[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zesztywniała, i natychmiast wiedział, że trafił w czuły punkt.Jakbyrozpalona igła ukłuła go w środku, ale stłumił to wrażenie.Zamierzał wprawdzie się z nią ożenić, ale nie miał zamiaru się o niątroszczyć.- Obawiam się, Penelopo, że mam pewne plany wobec ciebie, i nigdzie stądnie pójdziesz tej nocy.- Wyciągnął ku niej butelkę.- Napij się - powiedziałpoważnie.- Aatwiej ci będzie przetrwać do jutra.- A co będzie jutro?- Jutro się pobieramy.4Penelopa chwyciła butelkę z ręki Michaela i przez jeden ulotny momentpomyślała, żeby ją wypić do dna.Z pewnością nie było lepszego momentu niżten, żeby zostać pijaczką.- Nie wyjdę za ciebie!- Obawiam się, że to postanowione.Co za zniewaga! - zawrzało w niej.- Nic nie jest postanowione! - Przyciskając butelkę do piersi, zaczęłaprzekradać się obok niego ku drzwiom.Nawet nie drgnął.Zatrzymała się o włosod niego, niemal ocierając się o Michaela płaszczem, i spojrzała prosto w jegopoważne orzechowe oczy.Nie, nie ugnie się przed jegodziwaczną zachcianką.- Proszę odstąpić, lordzie Bourne.Wracam do domu.Jest pan szalony.Ciemna brew irytująco się uniosła.- Co za ton - zadrwił.- Cóż, czuję, że nie mam nastroju, aby ruszać się zmiejsca.Będziesz musiała znalezć inny sposób.- Nie doprowadzaj mnie do tego, abym zrobiła coś, czego będę żałować.- Dlaczego żałować? - Wyciągnął rękę i uniósł palcem jej podbródek.-Biedna Penelopa.Tak strasznie boi się ryzyka.Biedna Penelopa! Zmrużyła z gniewem oczy.- Nie boję się ryzyka.Ciebie też się nie boję.Znowu uniesienie brwi.- Nie?- Ani trochę.Nachylił się nad nią.Był teraz blisko.Za blisko.Dostatecznie, by owionął jąjego zapach - bergamotki i tytoniu.Dostatecznie, by dostrzegła, że jego oczymają piękny odcień brązu - piękniejszy niż pamiętała z przeszłości.- Udowodnij to.- Głos miał niski, chropawy.Penelopa poczuła przebiegającyjej po plecach dreszcz podniecenia.Przysunął się jeszcze bliżej - dostatecznie, by poczuła promieniujące odniego w tym mroznym wnętrzu ciepło.Palce wśliznęły się pomiędzy włosy na jejkarku.Trzymał ją teraz mocno, górując nad nią groznie.obiecująco.Tak jakby jej pragnął.Tak jakby przyszedł tu dla niej.Choć naturalnie wcale nie przyszedł dla niej.Nie byłoby go tutaj, gdyby nie Falconwell.Lepiej, żeby o tym pamiętała.Nie pragnął jej bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna wcześniej.Toniesprawiedliwe!Ale byłaby przeklęta, gdyby pozwoliła sobie odebrać jedyny wybór, jakimiała w obecnej sytuacji.Uniosła ręce i zaciskając w lewej butelkę whisky,odepchnęła go z całej mocy.Normalnie nie ruszyłaby z miejsca mężczyzny jegopostury, wykorzystała jednak element zaskoczenia.Bourne zachwiał się i cofnął, ona zaś rzuciła się do drzwi.Już prawiechwytała za klamkę, gdy on odzyskał równowagę i z okrzykiem O, nie!"dogonił ją, chwycił i odwrócił twarzą ku sobie.- Puszczaj! - Targnął nią gniew.- Nie - odparł po prostu.- Jesteś mi potrzebna.- Z powodu Falconwell.Nie odpowiedział.Nie musiał.Odetchnęła głęboko.Jak on ją traktuje!Zupełnie jakby to było średniowiecze.Jakby była cenną rzeczą, niczym więcej.Tak jakby była warta tylko tyle, ile wart był majątek przypisany do jej ręki.Przeniknął ją ból rozczarowania.On był jeszcze gorszy niż inni!- Cóż - zaczęła.- W takim razie nie masz szczęścia.Powiedziałam już tak"innemu.- Po tej nocy stanie się to nieważne - oznajmił.- Nikt się z tobą nie ożeni, jeślispędzisz ze mną noc pod jednym dachem, sam na sam.W tych słowach powinien być niebezpieczny odcień pogróżki.Tymczasemzabrzmiały po prostu jak stwierdzenie faktu.To dopiero łotr nad łotry! Jejreputacja jutro legnie w gruzach.Odebrał jej wszelką możliwość wyboru.Tak jak wcześniej - ojciec.Jak książę Leighton przed laty.Znowu znalazła się w pułapce, zastawionej przez mężczyznę.- Kochasz go? Zaskoczyło ją to pytanie.- Proszę?- Swojego narzeczonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zesztywniała, i natychmiast wiedział, że trafił w czuły punkt.Jakbyrozpalona igła ukłuła go w środku, ale stłumił to wrażenie.Zamierzał wprawdzie się z nią ożenić, ale nie miał zamiaru się o niątroszczyć.- Obawiam się, Penelopo, że mam pewne plany wobec ciebie, i nigdzie stądnie pójdziesz tej nocy.- Wyciągnął ku niej butelkę.- Napij się - powiedziałpoważnie.- Aatwiej ci będzie przetrwać do jutra.- A co będzie jutro?- Jutro się pobieramy.4Penelopa chwyciła butelkę z ręki Michaela i przez jeden ulotny momentpomyślała, żeby ją wypić do dna.Z pewnością nie było lepszego momentu niżten, żeby zostać pijaczką.- Nie wyjdę za ciebie!- Obawiam się, że to postanowione.Co za zniewaga! - zawrzało w niej.- Nic nie jest postanowione! - Przyciskając butelkę do piersi, zaczęłaprzekradać się obok niego ku drzwiom.Nawet nie drgnął.Zatrzymała się o włosod niego, niemal ocierając się o Michaela płaszczem, i spojrzała prosto w jegopoważne orzechowe oczy.Nie, nie ugnie się przed jegodziwaczną zachcianką.- Proszę odstąpić, lordzie Bourne.Wracam do domu.Jest pan szalony.Ciemna brew irytująco się uniosła.- Co za ton - zadrwił.- Cóż, czuję, że nie mam nastroju, aby ruszać się zmiejsca.Będziesz musiała znalezć inny sposób.- Nie doprowadzaj mnie do tego, abym zrobiła coś, czego będę żałować.- Dlaczego żałować? - Wyciągnął rękę i uniósł palcem jej podbródek.-Biedna Penelopa.Tak strasznie boi się ryzyka.Biedna Penelopa! Zmrużyła z gniewem oczy.- Nie boję się ryzyka.Ciebie też się nie boję.Znowu uniesienie brwi.- Nie?- Ani trochę.Nachylił się nad nią.Był teraz blisko.Za blisko.Dostatecznie, by owionął jąjego zapach - bergamotki i tytoniu.Dostatecznie, by dostrzegła, że jego oczymają piękny odcień brązu - piękniejszy niż pamiętała z przeszłości.- Udowodnij to.- Głos miał niski, chropawy.Penelopa poczuła przebiegającyjej po plecach dreszcz podniecenia.Przysunął się jeszcze bliżej - dostatecznie, by poczuła promieniujące odniego w tym mroznym wnętrzu ciepło.Palce wśliznęły się pomiędzy włosy na jejkarku.Trzymał ją teraz mocno, górując nad nią groznie.obiecująco.Tak jakby jej pragnął.Tak jakby przyszedł tu dla niej.Choć naturalnie wcale nie przyszedł dla niej.Nie byłoby go tutaj, gdyby nie Falconwell.Lepiej, żeby o tym pamiętała.Nie pragnął jej bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna wcześniej.Toniesprawiedliwe!Ale byłaby przeklęta, gdyby pozwoliła sobie odebrać jedyny wybór, jakimiała w obecnej sytuacji.Uniosła ręce i zaciskając w lewej butelkę whisky,odepchnęła go z całej mocy.Normalnie nie ruszyłaby z miejsca mężczyzny jegopostury, wykorzystała jednak element zaskoczenia.Bourne zachwiał się i cofnął, ona zaś rzuciła się do drzwi.Już prawiechwytała za klamkę, gdy on odzyskał równowagę i z okrzykiem O, nie!"dogonił ją, chwycił i odwrócił twarzą ku sobie.- Puszczaj! - Targnął nią gniew.- Nie - odparł po prostu.- Jesteś mi potrzebna.- Z powodu Falconwell.Nie odpowiedział.Nie musiał.Odetchnęła głęboko.Jak on ją traktuje!Zupełnie jakby to było średniowiecze.Jakby była cenną rzeczą, niczym więcej.Tak jakby była warta tylko tyle, ile wart był majątek przypisany do jej ręki.Przeniknął ją ból rozczarowania.On był jeszcze gorszy niż inni!- Cóż - zaczęła.- W takim razie nie masz szczęścia.Powiedziałam już tak"innemu.- Po tej nocy stanie się to nieważne - oznajmił.- Nikt się z tobą nie ożeni, jeślispędzisz ze mną noc pod jednym dachem, sam na sam.W tych słowach powinien być niebezpieczny odcień pogróżki.Tymczasemzabrzmiały po prostu jak stwierdzenie faktu.To dopiero łotr nad łotry! Jejreputacja jutro legnie w gruzach.Odebrał jej wszelką możliwość wyboru.Tak jak wcześniej - ojciec.Jak książę Leighton przed laty.Znowu znalazła się w pułapce, zastawionej przez mężczyznę.- Kochasz go? Zaskoczyło ją to pytanie.- Proszę?- Swojego narzeczonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]