[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie możeszpotwierdzić żadnej z tych informacji.Patrzy mi w oczy.- Myśli pan, że kłamię?- A więc zakładam, że nie wiesz na pewno, czy to Albanybył ojcem.Zastanawia się nad tym przez chwilę.- No cóż, nie wiem.335- Nasuwają ci się może jakieś inne możliwości?Pije kawę, krzywi się i powoli kręci głową.- A co z Brandonem Mitchumem? - pytam.- Och nie, nie Brandon.- W takim razie kto, Gwendolyn? Spróbuj strzelić.Palcemzakreśla kółka na stole.Myśli o kimś.Wiem, żetak jest.- Był taki facet - zaczyna - chyba nawet miły gość.Wtedy pracował u nas.Wie pan, Nat i moja matka miały swojedomy po dwóch stronach miasta.Część personelu po prostupracowała raz tu, raz tam.- Wzdycha.- Zajmował się ogrodem, załatwiał różne zakupy i chyba był też kierowcą.Zawsze mi się wydawało, że ma jakąś słabość do Cassie.Trzebabyło widzieć, jak na nią patrzył.Wykorzystywałam to, żebyją drażnić.Zwykle był nieszkodliwy, ale czasami myślałam,że on.że jest trochę przerażający.Próbuję zachować spokój, choć strasznie chciałbym niąwstrząsnąć.Zamiast tego pozwalam Gwen mówić dalej, bowidzę, że na jej twarzy maluje się ożywienie i coś silniejsze-go niż podekscytowanie.Strach.- Leo - mówi.- Nazywał się Leo.Z kieszeni kurtki wyjmuję kserokopię fotografii HarlandaBentleya z dziennikarzami i z tym mężczyzną z blizną podokiem w tle.Mężczyzną, który zaatakował Brandona Mitchu-ma.Mężczyzną, który prawdopodobnie zabił Freda Ciancia,Amalię Calderone i Evelyn Pendry.- O Boże! - Gwendolyn bierze zdjęcie, potem patrzy namnie.- To on!Leo wygląda przez przesuwane, szklane drzwi w mieszka-niu Shelly Trotter na parking przed domem.Dochodzi dzie-wiąta, pora, kiedy ludzie wybierają się do pracy.Słyszy krokina piętrze poniżej, szurające buty kogoś na drugim piętrze,kto właśnie wychodzi przez swoje przesuwane drzwi i idzie336na dół po schodach.Chwilą później jakaś kobieta odjeżdża.Na parkingu zostaje tylko samochód Shelly Trotter.Leo przekręca klucz w przesuwanych drzwiach, lecz ichnie otwiera.Szybko zagląda do łazienki, patrzy na ciałoShelly Trotter, a potem wychodzi przez frontowe drzwimieszkania, idzie w dół wewnętrznymi schodami.Podchodzido swojego samochodu zaparkowanego na ulicy, wsiada irusza alejką na parking za budynkiem z czerwonego pias-kowca.Zobaczymy, po czyjej teraz jesteś stronie, panie Riley.41- Tak, u diabła, chcę mieć o nim wszystko.Podajcie teżjego nazwisko i zdjęcie do wszystkich pierdolonych mediów.Do prasy, telewizji, radia, do Internetu! - McDermott chowakomórkę i patrzy przez okno po stronie pasażera na numeryogromnych willi.Gdy znajduje to, czego szukał, podjeżdżado stalowej bramy.Pokazuje odznakę człowiekowi w budce.- Pani Bentley mnie oczekuje - mówi.- Pani Lakę.- Mężczyzna podnosi słuchawkę i gdzieśdzwoni.- Detektywie, proszę pojechać tą drogą i skręcić.Willa, jak wiele domów bogaczy, stoi na tyłach posiad-łości.McDermott powoli mija fontannę i wypielęgnowanyogród, jedzie drogą skręcającą przed frontowe drzwi rezy-dencji.Nikt nie zasługuje na tyle pieniędzy.Ten dom ma trojefrontowych drzwi.Pod markizą rozciągniętą pomiędzy dwoma filarami stoiubrana na biało kobieta, z dłońmi złożonymi z tyłu.Wita gociepło, wydaje się zdziwiona na widok teczek, które McDer-mott trzyma w rękach.- Dziękuję, chcę mieć je przy sobie - mówi.337Hol niczym go nie zaskakuje - długa kręta klatka schodo-wa, żyrandol, antyki.Kobieta prowadzi go do salonu, w któ-rym jest jeszcze więcej starożytnych eksponatów.U McDer-motta to żona urządzała wnętrza.Wszystko, o co ją prosił, towygodna sofa.Mówi, że nie chce się niczego napić, a kobieta zostawiago siedzącego na czymś niewygodnym naprzeciw fortepianu.Chcieli, żeby Grace była muzykalna.Rozmawiali o lekcjachgry na fortepianie.Będzie musiał pociągnąć dalej ten pomysł.Będzie musiał gdzieś znaleźć używane pianino.I będzie też musiał wytrzasnąć skądś pieniądze, ż.eby mócsobie na nie pozwolić.- Detektywie?McDermott wstaje.Natalia Lakę jest wysoka i wysporto-wana, ubrana w golf bez rękawów.Jej siwe włosy są gładkoprzyczesane.Opalona skóra jest nienaturalnie napięta, powie-ki mają ciemniejszy odcień.- Proszę mi wybaczyć, ale trochę źle się czuję - mówi.-Nie śpię dobrze podczas nocnych lotów, a wylądowaliśmydopiero dwie godziny temu.Ledwie zdążyłam wziąć kąpiel.- Oczywiście - mówi McDermott.- Jaki miała pani lot?- Dużo turbulencji.- Jaką linią?Kobieta mruga powiekami.- Linią?- Och, no tak.- Racja.Przecież ma swój własny odrzuto-wiec.- Bardzo mi przykro, że byłam nieosiągalna - mówi.-Skróciłam mój pobyt.McDermott drapie się po nosie.- Tak, doceniam to.Włochy, prawda?Pani Lakę siada na sofie naprzeciwko McDermotta.- Mam przyjaciół w Toskanii, którzy bardzo nalegają, że-bym spędzała u nich parę tygodni każdego lata.- No tak, oczywiście.- McDermott sięga do teczki i wy-338ciąga zdjęcie Harlanda Bentleya i stojącego za nim mężczyz-ny, którego imię teraz już zna.- Pani Lakę, czy może pani zidentyfikować tego człowie-ka w tle?- Bardzo proszę mówić do mnie Nat.Och! - Wzdrygasię, prawdopodobnie na widok byłego męża.- Tego w tle? -Wkłada okulary i przygląda mu się ponownie.- Och, czy toLeo? To stare zdjęcie.- Spogląda na McDermotta.- Leo.LeoKoslenko - mówi.- Wie pani, gdzie on teraz jest, pani Lakę?- Nie, nie wiem.- Potrząsa głową.- Nie widziałam good wielu lat.Chyba od.od śmierci Cassie.- I nie rozmawiała pani z nim?Wpatruje się w niego.- Och nie - szepcze.- Czy Leo coś zrobił?McDermott traci pewność siebie, macha ręką.- Cofnijmy się trochę w przeszłość - mówi.- Kim jestLeo Koslenko?Pani Lakę wzdycha, unosi podbródek.- W Związku Radzieckim rodzina Leo trzymała się blisko z moją.Miał tam pewne kłopoty i jego bliscy uznali, żeprawdopodobnie będzie lepiej, jeśli wyślą go tu, do Stanów.- Jakiego rodzaju kłopoty?Lekceważąco potrząsa głową.- Myślę, że dyscyplinarne.Nie wiem.Jego rodzina pro-siła mnie, żebym go przyjęła.I zrobiłam to.- A kiedy to było?Akta Koslenki wykazywały, że wyemigrował do StanówZjednoczonych w 1986 roku.Ale McDermott chce usłyszećodpowiedź pani Lakę.- W połowie lat osiemdziesiątych - odpowiada.- Za prezydentury Reagana.McDermott kiwa głową.- I zamieszkał tutaj z panią?- Tak.- Zakłada nogę na nogę.- Pracował u nas.I miesz-339kał tu.- Robi ruch ręką.- To początkowo był dom mojej sio-stry Mii.Ja mieszkałam po drugiej stronie miasta.- Tam, gdzie wciąż mieszka pan Bentley.Uśmiecha się słabo.- Oboje jesteśmy zbyt uparci, żeby się wyprowadzić.- Leo, tak go pani nazwała.Leo tu mieszkał?- Tak, jest tu budynek, w którym kiedyś była wozownia.- Mierzy go wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Ale nie możeszpotwierdzić żadnej z tych informacji.Patrzy mi w oczy.- Myśli pan, że kłamię?- A więc zakładam, że nie wiesz na pewno, czy to Albanybył ojcem.Zastanawia się nad tym przez chwilę.- No cóż, nie wiem.335- Nasuwają ci się może jakieś inne możliwości?Pije kawę, krzywi się i powoli kręci głową.- A co z Brandonem Mitchumem? - pytam.- Och nie, nie Brandon.- W takim razie kto, Gwendolyn? Spróbuj strzelić.Palcemzakreśla kółka na stole.Myśli o kimś.Wiem, żetak jest.- Był taki facet - zaczyna - chyba nawet miły gość.Wtedy pracował u nas.Wie pan, Nat i moja matka miały swojedomy po dwóch stronach miasta.Część personelu po prostupracowała raz tu, raz tam.- Wzdycha.- Zajmował się ogrodem, załatwiał różne zakupy i chyba był też kierowcą.Zawsze mi się wydawało, że ma jakąś słabość do Cassie.Trzebabyło widzieć, jak na nią patrzył.Wykorzystywałam to, żebyją drażnić.Zwykle był nieszkodliwy, ale czasami myślałam,że on.że jest trochę przerażający.Próbuję zachować spokój, choć strasznie chciałbym niąwstrząsnąć.Zamiast tego pozwalam Gwen mówić dalej, bowidzę, że na jej twarzy maluje się ożywienie i coś silniejsze-go niż podekscytowanie.Strach.- Leo - mówi.- Nazywał się Leo.Z kieszeni kurtki wyjmuję kserokopię fotografii HarlandaBentleya z dziennikarzami i z tym mężczyzną z blizną podokiem w tle.Mężczyzną, który zaatakował Brandona Mitchu-ma.Mężczyzną, który prawdopodobnie zabił Freda Ciancia,Amalię Calderone i Evelyn Pendry.- O Boże! - Gwendolyn bierze zdjęcie, potem patrzy namnie.- To on!Leo wygląda przez przesuwane, szklane drzwi w mieszka-niu Shelly Trotter na parking przed domem.Dochodzi dzie-wiąta, pora, kiedy ludzie wybierają się do pracy.Słyszy krokina piętrze poniżej, szurające buty kogoś na drugim piętrze,kto właśnie wychodzi przez swoje przesuwane drzwi i idzie336na dół po schodach.Chwilą później jakaś kobieta odjeżdża.Na parkingu zostaje tylko samochód Shelly Trotter.Leo przekręca klucz w przesuwanych drzwiach, lecz ichnie otwiera.Szybko zagląda do łazienki, patrzy na ciałoShelly Trotter, a potem wychodzi przez frontowe drzwimieszkania, idzie w dół wewnętrznymi schodami.Podchodzido swojego samochodu zaparkowanego na ulicy, wsiada irusza alejką na parking za budynkiem z czerwonego pias-kowca.Zobaczymy, po czyjej teraz jesteś stronie, panie Riley.41- Tak, u diabła, chcę mieć o nim wszystko.Podajcie teżjego nazwisko i zdjęcie do wszystkich pierdolonych mediów.Do prasy, telewizji, radia, do Internetu! - McDermott chowakomórkę i patrzy przez okno po stronie pasażera na numeryogromnych willi.Gdy znajduje to, czego szukał, podjeżdżado stalowej bramy.Pokazuje odznakę człowiekowi w budce.- Pani Bentley mnie oczekuje - mówi.- Pani Lakę.- Mężczyzna podnosi słuchawkę i gdzieśdzwoni.- Detektywie, proszę pojechać tą drogą i skręcić.Willa, jak wiele domów bogaczy, stoi na tyłach posiad-łości.McDermott powoli mija fontannę i wypielęgnowanyogród, jedzie drogą skręcającą przed frontowe drzwi rezy-dencji.Nikt nie zasługuje na tyle pieniędzy.Ten dom ma trojefrontowych drzwi.Pod markizą rozciągniętą pomiędzy dwoma filarami stoiubrana na biało kobieta, z dłońmi złożonymi z tyłu.Wita gociepło, wydaje się zdziwiona na widok teczek, które McDer-mott trzyma w rękach.- Dziękuję, chcę mieć je przy sobie - mówi.337Hol niczym go nie zaskakuje - długa kręta klatka schodo-wa, żyrandol, antyki.Kobieta prowadzi go do salonu, w któ-rym jest jeszcze więcej starożytnych eksponatów.U McDer-motta to żona urządzała wnętrza.Wszystko, o co ją prosił, towygodna sofa.Mówi, że nie chce się niczego napić, a kobieta zostawiago siedzącego na czymś niewygodnym naprzeciw fortepianu.Chcieli, żeby Grace była muzykalna.Rozmawiali o lekcjachgry na fortepianie.Będzie musiał pociągnąć dalej ten pomysł.Będzie musiał gdzieś znaleźć używane pianino.I będzie też musiał wytrzasnąć skądś pieniądze, ż.eby mócsobie na nie pozwolić.- Detektywie?McDermott wstaje.Natalia Lakę jest wysoka i wysporto-wana, ubrana w golf bez rękawów.Jej siwe włosy są gładkoprzyczesane.Opalona skóra jest nienaturalnie napięta, powie-ki mają ciemniejszy odcień.- Proszę mi wybaczyć, ale trochę źle się czuję - mówi.-Nie śpię dobrze podczas nocnych lotów, a wylądowaliśmydopiero dwie godziny temu.Ledwie zdążyłam wziąć kąpiel.- Oczywiście - mówi McDermott.- Jaki miała pani lot?- Dużo turbulencji.- Jaką linią?Kobieta mruga powiekami.- Linią?- Och, no tak.- Racja.Przecież ma swój własny odrzuto-wiec.- Bardzo mi przykro, że byłam nieosiągalna - mówi.-Skróciłam mój pobyt.McDermott drapie się po nosie.- Tak, doceniam to.Włochy, prawda?Pani Lakę siada na sofie naprzeciwko McDermotta.- Mam przyjaciół w Toskanii, którzy bardzo nalegają, że-bym spędzała u nich parę tygodni każdego lata.- No tak, oczywiście.- McDermott sięga do teczki i wy-338ciąga zdjęcie Harlanda Bentleya i stojącego za nim mężczyz-ny, którego imię teraz już zna.- Pani Lakę, czy może pani zidentyfikować tego człowie-ka w tle?- Bardzo proszę mówić do mnie Nat.Och! - Wzdrygasię, prawdopodobnie na widok byłego męża.- Tego w tle? -Wkłada okulary i przygląda mu się ponownie.- Och, czy toLeo? To stare zdjęcie.- Spogląda na McDermotta.- Leo.LeoKoslenko - mówi.- Wie pani, gdzie on teraz jest, pani Lakę?- Nie, nie wiem.- Potrząsa głową.- Nie widziałam good wielu lat.Chyba od.od śmierci Cassie.- I nie rozmawiała pani z nim?Wpatruje się w niego.- Och nie - szepcze.- Czy Leo coś zrobił?McDermott traci pewność siebie, macha ręką.- Cofnijmy się trochę w przeszłość - mówi.- Kim jestLeo Koslenko?Pani Lakę wzdycha, unosi podbródek.- W Związku Radzieckim rodzina Leo trzymała się blisko z moją.Miał tam pewne kłopoty i jego bliscy uznali, żeprawdopodobnie będzie lepiej, jeśli wyślą go tu, do Stanów.- Jakiego rodzaju kłopoty?Lekceważąco potrząsa głową.- Myślę, że dyscyplinarne.Nie wiem.Jego rodzina pro-siła mnie, żebym go przyjęła.I zrobiłam to.- A kiedy to było?Akta Koslenki wykazywały, że wyemigrował do StanówZjednoczonych w 1986 roku.Ale McDermott chce usłyszećodpowiedź pani Lakę.- W połowie lat osiemdziesiątych - odpowiada.- Za prezydentury Reagana.McDermott kiwa głową.- I zamieszkał tutaj z panią?- Tak.- Zakłada nogę na nogę.- Pracował u nas.I miesz-339kał tu.- Robi ruch ręką.- To początkowo był dom mojej sio-stry Mii.Ja mieszkałam po drugiej stronie miasta.- Tam, gdzie wciąż mieszka pan Bentley.Uśmiecha się słabo.- Oboje jesteśmy zbyt uparci, żeby się wyprowadzić.- Leo, tak go pani nazwała.Leo tu mieszkał?- Tak, jest tu budynek, w którym kiedyś była wozownia.- Mierzy go wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]