[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiściebardzo ci dziękuję.- Czy takie jest twoje zdanie o moich uczuciach? Współczucie, uprzejmość i rycerskość?Na nowy ton w jego głosie Sylvie poczuła, że oblewa sięrumieńcem.Dała mu szansę.Mógł się teraz wycofać albopowiedzieć, że nie dba o to, co się jej przydarzyło, bo.jakocha.Milczał jednak i czuła, jak pod jego spojrzeniem rumie-niec rozlewa się na jej policzkach.Wydęła usta.- Wiem, że tak naprawdę nie chcesz się ze mną ożenić.-A niby skąd?-Wiem tak samo, jak dwa lata temu wiedziałam, żechcesz - odparła szybko.- Nie zamierzasz mnie już poca-łować, w każdym razie nie tak jak trzeba.- Pamiętam, że ostatnio oskarżyłaś mnie o to, że nieprzywiązuję zbyt dużej wagi do pocałunków.Na to niezbyt szarmanckie przypomnienie rumieniec natwarzy Sylvie pociemniał.- Jeśli tylko to cię martwi, Sylvie, łatwo mi będzie wyprowadzić cię z błędu.Przybliżył się do niej ze zmysłowym błyskiem woku.Sylvie cofnęła się za sofę.W Vauxhall tak bardzo pragnęła,żeby ją przytulił.Chciała czuć na skórze jego palce, jego gorą-ce usta na swoich.Chciała również, by pocałował ją żarliwie,mocno, tak jak wtedy, gdy zmusił ją do okropnego wyznania 223o tym, w jaki sposób obszedł się z nią Hugo.Nade wszystkojednak pragnęła usłyszeć dwa magiczne słowa.- Wiem, że masz wprawę w całowaniu, ale mnie niezwiedziesz.Nie chcę, żebyś wyświadczał mi grzecznośćczy tylko zaspokajał moją próżność.- Przerwała i obdarzyła go uśmiechem.- Rozumiem.Gdybym była bogatymmarkizem otoczonym debiutantkami, nie chciałabym żonywykorzystanej przez innego mężczyznę.Myśl o całowaniumnie na pewno cię mierzi.Adam wsunął ręce w kieszenie i spojrzał na Sylvie, niekryjąc złości.Po chwili odwrócił się i ruszył do drzwi.Sylvie zacisnęła usta, żeby powstrzymać słowa, które nietylko by ją poniżyły, lecz także nie pozwoliły Adamowi sięwycofać.- Być może masz rację - powiedział chłodno, przysta-jac przy drzwiach.- Jeśli posądzasz mnie o taką hipokry-zję i nieszczerość, równie dobrze możemy nie przeżyć ra-zem reszty życia.W zeszłym miesiącu, kiedy przybyłaś doLondynu, wydawałaś się bardziej dorosła.Okazało się, że topozory.Nadal jesteś dzieckiem, skoro chcesz mnie porzu-cić tylko dlatego, że.- Nie tylko! - krzyknęła.Jak on śmie okazywać jej lek-ceważącą wyższość? - Nie możesz udawać, że jesteś cho-dzącym ideałem - stwierdziła.- Kiedyś twoja zła reputacjai miłosne podboje nawet mi imponowały, przyznaję.Aleteraz już nie.%7łartowałam sobie, mówiąc, że chciałabymmęża cieszącego się względami pań.Naprawdę wolałabymtakiego, który jest lojalny i wierny. 224Adam postąpił o kilka kroków w głąb pokoju.- Doszliśmy do sedna - stwierdził spokojnie.- Rozmawiałaś o mojej rodzinie z June? Może tematem tych rozmów była w szczególności moja bratowa?Zdziwiona Sylvie uniosła brwi, przyznała jednak uczci-wie:- Tak, wspomniała, że twoje stosunki z bratem utrudniata kokietka, jego żona.Adam smutno się uśmiechnął.- Twoja siostra potrafi wynajdywać łagodne określenia.Rzeczywiście z jej powodu brat mnie nienawidzi.Oskarżasz mnie zatem, że mierzi mnie myśl o pocałowaniu ciebie, podczas gdy jest akurat odwrotnie.Twierdzisz, że niechcę cię poślubić, a to ty chcesz zachować wolność.Czy posłużyłaś się mną do usunięcia z drogi Hugona Robinsonapo to, by móc się połączyć ze swoim farmerem?-Nie!.- Ja cię nie zwodzę, za to ty z łatwością robisz ze mnieosła.-To nie tak!Sylvie załkała.Rozległ się huk drzwi zatrzaskujących sięza Adamem.Dalsze wyjaśnienia były niemożliwe. Rozdział siedemnastyPrzez szparę w aksamitnej zasłonie Sylvie obserwowałamatkę, której służący pomagał pokonać stopień powozu.June była następna; skorzystała z ramienia męża.Dołączylido nich ojciec i William.Pojazd ruszył, by zawiezć rodzinęna wieczorek muzyczny u Deborah Burdett.Zanim jeszcze woznica zmusił konie do kłusa, w okien-na powozu pojawiło się zasmucone oblicze Glorii Mere-dith.Spoglądała na oświetlone okno pokoju córki.Na wi-dok łez błyszczących na policzkach matki Sylvie ogarnęłopoczucie winy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •