[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odezwała się jednak do MacNeilia, bo co tubyło do powiedzenia? Nie mogli nic zrobić lepszego, niż tylko jechać przedsiebie aż na drugi kraniec pustkowia.Skargi na nic by się nie zdały, a cogorsza pewnie spotkałyby się z pogardą.Szkot zdawał się być niewrażliwyna zimno, jakby żywioły dawno temu straciły nad nim moc.Trzeba jakoś wytrzymać.A w tym Kate miała blisko trzyletnią praktykę.60Moda czy zdrowie ?Wymuszony wybórate osunęła się na Kita i nie poderwała natychmiast.Już to świadczyło,Kże coś jest nie w porządku.Dziewczyna - mimo wdowieństwa było w niejcoś wzruszająco dziewczęcego - bardzo dbała o przestrzeganie zasad przyzwoitości.Ściągnął Dorana, by zatrzymać powóz, a ona pochyliła się naprzód i spadłaby z siedzenia, gdyby jej nie chwycił.Ułożył ją sobie na kolanach i zajrzałjej w twarz.Powieki miała białe jak alabaster, leciutko niebieskawe, wargibezkrwiste.Najwyraźniej zemdlała.- Pani Blackburn!Potrząsnął nią łagodnie, powieki Kate drgnęły i uniosły się.- Dojechaliśmy? Czy to się skończyło?- Jeszcze nie.- Niech to licho! Czeka ich jeszcze wiele godzin drogi,nim się wydostaną z wrzosowisk.Przebiegł wzrokiem widnokrąg, szukając jakiegoś znaku orientacyjnego.Zaczęła siąpić zimna mżawka, zacinająca z boku w podmuchach wiatru.Poszarpana buda nie chroniła Kate, jedyną skuteczną osłoną był on sam.Przyciągnął jąblisko do siebie i rozejrzałsię.Musi tu być coś, co zapewni im schronienie: zagroda, sterta kamieni,cokolwiek.Nagle zobaczył go, w sporej odległości, jak okręt widmo dryfujący po niezbadanym morzu mgły.Serce skoczyło mu na znajomy widok.Nie przypuszczał, że są tak blisko zamku.Zaciął konia lejcami i skierował się na południe.Mieli do przebycia okołodwóch kilometrów.Dwóch kilometrów rozstrzygających o życiu lub śmierci.- Czyj to zamek, nie wiecie? - spytał Dand, utkwiwszy zmrużone ciemneoczy w masywnej bryle ruin górującej nad okolicą.Ramsey wzruszył ramionami lekceważąco.- Czyjkolwiek był, teraz należy do wrzosowiska.61- Słyszałem, jak ojciec opat mówił, że należał do jednego z iairdów, którzy walczyli w czterdziestym piątym - powiedział Douglas.- Wielkiego walecznego wodza.- A jeszcze większego głupca, jeśli walczył pod Culloden przeciwko koronie - oświadczył Ramsey.- Wszyscy wielcy wojownicy to głupcy - odparł Dand.Zamek.Kit nigdy nie słyszał, by określano tę budowlę inną nazwą.Żadenz chłopców inaczej o niej nie mówił.Poszarpany kontur wznosił się na tlenieba jak stworzony w wyobraźni malarza wizerunek wieży czarownicy.Większość zamków stawiano na szczycie skalistych wzniesień, inne w gęstych lasach albo w widłach rzek.Nie wiadomo, z buty czy dla kaprysu, budowniczy tego zamku postanowił uczynić wrzosowisko jego strażnikiem.Kit zatrzymał Dorana przed ogromną wyrwą w murze, która kiedyś mieściła masywne drzwi, świadomy jedynie tego, że trzyma na rękach lekkie,zziębnięte ciało Kate i że koniecznie trzeba je ogrzać.Niósł dziewczynęostrożnie po schodach zamczyska, a potem długim pustym korytarzem.Niezważając na wiatr gwiżdżący w odsłoniętych krokwiach, brodził w zbutwiałych liściach, przez ponad pięćdziesiąt jesieni zasypujących spękaną i uginającą się podłogę.- Gdzie jesteśmy? - szepnęła Kate.Oczy wciąż miała zamknięte, alezmarszczyła brwi, przez co dwie bruzdy zarysowały się na czole.- Odpoczywaj.Dotarłszy na koniec korytarza, Kit zszedł po kilku schodach do kuchniw suterenie.Z wysoka, przez dymnik w zewnętrznym narożniku, sączyło siępopołudniowe blade światło.Kominy w pozostałych pomieszczeniach dawno temu pozapychał gruz, tylko tutaj można było bezpiecznie palić ogień.Ukląkł, położył Kate, rozpostarł pled na podłodze, przeniósł ją na to prowizoryczne posłanie i otulił wełnianym kocem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nie odezwała się jednak do MacNeilia, bo co tubyło do powiedzenia? Nie mogli nic zrobić lepszego, niż tylko jechać przedsiebie aż na drugi kraniec pustkowia.Skargi na nic by się nie zdały, a cogorsza pewnie spotkałyby się z pogardą.Szkot zdawał się być niewrażliwyna zimno, jakby żywioły dawno temu straciły nad nim moc.Trzeba jakoś wytrzymać.A w tym Kate miała blisko trzyletnią praktykę.60Moda czy zdrowie ?Wymuszony wybórate osunęła się na Kita i nie poderwała natychmiast.Już to świadczyło,Kże coś jest nie w porządku.Dziewczyna - mimo wdowieństwa było w niejcoś wzruszająco dziewczęcego - bardzo dbała o przestrzeganie zasad przyzwoitości.Ściągnął Dorana, by zatrzymać powóz, a ona pochyliła się naprzód i spadłaby z siedzenia, gdyby jej nie chwycił.Ułożył ją sobie na kolanach i zajrzałjej w twarz.Powieki miała białe jak alabaster, leciutko niebieskawe, wargibezkrwiste.Najwyraźniej zemdlała.- Pani Blackburn!Potrząsnął nią łagodnie, powieki Kate drgnęły i uniosły się.- Dojechaliśmy? Czy to się skończyło?- Jeszcze nie.- Niech to licho! Czeka ich jeszcze wiele godzin drogi,nim się wydostaną z wrzosowisk.Przebiegł wzrokiem widnokrąg, szukając jakiegoś znaku orientacyjnego.Zaczęła siąpić zimna mżawka, zacinająca z boku w podmuchach wiatru.Poszarpana buda nie chroniła Kate, jedyną skuteczną osłoną był on sam.Przyciągnął jąblisko do siebie i rozejrzałsię.Musi tu być coś, co zapewni im schronienie: zagroda, sterta kamieni,cokolwiek.Nagle zobaczył go, w sporej odległości, jak okręt widmo dryfujący po niezbadanym morzu mgły.Serce skoczyło mu na znajomy widok.Nie przypuszczał, że są tak blisko zamku.Zaciął konia lejcami i skierował się na południe.Mieli do przebycia okołodwóch kilometrów.Dwóch kilometrów rozstrzygających o życiu lub śmierci.- Czyj to zamek, nie wiecie? - spytał Dand, utkwiwszy zmrużone ciemneoczy w masywnej bryle ruin górującej nad okolicą.Ramsey wzruszył ramionami lekceważąco.- Czyjkolwiek był, teraz należy do wrzosowiska.61- Słyszałem, jak ojciec opat mówił, że należał do jednego z iairdów, którzy walczyli w czterdziestym piątym - powiedział Douglas.- Wielkiego walecznego wodza.- A jeszcze większego głupca, jeśli walczył pod Culloden przeciwko koronie - oświadczył Ramsey.- Wszyscy wielcy wojownicy to głupcy - odparł Dand.Zamek.Kit nigdy nie słyszał, by określano tę budowlę inną nazwą.Żadenz chłopców inaczej o niej nie mówił.Poszarpany kontur wznosił się na tlenieba jak stworzony w wyobraźni malarza wizerunek wieży czarownicy.Większość zamków stawiano na szczycie skalistych wzniesień, inne w gęstych lasach albo w widłach rzek.Nie wiadomo, z buty czy dla kaprysu, budowniczy tego zamku postanowił uczynić wrzosowisko jego strażnikiem.Kit zatrzymał Dorana przed ogromną wyrwą w murze, która kiedyś mieściła masywne drzwi, świadomy jedynie tego, że trzyma na rękach lekkie,zziębnięte ciało Kate i że koniecznie trzeba je ogrzać.Niósł dziewczynęostrożnie po schodach zamczyska, a potem długim pustym korytarzem.Niezważając na wiatr gwiżdżący w odsłoniętych krokwiach, brodził w zbutwiałych liściach, przez ponad pięćdziesiąt jesieni zasypujących spękaną i uginającą się podłogę.- Gdzie jesteśmy? - szepnęła Kate.Oczy wciąż miała zamknięte, alezmarszczyła brwi, przez co dwie bruzdy zarysowały się na czole.- Odpoczywaj.Dotarłszy na koniec korytarza, Kit zszedł po kilku schodach do kuchniw suterenie.Z wysoka, przez dymnik w zewnętrznym narożniku, sączyło siępopołudniowe blade światło.Kominy w pozostałych pomieszczeniach dawno temu pozapychał gruz, tylko tutaj można było bezpiecznie palić ogień.Ukląkł, położył Kate, rozpostarł pled na podłodze, przeniósł ją na to prowizoryczne posłanie i otulił wełnianym kocem [ Pobierz całość w formacie PDF ]