[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zignorował jej gest i roześmiał się ostro,nieprzyjemnie, jakby bronił się przed uczuciami.- Wołałem, ale nikt się nie zjawił.Podpełzłem wzdłuż ściany do okna i udało misię wydostać przez nie na zewnątrz.Upadłem na ziemię, koszula na mnie się tliła, tarza-łem się w błocie, żeby zdusić płomień.Wokół biegali jacyś ludzie, krzyczeli i załamywa-li ręce, zamiast zrobić coś sensownego.Niesłychana historia, bardzo poruszająca.Podobnych opowieści spodziewała sięVerity po lordzie Salterióme, podróżniku.- Może jednak przyjechali po ciebie, ale było za pózno.Spojrzał na nią, jakby powiedziała największą niedorzeczność.RLT - Rodzina ze strony ojca nie szukała mnie po pożarze, bo tak im było wygodnie.Lepiej, żebym zmarł tragicznie, niż kłuł oczy swoim istnieniem.Niedługo byłem sam.Szybko znalazł się ktoś, kto chciał mieć pożytek z małego włóczęgi.Dzieciom łatwiejprzecisnąć się przez tylne okno do zamkniętego od frontu sklepu.Aatwiej zniknąć w tłu-mie ze skradzionym portfelem czy odciętą torebką.Jeśli są głodne, tym lepiej, przynajm-niej szybko nie urosną.Poza tym trudniej się ucieka z pełnym brzuchem.Zostaną złapa-ne? Mała strata.Zawsze są inne sieroty.Uda im się wykręcić i wrócić z powrotem? Do-staną lanie, żeby na przyszłość uciekały szybciej.Uniknąć śmierci w płomieniach, aby umierać z głodu, dostawać lanie i być zmu-szonym do kradzieży? Verity wzdrygnęła się ze grozy.Przysunęła się bliżej do Stephena.- Ale udało ci się wyrwać i mogłeś żyć z Magdą i romskimi pobratymcami - po-wiedziała.Dziwne, ale nagle zaczęło ją to bardzo obchodzić.Pewnie dlatego, że widziała oczyma wyobrazni małego, skrzywdzonego chłopca, anie bezwzględnego porywacza, siedzącego naprzeciwko niej przy ognisku.Chciała usły-szeć, że babka go znalazła, i od tej pory dobrze mu się powodziło.- Chcesz wiedzieć, co było dalej? Któregoś dnia sięgnąłem do niewłaściwej kie-szeni.Należała do Toma Argentari, męża mojej matki do czasu, aż się powiesiła pośmierci mojego angielskiego ojca.Tom złapał mnie za ucho i zamierzał razami wybić mizłodziejstwo z głowy, ale rozpoznał mnie.Miał wszelkie powody, aby mnie nienawidzićjako syna kochanka jego żony, mimo to zabrał mnie ze sobą do domu.- Stephanouśmiechnął się nieprzyjaznie.- Na szczęście dla mnie, na nieszczęście dla ciebie.Babka,która dała ci ubranie i jedzenie, opowiedziała mi o klątwie, którą moja matka rzuciła nadwie angielskie rodziny, w tym twoją.Powiedziała też, że przeżyłem pożar właśnie dla-tego, aby ją wypełnić.Verity zapatrzyła się w miskę z gulaszem, żałując, że nie może cisnąć nią w starąkobietę.Musi jeść, żeby przetrwać to wszystko.Zatem Magda jest jej wrogiem! Stepha-no sprawiał czasem wrażenie, jakby nie za bardzo podobała mu się rola porywacza.Gdy-by tylko Verity przyszło do głowy coś, co mogłoby spowodować, że on zwróci się prze-ciwko swojej rodzinie.RLT - Zrobiło się pózno - powiedział, wyrywając ją z zadumy.- Czas spać - dodał,wskazując na furgon.Była zmęczona, a krótka drzemka przy ognisku nie mogła zastąpić snu.Przydałobysię porządnie wyspać w wygodnym łóżku.- Gdzie?- W furgonie.Ze mną.Mężczyzna siedzący przy sąsiednim ognisku zaśmiał się krótko.Verity zerwała sięna równe nogi, zrzucając z kolan miskę, resztka zawartości rozlała się po ziemi.- Na pewno nie!Stephano przeniósł wzrok z Verity na rozlane jedzenie, potem z powrotem na nią ijego twarz przybrała zły wyraz.- Być może nie rozumiesz swojej sytuacji.Jesteś moim więzniem.Jeśli nie bę-dziesz robić tego, co ci każę, zmuszę cię do współpracy.Jeżeli będziesz marnować je-dzenie, które dostajesz od Magdy, zabronię jej cię karmić.Sprzątnij po sobie.Zarumieniła się ze wstydu za swoją niedbałość.Być może stara kobieta z trudemmogła wyżywić samą siebie, a Verity wylała część zawartości miski, jakby to były po-myje.Podniosła naczynie i zgarnęła resztkę mięsa do ogniska.Potem wyszeptała prze-prosiny, kierując je do Magdy, i przypomniawszy sobie powód swojej gwałtownej reak-cji, zapytała:- Czy znalazłoby się w twoim namiocie dla mnie miejsce? Nie potrzebuję wiele,wystarczy koc.Proszę.- Przez chwilę wydawało jej się, że Magda się zgodzi.- Nie! - odezwał się ostro Stephano.- Zabraniam.Ofiarowałem ci gościnę.Nauczsię odpłacać wdzięcznością.- Nieoczekiwanie chwycił Verity za nadgarstek, przyciągnąłją do siebie i pocałował.Była tak zaskoczona, że nie zareagowała z oburzeniem.Kiedy ją złapał, właśnieotwierała usta, aby mu odpowiedzieć, i teraz czuła jego język.Pewnie zaraz on zauważyswoją pomyłkę i odepchnie ją z obrzydzeniem.A może Cyganie tak właśnie całują, bonie wyglądało na to, że ją odtrąci.Stephano wciąż trzymał ją za nadgarstek, ale druga rę-ka wśliznęła się w jej włosy, okręcił je sobie wokół dłoni, kciukiem głaskał ją po szyi.RLT Pachniał subtelną kombinacją woni owoców i przypraw, kojarzącą się Verity zesłońcem i latem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •