[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polatach udało się zrobić z niego czytelną fotografię, która do dziświsi na ścianie w moim pokoju.To ju\ była druga w tym dniu,zaskakująca niespodzianka, bo na zalegającym nasze podwórkostosie śmieci i rupieci znalezliśmy jeden z naszych rodzinnychalbumów z fotografiami.Niekompletny, z częściowo zniszczo-nym zbiorem zdjęć, po uporządkowaniu jest dziś jedną z nie-wielu pamiątek z przedwojennych i wojennych lat.Po wyzwoleniu Aodzi ojciec pojechał tam, załatwił namprzydział pięciopokojowego, poniemieckiego mieszkania i miałnadzieję na otwarcie kancelarii prawniczej lub jakąś pracę worganizującej się administracji państwowej.Załadowaliśmydobytek na wynajętą furmankę i pojechaliśmy do Aodzi.Drogibyły przejezdne.Na poboczach było widać stosy artyleryjskiejamunicji i łusek po pociskach oraz zepchnięte z drogi wrakisamochodów i czołgów.W Aodzi okazało się, \e mieszkaniezostało w międzyczasie zajęte przez jakąś państwową instytucjęi znów zostaliśmy bez dachu nad głową.Przytulili nas u siebiemieszkający piętro wy\ej państwo Missalowie, u\yczając namjeden pokój swego mieszkania.Byli to dobrzy znajomi rodzi-ców z Warszawy.Pan Missala był kolegą ojca z palestry iwiem, \e podczas okupacji działał społecznie w RGO.47 Instytucji, która pozbawiła nas mieszkania, nie mogłemtego darować.Za ka\dym razem, gdy przechodziłem obokdrzwi do tego lokalu zrywałem mocowaną na nich kartkę znazwą tej instytucji.W tym czasie zacząłem chodzić do szkoły.Przyjęto mnie do trzeciej klasy, ale widocznie nie dawałemsobie rady, bo po kilku dniach przeniesiono mnie do drugiejklasy, co odczułem bardzo boleśnie.Nauka w dalszym ciągunie była moją pasją, ale bardzo du\o czytałem.Ksią\ki po\y-czała mi ze swego bogatego zbioru kilkunastoletnia wówczascórka państwa Missalów.Przeczytane wówczas PrzypadkiRobinsona Cruzoe Daniela Defoe stały się zaczynem mojegozainteresowania morzem.W ciągu następnych lat przekształciłosię ono w \eglarską pasję, która pochłaniała mnie przez całe\ycie, stając się w pewnym stopniu moim drugim zawodem.W Aodzi w dalszym ciągu gromadziłem naboje, zapalnikido granatów (rzucane do góry eksplodowały uderzając o ziemięprzy spadaniu), niemieckie maski gazowe, które kradliśmy zkolegami z układanych w stosy pod gołym niebem wojskowychzdobyczy, niedbale pilnowanych przez rosyjskich wartowni-ków.Cenną zdobyczą były plecione ze słomy, ogromnych roz-miarów buty, słu\ące do nakładania podczas mrozów nanormalne, wojskowe obuwie.Taki but palił się pod kuchniąprzez pół godziny oszczędzając wydatki na węgiel czy drewno.Normalną zabawą było te\ zwracanie się do rosyjskich \ołnie-rzy, a zwłaszcza oficerów, z uprzejmym pytaniem: Izwienitie, katoryj czas?Odpowiadali chętnie, zadzierając oba rękawy munduru.Naka\dym przedramieniu mieli po kilka zegarków.Sprawdzali-śmy w ten sposób i polskich oficerów ci mieli tylko jedenzegarek.A propos polskich oficerów, to przypominam sobietaką parę: ona, bardzo ładna blondynka w mundurze poruczni-ka, on z dystynkcjami podporucznika.Stali przed sklepem jubi-lera i dyskutowali o kupnie obrączek.Potem weszli dokawiarni.A na drzwiach tej kawiarni był napis po polsku: Niemcom wstęp wzbroniony.Jak widać wahadło odchyliłosię w przeciwną stronę, ale czasy ulegały normalizacji.Uru-48chomiono wesołe miasteczko, czynny był ogród zoologiczny,wychodziły gazety Głos Ludu i Rzeczpospolita.Wtedy te\po raz pierwszy w \yciu odwiedziłem kino.Większość wyświe-tlanych wówczas filmów, było radzieckiej produkcji, ale tenpierwszy, jaki widziałem to był jakiś zachodni melodramat pt. śegnaj.Nic z tego nie zrozumiałem, podobnie jak z dwóchnastępnych: Iwan Iwanowicz gniewa się i Sekretarz rejko-mu.Ale głównie interesowała mnie techniczna strona zagad-nienia.W czasie okupacji opowiadali mi starsi ode mnie,podwórkowi koledzy, na czym polega film.Nie mogłem pojąćich wyjaśnień, \e tam galopują na prawdziwych koniach i strze-lają z prawdziwych rewolwerów, ale nie są to \ywe postacie,tylko jakby namalowane na płótnie.Ani rodzice, ani tym bar-dziej ja, nie chodziliśmy wtedy do kin czy teatrów z patriotycz-nych względów.Raz tylko widziałem jasełkę w kościele, aletam występowali \ywi aktorzy.Stan zdrowia mego ojca pogorszył się w tym czasie dotego stopnia, \e trafił do szpitala.Zdawał sobie sprawę, \e zniego ju\ nie wyjdzie.Zmarł na gruzlicę kilka tygodni pózniej.Mój niedo\ywiony organizm te\ był w kiepskim stanie.Zaczą-łem chorować.Mama nie mając \adnego zawodu, nie mogłaznalezć w Aodzi pracy.Praktycznie cała rodzinna bi\uteria itzw.świnki złote, carskie ruble ukryte w postaci obszytychmateriałem guzików przy ubraniu zostały ju\ sprzedane.Po-został mamie jeszcze herbowy sygnet ojca i cenny pierścionek zbrylantem.Sprzeda\ sygnetu w ogóle nie wchodziła w grę.Przetrwał w naszej rodzinie do dziś.Pierścionek była mamagotowa sprzedać za 25 ówczesnych tysięcy złotych, ale dawalijej maksimum 18 tysięcy, a na tą cenę nie chciała się zgodzić.Postanowiła powrócić do Warszawy i tam podjąć próbę zorga-nizowania na nowo naszego \ycia.W Warszawie sytuacja zmu-siła ją do sprzedania tego pierścionka.Kupiła go właścicielkaspo\ywczego sklepu z ulicy Poznańskiej.Dała tylko 5 tysięcy.Ja tymczasem pozostałem na pewien czas w Aodzi pod opieką iw mieszkaniu pani Genowefy Pacholak wspomnianej wy\ejprzyjaciółki mojej chrzestnej matki z lat okupacji.Po\egnali-49śmy więc państwa Missalów nie zapominając o zaciągniętym unich długu wdzięczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Polatach udało się zrobić z niego czytelną fotografię, która do dziświsi na ścianie w moim pokoju.To ju\ była druga w tym dniu,zaskakująca niespodzianka, bo na zalegającym nasze podwórkostosie śmieci i rupieci znalezliśmy jeden z naszych rodzinnychalbumów z fotografiami.Niekompletny, z częściowo zniszczo-nym zbiorem zdjęć, po uporządkowaniu jest dziś jedną z nie-wielu pamiątek z przedwojennych i wojennych lat.Po wyzwoleniu Aodzi ojciec pojechał tam, załatwił namprzydział pięciopokojowego, poniemieckiego mieszkania i miałnadzieję na otwarcie kancelarii prawniczej lub jakąś pracę worganizującej się administracji państwowej.Załadowaliśmydobytek na wynajętą furmankę i pojechaliśmy do Aodzi.Drogibyły przejezdne.Na poboczach było widać stosy artyleryjskiejamunicji i łusek po pociskach oraz zepchnięte z drogi wrakisamochodów i czołgów.W Aodzi okazało się, \e mieszkaniezostało w międzyczasie zajęte przez jakąś państwową instytucjęi znów zostaliśmy bez dachu nad głową.Przytulili nas u siebiemieszkający piętro wy\ej państwo Missalowie, u\yczając namjeden pokój swego mieszkania.Byli to dobrzy znajomi rodzi-ców z Warszawy.Pan Missala był kolegą ojca z palestry iwiem, \e podczas okupacji działał społecznie w RGO.47 Instytucji, która pozbawiła nas mieszkania, nie mogłemtego darować.Za ka\dym razem, gdy przechodziłem obokdrzwi do tego lokalu zrywałem mocowaną na nich kartkę znazwą tej instytucji.W tym czasie zacząłem chodzić do szkoły.Przyjęto mnie do trzeciej klasy, ale widocznie nie dawałemsobie rady, bo po kilku dniach przeniesiono mnie do drugiejklasy, co odczułem bardzo boleśnie.Nauka w dalszym ciągunie była moją pasją, ale bardzo du\o czytałem.Ksią\ki po\y-czała mi ze swego bogatego zbioru kilkunastoletnia wówczascórka państwa Missalów.Przeczytane wówczas PrzypadkiRobinsona Cruzoe Daniela Defoe stały się zaczynem mojegozainteresowania morzem.W ciągu następnych lat przekształciłosię ono w \eglarską pasję, która pochłaniała mnie przez całe\ycie, stając się w pewnym stopniu moim drugim zawodem.W Aodzi w dalszym ciągu gromadziłem naboje, zapalnikido granatów (rzucane do góry eksplodowały uderzając o ziemięprzy spadaniu), niemieckie maski gazowe, które kradliśmy zkolegami z układanych w stosy pod gołym niebem wojskowychzdobyczy, niedbale pilnowanych przez rosyjskich wartowni-ków.Cenną zdobyczą były plecione ze słomy, ogromnych roz-miarów buty, słu\ące do nakładania podczas mrozów nanormalne, wojskowe obuwie.Taki but palił się pod kuchniąprzez pół godziny oszczędzając wydatki na węgiel czy drewno.Normalną zabawą było te\ zwracanie się do rosyjskich \ołnie-rzy, a zwłaszcza oficerów, z uprzejmym pytaniem: Izwienitie, katoryj czas?Odpowiadali chętnie, zadzierając oba rękawy munduru.Naka\dym przedramieniu mieli po kilka zegarków.Sprawdzali-śmy w ten sposób i polskich oficerów ci mieli tylko jedenzegarek.A propos polskich oficerów, to przypominam sobietaką parę: ona, bardzo ładna blondynka w mundurze poruczni-ka, on z dystynkcjami podporucznika.Stali przed sklepem jubi-lera i dyskutowali o kupnie obrączek.Potem weszli dokawiarni.A na drzwiach tej kawiarni był napis po polsku: Niemcom wstęp wzbroniony.Jak widać wahadło odchyliłosię w przeciwną stronę, ale czasy ulegały normalizacji.Uru-48chomiono wesołe miasteczko, czynny był ogród zoologiczny,wychodziły gazety Głos Ludu i Rzeczpospolita.Wtedy te\po raz pierwszy w \yciu odwiedziłem kino.Większość wyświe-tlanych wówczas filmów, było radzieckiej produkcji, ale tenpierwszy, jaki widziałem to był jakiś zachodni melodramat pt. śegnaj.Nic z tego nie zrozumiałem, podobnie jak z dwóchnastępnych: Iwan Iwanowicz gniewa się i Sekretarz rejko-mu.Ale głównie interesowała mnie techniczna strona zagad-nienia.W czasie okupacji opowiadali mi starsi ode mnie,podwórkowi koledzy, na czym polega film.Nie mogłem pojąćich wyjaśnień, \e tam galopują na prawdziwych koniach i strze-lają z prawdziwych rewolwerów, ale nie są to \ywe postacie,tylko jakby namalowane na płótnie.Ani rodzice, ani tym bar-dziej ja, nie chodziliśmy wtedy do kin czy teatrów z patriotycz-nych względów.Raz tylko widziałem jasełkę w kościele, aletam występowali \ywi aktorzy.Stan zdrowia mego ojca pogorszył się w tym czasie dotego stopnia, \e trafił do szpitala.Zdawał sobie sprawę, \e zniego ju\ nie wyjdzie.Zmarł na gruzlicę kilka tygodni pózniej.Mój niedo\ywiony organizm te\ był w kiepskim stanie.Zaczą-łem chorować.Mama nie mając \adnego zawodu, nie mogłaznalezć w Aodzi pracy.Praktycznie cała rodzinna bi\uteria itzw.świnki złote, carskie ruble ukryte w postaci obszytychmateriałem guzików przy ubraniu zostały ju\ sprzedane.Po-został mamie jeszcze herbowy sygnet ojca i cenny pierścionek zbrylantem.Sprzeda\ sygnetu w ogóle nie wchodziła w grę.Przetrwał w naszej rodzinie do dziś.Pierścionek była mamagotowa sprzedać za 25 ówczesnych tysięcy złotych, ale dawalijej maksimum 18 tysięcy, a na tą cenę nie chciała się zgodzić.Postanowiła powrócić do Warszawy i tam podjąć próbę zorga-nizowania na nowo naszego \ycia.W Warszawie sytuacja zmu-siła ją do sprzedania tego pierścionka.Kupiła go właścicielkaspo\ywczego sklepu z ulicy Poznańskiej.Dała tylko 5 tysięcy.Ja tymczasem pozostałem na pewien czas w Aodzi pod opieką iw mieszkaniu pani Genowefy Pacholak wspomnianej wy\ejprzyjaciółki mojej chrzestnej matki z lat okupacji.Po\egnali-49śmy więc państwa Missalów nie zapominając o zaciągniętym unich długu wdzięczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]