[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Denver są świetne restauracje, sklepy, teatry, cotylko chcesz.- Chcesz powiedzieć, że gotów jesteś nawet połazić ze mną po sklepach?To szczyt desperacji.- W każdym razie robienie zakupów już nigdy nie będzie tym samym.bez ciebie.- Och, Brian, to najbardziej wzruszające słowa, jakie od ciebieusłyszałam.- Cassie, może byśmy się spakowali do jednej walizki.?- A ty myślałeś o przeniesieniu się do Houston? - zapytała ze śmiechem.- Czy ja wiem.Miło jest mieszkać tak blisko zatoki, ale strasznie tupłasko.- To znaczy, że gdybyśmy chcieli być razem, to ja musiałabym porzucićswoją rodzinę, spakować manatki i pójść na wszystkie ustępstwa? - spytałazmienionym głosem.- Niekoniecznie.- Więc jak to sobie wyobrażasz? Związek na odległość? Oboje wiemy, żenic dobrego by z tego nie wyszło.- Tak, wiem - westchnął bezradnie.- Ale, do diabła, Cassie, mieliśmy zamało czasu, nie chcę cię stracić.- Nie chcesz mnie stracić, ale też nie jesteś skłonny do żadnychpoświęceń, prawda?- Gdybym był skłonny.zdecydowałabyś się w tej chwili?- 93 -SR- Nie - przyznała ze smutnym uśmiechem.- Nie mogę pozwolić ci odejść.- Objął ją mocniej i schował twarz w jejwłosach.- Będziesz musiał, Brian - szepnęła.- Będziesz musiał.ROZDZIAA JEDENASTYNastępnego ranka żegnali się czułym uściskiem, stojąc na hotelowymparkingu między dwoma samochodami.- Mam obydwa numery twoich telefonów - Brian mówił z nerwowymożywieniem - adres domowy, adres biura, e-mail - żebym tak jeszcze mógł miećciebie w bagażu podręcznym.Na pewno nie chcesz być pasażerem na gapę,Cass?- Będziesz mnie miał w swoich myślach - zaśmiała się pogodnie.- I w snach.Więc spotykamy się w pierwszy weekend września, jeśli niewcześniej?- Brian.tak, jasne.Ale prawdę mówiąc, nie wierzę, żeby czekał nas jakiśwspólny weekend.- Dlaczego nie? - zapytał z irytacją.- Po pierwsze, czy masz zamiar żyć jak mnich do tego czasu?- Boże, to tylko dwa miesiące! Nie ufasz mi, Cassie?- To nie jest tylko sprawa zaufania.Po prostu liczę się z tym, że poczujeszsię samotny i znajdziesz kogoś wcześniej, niż ci się wydaje.Pewnego wieczoruzadzwonisz do mnie i powiesz zakłopotanym głosem, że może jednak niepowinniśmy się spotykać.- Mylisz się.- To nie jest takie łatwe, Brian.- Mówisz za siebie?- 94 -SR- Nie.Ale.- westchnęła bezradnie.- Może to wszystko stało się zawcześnie.- Więc już żałujesz?- Nie, niczego nie żałuję, ale powinniśmy dać sobie trochę czasu, żebyprzekonać się, czy to coś więcej niż wakacyjna przygoda.- Nie mów tak.- Przytulił ją mocniej.- Dla mnie to o wiele więcej.Zadzwonię do ciebie wieczorem z Denver.- Dobrze.Chcę tylko, żebyś wiedział, że naprawdę mi pomogłeś.Bezwzględu na to, co się wydarzy między nami w przyszłości, czuję, że dzięki tobiezaczęłam sobie uświadamiać, czego chcę od życia.- I czego chcesz? - zapytał cicho.Kogoś takiego jak ty.Powstrzymała się, żeby nie wypowiedzieć tych słówna głos, wiedząc, że im obojgu sprawiłoby to jeszcze więcej bólu.- Och, pokazałeś mi, jak żyć na większym luzie, nie przejmować siędrobiazgami, nie bać się, co pomyślą ludzie, cieszyć się każdą chwilą.- Cieszę się, Cassie - odpowiedział szczerze.- Ale mam wrażenie, żedostałem od ciebie dużo więcej, niż mogłem dać.- To mamy identyczne, choć odwrotne wrażenia.Po ostatnim uścisku i czułym pocałunku odwrócili się i wsiedli do swoichsamochodów.W chwili kiedy rozjechali się na skrzyżowaniu i Cassie zniknęła mu zoczu, Brian poczuł rozpaczliwy, dławiący gardło żal.Został sam ze swoimimyślami i ze swoim sumieniem, i musiał przyznać w duchu, że mimo jegośmiałych deklaracji, to ona mówiła prawdę.Ich dzisiejsze rozstanie mogło byćrozstaniem na zawsze.Dlaczego zdecydował się wyjechać, kiedy w głębi serca jedyne, czegopragnął, to być z nią? Czy wciąż się obawiał, że sprawi jej zawód? Czy raczejpanicznie bał się angażować - ryzykując, że zostanie kiedyś głęboko zraniony,jak wtedy, gdy stracił Jasona?- 95 -SRAle czy teraz nie czuł się zraniony? Cassie żyła.Wracała do swojegowłasnego świata - sama.Ale wątpił, czy długo wytrwa w samotności.Znajdziesię jakiś inny facet, lepszy od niego, który doceni szczęście, jakie mu zsyła los.Ktoś inny będzie ją trzymał w ramionach, całował, kochał ją.Boże, sama myśl o tym doprowadzała go do szaleństwa.Co miał ze sobązrobić?W chwili kiedy Cassie przekroczyła próg swojego mieszkania, martwacisza i pustka poraziły ją niczym cios między oczy.Pierwsze, co zauważyła, tobyły stosy nieodpakowanych prezentów ślubnych na kanapie i stoliku.Zawyła.To była ostatnia rzecz, jaką chciała zobaczyć.Oczywiście wszystko musiałazwrócić, z przepraszającymi wyjaśnieniami, ale nie była w stanie zabrać się dotego od razu.Chwyciła kilka pudełek i zaczęła je wrzucać do szafy.Potem trafiła wzrokiem na zdjęcie Chrisa, stojące na małym stoliku przyoknie.Jego uśmiechnięta twarz zdawała się z niej drwić.Rzuciła się przez całypokój, żeby schować je do szufladki.W końcu opadła na kanapę i zamknęła oczy, powstrzymując łzy.Niemogła uwierzyć, jak bardzo zmieniło się jej życie w tak krótkim czasie.Tydzień temu gotowa była wyjść za mężczyznę, którego, jak jej sięwydawało, kochała.Potem uciekła od niego i znalazła kogoś, kogo pokochałanaprawdę.Po to, żeby stracić i jego.Zerwała się na nogi i próbowała się czymś zająć.Postanowiła wypakowaćtorbę i kiedy wyjęła z niej kostium kąpielowy, który kupiła w Galveston - ten,który miała na sobie jeszcze wczoraj, kiedy kochała się z Brianem - zaczęłacicho szlochać.Przerzuciła pocztę, zastanawiała się, czy nie zadzwonić dorodziców albo do Lisy, ale jakoś nie miała odwagi.Dzwięk dzwonka przyprawił ją o gęsię skórkę, bo w pierwszej chwilipomyślała o Chrisie.Otworzyła drzwi i zobaczyła pęk kolorowych balonów znapisami Witaj w domu", a potem wychylającą się zza nich męską twarz zkocim uśmiechem.- 96 -SR- Brian!- Witaj w domu, Cassie.- Wcisnął jej do ręki balony.- Masz minę, jakbyśzobaczyła ducha.Niewymowna radość wypełniła jej serce.- Kiedy usłyszałam dzwonek, przestraszyłam się, że to może być Chris [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.W Denver są świetne restauracje, sklepy, teatry, cotylko chcesz.- Chcesz powiedzieć, że gotów jesteś nawet połazić ze mną po sklepach?To szczyt desperacji.- W każdym razie robienie zakupów już nigdy nie będzie tym samym.bez ciebie.- Och, Brian, to najbardziej wzruszające słowa, jakie od ciebieusłyszałam.- Cassie, może byśmy się spakowali do jednej walizki.?- A ty myślałeś o przeniesieniu się do Houston? - zapytała ze śmiechem.- Czy ja wiem.Miło jest mieszkać tak blisko zatoki, ale strasznie tupłasko.- To znaczy, że gdybyśmy chcieli być razem, to ja musiałabym porzucićswoją rodzinę, spakować manatki i pójść na wszystkie ustępstwa? - spytałazmienionym głosem.- Niekoniecznie.- Więc jak to sobie wyobrażasz? Związek na odległość? Oboje wiemy, żenic dobrego by z tego nie wyszło.- Tak, wiem - westchnął bezradnie.- Ale, do diabła, Cassie, mieliśmy zamało czasu, nie chcę cię stracić.- Nie chcesz mnie stracić, ale też nie jesteś skłonny do żadnychpoświęceń, prawda?- Gdybym był skłonny.zdecydowałabyś się w tej chwili?- 93 -SR- Nie - przyznała ze smutnym uśmiechem.- Nie mogę pozwolić ci odejść.- Objął ją mocniej i schował twarz w jejwłosach.- Będziesz musiał, Brian - szepnęła.- Będziesz musiał.ROZDZIAA JEDENASTYNastępnego ranka żegnali się czułym uściskiem, stojąc na hotelowymparkingu między dwoma samochodami.- Mam obydwa numery twoich telefonów - Brian mówił z nerwowymożywieniem - adres domowy, adres biura, e-mail - żebym tak jeszcze mógł miećciebie w bagażu podręcznym.Na pewno nie chcesz być pasażerem na gapę,Cass?- Będziesz mnie miał w swoich myślach - zaśmiała się pogodnie.- I w snach.Więc spotykamy się w pierwszy weekend września, jeśli niewcześniej?- Brian.tak, jasne.Ale prawdę mówiąc, nie wierzę, żeby czekał nas jakiśwspólny weekend.- Dlaczego nie? - zapytał z irytacją.- Po pierwsze, czy masz zamiar żyć jak mnich do tego czasu?- Boże, to tylko dwa miesiące! Nie ufasz mi, Cassie?- To nie jest tylko sprawa zaufania.Po prostu liczę się z tym, że poczujeszsię samotny i znajdziesz kogoś wcześniej, niż ci się wydaje.Pewnego wieczoruzadzwonisz do mnie i powiesz zakłopotanym głosem, że może jednak niepowinniśmy się spotykać.- Mylisz się.- To nie jest takie łatwe, Brian.- Mówisz za siebie?- 94 -SR- Nie.Ale.- westchnęła bezradnie.- Może to wszystko stało się zawcześnie.- Więc już żałujesz?- Nie, niczego nie żałuję, ale powinniśmy dać sobie trochę czasu, żebyprzekonać się, czy to coś więcej niż wakacyjna przygoda.- Nie mów tak.- Przytulił ją mocniej.- Dla mnie to o wiele więcej.Zadzwonię do ciebie wieczorem z Denver.- Dobrze.Chcę tylko, żebyś wiedział, że naprawdę mi pomogłeś.Bezwzględu na to, co się wydarzy między nami w przyszłości, czuję, że dzięki tobiezaczęłam sobie uświadamiać, czego chcę od życia.- I czego chcesz? - zapytał cicho.Kogoś takiego jak ty.Powstrzymała się, żeby nie wypowiedzieć tych słówna głos, wiedząc, że im obojgu sprawiłoby to jeszcze więcej bólu.- Och, pokazałeś mi, jak żyć na większym luzie, nie przejmować siędrobiazgami, nie bać się, co pomyślą ludzie, cieszyć się każdą chwilą.- Cieszę się, Cassie - odpowiedział szczerze.- Ale mam wrażenie, żedostałem od ciebie dużo więcej, niż mogłem dać.- To mamy identyczne, choć odwrotne wrażenia.Po ostatnim uścisku i czułym pocałunku odwrócili się i wsiedli do swoichsamochodów.W chwili kiedy rozjechali się na skrzyżowaniu i Cassie zniknęła mu zoczu, Brian poczuł rozpaczliwy, dławiący gardło żal.Został sam ze swoimimyślami i ze swoim sumieniem, i musiał przyznać w duchu, że mimo jegośmiałych deklaracji, to ona mówiła prawdę.Ich dzisiejsze rozstanie mogło byćrozstaniem na zawsze.Dlaczego zdecydował się wyjechać, kiedy w głębi serca jedyne, czegopragnął, to być z nią? Czy wciąż się obawiał, że sprawi jej zawód? Czy raczejpanicznie bał się angażować - ryzykując, że zostanie kiedyś głęboko zraniony,jak wtedy, gdy stracił Jasona?- 95 -SRAle czy teraz nie czuł się zraniony? Cassie żyła.Wracała do swojegowłasnego świata - sama.Ale wątpił, czy długo wytrwa w samotności.Znajdziesię jakiś inny facet, lepszy od niego, który doceni szczęście, jakie mu zsyła los.Ktoś inny będzie ją trzymał w ramionach, całował, kochał ją.Boże, sama myśl o tym doprowadzała go do szaleństwa.Co miał ze sobązrobić?W chwili kiedy Cassie przekroczyła próg swojego mieszkania, martwacisza i pustka poraziły ją niczym cios między oczy.Pierwsze, co zauważyła, tobyły stosy nieodpakowanych prezentów ślubnych na kanapie i stoliku.Zawyła.To była ostatnia rzecz, jaką chciała zobaczyć.Oczywiście wszystko musiałazwrócić, z przepraszającymi wyjaśnieniami, ale nie była w stanie zabrać się dotego od razu.Chwyciła kilka pudełek i zaczęła je wrzucać do szafy.Potem trafiła wzrokiem na zdjęcie Chrisa, stojące na małym stoliku przyoknie.Jego uśmiechnięta twarz zdawała się z niej drwić.Rzuciła się przez całypokój, żeby schować je do szufladki.W końcu opadła na kanapę i zamknęła oczy, powstrzymując łzy.Niemogła uwierzyć, jak bardzo zmieniło się jej życie w tak krótkim czasie.Tydzień temu gotowa była wyjść za mężczyznę, którego, jak jej sięwydawało, kochała.Potem uciekła od niego i znalazła kogoś, kogo pokochałanaprawdę.Po to, żeby stracić i jego.Zerwała się na nogi i próbowała się czymś zająć.Postanowiła wypakowaćtorbę i kiedy wyjęła z niej kostium kąpielowy, który kupiła w Galveston - ten,który miała na sobie jeszcze wczoraj, kiedy kochała się z Brianem - zaczęłacicho szlochać.Przerzuciła pocztę, zastanawiała się, czy nie zadzwonić dorodziców albo do Lisy, ale jakoś nie miała odwagi.Dzwięk dzwonka przyprawił ją o gęsię skórkę, bo w pierwszej chwilipomyślała o Chrisie.Otworzyła drzwi i zobaczyła pęk kolorowych balonów znapisami Witaj w domu", a potem wychylającą się zza nich męską twarz zkocim uśmiechem.- 96 -SR- Brian!- Witaj w domu, Cassie.- Wcisnął jej do ręki balony.- Masz minę, jakbyśzobaczyła ducha.Niewymowna radość wypełniła jej serce.- Kiedy usłyszałam dzwonek, przestraszyłam się, że to może być Chris [ Pobierz całość w formacie PDF ]