[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szturchnęła Kingsleyaramieniem.- Przepraszam - powiedziała. - Nie ma za co - uśmiechnął się do niej spod ciemnejgrzywki.Myliła się, Kingsley jej nie dostrzegał.Nie wiedział,że to ona.Uśmiechnął się do niej zachęcająco, jak do każdejładnej dziewczyny w metrze.Ale szybko zmarszczył brwi.-Hej.- Tak? - zapytała, wstrzymując oddech.- Upuściłaś coś - podał jej pocztówkę ze zdjęciemprzedstawiającym kaplicę.- Nie, to nie moje - odpowiedziała.- Przykro mi.- Aha.- Patrzył się na nią przenikliwie, mrugając oczami.- Czy my się gdzieś nie spotkaliśmy.?Uśmiechnęła się nerwowo, potrząsnęła głową i prawiepobiegła z powrotem do windy.Gdyby Danjal wiedział, cozrobiła.Gdyby Lucyfer się domyślił.Przepchnęła się przeztłum, pomagając sobie łokciami.Danjal czekał na nią nawyższym poziomie, gadając przez telefon.- Przepraszam, już mi lepiej - powiedziała.- Tak, mówiłaś, zmiana czasu - skinął głową i zamknął ko-mórkę.- Dzwonił twój chłopak.Omal nie zapytała  Kingsley?", ale uświadomiła sobie, żemiał na myśli Jacka.- Ma jakieś problemy z tymi mnichami w Hiszpanii.Muszę mu pomóc to załatwić.- Westchnął.- Nie chce robić zaduże- go zamieszania, bo to mogłoby zaalarmowaćbłękitnokrwistych.Trzeba działać dyskretnie, rozumiesz.- Tak, jasne.- Poradzisz sobie sama w Rosslyn?- Tak.znaczy.Tak - skinęła głową.- No dobra, ślicznotko, tylko pamiętaj, że mamy coś dodokończenia.- Danjal pogładził ją pod brodą i zniknął.Nie ma za co - przekazał jej blizniak.Mimi wsiadła do pociągu do Edynburga.Mogła miećtylko nadzieję, że Kingsley domyśli się znaczenia pocztówki.Niczego nie pragnęła tak bardzo, jak ponieść porażkę wtej misji. DZIESIBlissBliss pamiętała czasy, gdy Repozytorium mieściło się poddwoma klubami nocnymi.The Bank był jednym znajmodniejszych miejsc na Manhattanie, ale teraz przyciągałraczej towarzystwo z innych dzielnic.Do ulokowanego obokBłock 122 niegdyś wstęp mieli tylko błękitnokrwiści i ichgoście.Oba kluby stanowiły doskonałą przykrywkę dlaprzybytku mieszczącego szczegółową dokumentację historiibłękitnokrwistych - całą ich wiedzę i wszystkie sekrety.Repozytorium zostało znajdowało się pod wieżowcemForce Tower, w ciągnącym się kilometrami podziemnymwieżowcu.- Podziemny wieżowiec? - zdziwił się Lawson.- No wiesz, takie przeciwieństwo drapacza chmur - wyja-śniła Bliss.- Nad Repozytorium czuwają zausznicy, więc ktośz nich powinien wiedzieć, gdzie się wszyscy podziali.Możenawet dowiemy się, jak wrócić do świata podziemnego, nigdynic nie wiadomo. Lawson rozpromienił się, a Bliss poczuła ukłucie winy, żeporuszyła ten temat.Szanse, że zausznicy zdołają im pomóc,były niewielkie, przynajmniej w kwestii wilków - wiedzawampirów na ich temat była stosunkowo skąpa.No cóż,niebawem sami się przekonają.Bliss wprowadziła Lawsona przez frontowe drzwi ForceTower i skierowała się do najdalszej windy, jedynej, którapozwalała na jazdę w dół zamiast na górę.- Dziwnie tu pachnie - oznajmił Lawson.Miał rację, winda pachniała stęchlizną i zapomnieniem, aprzyciski na panelu były zakurzone.Bliss zaniepokoiła się, cozobaczą, gdy drzwi się otworzą.Jej obawy okazały się niebezpodstawne - Repozytoriumzostało całkowicie zniszczone.To, co niegdyś było piękną i gościnną biblioteką zluksusowymi skórzanymi fotelami i rzędami staroświeckichstanowisk czytelnianych, zmieniło się teraz w kupę gruzów,splądrowaną i spaloną.W niektórych miejscach dogasałyjeszcze płomienie, a wszystko śmierdziało dymem.Zniszczonych książek było mniej niż Bliss się spodziewała,więc być może część z nich ocalała.- Zakładam, że zazwyczaj tak to nie wyglądało - odezwałsię Lawson.- Ani trochę.Nie mam pojęcia, co tu się stało.- Bliss po-czuła przypływ głębokiego smutku i nostalgii.Chodzili po bi-bliotece, zaglądając do jeszcze elegantszych gabinetów,zajmowanych kiedyś przez kwaterę główną Komitetu, doprywatnych czytelni, księgozbioru unikatów.Wszystko zostałozniszczone.- Ktokolwiek tu był, działał wyjątkowo systematycznie -zauważył Lawson.Nagle zatrzymał się i powęszył.- Ktoś tujest. Bliss odwróciła się gwałtownie.- Gdzie? - zapytała, gotowa do walki lub ucieczki.- Nie martw się, to tylko człowiek - uspokoił ją Lawson.- Halo? - zawołała Bliss.- Czy ktoś tu jest?Z niszy w ciemnym zakątku pomiędzy regałami wyłoniłasię jakaś sylwetka.Przygarbiony mężczyzna sprawiał wrażeniezałamanego, jego niezwykle formalne ubranie było poszarpanei pobrudzone popiołem.- Czy on ma na sobie aksamitne spodnie? - zapytałszeptem Lawson.- Co to za jeden?- To zausznik - odparła także szeptem Bliss.- Proszę pana?- zapytała głośno.- Wydaje mi się, że kiedyś, dawno temu, siępoznaliśmy.Jestem Bliss Llewellyn.- Poznaję panią, panno Llewellyn - oznajmił mężczyznatonem, który, jak pamiętała Bliss, niegdyś był wyniosły, aleteraz brzmiał w nim strach.- Jestem Renfield.- Co tu się stało? - zapytała.- Gdzie są wszyscy? Renfieldpotrząsnął głową.- My, zausznicy, staraliśmy się zabrać wszystko, co tylkosię da, zanim zejdziemy pod ziemię razem ze Zgromadzeniem,więc wróciłem, żeby wziąć jeszcze kilka książek i zastałemtaki widok.- Jak to pod ziemię? Gdzie są wszyscy?- Odeszli.Wszyscy odeszli.Nie ma już wampirów,wszystko jest pogrążone w chaosie.Regentka zaginęła, radazostała rozwiązana, nikt już nie został. - To niemożliwe.- Bliss poczuła, że łzy napływają jej dooczu.- Nie było mnie tylko przez rok, wszystko nie mogło się ażtak zmienić.To nie może być koniec.-Jestem pewien, że to nie koniec.- Lawson wziął ją zarękę.- Coś wymyślimy.- Być może została jakaś nadzieja - przyznał Renfield.-Dotarła do nas wiadomość od venatorów.- Proszę nam ją pokazać - poprosiła Bliss.- Została przysłana telegraficznie w zeszłym tygodniu -wyjaśnił mężczyzna. Przekazywałem właśnie informacjepozostałym jeszcze członkom Zgromadzenia, kiedy wasusłyszałem.Chodzcie do mojego gabinetu.Bliss i Lawson poszli za Renfieldem pomiędzy regałamido pomieszczenia w rogu sali, w którym Bliss nigdy nie była.Drzwi były przepiękne i misternie rzezbione, tak jak wszystkiedrzwi w Repozytorium, a fakt, że lite drewno zostałonieuszkodzone, sprawił, że dziewczyna poczuła się pewniej.Aż do chwili, gdy Renfield otworzył drzwi, a demonrozszarpał mu gardło. JEDENAZCIESchuylerKilka minut pózniej Schuyler, Oliver i Tilly siedzieli wprzytulnym zakątku niedużej herbaciarni, urządzonej wrustykalnym, kojarzącym się z domem dziadków stylu, zobciągniętymi perkalem kanapami i jedwabnymi poduszkamiw kwiaty.- Czy Lucas uprzedził, dlaczego chcieliśmy się z tobązobaczyć? - zapytała Schuyler, zapadając się w pluszowy, przyciężki fotel, jakiego Cordelia przenigdy nie postawiłaby weleganckiej rezydencji na Manhattanie.Tilly uśmiechnęła się.- Tak, powiedział.Chociaż przyznam, że przez chwilęmyślałam, że jesteście z redakcji  Chic".Mieli przeprowadzaćze mną wywiad.Schuyler puściła tę uwagę mimo uszu.- Chcieliśmy się dowiedzieć, co wiesz o BramieObietnicy.Projektantka westchnęła. - A tak, tak.Zakon Siedmiorga i wszystkie te śmiertelniepoważne obowiązki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •