[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Domyślał się, że złapano go w pułapkę, ale jeszcze nie potrafił zrozumieć,jak to się stało, ani też, jaki jest ostateczny cel fortelów Silvera.Nieprzypuszczam, by się mnie obawiał lub powątpiewał, czy zdolen jest zabićmnie w walce na noże, jako że nigdy poprzednio nie`miałem sposobnościpopisać się wobec korsarzy zręcznością w tym zakresie.Wiedział jedynie, żeznalazł się w takim położeniu, iż musi walczyć osobiście, by utrzymać swąpowagę wobec załogi; toteż pierwszy poryw jego nienawiści skierował sięoczywiście przeciwko mnie.Jednakże nie ominął i Silvera.- Zapamiętam ci to! - krzyknął na kuternogę i poczołgał się naprzód, byuderzyć we mnie, trzymając nóż przed sobą i wyciągając prawe ramię, bypochwycić mię w przegubie lub odbić cios z boku.- Nic mnie nie obchodzi, Billu, czy tobie dostanie się ta dziewczyna -żachnął się Silver.- Chciałem ci przypomnieć paragraf czwarty.Gdy zaśidzie o honor, to kapitan ma takie same prawa jak i każdy inny.- Racja! - dobył się krzyk z kilkunastu gardzieli.- Kapitan winienpotykać się z każdym, kto go wyzwie.- Zaleję ja jeszcze sadła za skórę paru innym, gdy uporam się z tymdraniem - zgrzytnął Bones.Jąłem cofać się przed nim w półkręgu, licząc się z przestrzenią,oświeconą blaskiem bujającej się latarni, oraz ze smolnymi deskamiwyczuwanymi pod stopą.- Stój, ty.- huknął ów.- Nie pozwólcie mu wydostać się z waszegokręgu, kamraci.i baczcie, by ten gruby Holender nie skoczył mi na kark.To człek niebezpieczny!Silver w te pędy przywołał paru ludzi, by odgrodzili Piotra; ten,napatrzywszy się mej biegłości od lat pacholęcych w używaniu nożaskalpowniczego, nie trapił się bynajmniej myślą, czy dam radę na półpijanemu żeglarzowi, którego cała umiejętność walki na noże polegała natym, by nagle pochwycić za przegub przeciwnika, w chwili gdy ów chwytałjego w taki sam sposób, potem zaś dzgać i rąbać dopóty, póki jeden z nichnie straci władzy w rękach.- Nie frasuj się, Billu - doradzał kuternoga tonem łagodzącym.- Niepozwolimy Holendrowi ani nikomu innemu, by wyrządził ci jakąkolwiekkrzywdę.Ino teraz se skocz i haratnij Kozlą Skórkę.jeżeli potrafisz.- Jeżeli potrafię! - syknął Bones.- Przypatrz no mi się!To rzekłszy przypadł do ziemi i nagle skoczył w górę, ale dośćniezdarnie; nie tak, jak by to uczynił wojownik z plemienia Irokezów, którypodrywa się jak strzała, całym ciałem dążąc za nożem gotowym do ciosu.Usunąłem się w bok i ciąłem na odlew z góry, zamierzając wbić nóż w karkBonesa.Lecz czy to oślepiło mnie światło latarni, czy też co innego -dość, że ostrze mego noża rozpłatało mu tylko policzek od oka do wargigórnej, pozostawiając głęboką i szeroką ranę.Kapitan ryknął na całe gardło, ja sam też byłem mocno zdumiony, gdyżmyślałem, iż od razu z nim skończę.Przez parę mgnień nikt wokoło nas sięnie poruszył, gdyż nie przypuszczano, by można było tak rychło zobaczyćrozstrzygnięcie walki.Moira opowiadała mi pózniej, że pociesznie byłowidzieć rozdziawioną gębę Silvera.Bones, słaniając się, odszedł parę kroków w tył, gdyż buchająca krew takgo oślepiła, że musiał po omacku szukać drogi.Poszedłem za nim z wolna,prawie przygotowany na jakowyś podstęp; on z pewnością posłyszał moje kroki, gdyż zawołał:- Nie dajcie mu, by mnie zabijał, kamraci! Nie widzę nic przed sobą, a ondybie na mnie!Na ten krzyk ze dwunastu korsarzy skoczyło pomiędzy nas, klnąc iodgrażając mi się, ja zaś postąpiłem w stronę, gdzie obok Silvera stali moiprzyjaciele.Kulawiec ruszył na moje spotkanie, jednakowoż niezbyt wielkąbyło mi to pociechą.Wyrwał mi nóż z ręki i pochyliwszy się plunął na mnie,rzucając obelżywe słowa, których nie mogę przytoczyć w całości:- Ty niezgrabo! On prawie ślepy, a ty nie potrafiłeś go dobić! - iprzemknął koło mnie na szczudle, nawołując swych przyjaciół: - Oto tamnapadnięto Czarnego Psa! Dalej na tych psubratów, kamraci!Na całym pokładzie szczęknęły noże - zaczęto żgać i rąbać się nawzajem.Bones został pochłonięty przez zgraję rozbestwionego pospólstwa, któreskłębiło się na ciasnej przestrzeni między wsporą bezanmasztu iwzniesieniem rufy.Ktoś szarpnął mnie za rękaw.Gdym obrócił się, przybierając postawęobronną, ujrzałem przed sobą Piotra.- Gdzie Moira? - jęknąłem.- Darby ją fsiął.On ma sposób, szeby nas wysfobocić.Spiesz się, Bob!Mamy dobrą sposobność, ja.To właśnie było celem Silvera, by z twojej rękizgłacić Bonesa lub podbuszyć pszeciw niemu załogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •