[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zresztą, po co miałby pan to robić?W tamtej szufladzie leży pięćdziesiąt tysięcy dolarów w biżuterii.- Przegapiłem ją - przyznałem.- Nie zaglądałem do szuflad.Szukam człowieka, który jest chory,nieprzytomny lub w jeszcze gorszym stanie, a Benson nie zmieściłby się w żadnej z szuflad, jakie mi sięzdarzyło oglądać.- Benson? Nasz ochmistrz? Ten miły człowiek? - Zrobiła kilka kroków w moją stronę, a ja poczułemdziwną przyjemność, widząc błysk zatroskania w jej oczach.- Zaginął?Powiedziałem jej wszystko, co sam wiedziałem.Nie trwało to długo.Kiedy skończyłem, stwierdziła:- Też coś! Tyle zachodu o nic.Mógł się wybrać na spacer, przysiąść sobie gdzieś czy zapalić,a tymczasem pierwsze, co pan robi, to przeszukuje kabiny&- Nie zna pani Bensona, panno Beresford.Nigdy w życiu nie opuścił pomieszczeń pasażerskichprzed jedenastą w nocy.Mniej by nas zaniepokoiło, gdyby się okazało, że oficer wachtowy zszedłz mostka lub że sternik porzucił koło.Przepraszam na moment.- Otworzyłem drzwi kabiny, chcączlokalizować zródło dzwięków na zewnątrz, i w głębi korytarza ujrzałem White a i drugiego stewarda.Oczy White a rozbłysły na mój widok, lecz zaraz pociemniały, gdy ujrzał za moimi plecami SusanBeresford.Jego poczucie przyzwoitości brało tej nocy tęgie baty.- Zastanawiałem się, gdzie pan jest, poruczniku - odezwał się z naganą.- Przysłał mnie panCummings.Niestety, na dole bez rezultatów.Pan Cummings przeszukuje teraz nasze kabiny.- Przezchwilę stał nieruchomo, lecz niepokój szybko wyszedł na pierwszy plan i starł wyraz dezaprobaty z jegotwarzy.- Co mam teraz robić? - Nic.Dopóki nie znajdziemy ochmistrza, pan będzie szefem.Przede wszystkim niech pan pamiętao pasażerach.Proszę powiedzieć stewardom, że za dziesięć minut mają stawić się przed wejściemdo pomieszczeń na pokładzie  A.Jeden do przeszukania kwater oficerskich od dziobu, drugi do kwaterod rufy, a trzeci do sprawdzenia spiżarni, kuchni i magazynów.Ale czekajcie na mój rozkaz.PannoBeresford, chciałbym skorzystać z pani telefonu.Nie czekałem na pozwolenie.Złapałem słuchawkę, połączyłem się z centralą, a przez nią z kabinąbosmana.Miałem szczęście - był u siebie.- MacDonald? Tu pierwszy oficer.Przepraszam, Archie, że cię wyciągam, ale mamy kłopot.Bensonzaginął.- Ochmistrz? - W jego powolnym, głębokim głosie, który po dwudziestu latach na morzu nie straciłani krzty ze swej śpiewnej, góralskiej intonacji, w całkowitym braku podniecenia czy zdziwienia byłocoś niezmiernie uspokajającego.Archie był więcej niż moją prawą ręką - wśród załogi pokładowej byłnajważniejszą osobą na statku.I najbardziej niezastąpioną.- A przeszukaliście kabiny pasażerówi stewardów?- Tak.Bez skutku.Wez paru ludzi, obojętne czy wolnych, czy z wachty, i przejdzcie się po głównychpokładach.Wieczorem o tej porze kręci się tam zwykle mnóstwo marynarzy.Sprawdzcie, czy ktoświdział Bensona albo czy widział lub słyszał coś niezwykłego.Może jest chory, może się przewrócił czyzranił, choć z tego, co wiem, nie ma go na pokładzie.- A jak nam się nie powiedzie? Następna cholerna rewizja?- Niestety tak.Wystarczy ci na to dziesięć minut?- Naturalnie.Wyłączyłem się, zadzwoniłem do dyżurnego oficera mechanika, poprosiłem go o przysłanie kilkuludzi do pomieszczeń pasażerskich, wykonałem następny telefon do Tommy ego Wilsona, drugiegooficera, a następnie kazałem się połączyć bezpośrednio z kapitanem.Kiedy czekałem, panna Beresfordznów obdarzyła mnie swoim uśmiechem, jak zwykle słodkim, lecz jak na mój gust zbyt złośliwym.- No, no - mruknęła z podziwem.- Sprawnie działamy.Telefon tu, telefon tam.Majestatycznygenerał Carter planuje kampanię.To dla mnie nowe wcielenie pierwszego oficera.- To niepotrzebne zamieszanie - usprawiedliwiłem się.- Zwłaszcza że chodzi o stewarda.Ale on mażonę i trzy córki, które myślą, że słońce wciąż dla niego wstaje i zachodzi.Zaczerwieniła się po cebulki kasztanowych włosów i przez chwilę myślałem, że mnie uderzy.Okręciła się jednak na pięcie, zrobiła kilka kroków po puszystym dywanie i stanęła koło okna,wpatrując się w ciemność na zewnątrz.Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że plecy mogą wyrażaćtyle emocji.W słuchawce usłyszałem kapitana Bullena.Jego głos był szorstki i burkliwy jak zwykle, ale nawetmetaliczna bezosobowość telefonu nie mogła zatuszować brzmiącego w nim niepokoju.- Jakieś rezultaty, poruczniku?- %7ładnych, kapitanie.Zorganizowałem ekipę poszukiwawczą.Mogę zacząć za pięć minut?Nastąpiła przerwa, po czym rzekł:- Musiało do tego dojść, jak sądzę.Ile to panu zajmie?- Dwadzieścia minut, może pół godziny.- Uwinie się pan z tym szybko, prawda?- Nie przypuszczam, kapitanie, żeby się przed nami chował.Obojętne, czy jest chory, ranny, czy miałjakiś pilny powód do opuszczenia pomieszczeń pasażerskich, mam nadzieję, że go gdzieś znajdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •