[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyminęła spiesznie martwego wojownika iokrą\yła pilnowany przez niego tytaniczny kopiec, miejsce spoczynku martwego od pokoleń ushikagana.Zprzodu dobiegły do niej hałaśliwe odgłosy z turańskiego obozu.Widać było migoczące płomyki ognisk zzebranego na stepie chrustu i wyschniętego nawozu.Księ\niczka słyszała wcześniej narzekania Jeku, \e wtym tempie Turańczycy wyczerpią zapasy opału w ciągu kilku dni.Ominęła turańskie obozowisko rumieniąc się, gdy docierały do niej strzępy sprośnych piosenek.Po drodzepotknęła się o coś.Stwierdziła, \e to rozciągnięty na ziemi trup.Strona 55Maddox Roberts John - Conan dezerterNieboszczyk miał na sobie turański strój, a w jego boku ziała olbrzymia rana.W świetle księ\yca widać byłosmugę krwi, świadczącą, \e mę\czyzna został tu przywleczony.Najwidoczniej Turańczycy nie uwa\ali, by ichmartwy ziomek był wart pochowania.Ishkala liczyła, \e zdoła odnalezć wodza Turańczyków i być mo\e podsłuchać coś, co się jej przyda.Niezbyt wierzyła w czarnoksięskie moce Khondemira, natomiast miała zamiar zebrać niezbędne dowody, byprzekonać Jeku do powrotu do miasta.Na uboczu ujrzała wielki, ozdobny namiot.Obok ustawiono niewielką kapliczkę Mitry, przed którą wspi\owej misie płonęła gruda gumowatego kadzidła.Przed namiotem rozpalono ognisko, wokół któregozasiadła grupka mę\czyzn.Byli to sami Turańczycy, jednak odró\niali się od swoich towarzyszy strojami imanierami, charakterystycznymi dla osób wysoko urodzonych.Ich wygląd i zachowanie świadczyły, \e są tozgorzkniali wygnańcy lub wydziedziczeni synowie arystokratycznych rodów. To ju\ długo nie potrwa, przyjaciele powiedział jeden z Turańczyków.Ishkala rozpoznała w nimBulamba, dowódcę, który powitał Khondemira. Wkrótce lata wygnania dobiegną kresu i odzyskamysłusznie nale\ące się nam urzędy. śałuję, \e nie potrafię tak szczerze jak ty zaufać czarnoksię\nikowi odparł mę\czyzna ze szkarłatnąbrodą utrefioną na modłę mało znanej mitraistycznej sekty z północnego Turanu. Czy\byś zwątpił, Rumal? spytał go Bulamb. Wierzę w Pana Mitrę i moje prawo do rządzenia Sultanapurem.Czarnoksię\nik dowiódł wielkiej potęgidwa lata temu, na początku wznieconej przez siebie rebelii przeciw uzurpatorowi Yezdigerdowi. Nawspomnienie znienawidzonego imienia wszyscy Turańczycy splunęli na ziemię. Jednak powstaniezakończyło się klęską, a my byliśmy zmuszeni ratować się ucieczką z kraju.Poparłem czarnoksię\nika,poniewa\ nie mamy innego kandydata do tronu, lecz nie podzielam waszej ufności. Powinieneś okazać więcej ducha napomniał go Bulamb. Dwa lata temu zostaliśmy zmuszeniwszcząć powstanie, nim zdołaliśmy je dostatecznie przygotować.Zdradził nas donos zaprzańca, a starannieprzygotowane czary Khondemira spełzły na niczym.Muszę jednak przyznać, \e zaraza, którą Khondemirsprowadził na królewską armię, pozwoliła nam ujść z \yciem.Nikt chyba temu nie zaprzeczy? To prawda rzekł siwiejący mę\czyzna we wspaniałej zbroi. Gdyby nie morowy powiew, któryczarnoksię\nik zesłał w nocy na królewski obóz, zostalibyśmy uwięzieni w pułapce między górami Jebail iJeziorem Aez.Do rana ani jeden \ołnierz nie był zdolny wsiąść na konia, a w ciągu dziesięciu dni dwa tysiącejezdzców umarło.Był to ohydny czarnoksięski czyn, lecz dał nam czas, by unieść głowy. I od tej pory pędzić \ywot bandytów stwierdził czerwonobrody Rumal. Te dni dobiegają kresu obiecał Bulamb. Tu, w siedzibie upiorów i potę\nych duchów, nasz panrzuci czar, na który nikt nie odwa\ył się od tysiąca lat.Dzięki jego mocy wjedziemy do Aghrapur jakotriumfatorzy! jego czarne oczy lśniły fanatyzmem, przemieszanym z maniakalną po\ądliwością.Odbijemy purpurowe wie\yce i \yzne ziemie naszego kraju tym, którzy wzgardzili nami! CzcigodnyKhondemir odda w nasze ręce tych, którzy szydzili z nas i wyzuli z prawowitego dziedzictwa! Będziemy mogliich zabić, torturować, zakuć w kajdany.Zrobić z nimi, co nam się \ywnie spodoba!Tyradę Bulamba nagrodziła gniewna owacja.Nawet najbardziej przygnębieni Turańczycy nabrali ducha.Okrą\ył ich niewolnik, napełniając kielichy mocnym, turańskim winem.Ishkala oddaliła się bezszelestnie.Usłyszała coś, co mogło przydać się kapitanowi Jeku.Khondemir planował zawładnąć turańskim tronem.Niedomyślała się, co to miało wspólnego z oblę\eniem Sogarii, lecz była pewna, \e jej ojciec pragnął utrzymaćpokój i przyjazń z królem Yezdigerdem.Szaleńcze knowania Khondemira trzeba było udaremnić. Dokąd idziesz, ślicznotko? serce podskoczyło księ\niczce do gardła, gdy poczuła na ramieniu uściskdłoni.Obróciwszy się, znalazła się twarzą w twarz ze śmierdzącym winem Turańczykiem o ospowatej twarzy.Zerwawszy dziewczynie woal z głowy, wyszczerzył zaślinione usta w obleśnym uśmiechu.Oczy rozszerzyłymu się na widok jej piękna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wyminęła spiesznie martwego wojownika iokrą\yła pilnowany przez niego tytaniczny kopiec, miejsce spoczynku martwego od pokoleń ushikagana.Zprzodu dobiegły do niej hałaśliwe odgłosy z turańskiego obozu.Widać było migoczące płomyki ognisk zzebranego na stepie chrustu i wyschniętego nawozu.Księ\niczka słyszała wcześniej narzekania Jeku, \e wtym tempie Turańczycy wyczerpią zapasy opału w ciągu kilku dni.Ominęła turańskie obozowisko rumieniąc się, gdy docierały do niej strzępy sprośnych piosenek.Po drodzepotknęła się o coś.Stwierdziła, \e to rozciągnięty na ziemi trup.Strona 55Maddox Roberts John - Conan dezerterNieboszczyk miał na sobie turański strój, a w jego boku ziała olbrzymia rana.W świetle księ\yca widać byłosmugę krwi, świadczącą, \e mę\czyzna został tu przywleczony.Najwidoczniej Turańczycy nie uwa\ali, by ichmartwy ziomek był wart pochowania.Ishkala liczyła, \e zdoła odnalezć wodza Turańczyków i być mo\e podsłuchać coś, co się jej przyda.Niezbyt wierzyła w czarnoksięskie moce Khondemira, natomiast miała zamiar zebrać niezbędne dowody, byprzekonać Jeku do powrotu do miasta.Na uboczu ujrzała wielki, ozdobny namiot.Obok ustawiono niewielką kapliczkę Mitry, przed którą wspi\owej misie płonęła gruda gumowatego kadzidła.Przed namiotem rozpalono ognisko, wokół któregozasiadła grupka mę\czyzn.Byli to sami Turańczycy, jednak odró\niali się od swoich towarzyszy strojami imanierami, charakterystycznymi dla osób wysoko urodzonych.Ich wygląd i zachowanie świadczyły, \e są tozgorzkniali wygnańcy lub wydziedziczeni synowie arystokratycznych rodów. To ju\ długo nie potrwa, przyjaciele powiedział jeden z Turańczyków.Ishkala rozpoznała w nimBulamba, dowódcę, który powitał Khondemira. Wkrótce lata wygnania dobiegną kresu i odzyskamysłusznie nale\ące się nam urzędy. śałuję, \e nie potrafię tak szczerze jak ty zaufać czarnoksię\nikowi odparł mę\czyzna ze szkarłatnąbrodą utrefioną na modłę mało znanej mitraistycznej sekty z północnego Turanu. Czy\byś zwątpił, Rumal? spytał go Bulamb. Wierzę w Pana Mitrę i moje prawo do rządzenia Sultanapurem.Czarnoksię\nik dowiódł wielkiej potęgidwa lata temu, na początku wznieconej przez siebie rebelii przeciw uzurpatorowi Yezdigerdowi. Nawspomnienie znienawidzonego imienia wszyscy Turańczycy splunęli na ziemię. Jednak powstaniezakończyło się klęską, a my byliśmy zmuszeni ratować się ucieczką z kraju.Poparłem czarnoksię\nika,poniewa\ nie mamy innego kandydata do tronu, lecz nie podzielam waszej ufności. Powinieneś okazać więcej ducha napomniał go Bulamb. Dwa lata temu zostaliśmy zmuszeniwszcząć powstanie, nim zdołaliśmy je dostatecznie przygotować.Zdradził nas donos zaprzańca, a starannieprzygotowane czary Khondemira spełzły na niczym.Muszę jednak przyznać, \e zaraza, którą Khondemirsprowadził na królewską armię, pozwoliła nam ujść z \yciem.Nikt chyba temu nie zaprzeczy? To prawda rzekł siwiejący mę\czyzna we wspaniałej zbroi. Gdyby nie morowy powiew, któryczarnoksię\nik zesłał w nocy na królewski obóz, zostalibyśmy uwięzieni w pułapce między górami Jebail iJeziorem Aez.Do rana ani jeden \ołnierz nie był zdolny wsiąść na konia, a w ciągu dziesięciu dni dwa tysiącejezdzców umarło.Był to ohydny czarnoksięski czyn, lecz dał nam czas, by unieść głowy. I od tej pory pędzić \ywot bandytów stwierdził czerwonobrody Rumal. Te dni dobiegają kresu obiecał Bulamb. Tu, w siedzibie upiorów i potę\nych duchów, nasz panrzuci czar, na który nikt nie odwa\ył się od tysiąca lat.Dzięki jego mocy wjedziemy do Aghrapur jakotriumfatorzy! jego czarne oczy lśniły fanatyzmem, przemieszanym z maniakalną po\ądliwością.Odbijemy purpurowe wie\yce i \yzne ziemie naszego kraju tym, którzy wzgardzili nami! CzcigodnyKhondemir odda w nasze ręce tych, którzy szydzili z nas i wyzuli z prawowitego dziedzictwa! Będziemy mogliich zabić, torturować, zakuć w kajdany.Zrobić z nimi, co nam się \ywnie spodoba!Tyradę Bulamba nagrodziła gniewna owacja.Nawet najbardziej przygnębieni Turańczycy nabrali ducha.Okrą\ył ich niewolnik, napełniając kielichy mocnym, turańskim winem.Ishkala oddaliła się bezszelestnie.Usłyszała coś, co mogło przydać się kapitanowi Jeku.Khondemir planował zawładnąć turańskim tronem.Niedomyślała się, co to miało wspólnego z oblę\eniem Sogarii, lecz była pewna, \e jej ojciec pragnął utrzymaćpokój i przyjazń z królem Yezdigerdem.Szaleńcze knowania Khondemira trzeba było udaremnić. Dokąd idziesz, ślicznotko? serce podskoczyło księ\niczce do gardła, gdy poczuła na ramieniu uściskdłoni.Obróciwszy się, znalazła się twarzą w twarz ze śmierdzącym winem Turańczykiem o ospowatej twarzy.Zerwawszy dziewczynie woal z głowy, wyszczerzył zaślinione usta w obleśnym uśmiechu.Oczy rozszerzyłymu się na widok jej piękna [ Pobierz całość w formacie PDF ]