[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, do cholery!Roger starał się myśleć logicznie i utrzymać samochód w ruchu na tyle powolnym, by nie wypaść na zakrętach drogi na wpół zarośniętej kolcolistem.Usiłował się modlić, alewszystko, na co go było stać, to przerażone  Boże, błagam!.%7łałował, że nie ma z nim Bree,ale nie mogli zabrać Mandy nigdzie w pobliże kamieni, a gdyby zdążyli złapać Camerona.gdyby Cameron w ogóle tam był.Buccleigh mu pomoże, tego był pewien.Gdzieś w głębi mózgu tłukła mu się iskierka nadziei, że to wszystko jest tylkonieporozumieniem, że Cameronowi pomyliła się noc, a zdawszy sobie z tego sprawę, właśnieodwozi Jema do domu, właśnie gdy Roger i jego praprapra.dziadek pokonują wciemnościach skaliste wrzosowisko, jadąc do najokropniejszego miejsca, jakie obaj w życiupoznali.- Cameron.on też przeczytał notatki - wyrzucił z siebie Roger, nie mogąc dłużej znieśćwłasnych myśli.- Przypadkiem.Udawał, że myśli, że to wszystko to tylko.no.fikcja, coś,co wymyśliłem dla zabawy.Jezu, co ja narobiłem!- Uważaj! - Buccleigh zakrył ramionami głowę, a Roger wcisnął hamulec, zjeżdżając zdrogi i zatrzymując się na wielkim głazie, bo o mały włos wjechałby w starego niebieskiegopikapa, który stał na drodze, ciemny i pusty.* * *Wspinał się po zboczu, szukając w ciemności chwytów; kamienie toczyły mu się spod stóp,kolcolist przebijał mu dłonie, a od czasu do czasu wbijał się pod paznokcie i wyrywał mu zust przekleństwo.Niżej, za sobą, słyszał wspinającego się Williama Buccleigha.Powoli, alejednak dążącego za nim.Usłyszał je na długo przed wyjściem na grań.Do Samhain zostały już tylko trzy dni ikamienie to wiedziały.Dzwięk, który nie był dzwiękiem, wibrował w szpiku jego kości,brzęczał wewnątrz mózgu i sprawiał, że bolały go zęby.Zacisnął szczęki i parł dalej.Dokamieni dotarł na czworaka, bo nie był w stanie stać.Boże miłościwy, myślał, Boże, zachowaj mnie przy życiu na tyle długo, bym go znalazł!Ledwo mógł myśleć, ale przypomniał sobie o latarce.Zabrał ją z samochodu, a terazwyciągnął z kieszeni, upuścił, musiał macać gorączkowo w niskiej trawie w kręgu, w końcują znalazł i nacisnął guzik palcem, który ześlizgiwał się cztery razy; wreszcie zebrał dość sił,by przesunąć przełącznik.Gdy rozbłysnął promień latarki, zza pleców dobiegł go zduszony okrzyk.Oczywiście,pomyślał niejasno, William Buccleigh nigdy jeszcze nie widział latarki.Chwiejny promieńomiótł powoli krąg i powrócił.Czego właściwie szuka? Zladów stóp? Czegoś, co Jem upuścił,a co wskazywałoby, że tu był?Nie było niczego. Niczego - poza kamieniami.Robiło się coraz gorzej, więc upuścił latarkę, obiema rękamiobejmując głowę.Musi się ruszyć.musi iść.iść po Jema.Czołgał się po trawie, oślepiony przez ból i niemal niezdolny myśleć, gdy silne dłoniezłapały go za kostki i pociągnęły do tyłu.Wydawało mu się, że słyszy też głos, ale jeśli tak, tozginął on w przeszywającym wrzasku, który wypełniał mu czaszkę i duszę, wykrzyczał więcimię syna jak umiał najgłośniej, tylko po to, żeby usłyszeć coś poza tym wrzaskiem; czuł, jakgardło rozdziera mu się z wysiłku, ale nic do niego nie docierało.A potem ziemia się pod nim poruszyła i świat zniknął.* * *Gdy jakiś czas pózniej doszedł do siebie, zobaczył, że razem z Williamem Buccleighemznajdują się w niewielkim zagłębieniu na zboczu, jakieś czterdzieści stóp poniżej kamiennegokręgu.Sądząc z tego, jak się czuł, a Buccleigh wyglądał, musieli upaść i stoczyć się w tęnieckę.Kolor nieba zapowiadał już świt.Widział Williama Buccleigha, podrapanego, wpodartym ubraniu, który siedział obok zwinięty w kłębek, jak gdyby bolał go brzuch.- Co.? - wyszeptał Roger.Odchrząknął i raz jeszcze próbował spytać, co się stało, ale zgardła wydobywał mu się tylko szept - i nawet od tego gardło płonęło bólem.William Buccleigh mruknął coś pod nosem i Roger zdał sobie sprawę, że tamten sięmodli.Spróbował usiąść i udało mu się, choć czuł zawroty głowy.- Czy to ty mnie wyciągnąłeś? - spytał chrapliwym szeptem.Buccleigh siedział zzamkniętymi oczyma i nie otworzył ich, póki nie skończył modlitwy.Potem spojrzał naRogera, przeniósł wzrok na szczyt wzgórza, gdzie niewidoczne kamienie wciąż śpiewały swąpotworną bezczasową pieśń - stąd na szczęście słychać było jedynie dziwne, cichezawodzenie, od którego bolały zęby.- Tak - odrzekł Buccleigh.- Wydawało mi się, że sam sobie nie dasz rady.- I nie dałbym.- Roger znów się położył, obolały i cały drżący.- Dziękuję - dodał pochwili.Czuł w sobie wielką pustkę, ogromną jak blednące niebo.- No cóż, może to jakieś zadośćuczynienie za tamto wieszanie - powiedział Buccleighbezceremonialnie.- I co teraz?Roger wpatrywał się w wirujące powoli nad nim niebo.Od tego jeszcze bardziejzakręciło mu się w głowie, więc zamknął oczy i wyciągnął rękę.- Teraz wrócimy do domu - zaskrzeczał.- I przemyślimy sprawę.Pomóż mi wstać.86.Valley Forge William włożył mundur.To konieczne, powiedział ojcu.- Denzell Hunter jest człowiekiem wyjątkowo sumiennym i pełnym zasad.Nie mogępróbować go wyciągnąć z obozu Amerykanów bez właściwego pozwolenia ze strony jegoprzełożonego.Sądzę, że bez tego nie przyjedzie.Ale jeśli uda mi się uzyskać zgodę - a sądzę,że mi się uda - przypuszczam, że nie odmówi.By jednak otrzymać formalną zgodę na skorzystanie z usług lekarza ArmiiKontynentalnej, musiał oczywiście o nią formalnie poprosić.To zaś oznaczało udanie się dozimowej kwatery Waszyngtona w Valley Forge w czerwonej kurtce, niezależnie od tego, comiało się zdarzyć pózniej.Lord John przymknął na chwilę oczy, najwyrazniej usiłując sobie wyobrazić, co takiegomogłoby się potem wydarzyć, potem je otworzył i powiedział zdecydowanie:- No dobrze.Zabierzesz z sobą służącego?- Nie.- William wydawał się zaskoczony.- Po co mi służący?- By zająć się końmi, opiekować się twoimi dobrami i być twoimi oczami z tyłu głowy -odrzekł ojciec, rzucając mu spojrzenie mówiące, że sam powinien był o tym pomyśleć.Dlatego też nie zapytał  jakimi końmi ani  jakimi dobrami , skinął tylko głową.- Dziękuję - powiedział.- Czy papa może znalezć mi kogoś odpowiedniego? Odpowiedni okazał się niejaki Colenso Baragwanath, karłowaty niedorostek zKornwalii, który przybył z armią Howe'a jako stajenny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •