[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, ale trzeba uważać, żeby nie zjeść zbyt dużo, może powodować wysypkę.Wrotycz jest też dobry na inne rzeczy, robi się z niego płyn na ukąszenia owadów i świetnymiłosny.- Laurel urwała nagle i ze zwiększonym zapałem zajęła się siekaniem.- Proszę, ogórecznikjuż jest gotowy.Wiesz, dobrze, kiedy zielenina jest świeża - dodała szybko - bo lepiej smakuje i jestpełna życia Matki Ziemi.Cassie zerknęła na nią czujnie.Może jednak ta dziewczyna nie była aż tak bardzo poukładana.Pełna życia Matki Ziemi? Ale wtedy nagle przypomniała sobie ten dzień, kiedy oparła się o czerwonygranit i poczuła ukryte w nim głęboko wibracje.Czy raczej kiedy wyobraziła sobie, że je czuje.Tak,mogła zrozumieć, gdy ktoś twierdził, że rośliny są pełne tego życia.- Dobra, skończone.Możesz powiedzieć Di i Melanie, że sałatka gotowa.Przygotuję jakieśtalerze - powiedziała Laurel.Cassie wróciła do przestronnego frontowego pokoju.Melanie i Diana były pogrążone wrozmowie i żadna z nich nie zauważyła, że Cassie weszła i stanęła za ich plecami.-.bierzesz ją pod swoje skrzydła, jakbyś zgarniała bezpańskiego psiaka z ulicy -mówiła z przekonaniem Melanie.Diana słuchała jej z założonymi ramionami.- Co będziepózniej?Urwała, bo Diana dostrzegła Cassie i dotknęła jej ramienia.- Już gotowe - odezwała się Cassie zażenowana.Mówiły o niej? Nazwały ją bezpańskimpsiakiem? Ale przecież to nie Diana to powiedziała, tylko Melanie.Cassie przekonywała samąsiebie, że nic jej nie obchodzi, co ona sobie myśli.Ale chłodne szare oczy nie wydawały się wrogie, kiedy Melanie spoglądała na nią, gdy jadłysałatkę.Były tylko.pełne rezerwy.A kiedy przyjechała pizza, Cassie nie mogła nie podziwiać swobody,z jaką pozostałe trzy dziewczyny śmiały się i żartowały ze studentem, który ją przywiózł.Tak sięzainteresował Melanie, że prawie wprosił się na obiad, ale Diana ze \ śmiechem zamknęła mu drzwiprzed nosem.H Melanie opowiedziała potem parę historii o swojej wakacyjnej podróży do Kanady iCassie niemal zapomniała o jej wcześniejszej uwadze.Dobrze było tak po prostu znalezć się wśrodku swobodnej, przyjaznej rozmowy i nie czuć, że jest się wykluczonym z towarzystwa.A być tuna zaproszenie Diany, widzieć, jak ona się do niej uśmiecha.Nadal nie do końca wierzyła, że to sięnaprawdę dzieje.Ale kiedy zbierała się do wyjścia, przeżyła szok.Diana wręczyła jej schludnystosik ubrań - na szarym swetrze nie widać było teraz ani śladu sadzy - i powiedziała:- Zabiorę cię do domu.Nie martw się o samochód babci.Jeśli dasz mi kluczyki, poproszę, żebyChris Henderson przyprowadził go do was.Cassie już podawała jej kluczyki, ale zamarła wpół ruchu.- Henderson? Znaczy.Chyba nie mówisz o jednym z braci Hendersonów?Diana uśmiechnęła się, otwierając drzwi integry.- Słyszałaś o nich? Chris jest miły, naprawdę, tylko trochę dziki.Nie przejmuj się.Kiedy ruszały, Cassie przypomniała sobie, że ten, który bawił się w przerzucanie jej plecakiem,to był Doug, nie Chris.Ale i tak trudno jej było opanować niepokój.- My wszyscy na Crowhaven Road się znamy -wyjaśniła Diana uspokajającym tonem.- Widzisz? Tu stoi dom Laurel, w tamtym mieszka Faye.My, dzieciaki stąd, w pewnym sensietrzymamy się razem.Wszystko będzie dobrze.- Trzymacie się razem? - Cassie nagle przyszło do głosy coś niepokojącego.- Tak.- Diana mówiła lekkim tonem.- Mamy coś w rodzaju klubu.- Klubu? - Cassie była tak zbulwersowana, że jej przerwała.- Znaczy.Ty też do niego należysz?Ty i Laurel, i Melanie?- Aha.No, jesteśmy u ciebie.Zadzwonię jutro, może będziesz chciała do mnie zajrzeć? A wponiedziałek mogłybyśmy pojechać do szkoły razem.- urwała, widząc wyraz twarzy Cassie.- O cochodzi? - spytała łagodnie.Cassie kręciła głową.- Sama nie wiem.Znaczy, wiem.Powiedziałam ci, że słyszałam, jak Faye, Susan i Deborahrozmawiały pierwszego dnia w szkole.Wtedy zaczęły się wszystkie kłopoty.Słyszałam, co mówiły i wiem, że są w Klubie.I to było takie okropne.Nie wiem, jak możesznależeć do Klubu razem z nimi.- To nie tak jak myślisz.- Aagodny głos Diany ucichł.- I nie bardzo mogę to wyjaśnić.Alepowiem ci jedno, nie osądzaj Klubu po Faye.Chociaż w Faye też jest sporo dobrego, jak się trochęposzuka.Cassie pomyślała, że trzeba by użyć mikroskopu elektronowego, żeby coś takiego znalezć.Niemogła się powstrzymać i powiedziała to na głos.Diana się roześmiała.- Nie, serio.Znam ją, odkąd byłyśmy małymi dziećmi.Wszyscy tutaj tak długo się znamy.- Ale.- Cassie spojrzała na nią z niepokojem.- Ty się jej nie boisz? Nie sądzisz, że mogłabyzrobić coś złego?- Nie - odparła Diana.- Nie wydaje mi się.Po pierwsze, ona.Złożyła coś w rodzaju obietnicy,że tego nie zrobi.A po drugie.- Popatrzyła na Cassie niemal przepraszająco, chociaż kącik ustunosił jej się w lekkim uśmiechu.- No cóż, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz, ale tak sięskłada, że Faye to moja cioteczna siostra.Cassie wytrzeszczyła oczy.- Prawie wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni - rzekła Diana cicho.- Czasami w drugiej czytrzeciej linii, ale często bliżej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Tak, ale trzeba uważać, żeby nie zjeść zbyt dużo, może powodować wysypkę.Wrotycz jest też dobry na inne rzeczy, robi się z niego płyn na ukąszenia owadów i świetnymiłosny.- Laurel urwała nagle i ze zwiększonym zapałem zajęła się siekaniem.- Proszę, ogórecznikjuż jest gotowy.Wiesz, dobrze, kiedy zielenina jest świeża - dodała szybko - bo lepiej smakuje i jestpełna życia Matki Ziemi.Cassie zerknęła na nią czujnie.Może jednak ta dziewczyna nie była aż tak bardzo poukładana.Pełna życia Matki Ziemi? Ale wtedy nagle przypomniała sobie ten dzień, kiedy oparła się o czerwonygranit i poczuła ukryte w nim głęboko wibracje.Czy raczej kiedy wyobraziła sobie, że je czuje.Tak,mogła zrozumieć, gdy ktoś twierdził, że rośliny są pełne tego życia.- Dobra, skończone.Możesz powiedzieć Di i Melanie, że sałatka gotowa.Przygotuję jakieśtalerze - powiedziała Laurel.Cassie wróciła do przestronnego frontowego pokoju.Melanie i Diana były pogrążone wrozmowie i żadna z nich nie zauważyła, że Cassie weszła i stanęła za ich plecami.-.bierzesz ją pod swoje skrzydła, jakbyś zgarniała bezpańskiego psiaka z ulicy -mówiła z przekonaniem Melanie.Diana słuchała jej z założonymi ramionami.- Co będziepózniej?Urwała, bo Diana dostrzegła Cassie i dotknęła jej ramienia.- Już gotowe - odezwała się Cassie zażenowana.Mówiły o niej? Nazwały ją bezpańskimpsiakiem? Ale przecież to nie Diana to powiedziała, tylko Melanie.Cassie przekonywała samąsiebie, że nic jej nie obchodzi, co ona sobie myśli.Ale chłodne szare oczy nie wydawały się wrogie, kiedy Melanie spoglądała na nią, gdy jadłysałatkę.Były tylko.pełne rezerwy.A kiedy przyjechała pizza, Cassie nie mogła nie podziwiać swobody,z jaką pozostałe trzy dziewczyny śmiały się i żartowały ze studentem, który ją przywiózł.Tak sięzainteresował Melanie, że prawie wprosił się na obiad, ale Diana ze \ śmiechem zamknęła mu drzwiprzed nosem.H Melanie opowiedziała potem parę historii o swojej wakacyjnej podróży do Kanady iCassie niemal zapomniała o jej wcześniejszej uwadze.Dobrze było tak po prostu znalezć się wśrodku swobodnej, przyjaznej rozmowy i nie czuć, że jest się wykluczonym z towarzystwa.A być tuna zaproszenie Diany, widzieć, jak ona się do niej uśmiecha.Nadal nie do końca wierzyła, że to sięnaprawdę dzieje.Ale kiedy zbierała się do wyjścia, przeżyła szok.Diana wręczyła jej schludnystosik ubrań - na szarym swetrze nie widać było teraz ani śladu sadzy - i powiedziała:- Zabiorę cię do domu.Nie martw się o samochód babci.Jeśli dasz mi kluczyki, poproszę, żebyChris Henderson przyprowadził go do was.Cassie już podawała jej kluczyki, ale zamarła wpół ruchu.- Henderson? Znaczy.Chyba nie mówisz o jednym z braci Hendersonów?Diana uśmiechnęła się, otwierając drzwi integry.- Słyszałaś o nich? Chris jest miły, naprawdę, tylko trochę dziki.Nie przejmuj się.Kiedy ruszały, Cassie przypomniała sobie, że ten, który bawił się w przerzucanie jej plecakiem,to był Doug, nie Chris.Ale i tak trudno jej było opanować niepokój.- My wszyscy na Crowhaven Road się znamy -wyjaśniła Diana uspokajającym tonem.- Widzisz? Tu stoi dom Laurel, w tamtym mieszka Faye.My, dzieciaki stąd, w pewnym sensietrzymamy się razem.Wszystko będzie dobrze.- Trzymacie się razem? - Cassie nagle przyszło do głosy coś niepokojącego.- Tak.- Diana mówiła lekkim tonem.- Mamy coś w rodzaju klubu.- Klubu? - Cassie była tak zbulwersowana, że jej przerwała.- Znaczy.Ty też do niego należysz?Ty i Laurel, i Melanie?- Aha.No, jesteśmy u ciebie.Zadzwonię jutro, może będziesz chciała do mnie zajrzeć? A wponiedziałek mogłybyśmy pojechać do szkoły razem.- urwała, widząc wyraz twarzy Cassie.- O cochodzi? - spytała łagodnie.Cassie kręciła głową.- Sama nie wiem.Znaczy, wiem.Powiedziałam ci, że słyszałam, jak Faye, Susan i Deborahrozmawiały pierwszego dnia w szkole.Wtedy zaczęły się wszystkie kłopoty.Słyszałam, co mówiły i wiem, że są w Klubie.I to było takie okropne.Nie wiem, jak możesznależeć do Klubu razem z nimi.- To nie tak jak myślisz.- Aagodny głos Diany ucichł.- I nie bardzo mogę to wyjaśnić.Alepowiem ci jedno, nie osądzaj Klubu po Faye.Chociaż w Faye też jest sporo dobrego, jak się trochęposzuka.Cassie pomyślała, że trzeba by użyć mikroskopu elektronowego, żeby coś takiego znalezć.Niemogła się powstrzymać i powiedziała to na głos.Diana się roześmiała.- Nie, serio.Znam ją, odkąd byłyśmy małymi dziećmi.Wszyscy tutaj tak długo się znamy.- Ale.- Cassie spojrzała na nią z niepokojem.- Ty się jej nie boisz? Nie sądzisz, że mogłabyzrobić coś złego?- Nie - odparła Diana.- Nie wydaje mi się.Po pierwsze, ona.Złożyła coś w rodzaju obietnicy,że tego nie zrobi.A po drugie.- Popatrzyła na Cassie niemal przepraszająco, chociaż kącik ustunosił jej się w lekkim uśmiechu.- No cóż, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz, ale tak sięskłada, że Faye to moja cioteczna siostra.Cassie wytrzeszczyła oczy.- Prawie wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni - rzekła Diana cicho.- Czasami w drugiej czytrzeciej linii, ale często bliżej [ Pobierz całość w formacie PDF ]