem, gdy wystawi nogę za próg naszego domu.Widuje go od lat, ale nie poznała jego imienia.Ten pan musi być strasznym ekscentrykiem,skoro robi z tego tajemnicę.Pani Strange nazywa go dżentelmenem o srebrnym nosie lubdżentelmenem z cerą jak płatek śniegu.Albo równie dziwnie.Pan Moorcock wydawał się jeszcze bardziej zdumiony.- Bardzo mi przykro, proszę pana, ale chyba nigdy go nie widziałem - powiedział.Rozdział osiemnasty Proszę mi wierzyć.Takie miejsce nie istnieje! czerwiec 1815 rokuNapoleona zesłano na wyspę Elbę.Jego cesarska mość miał jednak wątpliwości, czyodpowiada mu cichy żywot na wyspie - ostatecznie był przyzwyczajony do rządzenia sporączęścią świata.Nim opuścił Francję, oznajmił paru osobom, że powróci, kiedy ponowniezakwitną fiołki.Dotrzymał słowa.Tuż po przybyciu na francuską ziemię zebrał armię i pomaszerował na północ, doParyża, ku swojemu przeznaczeniu czyli wojnie ze wszystkimi narodami świata.Rzecz jasna,gorąco pragnął ponownie zasiąść na cesarskim tronie, lecz nikt nie wiedział jeszcze, którymiziemiami chce rządzić.Zawsze stawiał sobie Aleksandra Wielkiego za wzór, więc sądzono,że podąży na wschód.Niegdyś najechał Egipt i odniósł tam sukces.Mógł również skierowaćsię na zachód: pojawiły się pogłoski o flotylli okrętów nieopodal Cherbourga, gotowej płynąćdo Ameryki na podbój nowego świata.Cokolwiek jednak by wybrał, wszyscy się zgadzali, że z całą pewnością zacznie odinwazji na Belgię.Wobec tego książę Wellington ruszył do Brukseli, by tam czekać naprzybycie Wielkiego Nieprzyjaciela Europy.W angielskiej prasie zaroiło się od pogłosek: Bonaparte zbiera armię; błyskawiczniepodąża do Belgii; jest na miejscu; zwycięża! Następnego dnia okazywało się, że wciąż tkwi wparyskim pałacu, nie ruszywszy się stamtąd ani na krok.Pod koniec maja Jonathan Strange ruszył z Wellingtonem i armią do Brukseli.Poprzednie trzy miesiące spędził w zaciszu Shropshire na rozmyślaniach o magii, trudno sięzatem dziwić, że początkowo był nieco zagubiony.Po godzinie lub dwóch spaceru doszedłjednak do wniosku, że wina nie leżała po jego stronie.Rzecz miała związek z Brukselą.Wiedział, jak wygląda miasto w czasie wojny, a tym razem wszystko prezentowało się zgołaodmiennie od jego oczekiwań.Na ulicach spodziewał się maszerujących kompanii wojsk,wozów z aprowizacją, zaniepokojonych twarzy.Tymczasem mijał modnie urządzone sklepy idamy zażywające przejażdżki w eleganckich powozach.Prawda, wszędzie kręciły sięgromadki oficerów, lecz żaden z nich nie wyglądał na zaabsorbowanego żołnierskimisprawami (jednego na przykład pochłonęła naprawa parasolki zabawki dla jakiejśdziewczynki) [ Pobierz całość w formacie PDF ]