[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta, która poradziła sobie z usterką wtrakcie symulacji MDV-a, gdy była obracana dookoła.I ta kobieta bała się igły do tatuażu.Cholera.Tęsknię za nimi.Jezu Chryste, oddałbym wszystko za pięciominutową rozmowę z kimkolwiek.Kimkolwiekgdziekolwiek.O czymkolwiek.Jestem pierwszą osobą samą na całej planecie.Okej, starczy tego rozczulania się.Prowadzę z kimś rozmowę, ktoś przecież może przeczyta tendziennik.Trochę jednostronna, ale musi wystarczyć.Mogę umrzeć, ale cholera, ktoś będzie wiedział,co miałem do powiedzenia.Celem tej całej podróży jest zdobycie radia.Mogę uzyskać połączenie z ludzkością przedśmiercią.Kolejna rzecz, w której będę pierwszy.Jutro będę pierwszą osobą, która odzyskała sondęmarsjańską.WPIS W DZIENNIKU: SOL 82.Zwycięstwo! Znalazłem! Wiedziałem, że jestem w dobrej okolicy, gdy dostrzegłem w oddali szczyty Twin Peaks.Te dwamałe wzgórza są mniej niż kilometr od miejsca lądowania.Nawet lepiej, były na dalekim końcuobszaru.Wszystko, co musiałem zrobić, to jechać w ich kierunku, aż trafiłem na lądownik.I był tam! Dokładnie tam, gdzie się spodziewałem!Ostatnim stadium lądowania Pathfindera był czworościan utworzony z balonów.Balony przyjęłyna siebie siłę uderzenia.Gdy czworościan się zatrzymał, powietrze zeszło z balonów i ukazała sięsonda.To tak naprawdę dwa oddzielne komponenty.Lądownik sam w sobie i łazik Sojourner.Lądowniknie miał możliwości przemieszczania się, ale łazik jezdził po okolicy, dobrze przypatrując siękamieniom.Zabieram oba ze sobą, ale liczy się przede wszystkim lądownik.To ta część może siękomunikować z Ziemią.Nie umiem opisać swojego szczęścia, gdy go znalazłem.Dostać się tu nie było łatwo, ale udało misię.Lądownik był do połowy zasypany.Kopiąc szybko i uważnie, odsłoniłem jego większą część.Alewielki czworościan i balony nadal czekały pod powierzchnią.Po krótkich poszukiwaniach znalazłem Sojournera.Ten mały biedak był tylko dwa metry odlądownika.Jak przez mgłę pamiętam, że znajdował się dalej, gdy go widziano ostatni raz.Pewniewszedł w tryb awaryjny i okrążał lądownik, próbując nawiązać kontakt.Szybko przeniosłem go do mojego łazika.Jest mały, lekki i łatwo zmieścił się w śluzie.Zlądownikiem to inna sprawa.Nie miałem nadziei, że w całości zabiorę go do Habu.Był po prostu za duży.Musiałem nałożyćmój kapelusik inżyniera mechanika.Sonda była przytwierdzona do centralnego panelu rozłożonego czworościanu.Pozostałe trzyściany były przymocowane zawiasami.Każdy w JPL wam powie, że sondy są delikatne.Masa jestistotna, więc nie są przystosowane do otrzymywania mocnych ciosów.Jak użyłem łomu, to zawiasy od razu puściły!Potem sprawy się trochę skomplikowały.Gdy spróbowałem podnieść centralny panel, ani drgnął.Tak jak pozostałe trzy panele, centralny panel miał pod sobą balony, z których zeszło powietrze.W ciągu dekad balony rozerwały się i napełniły piachem.Mógłbym je odciąć, ale musiałbym się wpierw do nich dokopać.Nie byłoby to trudne, to tylkopiasek.Ale trzy inne panele stały na drodze.Szybko sobie zdałem sprawę, że mam w dupie stan pozostałych paneli.Wróciłem do łazika,wyciąłem kilka pasów z materiału Habu.Potem zwinąłem je w prymitywną, ale wytrzymałą linę.Niemoja zasługa, że była mocna.To dzieło NASA.Ja tym pasom tylko nadałem kształt liny.Przywiązałem jeden koniec do panelu, drugi do łazika.Aazik został stworzony do pokonywaniaekstremalnie wyboistych terenów, często pod stromym kątem.Może nie być szybki, ale ma doskonałymoment obrotowy.Odholowałem panel jak jakiś burak usuwający pieniek drzewa.Teraz miałem miejsce do kopania.Po kolei odsłaniałem balony i odcinałem je.Cała robota zajęłajakąś godzinę.Pózniej podniosłem centralny panel ze sprzętem do niego przymocowanym i zaniosłem to dołazika!Przynajmniej chciałem to zrobić.Całość jest nadal ciężka jak diabli.Zgaduję, że to ze dwieściekilogramów.Nawet w grawitacji Marsa to trochę za dużo.Mógłbym to spokojnie przenosić w Habie. Ale miałbym to podnieść, mając na sobie niewygodny skafander? Nic z tego.Tak więc zaciągnąłem to do łazika.Następne zadanie: umieścić to na dachu.W tym momencie dach był pusty.Nawet mając prawie pełne akumulatory, rozstawiłem panele.Czemu nie? Darmowa energia.Rozpracowałem to już wcześniej.Jadąc tutaj, miałem dwa stosy ogniw, które zajmowały całydach.Wracać będę z jednym stosem.To troszkę bardziej niebezpieczne; mogą spaść.Ale głównyproblem jest taki, że będzie cholernie trudno ułożyć tak wysoki stos.Poradzę sobie.Nie mogę po prostu przerzucić liny i wciągnąć Pathfindera.Nie chcę go zepsuć.To znaczy, on jużjest zepsuty, stracili z nim kontakt w 1997 roku.Ale nie chcę zepsuć go bardziej.Wpadłem na rozwiązanie.Ale na dziś starczy fizycznej pracy.Poza tym dzienne światło jest jużsłabe.Teraz jestem w łaziku, patrzę na Sojournera.Wydaje się w porządku.%7ładnych widocznychuszkodzeń.Nie wygląda na to, że Słońce coś za bardzo przypaliło.Gęsta warstwa marsjańskiegoszajsu uchroniła go przed uszkodzeniem słonecznym związanym z długotrwałą ekspozycją.Możecie pomyśleć, że z Sojournera nie będę miał zbyt wiele pożytku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •