[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem szczęśliwy.Jestem szczęśliwy.Karou nie była szczęśliwa.Zuzanę zemdliło.Wyciągnęła telefon,żeby się upewnić.Nagranie znalazła bez trudu, weszło do kanonu. Niechcę na wózek!" O to chodziło.Monty Python i Zwięty Graal: ona iKarou miały na ten film fazę jako piętnastolatki, oglądały go zedwadzieścia razy.I oto znalazła, na końcu scenki Wynieście swoichzmarłych". Jestem szczęśliwy.Jestem szczęśliwy."Piosenka desperata.Tak staruszek chciał przekonać zawiadującychwózkiem ze zwłokami, że nic mu nie jest, a zaraz potem dostał pałką włeb i został wrzucony na wóz.Chryste.Karou komunikowała się zapomocą Zwiętego Graala.Czy chciała przekazać, że jest wniebezpieczeństwie? Ale co Zuzana mogła z tym zrobić? Serce biło jejteraz szybko.- Mik! - zawołała.Stroił skrzypce.- Mik! Kapłanka na zamku z piasku? W kraju pyłu i światła gwiazd?"To też była jakaś wskazówka?Czy Karou chciała, żeby ją odnalezli?Kapłanka na zamku z piaskuKazba była zamkiem zbudowanym z ziemi, jednym z tysiąca,którymi usiane było południowe Maroko; piekły się w słońcu odwieków.Dawniej zasiedlały je klany wojowników wraz z czeladzią.Prastare twierdze były dumne, czerwone i wysokie, oblankowane nakształt zakrzywionych zębów żmii i z tajemniczymi berberyjskimiwzorami wyrytymi na wysokich, gładkich ścianach.W wielu z nich wciąż wiedli żywot potomkowie tych wojowników,a czas obracał ich otoczenie w ruinę.Ale to miejsce, które znalazłaKarou, zostało rzucone na pastwę skorpionów i bocianów.Kilka tygodni temu, kiedy wróciła do tego świata po zęby, nie-chętnie myślała o powrocie do Eretz.Oczywiście ani przez sekundę niewątpiła, że to zrobi, ale to był powrót do miejsca, do którego nie chcesię wracać.Do smrodu śmierci i tuneli w kopalniach.Echa,przerażające, wwiercające się w mózg krzyki cherubińskich nietope-rzy, brud, ciemność, blade bulwiaste korzenie, które pulsowały jakżyły, brak prywatności, burkliwi towarzysze", oczy zawsze w niąwpatrzone i.brak drzwi.To było najgorsze: nie móc zamknąć za sobądrzwi i poczuć się bezpiecznie, w każdej chwili, a szczególnie w czasiepracy - magia, której potrzebowała, zaprowadziła ją w głąb niej samejdo miejsca, gdzie była całkiem bezbronna.Mogła też zapomnieć ośnie.Musiała wymyślić coś innego.Nie było prostym zadaniem ukryć rozrastającą się armię chimer wludzkim świecie.Potrzebowali miejsca dużego, odludnego iznajdującego się w zasięgu przejścia nad górami Atlas, które pokazałjej Razgut, żeby mogli przemieszczać się między światami.Elektryczność i woda bieżąca byłyby mile widziane, ale nie łudziła się,że znajdzie miejsce realizujące choćby podstawowe wymagania.Kazba była idealna.Wyglądała dokładnie tak, jak opisała to Karou w krótkim mailu doZuzany: jak zamek z piasku, bardzo duży zamek z piasku.Byłamonumentalna, jak całe miasto, naprawdę, z alejami, placami,zakątkami, karawanserajem, spichlerzem i pałacem - a wszystkocałkiem opustoszałe.Jej twórcy mieli rozmach: kiedy stanęło się nawyłożonym płytami dziedzińcu i spojrzało na ściany z błota i ostredachy wbijające się w niebo, można było poczuć się jak koliber.Kazba była zjawiskowa: w oknach z rzezbionego drewna były kratyułożone w kształt ślimacznic, kunsztowne mozaiki i strzelistemauretańskie łuki, dachówki zielone jak jadeit i gipsowe koronkiwykonane ręką od dawna nieżyjącego rzemieślnika.Wszystko to popadało w ruinę.W niektórych częściach dach byłcałkiem zapadnięty, a z kilku wież został tylko jeden narożnik, resztazniknęła.Były schody prowadzące donikąd, drzwi otwierające sięprosto na przepaść o głębokości czterech pięter, spektakularne łukigroziły zawaleniem, porysowane pęknięciami.Nad nią i za nią stok zbaczał na północ, gdzie w niebo wgryzały sięzęby gór Atlas.Przed nią i pod nią ziemia biegła w dół porośniętymkrzakami gruzowiskiem ku odległej Saharze.Krajobraz byłopustoszały, więc wydawało się, że uda im się wypatrzyć nawetdrgnięcie kleszczy skorpiona w odległości wielu kilometrów.Wszystko to widziała Karou z okna swojej komnaty na samymszczycie pałacu.Pod nią rozciągał się otoczony murem rozległydziedziniec.W arkadach naprzeciw bramy stało kilka chimer, którezamilkły, gdy wylądowała przed nimi.Wyleciała przez okno; tarasybyły w fatalnym stanie i chodzenie nimi było niebezpiecznie.A po cochodzić, skoro można latać? Jej cichy lot, bez łopotu skrzydeł, bardzowszystkich deprymował.Gapili się na nią kolorowymi oczami ptakówdrapieżnych, byków i jaszczurek, a kiedy ich mijała, nie przywitali się.Upał był przytłaczający jak ręka przyciskana do czoła, ale mimo tomusiała włożyć tunikę z długimi rękawami, żeby zakryć siniaki naramionach, a na wierzchu przypięła pas z nożami.Ostrza w kształciepółksiężyców wisiały na jej biodrach dla poczucia bezpieczeństwa,którego wolałaby nie potrzebować.Wszystkie chimery były uzbrojone,więc się nie wyróżniała, a jej towarzysze" nie musieli wiedzieć, że toich się obawia.Prawie natychmiast po wejściu do wielkiej sali usłyszała szept:- Zdrajczyni.Dobiegł zza jej pleców, zbyt cichy, żeby go zlokalizować.Przeszyłją, ale nie dała nic po sobie poznać, szła dalej, a na jej widok ucichałyrozmowy.Mógł to powiedzieć Hvitha, który właśnie jadł, albo Lisseth,albo Nisk, którzy siedzieli już przy stole.Ale Karou była pewna, że toTen, z tego tylko powodu, że jedyna wilczycaz rodziny Thiaga, która przeżyła, patrzyła na nią bardzo przyjaznie.Co oczywiście czyniło ją najbardziej podejrzaną.Kocham moje życie, pomyślała Karou.Ale jeśli to była Ten, mina kobiety o wilczym aspekcie wyrażaławcieloną niewinność, kiedy podawała jej talerz.- Właśnie miałam zanieść ci to na górę - poinformowała.Karouzerknęła podejrzliwie na nią, a potem na talerz.Ten nie przegapiła tego.- Myślisz, że chcę cię otruć? No cóż.Pożałowałabym tego przyokazji najbliższej śmierci.- Roześmiała się chrapliwym śmiechemdobiegającym z wilczych szczęk.- Poprosił mnie o to Thiago-wyjaśniła.- Ma spotkanie z kapitanami, w przeciwnym razie napewno zrobiłby to osobiście.Karou wzięła talerz z kuskusem i warzywami.To kolejna zaletaprzebywania tutaj: w Eretz trudno było zdobyć jedzenie i żywili sięgłównie gotowanym jesskrem, który w konsystencji przypominał glinęi miał niewiele więcej smaku.Tutaj Karou wykorzystywałazdezelowaną ciężarówkę, żeby co jakiś czas przywiezć z pobliskiegomiasta worki zboża, daktyli i warzyw, a na podwórzu za wielką saląznajdowała się dynastia żylastych kurczaków.- Dzięki - skwitowała Karou [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jestem szczęśliwy.Jestem szczęśliwy.Karou nie była szczęśliwa.Zuzanę zemdliło.Wyciągnęła telefon,żeby się upewnić.Nagranie znalazła bez trudu, weszło do kanonu. Niechcę na wózek!" O to chodziło.Monty Python i Zwięty Graal: ona iKarou miały na ten film fazę jako piętnastolatki, oglądały go zedwadzieścia razy.I oto znalazła, na końcu scenki Wynieście swoichzmarłych". Jestem szczęśliwy.Jestem szczęśliwy."Piosenka desperata.Tak staruszek chciał przekonać zawiadującychwózkiem ze zwłokami, że nic mu nie jest, a zaraz potem dostał pałką włeb i został wrzucony na wóz.Chryste.Karou komunikowała się zapomocą Zwiętego Graala.Czy chciała przekazać, że jest wniebezpieczeństwie? Ale co Zuzana mogła z tym zrobić? Serce biło jejteraz szybko.- Mik! - zawołała.Stroił skrzypce.- Mik! Kapłanka na zamku z piasku? W kraju pyłu i światła gwiazd?"To też była jakaś wskazówka?Czy Karou chciała, żeby ją odnalezli?Kapłanka na zamku z piaskuKazba była zamkiem zbudowanym z ziemi, jednym z tysiąca,którymi usiane było południowe Maroko; piekły się w słońcu odwieków.Dawniej zasiedlały je klany wojowników wraz z czeladzią.Prastare twierdze były dumne, czerwone i wysokie, oblankowane nakształt zakrzywionych zębów żmii i z tajemniczymi berberyjskimiwzorami wyrytymi na wysokich, gładkich ścianach.W wielu z nich wciąż wiedli żywot potomkowie tych wojowników,a czas obracał ich otoczenie w ruinę.Ale to miejsce, które znalazłaKarou, zostało rzucone na pastwę skorpionów i bocianów.Kilka tygodni temu, kiedy wróciła do tego świata po zęby, nie-chętnie myślała o powrocie do Eretz.Oczywiście ani przez sekundę niewątpiła, że to zrobi, ale to był powrót do miejsca, do którego nie chcesię wracać.Do smrodu śmierci i tuneli w kopalniach.Echa,przerażające, wwiercające się w mózg krzyki cherubińskich nietope-rzy, brud, ciemność, blade bulwiaste korzenie, które pulsowały jakżyły, brak prywatności, burkliwi towarzysze", oczy zawsze w niąwpatrzone i.brak drzwi.To było najgorsze: nie móc zamknąć za sobądrzwi i poczuć się bezpiecznie, w każdej chwili, a szczególnie w czasiepracy - magia, której potrzebowała, zaprowadziła ją w głąb niej samejdo miejsca, gdzie była całkiem bezbronna.Mogła też zapomnieć ośnie.Musiała wymyślić coś innego.Nie było prostym zadaniem ukryć rozrastającą się armię chimer wludzkim świecie.Potrzebowali miejsca dużego, odludnego iznajdującego się w zasięgu przejścia nad górami Atlas, które pokazałjej Razgut, żeby mogli przemieszczać się między światami.Elektryczność i woda bieżąca byłyby mile widziane, ale nie łudziła się,że znajdzie miejsce realizujące choćby podstawowe wymagania.Kazba była idealna.Wyglądała dokładnie tak, jak opisała to Karou w krótkim mailu doZuzany: jak zamek z piasku, bardzo duży zamek z piasku.Byłamonumentalna, jak całe miasto, naprawdę, z alejami, placami,zakątkami, karawanserajem, spichlerzem i pałacem - a wszystkocałkiem opustoszałe.Jej twórcy mieli rozmach: kiedy stanęło się nawyłożonym płytami dziedzińcu i spojrzało na ściany z błota i ostredachy wbijające się w niebo, można było poczuć się jak koliber.Kazba była zjawiskowa: w oknach z rzezbionego drewna były kratyułożone w kształt ślimacznic, kunsztowne mozaiki i strzelistemauretańskie łuki, dachówki zielone jak jadeit i gipsowe koronkiwykonane ręką od dawna nieżyjącego rzemieślnika.Wszystko to popadało w ruinę.W niektórych częściach dach byłcałkiem zapadnięty, a z kilku wież został tylko jeden narożnik, resztazniknęła.Były schody prowadzące donikąd, drzwi otwierające sięprosto na przepaść o głębokości czterech pięter, spektakularne łukigroziły zawaleniem, porysowane pęknięciami.Nad nią i za nią stok zbaczał na północ, gdzie w niebo wgryzały sięzęby gór Atlas.Przed nią i pod nią ziemia biegła w dół porośniętymkrzakami gruzowiskiem ku odległej Saharze.Krajobraz byłopustoszały, więc wydawało się, że uda im się wypatrzyć nawetdrgnięcie kleszczy skorpiona w odległości wielu kilometrów.Wszystko to widziała Karou z okna swojej komnaty na samymszczycie pałacu.Pod nią rozciągał się otoczony murem rozległydziedziniec.W arkadach naprzeciw bramy stało kilka chimer, którezamilkły, gdy wylądowała przed nimi.Wyleciała przez okno; tarasybyły w fatalnym stanie i chodzenie nimi było niebezpiecznie.A po cochodzić, skoro można latać? Jej cichy lot, bez łopotu skrzydeł, bardzowszystkich deprymował.Gapili się na nią kolorowymi oczami ptakówdrapieżnych, byków i jaszczurek, a kiedy ich mijała, nie przywitali się.Upał był przytłaczający jak ręka przyciskana do czoła, ale mimo tomusiała włożyć tunikę z długimi rękawami, żeby zakryć siniaki naramionach, a na wierzchu przypięła pas z nożami.Ostrza w kształciepółksiężyców wisiały na jej biodrach dla poczucia bezpieczeństwa,którego wolałaby nie potrzebować.Wszystkie chimery były uzbrojone,więc się nie wyróżniała, a jej towarzysze" nie musieli wiedzieć, że toich się obawia.Prawie natychmiast po wejściu do wielkiej sali usłyszała szept:- Zdrajczyni.Dobiegł zza jej pleców, zbyt cichy, żeby go zlokalizować.Przeszyłją, ale nie dała nic po sobie poznać, szła dalej, a na jej widok ucichałyrozmowy.Mógł to powiedzieć Hvitha, który właśnie jadł, albo Lisseth,albo Nisk, którzy siedzieli już przy stole.Ale Karou była pewna, że toTen, z tego tylko powodu, że jedyna wilczycaz rodziny Thiaga, która przeżyła, patrzyła na nią bardzo przyjaznie.Co oczywiście czyniło ją najbardziej podejrzaną.Kocham moje życie, pomyślała Karou.Ale jeśli to była Ten, mina kobiety o wilczym aspekcie wyrażaławcieloną niewinność, kiedy podawała jej talerz.- Właśnie miałam zanieść ci to na górę - poinformowała.Karouzerknęła podejrzliwie na nią, a potem na talerz.Ten nie przegapiła tego.- Myślisz, że chcę cię otruć? No cóż.Pożałowałabym tego przyokazji najbliższej śmierci.- Roześmiała się chrapliwym śmiechemdobiegającym z wilczych szczęk.- Poprosił mnie o to Thiago-wyjaśniła.- Ma spotkanie z kapitanami, w przeciwnym razie napewno zrobiłby to osobiście.Karou wzięła talerz z kuskusem i warzywami.To kolejna zaletaprzebywania tutaj: w Eretz trudno było zdobyć jedzenie i żywili sięgłównie gotowanym jesskrem, który w konsystencji przypominał glinęi miał niewiele więcej smaku.Tutaj Karou wykorzystywałazdezelowaną ciężarówkę, żeby co jakiś czas przywiezć z pobliskiegomiasta worki zboża, daktyli i warzyw, a na podwórzu za wielką saląznajdowała się dynastia żylastych kurczaków.- Dzięki - skwitowała Karou [ Pobierz całość w formacie PDF ]