[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A także dawna ciekawość.Czy jest odrobinę szybszy? Aja? A może wolniejszy?Aokcie pracowały rytmicznie, stopy uderzały o ziemię.Opanowałem oddech iutrzymywałem równe tempo.Przesunąłem się odrobinę do przodu, a on niezareagował.Głaz znalazł się nagle o wiele bliżej.Biegł za mną może pół minuty, apotem nagle wystrzelił do przodu.Zrównał się ze mną, objął prowadzenie.Porana finisz.Szybciej ruszyłem nogami.Krew dudniła mi w uszach.Wciągałem powietrze iatakowałem wszystkimi siłami, jakie mi jeszcze pozostały.Odległość między namizmalała, pochyła skała rosła coraz bardziej.Zrównałem się z nim, zanim do niejdobiegliśmy, ale w żaden sposób nie mogłem go wyprzedzić.Przemknęliśmy obokgłazu ramię w ramię i razem padliśmy na ziemię.- Finisz na fotokomórkę - wysapałem.- Musimy to uznać za remis.- Przerwał na chwilę.- Zawsze mnie112 zaskakujesz.przy samym końcu.Podałem mu wyjętą z plecaka manierkę.Pociągnął łyk i oddał.Osuszyliśmy ją po trochu.- Niech to - westchnął i wstał ciężko.- Chodz, zobaczymy, co jest za tymiwzgórzami.Podniosłem się i ruszyliśmy.- Mam wrażenie, że wiesz o mnie o wiele więcej niż ja o tobie - powiedziałem,kiedy wreszcie uspokoiłem oddech.- Chyba tak - przyznał po chwili.- Ale wołałbym nie wiedzieć.- Co to ma znaczyć?- Nie teraz - odparł.- Póżniej.Nie czyta się "Wojny i pokoju" na przerwieśniadaniowej.- Nie rozumiem.- Czas - wyjaśnił.- Zawsze jest go za dużo albo za mało.W tej chwili za mało.- Zgubiłem się.- Chciałbym, żeby to było możliwe.Wzgórza zbliżyły się, a grunt pod stopami wciąż był pewny.Wytrwale szliśmynaprzód.Myślałem o domysłach Bilła, podejrzeniach Randoma i ostrzeżeniu MegDevlin.A także o tym niezwykłym naboju znalezionym w kieszeni Luke'a.- Ta rzecz, do której zmierzamy.- zaczął, nim zdążyłem ułożyć pytanie.- Totwój Ghostwheel, prawda?- Tak.Roześmiał się.- Czyli nie kłamałeś w Santa Fe, kiedy powiedziałeś, że wymaga szczególnegośrodowiska.Nie mówiłeś tylko, że znalazłeś to środowisko i zbudowałeś maszynę.Przytaknąłem.- Co z twoimi planami założenia firmy? - spytałem.- To był tylko pretekst, żebyś zaczął mówić.- A Dan Martinez.i wszystko, co powiedział?- Nie wiem.Naprawdę go nie znałem.Nie mam pojęcia, czego chciał i czemuzaczął do nas strzelać.- A czego ty chcesz, Luke?- W tej chwili chcę zobaczyć to urządzenie.Czy to, że zbudowałeś je takdaleko, daje mu jakieś szczególne właściwości?- Tak.- Na przykład jakie?- Na przykład takie, o których nawet nie pomyślałem - odparłem.- Niestety.- Wymień jedną.- Przykro mi, ale pytania i odpowiedzi to zabawa dla dwóch.- Zaraz! To ja jestem tyrn facetem, który wyciągnął cię z dziury w ziemi!- Domyślam się, że jesteś również facetem, który próbował mnie zabić przezkolejne trzydzieste kwietnia.- Ostatnio nie - oświadczył.- Słowo.- Chcesz powiedzieć, że naprawdę próbowałeś?- No.tak.Ale miałem powody.To długa historia i.- Jezu, Luke! Dlaczego? Co ja ci zrobiłem?113 - To nie takie proste - westchnął.Dotarliśmy do stóp najbliższego wzgórza i Luke ruszył w górę.- Stój! - zawołałem.- Nie przejdziesz.Zatrzymał się.- Dlaczego?- Piętnaście metrów nad ziemią kończy się atmosfera.- Chyba żartujesz.Pokręciłem głową.- A po drugiej stronie jest jeszcze gorzej - dodałem.- Musimy poszukaćprzejścia.Jest jedno tam po lewej.Skręciłem, a po chwili usłyszałem za sobą jego kroki.- Więc dałeś mu swój głos - powiedział.- I co?- Teraz rozumiem, co zamierzasz i co się działo.W tym zwariowanymmiejscu, gdzie go zbudowałeś, zyskał świadomość.I szaleje, a ty chcesz gowyłączyć.On o tym wie i ma dość sił, by się bronić.To twój Ghostwheel próbowałcię zmusić do odwrotu.Zgadza się?- Prawdopodobnie.- Dlaczego się zwyczajnie nie przeatutujesz?- Nie można skonstruować Atutu miejsca, które ciągłe się zmienia.Nawiasemmówiąc, co wiesz o Atutach?- Dość - odparł.Dostrzegłem przed nami przejście.Zbliżyłem się i przystanąłem, nie wchodząc dalej.- Luke - powiedziałem.- Nie wiem, czego chcesz.Nie wiem, po co ani jak się tuznalazłeś, a ty jakoś nie chcesz mi tego wyjaśnić.Ale jedno powiem ci za darmo.Tam może być bardzo niebezpiecznie.Może powinieneś wrócić, skąd przybyteś, ipozwolić mi załatwić to samemu.Nie ma powodu, żebyś się narażał.- Myślę, że jest - stwierdził.- Poza tym mogę się przydać.- Jak?Wzruszył ramionami.- Chodzmy, Merlinie.Chcę go zobaczyć.- Dobrze.Idziemy.Poprowadziłem wąskim korytarzem, gdzie rozszczepiały się głazy.114 Rozdział 10Przejście było długie, ciemne, miejscami ciasne i coraz zimniejsze w miarę,jak się w nie zagłębialiśmy.W końcu jednak wyszliśmy na szeroką, skalną półkęponad dymiącą otchłanią.W powietrzu unosił się zapach amoniaku.Stopymiałem zimne, a twarz zaczerwienioną, jak zwykle.Mrugnąłem kilka razy,studiując przez mgłę kontury labiryntu.Nad całym obszarem zawisłperłowoszary całun, a krótkie pomarańczowe błyski przebijały mrok.- Gdzie to jest? - dopytywał się Luke.Wskazałem wprost przed siebie, ku miejscu ostatniego migotania.- Tam - powiedziałem.Właśnie wtedy podmuch wiatru porwał zasłonę mgieł, rząd za rzędemodkrywając ciemne, gładkie grzbiety rozdzielone czarnymi zagłębieniami.Zygzakami sięgały do wyspy przypominającej fortecę.Otaczając niski mur, zaktórym widać było kilka metalicznych konstrukcji.- Przecież to.labirynt - stwierdził.- Pójdziemy dołem, przez korytarze, czygórą po krawędziach murów?Uśmiechnąłem się, uważnie obserwując otoczenie.- To zależy - wyjaśniłem.- Czasem górą, a czasem dołem.- Więc którędy?- Jeszcze nie wiem.Za każdym razem muszę się przyjrzeć.Widzisz, on stalesię zmienia.Jest w tym pewna sztuczka.- Sztuczka?- Właściwie nawet więcej niż jedna.Wszystko to pływa w jeziorze ciekłegowodoru i helu.Labirynt przesuwa się i za każdym razem jest inny.Dochodzijeszcze problem atmosfery.Gdybyś chciał przejść wyprostowany po tychgrzbietach, przez większość trasy byłbyś powyżej jej poziomu.Nie przetrwałbyśdługo.A na różnicy poziomów rzędu kilkudziesięciu centymetrów temperaturawzrasta od potwornego mrozu do palącego żaru.Musisz wiedzieć, kiedy sięczołgać, kiedy wspinać, a kiedy robić coś innego.nie tylko którędy trzeba iść.- A ty jak poznajesz?- Nie, nie - odpowiedziałem.- Zabiorę cię ze sobą, ale nie mam zamiaruzdradzać tajemnic.Z głębiny znowu uniosła się mgła, formując niewielkie chmury.- Teraz rozumiem, dlaczego nie można stworzyć Atutu tego miejsca -oświadczył.Nadal studiowałem układ labiryntu.- W porządku - stwierdziłem.- Tędy.- A jeśli zaatakuje nas w czasie drogi? - zapytał.- Jeśli chcesz, możesz tu zostać.- Nie.Naprawdę chcesz go wyłączyć?- Nie jestem pewien.Chodz.Zrobiłem kilka kroków do przodu i w prawo.W powietrzu przede mnąpojawił się blady krążek światła; rozbłysnął mocniej.Poczułem na ramieniu dłońLuke'a.- Co.? - zaczął.115 - Ani kroku dałej! - zawołał głos, który rozpoznałem jako własny.- Sądzę, że dojdziemy jakoś do porozumienia - odparłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •