[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie słuchaj go!  wycedził przez zęby szef służb komturialnych. Jeśli odzyskamybomby, Chmielnicki natychmiast wycofa wojska! Uderzył mimo grozby detonacji!  krzyknął Tellow. Pokażmy mu, że się mylił! Tylkow ten sposób go powstrzymamy! Czy ty nie rozumiesz, że jego decyzja o podjęciu atakuoparta jest na wielkim, bardzo wielkim ryzyku? On nie wie, ile bomb rozmieściliśmy wRzeczpospolitej! Jeśli oznajmimy, że detonujemy kolejną za dwie, trzy godziny, ustąpi napewno!Konrad von Elster spojrzał najpierw na komtura, potem na szefa służb komturialnych.Wbił wzrok w mapę i patrzył na nią, jakby tam spodziewał się znalezć rozwiązaniedręczących go wątpliwości.  Detonacja bomby w Megapolis w obecnej chwili nie wchodzi w rachubę  powiedziałwreszcie. To pociągnie za sobą nieobliczalne konsekwencje.Kiedy odzyskamy montownię,odzyskamy również inicjatywę.Chmielnicki pojmie szybko, jak wielki popełnił błąd.Całyswój plan oparł na przeświadczeniu, że nie uderzymy, nie mając kontroli nad resztąładunków.Gdy je odzyskamy, wycofa wojska.Nie może postąpić inaczej. Ty pragniesz uwierzyć, że on tak właśnie myśli. Tellow opuścił bezsilnie ręce.Już niepodnosił głosu. Wcale nie byliśmy przygotowani na użycie tej broni.Właściwie nie wiem,po co ją zbudowaliśmy. Skąd to wszystko możesz wiedzieć?  Wiktor von Osten spojrzał na niego wrogo. Byćmoże popełniliśmy błąd, ale ciągle istnieje szansa, że ich powstrzymamy! Nie uprawiajdemagogii! Chmielnicki nie ma takiej władzy, aby w obliczu zagrożenia państwakontynuować atak! Nie odważy się przekroczyć swoich kompetencji! Dobrze więc. Głos Wilhelma Tellowa zabrzmiał podejrzanie spokojnie. Za półgodziny będziemy wiedzieć wszystko. Rozdział 22Allenstein22 maja 1957 rokuZbliżała się druga po południu, gdy długi na dwa staje sznur wojskowych ciężarówekminął przedmieścia i wjechał na opustoszałą autostradę C-6.Ruch samochodów osobowychna odcinku Allenstein-Ortelsburg wstrzymany został już pół godziny temu.Zaraz za fabrykąkonsorcjum OSO, wojskowa kolumna rozlała się po całej szerokości obwodnicy.Kilkaradiowozów policji krzyżackiej, prowadzących czoło kawalkady, z rykiem syren pomknęło wstronę Passenheim*, gdzie Szóstka łączyła się autostradą D-5 wiodącą do Torunia.Czwartabrygada  Allenstein nie mogła napotkać na swojej drodze żadnej przeszkody.Liczyła siękażda minuta.Brygadier Thomas von Redow obserwował ze swojego łazika mijane podmiejskieosiedla, przesuwające się z obu stron autostrady.Nie potrafił opanować narastającegorozdrażnienia.Jego myśli nieodmiennie powracały do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, dozagubionej pośród lasów pruskiej wioski.Kilkudziesięciu bandytów, którzy wymknęli się zzastawionej przez niego pułapki, pozbawiło Zakon tarczy chroniącej przed zemstą potężnegociemiężyciela.Czy to on właśnie zawinił? Zrobił przecież wszystko jak należy, lecz losspłatał okrutnego figla.Brygadier zacisnął usta.Dano mu szansę, by naprawił swój błąd.I naprawi go.Jeśli tylkozdoła dotrzeć na miejsce, jego żołnierze rozniosą na strzępy garstkę Rzeplitów, którzywylądowali w majątku.Był tego pewien.Musi jednak dotrzeć na miejsce.Spojrzał niespokojnie w niebo.Deszczowe chmury, które jeszcze nad ranem wisiały nadmiastem, zniknęły bez śladu.Widok czystego błękitu był ostatnią rzeczą, której Thomas vonRedow by sobie życzył.Niemalże już słyszał warkot nadlatujących samolotów.Z niepokojemspoglądał na południe.Gdzieś tam czekały na wroga najlepsze myśliwce, jakimi dysponowałZakon.Czy zdołają jednak powstrzymać powietrzną flotę Rzeplitów?*niem.Pasym  Klaus!  Trącił w plecy kierowcę. Gaz do dechy! Za dziesięć minut musimy być wPassenheim! Rozdział 23Rzeczpospolita  północne Mazowsze22 maja 1957 rokuMajor Menahem Hildebrandt, dowódca czwartej Jagdgruppe*, poprawił uwierającą gomaskę tlenową i omiótł uważnym spojrzeniem niebo.Trzon sił powietrznych Zakonu,osiemdziesiąt odrzutowych myśliwców typu  Trzmiel ustawionych w schody, sunął napołudnie.Pod nimi leżała Rzeczpospolita.Mimo że dowódca Luftflotte upierał się, aby nienaruszać przestrzeni powietrznej wielkiego sąsiada, Hildebrandt zdołał przekonać go doswojej koncepcji uprzedzającego ataku.Uważał, że patrolowanie granicy nie manajmniejszego sensu.Wróg z całą pewnością pojawi się w wielkiej liczbie i tylko całkowitezaskoczenie mogło nieco zniwelować olbrzymią przewagę lotnictwa Rzeczypospolitej.Jak dotej pory jego plan sprawdzał się doskonale.Zadufani w sobie Rzeplici nie brali nawet poduwagę możliwości, iż Zakon odważy się na atak.Trzmiele czwartej Jagdgruppe przemknęłynie niepokojone w okolice Nidzicy, gdzie trafili na parę samotnych jastrzębi  przestarzałychsamolotów o napędzie tłokowym, które patrolowały wyznaczony sektor.Rzeplici byli takzaskoczeni ich obecnością, że nie oddali nawet jednego strzału [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •