[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściwie tylko Baldwin siedział,pogrążony w rozmyślaniach.Zastanawiał się, ile lat może mieć zabójca.Niemożliwe, abybył jeszcze nastolatkiem.Ten człowiek postępował według starannie opracowanego planu, potrafił się zorganizować i zbyt sprawnie pokonywał duże odległości jak na dzieciaka.Aby krążyć po południowymwschodzie, potrzebował własnego mieszkania, własnego samochodu i zasobnego portfela.Z całą pewnością był pełnoletni.Grimes dreptał w tę i z powrotem.Po ponownym przeszukaniu mieszkania ShaunyDavidson natrafiono na wiersz, ukryty w szufladzie jej biurka.Baldwin dwukrotnieprzeczytał czterowiersz, wręczony mu przez Grimesa.Jakże mają jej palce paniczne i błędne Odepchnąć od słabnących ud pierzastą chwalę? Jak ciało, przygwożdżone obcym serca tętnem, Umknąć ma przed naporem piersiśnieżnobiałej?Niedobrze.Baldwin zacisnął powieki, aby nie widzieć niespokojnie drepczącego Grimesa.Nadal jednak słyszał nerwowe, posuwiste kroki na dywanie.W pewnej chwili odezwał się telefon.Ktoś dzwonił do Grimesa.Agent popatrzył naBaldwina.- Nareszcie - mruknął i pośpiesznie otworzył klapkę aparatu.- Grimes.- Przez momentsłuchał, potem sięgnął po długopis i notatnik.Pisał energicznie, przez kilka minut kiwałgłową i pomrukiwał twierdząco.Potem się rozłączył i spojrzał na Baldwina.- Nawaliłemna całej linii, co?Grimes rzadko przyznawał się do błędu.Relacje agentów od początku były podszytewzajemną niechęcią.Tymczasem teraz Grimes był gotowy wyznać winę i szukaćrozgrzeszenia u człowieka, którego udziału w śledztwie wcześniej w ogóle sobie nieżyczył.Tonący brzytwy się chwyta.Baldwin nie mógł usprawiedliwić błędu, lecz potrafiłgo zrozumieć.- Grimes, miałeś do czynienia z trzema niezależnymi instytucjami policyjnymi w trzechstanach.Otaczali cię niezliczeni ludzie, pracowałeś w warunkach silnego napięcianerwowego.W takich okolicznościach każdy mógłby coś przeoczyć.- Ty nie przeoczyłeś - westchnął przybity Grimes.- Idzie o to, że nie byłem w najlepszej formie.Mam problemy w domu, myślę o emeryturze.Chciałbym zwrócić odznakę irozpocząć prawdziwe życie.- W jego głosie pobrzmiewała niepokojąca melancholia.-Powinienem zrezygnować z udziału w tym śledztwie.Być może dałoby się uratować życiektórejś z tych dziewczyn.Wszystko spaprałem.Baldwin poklepał kolegę po ramieniu.- Uszy do góry - oświadczył.- Przecież ja nie znalazłem kartki w Nashville, kiedy zginęła Shau-na Davidson.- Zaczekał, aż Grimes podniesie na niego wzrok.- Musisz pozostać wgrze, jesteś mi potrzebny.Dobra, popełniłeś błąd.Przeoczyłeś coś ważnego.Teraz jednakmusimy działać dalej, prawda? Chcę, żebyś razem ze mnąprowadził dochodzenie.Przeczytaj mi to, co tam zapisałeś.Grimes pokiwał głową i z trudem przełknął ślinę.Po chwili odchrząknął i wyprostował się.- Już mi lepiej - powiedział.- Zobaczymy, jak sobie poradzisz z tą poezją.- Znowu wiersze? - Baldwinowi mocniej zabiło serce.Instynkt go nie mylił.- Owszem.Kartki z wydrukami przez cały czas były na miejscu.Każda dziewczyna miałajeden wiersz wśród swoich przedmiotów osobistych.Petty twierdzi, że w wypadku Lernieri Palmer utwory były w torbach gimnastycznych.Wiersz Jessiki Porter znajdował się w jejkalendarzyku.Po prostu go nie widzieliśmy.Psiakrew, jak mogliśmy przeoczyć cośtakiego? Kartki trafiły już do laboratoriów, zostały przebadane, ale nie znaleziono żadnych śladów.Chryste, położyłem całe dochodzenie.- Grimes ponownie zaczął się kajać, leczBaldwin miał już tego dosyć.- Przeczytaj wreszcie te wiersze.- Ach, tak, tak.Zaraz.Jesteś gotowy?- Wal śmiało.- Najpierw ten z samochodu Susan Palmer.Kobieta: z rąk jej ludzkich biorę Pociechę, pomoc i podporę; A jednak - wciąż Duch, jak przed laty, Wciąż anioł jasny i skrzydlaty!Baldwin coś zapisał i skinął głową.- Wordsworth - wymamrotał pod nosem.- Dobra, kto następny?- Jeanette Lernier.Uwaga.Słodycz obietnic, o naturze Człowieczej, z miejscem na nieduże, Codzienne troski, proste chętki, Przelotne Izy i uśmiech prędki.Baldwin się uśmiechnął.- Jeszcze jedna zwrotka z tego samego wiersza.Co się znajdowało w kalendarzyku Jessiki?Grimes przerzucił kartkę w notatniku.- Jessica.Jessica.Jest.Spadł na nią nagłym ciosem: nad oszołomioną Trzepot ogromnych skrzydeł, kark wtwardymuchwycieDzioba, uda pieszczone łap czarniawą błoną, Pod jego piersią - serca jej spłoszone bicie.- To ten sam wiersz? - zainteresował się Grimes.- Nie, ten jest autorstwa Yeatsa.Doskonały poeta.- Baldwin wyciągnął rękę po notatnik z wierszem.- Mogę rzucić okiem?Grimes wręczył mu zapiski, Baldwin przeczytał je z uwagą.- Fragmenty Jessiki, Shauny i Marni pochodzą z wiersza „Leda i łabędź" Williama ButleraYeatsa.Na kartkach Jeanette i Susan znajdują się zwrotki wiersza Williama Wordswortha,„Była upojnym przywidzeniem".Nasz morderca gustuje w klasyce.Grimes podrapał się po głowie.- Najwyraźniej ty również - zauważył.-1 co to oznacza?- W tym problem.Ludzie na rozmaite sposoby rozumieją poezję.Martwi mnie zwrotka zwiersza Marni.Przebita tym dreszczem, pod dziką krwią powietrza.zobojętniały dziób.Kiedy zaczynał, kiedy przygotowywał się do zamordowania Susan, Jeanette i Jessiki,bardzo się starał.Ostrożnie je podchodził, nie śpieszył się, aż wreszcie je uwiódł.Teraz nabrał rozpędu, działa zbyt szybko, aby emocjonalnie związać się z ofiarą.Kobiety stałysię dla niego środkiem do osiągnięcia celu, a nie godnym uwagi obiektem pożądania.Skoro zobojętniał na ich nieszczęście, możemy się spodziewać nasilenia agresji.„Leda iłabędź" to utwór tradycyjnie uznawany za pełen przemocy wiersz o gwałcie.W zwrotceMarni pojawia się wzmianka o krwi.Oby tylko się nie okazało, że została potraktowanaznacznie brutalniej niż jej poprzedniczki.Widzisz, Jeny, na razie możemy się tylkodomyślać, jak sprawy się potoczą.Grimes wepchnął ręce do kieszeni i zwiesił głowę.- Nie wiedziałem tego wszystkiego, co mi mówisz, i nie domyśliłbym się, że to istotne.W szkole marnie sobie radziłem z poezją - wyznał.Baldwin odetchnął głęboko.- Lepiej się rozdzielmy - zaproponował.- Dam ci trochę czasu, żebyś wziął się w garść.Ja też muszę przemyśleć wszystko, co wiemy.Rozdział piętnastySpojrzał na zegarek.Nadszedł czas.W milczeniu siedział na przydrożnym parkingu iczekał na odpowiedni moment.Ruch na autostradzie ustał, do świtu brakowało jeszczedwóch godzin.Przez całą noc jechał, ale do celu dotarł na czas.Mógł sobie nawet pozwolić na chwilę wytchnienia.Było doskonale.Idealnie, tak jak trzeba.Obejrzał się przez ramię na kanapę samochodu.Lśniące, brązowe oczy spoglądały naniego z wrogością.Nie dała się zastraszyć, o nie.Była urodzoną wojowniczką.Ciekawe,jak się poczuje jego nowa dziewczyna, kiedy przykryje ją swoim ciałem, kiedy zabrakniejej tchu w piersiach.Poczuł, jak po jego lędźwiach rozpływa się przyjemne ciepło,językiem zwilżył wargi.Pół godziny później gniewne oczy już nie wypalały dziury w jego mózgu.Uruchomiłsamochód i ruszył, cicho, niczym polujący drapieżnik, w kierunku wjazdu na drogę.Rozdział szesnastyTaylor szła przez rozgrzany parking przy Ośrodku Ścigania Przestępstw Kryminalnych, wmyślach planując dzień.Osłoniła oczy przed palącym słońcem i spojrzała na biurowiec,który stał się jej drugim domem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •