[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy pewni byli, że Jagiełło przyjdziew pomoc stryjecznemu bratu i że walnej wyprawy przeciw Zbyszkowi rychło patrzeć.Rycer-stwo rwało się do niej, a po wszystkich siedzibach szlacheckich powtarzano sobie, że i znacz-na liczba panów krakowskich zasiadających w królewskiej radzie przechyla się na stronęwojny mniemając, że raz trzeba skończyć z tym nieprzyjacielem, który nigdy nie chciał po-przestać na swoim, a o zagrabieniu cudzego myślał nawet wówczas, gdy ogarniała go bojazńprzed potęgą sąsiedzką.Lecz Maćko, który był człowiekiem rozumnym, a jako bywalec wi-dział i przeznał wiele, nie wierzył w bliską wojnę i tak nieraz o tym mówił do młodego Jaśkaze Zgorzelic i do innych sąsiadów, których w Krześni spotykał: Póki mistrz Konrad żywie, nie będzie z tego nic, bo on mądrzejszy od innych i wie, żenie byłaby to zwyczajna wojna, ale jakoby rzec:  twoja albo moja śmierć! I do tego on zna-jąc moc królewską nie dopuści. Ba! a jeśli król pierwszy wojnę wypowie?  pytali sąsiedzi.Lecz Maćko kręcił głową: Widzicie.z bliska ja się wszystkiemu przypatrował i niejednom potrafił wymiarkować.%7łeby to był król z naszego dawnego rodu królów od wiek wieków krześcijańskich, to by mo-że i pierwszy na Niemców uderzył.Ale nasz Władysław Jagiełło (nie chcę ja mu czciumknąć, bo zacny to pan, którego niech Bóg w zdrowiu zachowa), nimeśmy go królem sobieobrali, był wielkim księciem litewskim i poganinem; krześcijaństwo dopiero co przyjął, aNiemce szczekają po świecie, że dusza jeszcze w nim pogańska.Przeto okrutnie mu nie przy-stoi pierwszemu wojnę wypowiedzieć i krześcijańską krew rozlewać.Dla której przyczyny iWitoldowi w pomoc nie rusza, chociaż go ręce swędzą, bo i to wiem, że nienawidzi on jaktrądu Krzyżaków.Takimi mowami jednał sobie Maćko sławę bystrego człowieka, któren każdą rzecz potrafijako na stole położyć.W Krzezni też otaczano go co niedziela po mszy kołem, a potem we-szło w zwyczaj, że ten lub ów sąsiad zasłyszawszy jaką nowinę zajeżdżał do Bogdańca, abymu stary rycerz wytłumaczył to, czego zwykła szlachecka głowa nie mogła wyrozumieć.Onzaś przyjmował wszystkich gościnnie i rozmawiał z każdym ochotnie, a gdy wreszcie gośćnagawędziwszy się odjeżdżał, nie zapomniał nigdy pożegnać go takimi słowy: Dziwujecie się mojemu dowcipowi, ale gdy Zbyszko, da Bóg, wróci, to się dopiero bę-dziecie dziwowali! Jemu choćby w radzie królewskiej zasiadać, taka jucha łebska i przemyśl-na.I wmawiając to gościom wmówił na końcu sobie, a zarazem i Jagience.Zbyszko wydawałsię im oboju z dala jak królewicz w bajce.Gdy nadeszła wiosna, zaledwie już mogli usiedziećw domu.Wróciły jaskółki, wróciły bociany; chruściele poczęły grać po łąkach, przepiórkiodzywać się w zielonej runi zbóż; przeleciały przedtem jeszcze klucze żurawi i cyranek 202 Zbyszko jeden nie wracał.Ale gdy ptactwo ciągnęło z południa, natomiast z północy wicherskrzydlaty przynosił wieści o wojnie.Mówiono o bitwach i licznych potyczkach, w którychobrotny Witold to zwyciężał, to bywał pobity; mówiono o wielkich klęskach, które poczyniłamiędzy Niemcami zima i choroby.Aż wreszcie rozgrzmiała po całym kraju radosna wieść, żedzielny Kiejstutowicz wziął Nowe Kowno, czyli Gotteswerder, zburzył je, kamienia na ka-mieniu i belki na belce nie zostawił.Maćko, gdy doszła go ta wiadomość, siadł na koń i w tepędy poleciał do Zgorzelic. Ha!  mówił  znane mi to strony, bośmy tam ze Zbyszkiem i ze Skirwoiłłą tęgo Krzy-żaków potłukli.Tam wzięt był przez nas i ten poćciwy de Lorche.Oto Bóg dał, że się Nie-miaszkom noga powinęła, bo to kasztel był do zbycia trudny.Jagienka jednak słyszała już była przed przybyciem Maćka o zburzeniu Nowego Kowna, anawet słyszała i coś więcej, a mianowicie, że Witold rozpoczął układy o pokój.Ta ostatnianowina więcej ją nawet obeszła od poprzedniej, albowiem gdy pokój stanął, Zbyszko, jeślizostał żyw  musiałby powrócić do domu.Więc zaczęła wypytywać starego rycerza, czy to jest rzecz podobna do wiary, a ów zasta-nowiwszy się tak jej odrzekł: Z Witoldem wszystko jest do wiary podobne, gdyż to człek całkiem od innych różny ipewnie ze wszystkich panów krześcijańskich najchytrzejszy.Gdy mu trzeba ku Rusi swe pa-nowanie rozszerzyć, to pokój z Niemcami czyni, a jak tam dokaże tego, co przed się zamie-rzył, znów Niemców za łeb! Nie mogą sobie oni dać rady ani z nim, ani z tą nieszczęsną%7łmujdzią.Raz on ją im odbiera, drugi raz oddaje  i nie tylko oddaje, ale sam im ją pomagapognębić.Są tacy między nami, ba i na Litwie, którzy mu to za złe mają, że on ze krwią tegonieszczęsnego plemienia tak igra.I ja bym, szczerze mówiąc, za hańbę mu to miał, żeby tonie był Witold.Bo wżdy tak sobie czasem myślę: a nuże on ode mnie mądrzejszy i wie, corobi? Jakoż słyszałem od samego Skirwoiłły, że on z tej krainy wrzód wiecznie ciekący wkrzyżackim ciele uczynił, aby zaś nigdy do zdrowia nie przyszło.Matki na %7łmujdzi zawdybędą rodziły, a krwi nie szkoda, byle nie szła na marne. Mnie tam jeno o to chodzi, czy Zbyszko wróci. Jak Bóg pozwoli, ale bogdajeś to, dziewczyno, w szczęśliwą godzinę powiedziała!Jednakże upłynęło jeszcze kilka miesięcy.Doszły wieści, że pokój istotnie stanął; zbożastały się płowe, ciężarne kłosami, poletki zasiane gryką dobrze już zrudziały, a o Zbyszku niebyło i słychu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •