[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kocha jego dowcip i wyniosłość, ironię i godność.Podziwia w nim wszyst-ko.Każdą chwilę z nim spędzoną- czy to jako Corie", czy jako pannaNash" - zalicza do najbardziej satysfakcjonujących momentów życia.Ale nie może za niego wyjść.Dlaczego mu powiedziała, że rozważy jego propozycję, skoro już wie, żeich związek nie przyniósłby niczego prócz bólu serca? On dopiero niedaw-no został dziedzicem wielkiej fortuny.Jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jakieperspektywy małżeńskie się przed nim otwierają.Ale Helena, która pędziłażycie na obrzeżach elity towarzyskiej, dobrze zna możliwości, jakie go cze-kają.Może się związać z jakimś wielkim rodem, potężnym zarówno podwzględem politycznym, jak i finansowym.Nie.Oddałaby im obojgu złą przysługę, gdyby powiedziała tak".Możeby i była cudowną towarzyszką życia, ale jak długo to potrwa, nim przesta-nie go bawić? Nim Ram zapragnie towarzystwa bardziej tradycyjnej i mniejzaborczej kobiety? Nim wezmie sobie kochankę.Nie zniosłaby tego.Choć wiedziała o wielu damach i dżentelmenach żyjących w ten sposób,była pewna, że nigdy nie będzie zdolna słuchać, jak powóz odjeżdża, wie-dząc, że mąż jedzie do innej kobiety, a następnego ranka uśmiechać się doniego znad filiżanki kawy.Raczej by go zabiła.Wzięła głęboki oddech.Tak.Ramsey Munro jej pragnie.Ale pragnął też Corie".I kobiety na tamtych bachanaliach.A ilu innych pragnął dawnieji zapragnie w przyszłości?Oświadczył się tylko dlatego, że jest cnotliwą, choć ubogą kobietą z towa-rzystwa, a on przysiągł zrobić, co w jego mocy, by ją chronić.Nie powie-dział niczego o uczuciach ani tym bardziej o miłości.Och, pragnął jej z pew-nością.Oświadczył się, bo nie mógł złożyć innej propozycji kobiecieszlachetnie urodzonej.Czy jednak nie poprosił Corie", którą bez wątpieniauznał za awanturnicę, by została jego kochanką?192A ona tego chciała.Chciała zostać kochanką Ramseya Munro.Tylko w ten sposób mogła spędzić z nim miesiące, a może lata.A kiedyjego uczucie osłabnie, nie będzie skazana na znoszenie przez resztę życiajego grzecznej obojętności.Tak, zostanie jego kochanką.Stał z odsłoniętą piersią w cuchnącym lochu, gryzący zapach własnegopalonego ciała wypełniał mu nozdrza, pulsujące dzwonienie wypełniało uszy.Choć ledwie mógł ustać, jakoś trzymał się wyprostowany, wzrok mając przy-ćmiony pogrążaniem się w upragnionej nieświadomości.- Aadne, nieprawdaż, monsieur? - Strażnik więzienny wskazał na jegopierś i odstąpił o krok, by podziwiać swe dzieło.- Prawie takie ładne jak ty.Może w przyszłym tygodniu napiętnujemy ci policzek.Choć z tym jest pe-wien kłopot.Piętno przechodzi na wylot przez szczękę.To nie wygląda ład-nie.Damy raczej wpadają w przerażenie, niż omdlewają z zachwytu.- Nie chciałbym przerażać dam - zdołał wydyszeć.Nie krzyczał.A może jednak? Teraz nie robiło mu to wielkiej różnicy.Ważne, że nie powiedział im o wieśniaku, który im pomagał, ani o kapitanieokrętu, który go przewiózł, ani o młodym poruczniku w Malmaison, którybył ich kontaktem.- Podoba mi się twoje wyrafinowanie, Munro.Twoja wytworność.To wielkaprzyjemność spotkać tutaj kogoś takiego jak ty.Reszta to zwykłe szumowiny.- Boże drogi, gardien, czy pan mi czyni propozycje? - spytał Ram, wy-krzywiając wargi w swym dawnym pogardliwym uśmiechu.Tysiące zakoń-czeń nerwów odsłoniętych i przypalonych rozgrzanym do białości żelaznymstemplem wrzeszczało, wyciskając mu łzy z oczu.Zaraz zacznie łkać.Niena-widził myśli, że strażnik będzie tego świadkiem.- Bo, choć mi to pochlebia,muszę odrzucić ten honor.Widzi pan, jest pewien człek na dole, który wpychawe mnie kleik, a ja nie zniósłbym, gdyby mnie posądził, że wolałem lepszego.Cios spadł mu prosto na głowę.Jego ostatnia przytomna myśl to byławdzięczność.13- Bal maskowyRam zerwał się i siadł sztywno na łóżku, z trudem chwytając powietrze.Wspomnienia wróciły, jak zawsze przedtem, kiedy był najsłabszy, najmniejpodejrzliwy - czyli we śnie.Ujął się pod boki i próbował wyrównać oddech.Właśnie wtedy zauważył, że w pokoju panuje całkowita ciemność, jedyneświatło pochodzi od jasnego paseczka pod drzwiami prowadzącymi na ko-rytarz.Ktoś zaciągnął ciężkie aksamitne zasłony w oknach.Ktoś, kto jesz-cze tu jest.Kto stoi bardzo blisko.Zamachnął się, zawadził o niewyrazną postać i cisnął ją na łóżko.Ogarnęło go bezbrzeżne zdumienie, gdy siadał na niej okrakiem,przygniatając sobą.Ją.Helenę.Ubraną, jak sobie uświadomił, w spodnie.Aksamitne, sądząc z dotyku.Musi, pomyślał, nosić swoje przebranie chłopca.- Powiedziałeś, że jeśli przyjdę do ciebie, powitasz mnie jako kochankę.- Jej głos był ochrypły.- Nie wspominałeś, że mam być partnerką w zapasach.Jego kochanka? Powoli osunął się w tył, uwalniając jej ręce.Szukałwłaściwego tonu, odpowiednich słów, jednocześnie porządkując splątanemyśli.- Ależ moja droga, to jest dokładnie to samo - rzekł wreszcie.Przełknęła ślinę.Wyczuwał ciepło sączące się przez jej aksamitny surdut,biodra naciskające wnętrze jego ud, lekkość jej postaci.I nagle przypo-mniał sobie, że ma na sobie tylko nocną koszulę, więc ona też musi czućcałkiem sporo.Odsunął się od niej.Nawet nie drgnęła.Leżała nieruchomo na wznak,ledwie widoczny kształt na pościeli.Słyszał jej oddech, przyspieszony i płytki.Przestraszona? Przemyśliwująca od nowa pomysł zostania jego kochanką?Nagle poczuł jej dłonie na piersi, przesuwające się ku szyi.Zręcznie ściąg-nęła rozchełstaną koszulę, a potem, niczym ślepiec poznający rzezbę, zaczę-ła błądzić palcami po piętnie z niezwykłą delikatnością.- Przyglądałam ci się, kiedy spałeś.Zdziwił się.Sen miał bardzo lekki.Zawsze tak było.Często od tego zale-żało jego życie.Widać jakaś część jego umysłu rozpoznała jąi pozwoliła muspać dalej w poczuciu bezpieczeństwa.- Widziałam to.To róża, prawda? - szeptała, igrając koniuszkami palcówz jego ciałem, z jego życiem.- Tak.- Byłeś.- Napiętnowany.W więzieniu.- Dlaczego?194- Strażnik twierdził, że dla pamięci.Ale nie o tym, o czym on chciał, bympamiętał.Jej dotyk był hipnotyzujący, głos zdawał się ciepłym prądem, w którympragnął zatonąć.- Więc o czym?- Dla pamięci, bym się trzymał z daleka od więzień.Nie oczekiwała tego.Usłyszał jej westchnienie, a potem cichy śmiech.Splotła dłonie na jego szyi.- Szkoda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Kocha jego dowcip i wyniosłość, ironię i godność.Podziwia w nim wszyst-ko.Każdą chwilę z nim spędzoną- czy to jako Corie", czy jako pannaNash" - zalicza do najbardziej satysfakcjonujących momentów życia.Ale nie może za niego wyjść.Dlaczego mu powiedziała, że rozważy jego propozycję, skoro już wie, żeich związek nie przyniósłby niczego prócz bólu serca? On dopiero niedaw-no został dziedzicem wielkiej fortuny.Jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jakieperspektywy małżeńskie się przed nim otwierają.Ale Helena, która pędziłażycie na obrzeżach elity towarzyskiej, dobrze zna możliwości, jakie go cze-kają.Może się związać z jakimś wielkim rodem, potężnym zarówno podwzględem politycznym, jak i finansowym.Nie.Oddałaby im obojgu złą przysługę, gdyby powiedziała tak".Możeby i była cudowną towarzyszką życia, ale jak długo to potrwa, nim przesta-nie go bawić? Nim Ram zapragnie towarzystwa bardziej tradycyjnej i mniejzaborczej kobiety? Nim wezmie sobie kochankę.Nie zniosłaby tego.Choć wiedziała o wielu damach i dżentelmenach żyjących w ten sposób,była pewna, że nigdy nie będzie zdolna słuchać, jak powóz odjeżdża, wie-dząc, że mąż jedzie do innej kobiety, a następnego ranka uśmiechać się doniego znad filiżanki kawy.Raczej by go zabiła.Wzięła głęboki oddech.Tak.Ramsey Munro jej pragnie.Ale pragnął też Corie".I kobiety na tamtych bachanaliach.A ilu innych pragnął dawnieji zapragnie w przyszłości?Oświadczył się tylko dlatego, że jest cnotliwą, choć ubogą kobietą z towa-rzystwa, a on przysiągł zrobić, co w jego mocy, by ją chronić.Nie powie-dział niczego o uczuciach ani tym bardziej o miłości.Och, pragnął jej z pew-nością.Oświadczył się, bo nie mógł złożyć innej propozycji kobiecieszlachetnie urodzonej.Czy jednak nie poprosił Corie", którą bez wątpieniauznał za awanturnicę, by została jego kochanką?192A ona tego chciała.Chciała zostać kochanką Ramseya Munro.Tylko w ten sposób mogła spędzić z nim miesiące, a może lata.A kiedyjego uczucie osłabnie, nie będzie skazana na znoszenie przez resztę życiajego grzecznej obojętności.Tak, zostanie jego kochanką.Stał z odsłoniętą piersią w cuchnącym lochu, gryzący zapach własnegopalonego ciała wypełniał mu nozdrza, pulsujące dzwonienie wypełniało uszy.Choć ledwie mógł ustać, jakoś trzymał się wyprostowany, wzrok mając przy-ćmiony pogrążaniem się w upragnionej nieświadomości.- Aadne, nieprawdaż, monsieur? - Strażnik więzienny wskazał na jegopierś i odstąpił o krok, by podziwiać swe dzieło.- Prawie takie ładne jak ty.Może w przyszłym tygodniu napiętnujemy ci policzek.Choć z tym jest pe-wien kłopot.Piętno przechodzi na wylot przez szczękę.To nie wygląda ład-nie.Damy raczej wpadają w przerażenie, niż omdlewają z zachwytu.- Nie chciałbym przerażać dam - zdołał wydyszeć.Nie krzyczał.A może jednak? Teraz nie robiło mu to wielkiej różnicy.Ważne, że nie powiedział im o wieśniaku, który im pomagał, ani o kapitanieokrętu, który go przewiózł, ani o młodym poruczniku w Malmaison, którybył ich kontaktem.- Podoba mi się twoje wyrafinowanie, Munro.Twoja wytworność.To wielkaprzyjemność spotkać tutaj kogoś takiego jak ty.Reszta to zwykłe szumowiny.- Boże drogi, gardien, czy pan mi czyni propozycje? - spytał Ram, wy-krzywiając wargi w swym dawnym pogardliwym uśmiechu.Tysiące zakoń-czeń nerwów odsłoniętych i przypalonych rozgrzanym do białości żelaznymstemplem wrzeszczało, wyciskając mu łzy z oczu.Zaraz zacznie łkać.Niena-widził myśli, że strażnik będzie tego świadkiem.- Bo, choć mi to pochlebia,muszę odrzucić ten honor.Widzi pan, jest pewien człek na dole, który wpychawe mnie kleik, a ja nie zniósłbym, gdyby mnie posądził, że wolałem lepszego.Cios spadł mu prosto na głowę.Jego ostatnia przytomna myśl to byławdzięczność.13- Bal maskowyRam zerwał się i siadł sztywno na łóżku, z trudem chwytając powietrze.Wspomnienia wróciły, jak zawsze przedtem, kiedy był najsłabszy, najmniejpodejrzliwy - czyli we śnie.Ujął się pod boki i próbował wyrównać oddech.Właśnie wtedy zauważył, że w pokoju panuje całkowita ciemność, jedyneświatło pochodzi od jasnego paseczka pod drzwiami prowadzącymi na ko-rytarz.Ktoś zaciągnął ciężkie aksamitne zasłony w oknach.Ktoś, kto jesz-cze tu jest.Kto stoi bardzo blisko.Zamachnął się, zawadził o niewyrazną postać i cisnął ją na łóżko.Ogarnęło go bezbrzeżne zdumienie, gdy siadał na niej okrakiem,przygniatając sobą.Ją.Helenę.Ubraną, jak sobie uświadomił, w spodnie.Aksamitne, sądząc z dotyku.Musi, pomyślał, nosić swoje przebranie chłopca.- Powiedziałeś, że jeśli przyjdę do ciebie, powitasz mnie jako kochankę.- Jej głos był ochrypły.- Nie wspominałeś, że mam być partnerką w zapasach.Jego kochanka? Powoli osunął się w tył, uwalniając jej ręce.Szukałwłaściwego tonu, odpowiednich słów, jednocześnie porządkując splątanemyśli.- Ależ moja droga, to jest dokładnie to samo - rzekł wreszcie.Przełknęła ślinę.Wyczuwał ciepło sączące się przez jej aksamitny surdut,biodra naciskające wnętrze jego ud, lekkość jej postaci.I nagle przypo-mniał sobie, że ma na sobie tylko nocną koszulę, więc ona też musi czućcałkiem sporo.Odsunął się od niej.Nawet nie drgnęła.Leżała nieruchomo na wznak,ledwie widoczny kształt na pościeli.Słyszał jej oddech, przyspieszony i płytki.Przestraszona? Przemyśliwująca od nowa pomysł zostania jego kochanką?Nagle poczuł jej dłonie na piersi, przesuwające się ku szyi.Zręcznie ściąg-nęła rozchełstaną koszulę, a potem, niczym ślepiec poznający rzezbę, zaczę-ła błądzić palcami po piętnie z niezwykłą delikatnością.- Przyglądałam ci się, kiedy spałeś.Zdziwił się.Sen miał bardzo lekki.Zawsze tak było.Często od tego zale-żało jego życie.Widać jakaś część jego umysłu rozpoznała jąi pozwoliła muspać dalej w poczuciu bezpieczeństwa.- Widziałam to.To róża, prawda? - szeptała, igrając koniuszkami palcówz jego ciałem, z jego życiem.- Tak.- Byłeś.- Napiętnowany.W więzieniu.- Dlaczego?194- Strażnik twierdził, że dla pamięci.Ale nie o tym, o czym on chciał, bympamiętał.Jej dotyk był hipnotyzujący, głos zdawał się ciepłym prądem, w którympragnął zatonąć.- Więc o czym?- Dla pamięci, bym się trzymał z daleka od więzień.Nie oczekiwała tego.Usłyszał jej westchnienie, a potem cichy śmiech.Splotła dłonie na jego szyi.- Szkoda [ Pobierz całość w formacie PDF ]