[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Senhor Almeida z westchnieniem ulgi siadł w buja-nym fotelu odkładając na bok laski, a ja skierowałem się do sali.W kącie czwórka Mulatówmuzykantów wyłaziła ze skóry, wydobywając ze swych instrumentów oszałamiające melodie,a towarzystwo w upojeniu kołysało się rytmicznie w takt muzyki.W pewnej chwili mignęłami w tłumie uśmiechnięta twarzyczka Coriny.W objęciach tancerza przesunęła się w pobliżu,zwracając ku mnie twarz, a jej oczy w świetle lampy lśniły jak szmaragdy.Wydawała mi sięjeszcze piękniejsza i postanowiłem z nią zatańczyć.Jeszcze kilka mocnych staccato w podłu-żny bębenek, jęknęła mocniej harmonia i samba zamarła.Podeszłem do muzykantów. Czy mógłbym was prosić o tango?  zapytałem. As suas ordens  do usług  odpowiedział harmonista i uderzył w klawisze.Rozle-gła się smętna melodia tanga. Czy pozwoli pani Corino?  zapytałem, odsuwając stojących przed nią dwóchmłodzieńców, którzy zmierzyli mnie zgorszonym i groznym wzrokiem.Podniosła się bez słowa i pozostawiając zdumionych kawalerów oparła rękę na mymramieniu.Za chwilę kołysaliśmy się w takt melodii w tłumie tańczących par.Po raz pierwszyznalezliśmy się w takiej bezpośredniej bliskości i to wprawiło nas w stan radosnego podnie-cenia.Czułem ciepło jej filigranowych paluszków w mej dłoni i subtelny zapach francuskichperfum, który ją otaczał pachnącą falą.Chciałem jej powiedzieć coś bardzo miłego i zaledwiezdołałem wyszeptać: Corino.Podniosła głowę i spojrzała na mnie, a piękne jej oczy błysnęły spod frędzli czarnychrzęs jak szmaragdy.W odpowiedzi uczułem mocniejszy uścisk paluszków.Po chwili szepnę-ła: Obawiam się, że będzie pan miał nieprzyjaciół w osobach tych dwóch kawalerów, sąpewno obrażeni. Obrażeni? O co?  zdziwiłem się. O to, że porwał pan mnie, nie przepraszając ich, gdyż właściwie oni mnie prosili otango. A pani?Zamiast odpowiedzi przytuliła się mocno korzystając z tanecznego pas.W tej chwili spostrzegłem stojącego opodal majora Alomastro, który przyglądał się namz pobłażliwym uśmiechem.Uśmiech ten zaniepokoił mnie.MacumbaPrzez parę następnych dni padał deszcz, zmuszając wszystkich do przebywania w do-mu.Drogi i ścieżki rozmokły zamieniając się w grząskie błoto, w którym moje trzewiki grzę-zły po kostki.Siedziałem więc na werandzie spędzając czas na rozmowach z domownikamilub rysowaniu wzorów do haftu i monogramów, czym wywołałem radość płci pięknej, otrzy-mując w zamian pochwały dony Herminii i wiele mówiące spojrzenia panien.Wypijałem niezliczone ilości filiżanek czarnej, mocnej kawy dobrze osłodzonej, słucha- jąc jednocześnie opowiadań i historii o dawnej Bahii, które na tle pluskania deszczu i szarego,zasnutego mgłą krajobrazu nabierały nie znanego mi dotychczas kolorytu.Północna Brazylia będąca niegdyś terenem ekspansji hiszpańsko-portugalskich kolonia-torów, nie kończących się walk, rewolucji i powstań, handlu niewolnikami i wszelakiego ro-dzaju bezprawia, posiada bardzo bogatą i awanturniczą przeszłość, która przemawia do przy-bysza ruinami dawnych fortów, redut, budowli w stylu mauretańskim, licznymi kościołami iresztkami feudalizmu, który ciągle jeszcze pokutuje w interiorze, w domach fazendeiros, wrancho każdego caboclo i każdej murzyńskiej rodzinie.Mój gospodarz senhor Alomastro Cabral ma w sobie coś z portugalskiego szlachcicaczy hiszpańskiego hidalgo.Czarne oczy pod krzaczastymi brwiami i bujny szpakowaty wąsnadają mu wygląd senatora.Chętnie też wspomina dawne czasy, gdy spory rozstrzygałaszpada lub pistolet i nadal uważa tego rodzaju rozwiązanie sprawy za najlepsze i najbardziejhonorowe.Teraz siedzi w fotelu na biegunach i kołysząc się lekko patrzy w zadumie na dale-kie, zamglone deszczem wzgórza. Jak się wypogodzi, wybierzemy się odwiedzić mego kuma i przyjaciela de Almeida.Zobaczy pan prawdziwą fazendę starej daty, bo moja jest już nieco zmodernizowana, aleAlmeida nie lubi nowości.U niego czarni pracują jak za czasów króla Piotra Drugiego. I nie protestują, nie buntują się?  zapytałem zdziwiony.Alomastro uśmiechnął się. Dlaczego mają się buntować? Almeida jest dla nich jak ojciec i traktuje ich jak dzie-ci.Kto zasłuży, dostaje baty, kto się wyróżnia, tego nagradza.Czarni go lubią, bo im krzywdynie robi.U mnie by tak nie chcieli.Ja ze swoimi mam dużo kłopotu.Uciekają do miasta, niechcą pracować.Czasem się trafi taki mądrala, co zaczyna innych buntować, ale z tymi robiąporządek.Teraz też kręci się w okolicy jeden Murzyn atleta, mocny jak diabeł, podobno byłymarynarz.Zapewne coś przeskrobał i schował się do sertonu.Robić nie chce, jeszcze ludzibuntuje prawiąc im głupstwa o równości i socjalizmie.Mają już na niego oko i albo gozamkną, albo się wyniesie.Almeida już to urządzi.Ale, podobno mówił z panem o pomiarachjakiegoś terenu na swojej fazendzie? Owszem, mówił, że chciałby jakiś teren wymierzyć. To świetnie, niech pan się z nim dogada, zle pan na tym nie wyjdzie.U mnie teżtrzeba będzie te sprawy uporządkować.W tej chwili zatętniły kopyta przed domem i ukazali się vaqueiros Candido i Avelino.Zeskoczyli z koni i dotykając palcami ronda kapeluszy podeszli do nas. Co tam nowego  zapytał Alomastro. Woda podmyła parkan i bydło wlazło w plantacje trzciny.Senhor Cabral zerwał się jak oparzony. I dopuściliście do tego wałkonie jedne? Schowaliście się zapewne przed deszczem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •