[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty wracaj i przyprowadz pomoc, a jazaniosę malca do Kate - zwrócił się do towarzysza.*Słońce stało dokładnie ponad głowami, kiedy ciało Peteraprzyniesiono do chaty.Jednym z czterech mężczyzn dzwigających nosze był Bill Lee z twarzą równie bladą jak twarznieboszczyka.Chociaż głowa Petera była rozcięta z tyłu, twarzmiał białą, jakby przed chwilą umył ją w morskiej wodzie.Kiedy mężczyzni wyszli, ściszonymi głosami składającwyrazy współczucia, w chacie pozostali tylko Bill Lee i jego36 żona Jane.Bill patrzył na zwłoki starszego zaledwie o czterylata człowieka, przyjaciela z lat chłopięcych.- Jestem wstrząśnięty.Jestem naprawdę bardzo wstrząśnięty - wymruczał.- Pomyśleć tylko, że wydarzyło się to,kiedy szedł, by nas odwiedzić.Mówisz, Kate, że chciał,żebyśmy zaopiekowali się chłopcem? - Zerknął w stronęrozciągniętego na drewnianej ławie malca, który także wyglądał jak martwy.- Tak.Wczoraj zdawało mi się, że jestem za stara, by sięnim zająć.Ale teraz jakoś.No cóż, zobaczymy.Jeśli tylkochłopak przeżyje, zobaczymy.- Dobrze, Kate.Ale wiedz, że my też jesteśmy chętni.Prawda, Jane?- Tak, Kate, jesteśmy gotowi wziąć go w każdej chwili.- Zobaczymy, zobaczymy - jeszcze raz powtórzyła Kate.- Oczekuję, że zjawi się tutaj sam pan Mulcaster, bo to onjest odpowiedzialny za kamieniołom.Powinni byli już wielelat temu zrobić barierki wzdłuż urwiska.Stale to powtarzałam,bo wiecznie wpadały tam krowy i owce.Ale po raz pierwszykamieniołom zabrał życie ludziom.I pewnie nie ostatni, bodroga się osuwa - dodała.- Nie będę zdziwiony, jeśli przyprowadzą tutaj władze.- Może i tak.W każdym razie chcę go umyć, zanimprzyjdą.- Pomóc ci, Kate?- Nie, sama się tym zajmę.Wolę zrobić to sama.Jakoś.- przerwała i popatrzyła na pobrudzone ziemią ciało.- Onbył dla mnie jak syn - dokończyła ciszej.Wszyscy milczeli przez chwilę.- Pójdziemy na razie.Aleniebawem wrócimy - rzekł Bill.- Dobrze - zgodziła się, nie patrząc na nich.Wyszli,zamykając cicho drzwi.*Kate rozebrała Petera i umyła, po czym nakryła go białymprześcieradłem.Ubranie, z wyjątkiem pasa, wrzuciła do małejpralni za chatą.Z płaszcza wyjęła zawiniątko, w którym Petertrzymał swoje marynarskie papiery razem ze srebrnym łańcuszkiem, na którym wisiało drewniane serduszko, wypolerowane jak szkło.Był także zegarek w metalowej kopercie, ale37 zepsuty.Wróciła do kuchni, gdzie przysiadła na ławie.Otworzyła jedną z kieszeni pasa, skąd wyciągnęła mały irchowyworeczek.Wytrząsnęła na rękę zawartość i oczom jej ukazałsię mały stosik suwerenów.Trzy z nich spadły na derkęokrywającą chłopca.Te zebrała na końcu, licząc: -.dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy.- Dwadzieścia trzy złote suwereny.- Musiał je długozbierać - wymruczała na głos.W drugiej kieszeni pasa byłotrochę srebra, wszystkiego trzy funty.Jeśli odda to razemz resztą rzeczy władzom, co się z tym stanie? Czy chłopak,jeśli przeżyje, coś z tego dostanie? Pewnie tylko małą część,bo reszta przejdzie przez wszystkie sądy i prawników.Położąna tym swoje łapy.A przecież to należy się chłopcu.Alez drugiej strony - rozejrzała się po izbie, jakby ktoś poddawałw wątpliwość słuszność jej rozumowania - pewnie będą sięspodziewali, że coś miał w portmonetce, czyż nie? Zostawidwa suwereny, co stanowi całkiem słuszną sumę, i funt srebra,a resztę zatrzyma dla chłopca, jeśli przeżyje.A jeśli malecnie przeżyje? No cóż, wtedy zostawi to sobie.Któregoś dniamoże wróci jej syn i rad będzie z dwudziestu jeden złotychsuwerenów i dwóch srebrnych funtów, bo sama nie uszczkniez tego ani pensa.Podeszła do komina, z tej strony, gdzie mieścił się piekarnik, włożyła rękę w głąb i ścisnęła kamień, poruszając nimdo przodu i do tyłu, póki się całkiem nie wysunął.Pokrywałago sadza, co dowodziło, że przez długi czas nikt nie ruszałgo z miejsca.Włożyła rękę do dziury większej niż zasłaniającyją kamień i wsypała tam garść suwerenów i srebrnych monet.Umieściła kamień z powrotem, starym zwyczajem pogładziłago ręką, ścierając sadzę, tak że gdyby ktoś tu zajrzał, niedostrzegłby odcinającego się wyraznie konturu ruchomegokamienia.Otrzepała ręce i rękawy z sadzy i poszła do pralni się umyć.Gdy wróciła do kuchni, pochyliła się nad chłopcem.Nieporuszył się ani nie dał żadnego znaku życia, odkąd górnicypołożyli go w tym miejscu.Jej zioła leczyły wiele dolegliwości, ale należało je wypić albo żuć, więc po pewnym wahaniuposzła za radą Billa i poprosiła furmana jadącego do HaydonBridge, by dał znać doktorowi, żeby przyjechał jak najprędzej.38 Umyła chłopca, jak przedtem ciało jego ojca, i posmarowała maścią sińce i zadrapania.Chociaż twarz chłopca byłapokryta zakrzepłą krwią, nie miał na ciele żadnej otwartejrany, świadczącej, że to on krwawił.To było bardzo dziwne.Ponownie zaczęła się zastanawiać, dlaczego chłopiec i ojciecleżeli w tak dużej odległości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •