[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myliłeś się, błądziłeś, ale nosząc wsobie potrzebę prawdy jakże możesz od niej uciec? Chcesz w przepaść skoczyć?- Prawda, o której mówisz, ojcze, jest także jak przepaść.Czemu tak jest?Torquemada milczał.- Ojcze!- Synu mój, możesz wielu zawiłych spraw świata jeszcze nie pojmować, leczjedno powinieneś wiedzieć z całą, na jaką cię stać, pewnością, z większą nawet, niżcię stać, ponieważ całkowite posłuszeństwo musi wypełniać wszystkie myśli iuczynki człowieka walczącego o prawdę.Chcąc służyć wierze, trzeba się jejobowiązującym zasadom podporządkowywać bez wahań, pytań i wątpliwości, bezcienia ubocznych myśli, z nieograniczonym zaufaniem do zwierzchnictwa.- Nawet nie rozumiejąc?- Kiedy prawda wypełni tak wszechstronnie twoje myśli, pragnienia i uczynki, iżty i ona staniecie się jednością, wtedy zrozumiesz wiele.- Znowu się odwołujesz, ojcze, do przyszłości.- A czymże jest dzisiaj bez przyszłości? Od ciebie wszakże zależy, aby jąprzybliżać.- I wówczas?- Czas, który idzie, mój synu, jest jak góra.Wstępujesz po niej ku szczytowi lubstaczasz się w dół.- A szczyt kiedy się osiąga?- Nie wiem - rzekł po długim milczeniu Torquemada.- Tego człowiek nie możewiedzieć.To wie tylko Bóg.Diego ukrył twarz w dłoniach.Policzki i skronie płonęły mu podskórnymgorącem, lecz ręce miał zimne.W sobie też czuł przejmujący chłód.- Czego więc ode mnie żądasz, ojcze? Co mam uczynić?- Wiesz, jaka jest różnica pomiędzy człowiekiem odważnym i tchórzliwym?Diego cofnął się o krok.- Wiesz?- Wiem - powiedział cicho.- Ale wiem nie swoimi myślami.To są już twojemyśli, ojcze.- Znowu wracasz do pozornego rozgraniczenia: ty i ja, a to są tylko myśliwyrażające prawdę.Jeszcze się lękasz samego siebie? Czyż nie pomyślałeś, żeczłowiek odważny przyjmuje posłuszeństwo dobrowolnie, natomiast tchórz słuchaze strachu? Nie wolno mi się bać - pomyślał Diego.- Nie powinno tak być, żeby ludzie musieli się bać - powiedział.- Przeciwnie - zawołał Torquemada - człowiek jest nędzny i jego strach jest nietylko potrzebny, lecz konieczny.Chcąc piętnować zło, musimy wciąż je ujawniać iobnażać, aby ukazane w całej swej brzydocie budziło wstręt, a przede wszystkimstrach.Oto prawda władzy! Gdyby pewnego dnia zabrakło winnych, musielibyśmyich stworzyć, ponieważ są nam potrzebni, aby nieustannie, o każdej godzinie,występek był publicznie poniżany i karany.Prawda, dopóki ostatecznie nie zwyciężyi nie zatryumfuje, nie może istnieć bez swego przeciwieństwa: fałszu.Koniecznośćnaszej władzy, mój synu, od tego przede wszystkim zależy, aby strach, wyjąwszygarstkę posłusznych z dobrej woli, stał się powszechnym, tak wypełniając wszystkiedziedziny życia, wszystkie najtajniejsze jego szczeliny, by nikt już sobie nie mógłwyobrazić istnienia bez lęku.%7łona niech nie ufa mężowi, rodzice niech się lękająwłasnych dzieci, narzeczony oblubienicy, przełożeni podwładnych, a wszyscywszechwiedzącej i wszędzie obecnej, karzącej sprawiedliwości Zwiętej Inkwizycji.Musimy mieć dużo praw i dużo strachu, rozumiesz, mój synu?Zimny poblask łuny począł nagle wypełniać celę i wśród tej nieziemskiejpoświaty czarna sylwetka czcigodnego ojca Wielkiego Inkwizytora zdawała sięrosnąć i ogromnieć.Diego, porażony martwym światłem, przysłonił oczy.- Ojcze! - krzyknął z rozpaczą - królestwo strachu czyż nie jest królestwemszatana?I w tym momencie, słysząc echo własnego głosu, począł spadać w przepaść.Obudził się zlany potem i z sercem pulsującym w krtani.W celi był półmrokzmierzchu.W głębi palił się oliwny kaganek.Natomiast nie opodal łoża, z rękomawsuniętymi w rękawy habitu, stał padre de la Cuesta.Fray Diego pośpiesznie się zerwał i chociaż ledwie się trzymał na nogach, skłoniłsiłą przyzwyczajenia głowę i dłonie skrzyżował na piersiach.- Pokój z tobą, bracie Diego - rzekł półgłosem wielebny ojciec.- Przynoszę ciwielką nowinę.Daleko odezwała się sygnaturka od sióstr karmelitanek.Diego nie śmiał sięwyprostować.- Sądzę - podniósł cokolwiek głos padre de la Cuesta - że się nawet niedomyślasz, mój synu, jak ogromne spotyka cię szczęście.- Ojcze - szepnął Diego.Tamten chwilę milczał.- Jako twemu przełożonemu dostojny i czcigodny ojciec Wielki Inkwizytor -powiedział wreszcie - polecił mi powiadomić cię, mój synu, że zostałeś powołany nastanowisko osobistego sekretarza Wielkiego Inkwizytora.Diego stał nieruchomy.O niczym nie myślał.Ciągle czuł zimny pot na skroniachi serce w gardle.- Czeka cię, mój synu, wielka przyszłość - rzekł padre de la Cuesta.Fray Diego dopiero teraz odważył się spojrzeć.Przeor stał o parę kroków przednim.Uśmiechał się dobrotliwie, lecz w jego oczach była nienawiść.Nagły spokój ogarnął Diega. Boże - pomyślał - jak nędzną istotą jest człowiek!ROZDZIAA DRUGIZapisuje autor starej kroniki, że Wielki Inkwizytor, padre Tomas Torquemada,opuściwszy Villa-Ral udał się do Toledo, stamtąd zaś, w otoczeniu zwiększonejilości domowników Zwiętego Officium, podążył na teren królestwa Aragonii, doSaragossy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Myliłeś się, błądziłeś, ale nosząc wsobie potrzebę prawdy jakże możesz od niej uciec? Chcesz w przepaść skoczyć?- Prawda, o której mówisz, ojcze, jest także jak przepaść.Czemu tak jest?Torquemada milczał.- Ojcze!- Synu mój, możesz wielu zawiłych spraw świata jeszcze nie pojmować, leczjedno powinieneś wiedzieć z całą, na jaką cię stać, pewnością, z większą nawet, niżcię stać, ponieważ całkowite posłuszeństwo musi wypełniać wszystkie myśli iuczynki człowieka walczącego o prawdę.Chcąc służyć wierze, trzeba się jejobowiązującym zasadom podporządkowywać bez wahań, pytań i wątpliwości, bezcienia ubocznych myśli, z nieograniczonym zaufaniem do zwierzchnictwa.- Nawet nie rozumiejąc?- Kiedy prawda wypełni tak wszechstronnie twoje myśli, pragnienia i uczynki, iżty i ona staniecie się jednością, wtedy zrozumiesz wiele.- Znowu się odwołujesz, ojcze, do przyszłości.- A czymże jest dzisiaj bez przyszłości? Od ciebie wszakże zależy, aby jąprzybliżać.- I wówczas?- Czas, który idzie, mój synu, jest jak góra.Wstępujesz po niej ku szczytowi lubstaczasz się w dół.- A szczyt kiedy się osiąga?- Nie wiem - rzekł po długim milczeniu Torquemada.- Tego człowiek nie możewiedzieć.To wie tylko Bóg.Diego ukrył twarz w dłoniach.Policzki i skronie płonęły mu podskórnymgorącem, lecz ręce miał zimne.W sobie też czuł przejmujący chłód.- Czego więc ode mnie żądasz, ojcze? Co mam uczynić?- Wiesz, jaka jest różnica pomiędzy człowiekiem odważnym i tchórzliwym?Diego cofnął się o krok.- Wiesz?- Wiem - powiedział cicho.- Ale wiem nie swoimi myślami.To są już twojemyśli, ojcze.- Znowu wracasz do pozornego rozgraniczenia: ty i ja, a to są tylko myśliwyrażające prawdę.Jeszcze się lękasz samego siebie? Czyż nie pomyślałeś, żeczłowiek odważny przyjmuje posłuszeństwo dobrowolnie, natomiast tchórz słuchaze strachu? Nie wolno mi się bać - pomyślał Diego.- Nie powinno tak być, żeby ludzie musieli się bać - powiedział.- Przeciwnie - zawołał Torquemada - człowiek jest nędzny i jego strach jest nietylko potrzebny, lecz konieczny.Chcąc piętnować zło, musimy wciąż je ujawniać iobnażać, aby ukazane w całej swej brzydocie budziło wstręt, a przede wszystkimstrach.Oto prawda władzy! Gdyby pewnego dnia zabrakło winnych, musielibyśmyich stworzyć, ponieważ są nam potrzebni, aby nieustannie, o każdej godzinie,występek był publicznie poniżany i karany.Prawda, dopóki ostatecznie nie zwyciężyi nie zatryumfuje, nie może istnieć bez swego przeciwieństwa: fałszu.Koniecznośćnaszej władzy, mój synu, od tego przede wszystkim zależy, aby strach, wyjąwszygarstkę posłusznych z dobrej woli, stał się powszechnym, tak wypełniając wszystkiedziedziny życia, wszystkie najtajniejsze jego szczeliny, by nikt już sobie nie mógłwyobrazić istnienia bez lęku.%7łona niech nie ufa mężowi, rodzice niech się lękająwłasnych dzieci, narzeczony oblubienicy, przełożeni podwładnych, a wszyscywszechwiedzącej i wszędzie obecnej, karzącej sprawiedliwości Zwiętej Inkwizycji.Musimy mieć dużo praw i dużo strachu, rozumiesz, mój synu?Zimny poblask łuny począł nagle wypełniać celę i wśród tej nieziemskiejpoświaty czarna sylwetka czcigodnego ojca Wielkiego Inkwizytora zdawała sięrosnąć i ogromnieć.Diego, porażony martwym światłem, przysłonił oczy.- Ojcze! - krzyknął z rozpaczą - królestwo strachu czyż nie jest królestwemszatana?I w tym momencie, słysząc echo własnego głosu, począł spadać w przepaść.Obudził się zlany potem i z sercem pulsującym w krtani.W celi był półmrokzmierzchu.W głębi palił się oliwny kaganek.Natomiast nie opodal łoża, z rękomawsuniętymi w rękawy habitu, stał padre de la Cuesta.Fray Diego pośpiesznie się zerwał i chociaż ledwie się trzymał na nogach, skłoniłsiłą przyzwyczajenia głowę i dłonie skrzyżował na piersiach.- Pokój z tobą, bracie Diego - rzekł półgłosem wielebny ojciec.- Przynoszę ciwielką nowinę.Daleko odezwała się sygnaturka od sióstr karmelitanek.Diego nie śmiał sięwyprostować.- Sądzę - podniósł cokolwiek głos padre de la Cuesta - że się nawet niedomyślasz, mój synu, jak ogromne spotyka cię szczęście.- Ojcze - szepnął Diego.Tamten chwilę milczał.- Jako twemu przełożonemu dostojny i czcigodny ojciec Wielki Inkwizytor -powiedział wreszcie - polecił mi powiadomić cię, mój synu, że zostałeś powołany nastanowisko osobistego sekretarza Wielkiego Inkwizytora.Diego stał nieruchomy.O niczym nie myślał.Ciągle czuł zimny pot na skroniachi serce w gardle.- Czeka cię, mój synu, wielka przyszłość - rzekł padre de la Cuesta.Fray Diego dopiero teraz odważył się spojrzeć.Przeor stał o parę kroków przednim.Uśmiechał się dobrotliwie, lecz w jego oczach była nienawiść.Nagły spokój ogarnął Diega. Boże - pomyślał - jak nędzną istotą jest człowiek!ROZDZIAA DRUGIZapisuje autor starej kroniki, że Wielki Inkwizytor, padre Tomas Torquemada,opuściwszy Villa-Ral udał się do Toledo, stamtąd zaś, w otoczeniu zwiększonejilości domowników Zwiętego Officium, podążył na teren królestwa Aragonii, doSaragossy [ Pobierz całość w formacie PDF ]