[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten fakt do tej pory wymykał się badaczomhistorii V-7 i nikt nie skojarzył - dat praskiego eksperymentu z datąnalotu na Drażd'any i nie mówi o tym żadna encyklopedia II wojnyświatowej, którą mieliśmy możliwość przeczytać.Nie ma żadnejwzmianki o tym także w literaturze pamiętnikarskiej.Czyżbychodziło o to, że Praga została omyłkowo wzięta za te nieszczęsneDrażd'any i zbombardowana - a może chodziło o celowezbombardowanie Pragi, ale jego powody zostały utajnione do dziśdnia.Skoro nie chodziło tu o Drażd'any, to sprawa tegobombardowania podpada automatycznie pod tematykę tej książki.Dr Ludvik Soufek swego czasu przeprowadził wywiad zbyłym pracownikiem czeskiej ekipy Avii, a ten wspominało obecności w niej dwóch niemieckich inżynierów-konstruktorów specjalistów od dyskoplanów - inż.Habermohla i inż.Schrievera.Zwiadek wspominał, żeboisko futbolowe należące do fabryki zostało dokładniewybetonowane przez żołnierzy Wehrmachtu.Była to zbytmała powierzchnia na to, by służyć jako pas startowy dlazwyczajnych samolotów.Po wojnie tą betonową płytęrozbito i okazało się, że nie ma pod nią żadnychpodziemnych przestrzeni, ale skalny gruz, służący jakopodkład.Podejrzewamy, że po nalocie, niemieckiedowództwo postanowiło przesunąć gdzieś indziej tenkompleks badawczy i prototypy maszyny orazdokumentację w inne miejsce.Już wieczorem pobombardowaniu Habermohl i Schriever odlecieli dozapasowego stanowiska.Biuro projektowe pracowałonadal, ale jego kluczowe postacie wyjechały stopniowo donowego miejsca pracy.Ostatni zostali przed końcemwojny zlikwidowani, co było hitlerowską praktyką,stosowana w celu zachowania tajemnicy, bo najlepiejmilczy trup.Funkcjonariusz czeskiej straży przemysłowej dalej opowiedział otym, że po ogłoszeniu alarmu lotniczego obaj konstruktorzywyjechali służbowym mercedesem Avii wraz z kierowcą, pomiędzy13 a 14.- auto wróciło do zakładów około 21.Można zatemprzypuszczać, że w tym czasie trwała ewakuacja dokumentacji,tajnych broni, a szofer potem wrócił po tajne rozkazy.Jeszcze tego wieczoru, Niemcy zagonili wszystkich pracownikówAvii do zaciemnionej hali i tam pilnowali ich do rana.Wyglądałobyna to, że w tym czasie przygotowano do odlotu prototyp V-7 tak, bynikt z miejscowych nie mógł tego zobaczyć i pod osłoną nocyprzemieścili go do nowego zakładu pracy.A zatem lot, który wgLusara i Straganowa miał miejsce 24 lutego 1945 nie był lotemdoświadczalnym i zaplanowanym, ale lotem ewakuacyjnym, którymiał uchronić cenny prototyp przed dalszymi nalotamiSprzymierzonych.W jakim kierunku pojechało auto Schrievera? Na to pytanie za64.000 dolarów nie potrafimy dać jednoznacznej odpowiedzi iczęsto łamaliśmy sobie nad tym głowę.Zgadzamy się z poglądem drSoućka, że mercedes był poza zakładami około 7 godzin - 3,5godziny w jedną stronę w nocy, a zatem Schriever mógł dojechaćnajdalej 200 km od Pragi, stanowiącej punkt wyjścia.Kiedy wyrysujemy na mapie krąg wokół Pragi Czeskiej, opromieniu 200 km, to musimy jednocześnie wziąć pod uwagękierunek wyjazdu Schrievera i Habermohla.Nie mogli oni pojechaćna północ, ku Drażd'anom, które były celem nalotówSprzymierzonych, ze wschodu nadciągała Armia Czerwona do którejdołączyło pózniej Ludowe Wojsko Polskie - jego II Armia.Zatem tenkierunek też odpadał.Pozostaje nam jedynie zachód i południe,gdzie naziści wywozili wszystko, co mieli najcenniejszego.Tą lokalizację możemy sprecyzować - jeżeli była to brońprodukowana czy w fazie prototypu, to musimy wziąć pod uwagęmiejsce o dużej koncentracji przemysłu.Wszystko wskazuje naTabor, Ceskie Budejovice i Pilzno.Jest jednak małe ale, te miastabyły stale bombardowane przez Amerykanów i tak - wedle drSoucka -w rachubę może wchodzić tylko Cheb.ROZDZIAA 13FLUGZEUGWERKE EGERFlugzeugwerke Eger, makiety dla bombowców - Sztucznygaik i osiem pięter pod ziemię - Niemiecki wynalazek:fabryka bez dróg i kolei? - Wehrmacht, ZtB i nurkowie -Samolot, który mógł startować z boiska.Niektóre przesłanki wskazują na to, że zakłady Cheb (Eger) byłyfantomem dla alianckiego lotnictwa - jak oświadczył dr Soućkovibyły wysoki funkcjonariusz MSW CSRS ds.denazyfikacji kraju - aktóre to oświadczenie podaje on w swej książce Pfipad Jantarovekomnaty".Martin Andel - pod tym pseudonimem ukrywa się wysokioficer Zt.B.(Ztatna Bespecnost - Służba BezpieczeństwaPaństwowego w byłej Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej -stanowiła ona czechosłowacki odpowiednik sowieckiej KGB) mówiłtakże o zatrzymaniu obcego agenta w pobliżu ruin hitlerowskiejlotniczej fabryki w Chebie, zniszczonej w 1944 r.Od tego czasu,funkcjonariusze Zt.B.zaczęli dokładnie badać te ruiny na którychwidniał jeszcze ogromy szyld: FLUGZEUGWERKE EGER G.m.b.H.Kompleks zabudowań fabryki nie był niczym ciekawym, zbudowanogo w 1940 r., miał 8 wytwórczych i montażowych hal i tor kolejowyna lotnisko.Jej dyrektor - Georg Sander gdzieś uciekł na początkumaja 1945 r.i nikt nie wie, dokąd.Większość budowli tej jednostki była zrobiona z masywnychelementów budowlanych i przybyły na to miejsce major wojskinżynieryjnych z Pragi orzekł, że filary tych budowli mogłyby byćobciążone dwudziestokrotnie większym ciężarem, niżnajmasywniejsze części produkowanych tam samolotów - tak głosiłajego ekspertyza dla St.B.Ciekawym było to, że od linii kolejowejwiodła ku zakładom bocznica, którą ktoś zdemontował, a w kilkumiejscach zdemolował ładunkami wybuchowymi.Najdziwniejszejest także to, że bocznicę położono dość pózno, prawdopodobniej u ż p o n a l o c i e na zakład.Przeszukano teren u końcabocznicy, gdzie znajdował się posadzony brzozowy gaik i stała tamna wpół rozwalona buda.Okolica wyglądała, jakby zwieziono na niąkilkaset metrów sześciennych ziemi, na której posadzono drzewa.Znaleziono nawet miejsca, z których drzewa były przesadzane.Okazało się przy tym, że faktycznie zakład FLUGZEUGWERKEEGER G.m.b.H.były jedynie makietą dla alianckich bombowców wcelu odciągnięcia ich uwagi od.czegoś.Bombardowanie makietybyło dla faszystów dowodem na to, że kamuflaż był doskonały i żenalot - wobec zniszczenia obiektu - już się nie powtórzy.Tym czymś,co było chronione kamuflażem była podziemna fabryka zaryta naosiem kondygnacji w ziemi, jedna z największych w okupowanejEuropie - przy czym jedno z wejść do niej znajdowało się wsztucznym gaiku.To właśnie stąd, miały gotowe wyroby byćhissowane z podziemi fabryki i ładowane na wagony bocznicy,dochodzącej na lotnisko.O jakie wyroby chodziło?Tory kolejowe były obliczone na przewóz bardzo dużych i ciężkichprzedmiotów o ciężarze jednostkowym do stu ton! (Zwykły wagonkolejowy ma nośność 30 - 40 ton.) Nie ma takiej lotniczej części, czynawet takiego samolotu, który ważyłby sto ton! A przecież musiałobyć coś takiego, co latało i miało masę prawie 100 ton.Tory te niemiały żadnego połączenia z linią kolejową, a j e d y n i e zlotniskiem! A przecież żaden samolot nie miał takiego udzwigu, bywziąć taki ładunek.Ostatni niemiecki samolot, zdolny doprzewożenia wielotonowych ładunków, sześciosilnikowy Me-323 byłzniszczony w 1944 r [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Ten fakt do tej pory wymykał się badaczomhistorii V-7 i nikt nie skojarzył - dat praskiego eksperymentu z datąnalotu na Drażd'any i nie mówi o tym żadna encyklopedia II wojnyświatowej, którą mieliśmy możliwość przeczytać.Nie ma żadnejwzmianki o tym także w literaturze pamiętnikarskiej.Czyżbychodziło o to, że Praga została omyłkowo wzięta za te nieszczęsneDrażd'any i zbombardowana - a może chodziło o celowezbombardowanie Pragi, ale jego powody zostały utajnione do dziśdnia.Skoro nie chodziło tu o Drażd'any, to sprawa tegobombardowania podpada automatycznie pod tematykę tej książki.Dr Ludvik Soufek swego czasu przeprowadził wywiad zbyłym pracownikiem czeskiej ekipy Avii, a ten wspominało obecności w niej dwóch niemieckich inżynierów-konstruktorów specjalistów od dyskoplanów - inż.Habermohla i inż.Schrievera.Zwiadek wspominał, żeboisko futbolowe należące do fabryki zostało dokładniewybetonowane przez żołnierzy Wehrmachtu.Była to zbytmała powierzchnia na to, by służyć jako pas startowy dlazwyczajnych samolotów.Po wojnie tą betonową płytęrozbito i okazało się, że nie ma pod nią żadnychpodziemnych przestrzeni, ale skalny gruz, służący jakopodkład.Podejrzewamy, że po nalocie, niemieckiedowództwo postanowiło przesunąć gdzieś indziej tenkompleks badawczy i prototypy maszyny orazdokumentację w inne miejsce.Już wieczorem pobombardowaniu Habermohl i Schriever odlecieli dozapasowego stanowiska.Biuro projektowe pracowałonadal, ale jego kluczowe postacie wyjechały stopniowo donowego miejsca pracy.Ostatni zostali przed końcemwojny zlikwidowani, co było hitlerowską praktyką,stosowana w celu zachowania tajemnicy, bo najlepiejmilczy trup.Funkcjonariusz czeskiej straży przemysłowej dalej opowiedział otym, że po ogłoszeniu alarmu lotniczego obaj konstruktorzywyjechali służbowym mercedesem Avii wraz z kierowcą, pomiędzy13 a 14.- auto wróciło do zakładów około 21.Można zatemprzypuszczać, że w tym czasie trwała ewakuacja dokumentacji,tajnych broni, a szofer potem wrócił po tajne rozkazy.Jeszcze tego wieczoru, Niemcy zagonili wszystkich pracownikówAvii do zaciemnionej hali i tam pilnowali ich do rana.Wyglądałobyna to, że w tym czasie przygotowano do odlotu prototyp V-7 tak, bynikt z miejscowych nie mógł tego zobaczyć i pod osłoną nocyprzemieścili go do nowego zakładu pracy.A zatem lot, który wgLusara i Straganowa miał miejsce 24 lutego 1945 nie był lotemdoświadczalnym i zaplanowanym, ale lotem ewakuacyjnym, którymiał uchronić cenny prototyp przed dalszymi nalotamiSprzymierzonych.W jakim kierunku pojechało auto Schrievera? Na to pytanie za64.000 dolarów nie potrafimy dać jednoznacznej odpowiedzi iczęsto łamaliśmy sobie nad tym głowę.Zgadzamy się z poglądem drSoućka, że mercedes był poza zakładami około 7 godzin - 3,5godziny w jedną stronę w nocy, a zatem Schriever mógł dojechaćnajdalej 200 km od Pragi, stanowiącej punkt wyjścia.Kiedy wyrysujemy na mapie krąg wokół Pragi Czeskiej, opromieniu 200 km, to musimy jednocześnie wziąć pod uwagękierunek wyjazdu Schrievera i Habermohla.Nie mogli oni pojechaćna północ, ku Drażd'anom, które były celem nalotówSprzymierzonych, ze wschodu nadciągała Armia Czerwona do którejdołączyło pózniej Ludowe Wojsko Polskie - jego II Armia.Zatem tenkierunek też odpadał.Pozostaje nam jedynie zachód i południe,gdzie naziści wywozili wszystko, co mieli najcenniejszego.Tą lokalizację możemy sprecyzować - jeżeli była to brońprodukowana czy w fazie prototypu, to musimy wziąć pod uwagęmiejsce o dużej koncentracji przemysłu.Wszystko wskazuje naTabor, Ceskie Budejovice i Pilzno.Jest jednak małe ale, te miastabyły stale bombardowane przez Amerykanów i tak - wedle drSoucka -w rachubę może wchodzić tylko Cheb.ROZDZIAA 13FLUGZEUGWERKE EGERFlugzeugwerke Eger, makiety dla bombowców - Sztucznygaik i osiem pięter pod ziemię - Niemiecki wynalazek:fabryka bez dróg i kolei? - Wehrmacht, ZtB i nurkowie -Samolot, który mógł startować z boiska.Niektóre przesłanki wskazują na to, że zakłady Cheb (Eger) byłyfantomem dla alianckiego lotnictwa - jak oświadczył dr Soućkovibyły wysoki funkcjonariusz MSW CSRS ds.denazyfikacji kraju - aktóre to oświadczenie podaje on w swej książce Pfipad Jantarovekomnaty".Martin Andel - pod tym pseudonimem ukrywa się wysokioficer Zt.B.(Ztatna Bespecnost - Służba BezpieczeństwaPaństwowego w byłej Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej -stanowiła ona czechosłowacki odpowiednik sowieckiej KGB) mówiłtakże o zatrzymaniu obcego agenta w pobliżu ruin hitlerowskiejlotniczej fabryki w Chebie, zniszczonej w 1944 r.Od tego czasu,funkcjonariusze Zt.B.zaczęli dokładnie badać te ruiny na którychwidniał jeszcze ogromy szyld: FLUGZEUGWERKE EGER G.m.b.H.Kompleks zabudowań fabryki nie był niczym ciekawym, zbudowanogo w 1940 r., miał 8 wytwórczych i montażowych hal i tor kolejowyna lotnisko.Jej dyrektor - Georg Sander gdzieś uciekł na początkumaja 1945 r.i nikt nie wie, dokąd.Większość budowli tej jednostki była zrobiona z masywnychelementów budowlanych i przybyły na to miejsce major wojskinżynieryjnych z Pragi orzekł, że filary tych budowli mogłyby byćobciążone dwudziestokrotnie większym ciężarem, niżnajmasywniejsze części produkowanych tam samolotów - tak głosiłajego ekspertyza dla St.B.Ciekawym było to, że od linii kolejowejwiodła ku zakładom bocznica, którą ktoś zdemontował, a w kilkumiejscach zdemolował ładunkami wybuchowymi.Najdziwniejszejest także to, że bocznicę położono dość pózno, prawdopodobniej u ż p o n a l o c i e na zakład.Przeszukano teren u końcabocznicy, gdzie znajdował się posadzony brzozowy gaik i stała tamna wpół rozwalona buda.Okolica wyglądała, jakby zwieziono na niąkilkaset metrów sześciennych ziemi, na której posadzono drzewa.Znaleziono nawet miejsca, z których drzewa były przesadzane.Okazało się przy tym, że faktycznie zakład FLUGZEUGWERKEEGER G.m.b.H.były jedynie makietą dla alianckich bombowców wcelu odciągnięcia ich uwagi od.czegoś.Bombardowanie makietybyło dla faszystów dowodem na to, że kamuflaż był doskonały i żenalot - wobec zniszczenia obiektu - już się nie powtórzy.Tym czymś,co było chronione kamuflażem była podziemna fabryka zaryta naosiem kondygnacji w ziemi, jedna z największych w okupowanejEuropie - przy czym jedno z wejść do niej znajdowało się wsztucznym gaiku.To właśnie stąd, miały gotowe wyroby byćhissowane z podziemi fabryki i ładowane na wagony bocznicy,dochodzącej na lotnisko.O jakie wyroby chodziło?Tory kolejowe były obliczone na przewóz bardzo dużych i ciężkichprzedmiotów o ciężarze jednostkowym do stu ton! (Zwykły wagonkolejowy ma nośność 30 - 40 ton.) Nie ma takiej lotniczej części, czynawet takiego samolotu, który ważyłby sto ton! A przecież musiałobyć coś takiego, co latało i miało masę prawie 100 ton.Tory te niemiały żadnego połączenia z linią kolejową, a j e d y n i e zlotniskiem! A przecież żaden samolot nie miał takiego udzwigu, bywziąć taki ładunek.Ostatni niemiecki samolot, zdolny doprzewożenia wielotonowych ładunków, sześciosilnikowy Me-323 byłzniszczony w 1944 r [ Pobierz całość w formacie PDF ]