[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Idz swoją drogą i ludzi nie zaczepiaj! - krzyknął stary odwracającsię do niego.Jagna z wrzaskiem uciekła do chałupy, a Józka wtykaław garście staremu jakiś kółi wrzeszczała:- Bijcie tego zbója, bijcie, tatulu!.- Puśćcie ją, puśćcie! - bełkotał Antek zgoła nieprzytomnie i przysu-wał się z pięściami, gotowymi do darcia.- Mówię ci, odejdz, bo, jak Bóg na niebie, zakatrupię cię jak psa!Słyszysz? - krzyknął znów stary, gotowy na wszystko, Antek cofnąłsię bezwiednie, opadły mu ręce, strach go uderzył tak mocny, żedrżeć zaczął, a stary poszedł wolno ku domowi.Nie skoczył już za nim, stał roztrzęsiony, nieprzytomny i wodziłpustymi oczami dookoła, nie było już nikogo, księżyc świecił jas-no, śniegi się skrzyły i posępna białość widniała wszędzie.Nic niemógł wymiarkować, co się to stało, oprzytomniał nieco w karcznniedopiero, dokąd go przywiedli przyjaciele, którzy mu skoczyli na ra-tunek, bo gruchnęło, że się z ojcem bije.Zabawa się też skończyła, rozchodzili się do domów, że to i póznojuż było, karczma opustoszała rychło, jeno po drogach grzmiałyjeszcze czas jakiś hukania i przyśpiewki, pozostali tylko Rzepe-czaki, którzy mieli zanocować, i pan Jacek przygrywał im ano naskrzypicy wielce żałośliwe pienia, że siedzieli za stołem powspieranina rękach i wzdychali, no i Antek, siedzący w kącie samotnie, boże się nie mogli z nim dogadać, gdyż nic nie odpowiadał, opuściligo wszyscy.Siedział tak martwy i niewiedzący, że darmo mu %7łydprzypominał, iż karczmę zamyka, nie słyszał i nie rozumiał zgoła,przecknął dopiero.na głos Hanki, której ludzie donieśli, że się pobiłznowu z ojcem.- Czego ci potrza? - zapytał.- Chodz do domu, pózno już - prosiła powstrzymując łzy.143Władysław Stanisław Reymont- Idz sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdz! - krzyknął groznie,a potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarzpowiedział: - %7łeby mnie w kajdany skuli, w lochu zamknęli, wol-niejszym bym był nizli przy tobie, słyszysz, wolniejszym!Hanka zapłakała żałośnie i poszła.I on się zaraz podniósł, wyszedł na dwór i powlókł się ku młynowi.Noc była jasna, rozgorzała miesięczną poświatą, drzewa kładły dłu-gie, zgoła niebieskie, przsrebrzone cienie, mróz taki ściskał, że razpo raz słychać było trzaskanie żerdek i jakby cichy, przejmujący sko-wyt niósł się po roziskrzonych śniegach, cichość martwa, zeskrzy-twiała tuliła świat cały, wieś już spała, ani jedno okno nie błyskałoświatłem, ni pies nie zaszczekał, ni młyn nie turkotał, nic - jeno od_karczmy dochodził schrypły śpiew Jambroża, któren swoim zwy-czajem wyśpiewywał na środku drogi, ale słabo kieby przez sen.Antek wlókł się ciężko i wolno dookoła stawu, przystawał, rozglądałsię nieprzytomnie, nasłuchiwał trwożnie, bo wciąż huczały mu wełbie ojcowe straszne słowa, bo wciąż widział jego oczy rozsrożone,bijące w niego kiej nożem, że cofał się bezwiednie, lęk ściskał goza gardło, serce zamierało, włosy się jeżyły - a z pamięci ginęła za-wziętość, ginęło kochanie, ginęło wszystko, a ostawał jeno strachśmiertelny, dygocące przerażenia i rozpaczliwa, żalna niemoc.Sam nie wiedział, kiedy zaczął iść ku domowi, gdy sprzed kościoładoszedł go bolesny płacz i głośne wyrzekania, pod figurą, stojącąprzed samymi wrótniami na cmentarz, ktosik leżał rozkrzyżowanyna śniegu, w cieniu, jaki padał od parkanu, nic nie można było roz-poznać, pochylił się myśląc, że to jaki obcy wędrownik albo i pijany- a to Hanka leżała żebrząc miłosierdzia.- Chodz do domu, ziąb taki, chodz, Hanuś! - prosił, bo mu dziwniezmiękła dusza, a że się nie odezwała, uniósł ją przez siłę i powiódłdo domu.Nie mówili nic ze sobą, bo Hanka rzewnie płakała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Idz swoją drogą i ludzi nie zaczepiaj! - krzyknął stary odwracającsię do niego.Jagna z wrzaskiem uciekła do chałupy, a Józka wtykaław garście staremu jakiś kółi wrzeszczała:- Bijcie tego zbója, bijcie, tatulu!.- Puśćcie ją, puśćcie! - bełkotał Antek zgoła nieprzytomnie i przysu-wał się z pięściami, gotowymi do darcia.- Mówię ci, odejdz, bo, jak Bóg na niebie, zakatrupię cię jak psa!Słyszysz? - krzyknął znów stary, gotowy na wszystko, Antek cofnąłsię bezwiednie, opadły mu ręce, strach go uderzył tak mocny, żedrżeć zaczął, a stary poszedł wolno ku domowi.Nie skoczył już za nim, stał roztrzęsiony, nieprzytomny i wodziłpustymi oczami dookoła, nie było już nikogo, księżyc świecił jas-no, śniegi się skrzyły i posępna białość widniała wszędzie.Nic niemógł wymiarkować, co się to stało, oprzytomniał nieco w karcznniedopiero, dokąd go przywiedli przyjaciele, którzy mu skoczyli na ra-tunek, bo gruchnęło, że się z ojcem bije.Zabawa się też skończyła, rozchodzili się do domów, że to i póznojuż było, karczma opustoszała rychło, jeno po drogach grzmiałyjeszcze czas jakiś hukania i przyśpiewki, pozostali tylko Rzepe-czaki, którzy mieli zanocować, i pan Jacek przygrywał im ano naskrzypicy wielce żałośliwe pienia, że siedzieli za stołem powspieranina rękach i wzdychali, no i Antek, siedzący w kącie samotnie, boże się nie mogli z nim dogadać, gdyż nic nie odpowiadał, opuściligo wszyscy.Siedział tak martwy i niewiedzący, że darmo mu %7łydprzypominał, iż karczmę zamyka, nie słyszał i nie rozumiał zgoła,przecknął dopiero.na głos Hanki, której ludzie donieśli, że się pobiłznowu z ojcem.- Czego ci potrza? - zapytał.- Chodz do domu, pózno już - prosiła powstrzymując łzy.143Władysław Stanisław Reymont- Idz sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdz! - krzyknął groznie,a potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarzpowiedział: - %7łeby mnie w kajdany skuli, w lochu zamknęli, wol-niejszym bym był nizli przy tobie, słyszysz, wolniejszym!Hanka zapłakała żałośnie i poszła.I on się zaraz podniósł, wyszedł na dwór i powlókł się ku młynowi.Noc była jasna, rozgorzała miesięczną poświatą, drzewa kładły dłu-gie, zgoła niebieskie, przsrebrzone cienie, mróz taki ściskał, że razpo raz słychać było trzaskanie żerdek i jakby cichy, przejmujący sko-wyt niósł się po roziskrzonych śniegach, cichość martwa, zeskrzy-twiała tuliła świat cały, wieś już spała, ani jedno okno nie błyskałoświatłem, ni pies nie zaszczekał, ni młyn nie turkotał, nic - jeno od_karczmy dochodził schrypły śpiew Jambroża, któren swoim zwy-czajem wyśpiewywał na środku drogi, ale słabo kieby przez sen.Antek wlókł się ciężko i wolno dookoła stawu, przystawał, rozglądałsię nieprzytomnie, nasłuchiwał trwożnie, bo wciąż huczały mu wełbie ojcowe straszne słowa, bo wciąż widział jego oczy rozsrożone,bijące w niego kiej nożem, że cofał się bezwiednie, lęk ściskał goza gardło, serce zamierało, włosy się jeżyły - a z pamięci ginęła za-wziętość, ginęło kochanie, ginęło wszystko, a ostawał jeno strachśmiertelny, dygocące przerażenia i rozpaczliwa, żalna niemoc.Sam nie wiedział, kiedy zaczął iść ku domowi, gdy sprzed kościoładoszedł go bolesny płacz i głośne wyrzekania, pod figurą, stojącąprzed samymi wrótniami na cmentarz, ktosik leżał rozkrzyżowanyna śniegu, w cieniu, jaki padał od parkanu, nic nie można było roz-poznać, pochylił się myśląc, że to jaki obcy wędrownik albo i pijany- a to Hanka leżała żebrząc miłosierdzia.- Chodz do domu, ziąb taki, chodz, Hanuś! - prosił, bo mu dziwniezmiękła dusza, a że się nie odezwała, uniósł ją przez siłę i powiódłdo domu.Nie mówili nic ze sobą, bo Hanka rzewnie płakała [ Pobierz całość w formacie PDF ]