[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał niebieskie oczy, zimne jak lodowce, które jegoprzodkowie zostawili za sobą, kiedy dwieście lat temu opanowali Namdalen, zabierając go Impe-rium. Chyba nie wątpicie, panie, w naszą dobrą wolę?  zapytał takim samym ironicznym tonemjak Thorisin. Oczywiście, że nie  odparł Thorisin.Przy stole rozległy się śmiechy.Duchy było cierniem w ciele Videssos od czasu burzliwych na-rodzin.Halogajscy zdobywcy, nieokrzesani piraci, wiele nauczyli się od cywilizowanych podda-nych.Ich wspólni potomkowie stali się wyrafinowanymi i niebezpiecznymi wojownikami.Walczylidla Imperium, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że w sprzyjających okolicznościach sięgną po nie. Więc jak będzie?  zapytał Gavrasa Soteryk syn Dostiego. Brat Helvis siedział po lewej ręce Utpranda.Młody Namdalajczyk zaszedł wysoko od czasu,kiedy trybun ostatnio go widział. Wolisz, panie, wygrać wojnę z naszą pomocą czy przegrać bez nas?  mówił dalej.Skaurus drgnął.Soteryk zawsze w taki sposób formułował pytania, że równie trudno było od-powiedzieć  tak", jak i  nie".Z wyjątkiem dumnego nosa, który świadczył o videssańskimdziedzictwie, rysy miał takie same jak siostra, ale jego duże usta zwykle były ściągnięte w cienką li-nię.Thorisin przesunął wzrok z niego na trybuna i z powrotem.Marek też zacisnął wargi.Wiedział,że Imperator nieufnie odnosi się do więzów przyjazni i krwi między Namdalajczykami i Rzy-mianami. Są jeszcze inne możliwości  powiedział spokojnie Gavras i popatrzył na Skaurusa. Cona to powiesz? Na razie niewiele się odzywasz.Trybun był zadowolony z pytania, na które mógł odpowiedzieć beznamiętnie. Nikt nie wątpi, że statki są potrzebne.Jeśli chodzi o to, jak je zdobyć, inni wiedzą lepiej odemnie.My, Rzymianie, zawsze woleliśmy walczyć na lądzie niż na morzu.Przewiezcie mnie na dru-gą stronę cieśniny, a udzielę wam rad, nie ma obawy.Thorisin uśmiechnął się niewesoło. Wierzę.W dniu, w którym nie wypowiesz swojego zdania, zacznę cię podejrzewać.Z pew-nością milczenie jest lepsze niż mielenie językiem, kiedy nie ma się nic mądrego do powiedzenia.Przyznawszy się do nieznajomości reguł wojny morskiej, Marek wrócił myślami do utraconej oj-czyzny. Moi rodacy walczyli z krajem zwanym Kartaginą, który w przeciwieństwie do nas miał silnąflotę.Kiedy jeden z ich statków wpadł na mieliznę, wykorzystaliśmy go jako model i wkrótce rzu-ciliśmy im wyzwanie na morzach.Czy nie możemy tutaj zbudować własnych statków?Pomysł nie spodobał się Gavrasowi, który brał pod uwagę tylko istniejące jednostki.W zamy-śleniu podrapał się po brodzie.Marek stwierdził, że białe pasma po obu stronach szczęki są szerszeniż przed rokiem. Ile czasu zajęło twojemu ludowi zbudowanie floty?  zapytał Imperator. Sześćdziesiąt dni na pierwszy statek. Za długo, za długo  mruknął Thorisin, bardziej do siebie niż do zebranych. %7łal mikażdego dnia.Tylko Phos wie, co Yezda wyprawiają nam za plecami. Nie tylko Phos  odezwał się Soteryk tak cicho, że Gavras chyba nie usłyszał.Z podróży przez Videssos Namdalajczycy przynieśli niewiele radosnych wieści.Choć nie kocha-li Thorisina Gavrasa, zgadzali się, że im prędzej wygra wojnę domową, tym większe będą szansęodzyskania zachodnich ziem Imperium.Thorisin napełnił kubek winem z kształtnej karafki wykonanej z pozłacanego srebra, należącej, podobnie jak dom, do zbiegłego gubernatora.Splunął na podłogę na znak pogardy dla Skotosa ijego dzieł, a potem uniósł oczy i ręce, zanosząc modlitwę do Phosa.Ten sam rytuał Skaurus widziałpierwszego dnia po tym, jak znalazł się w Imperium.Uświadomił sobie z zaskoczeniem, że rozumie modlitwę.Gorgidas miał rację.Videssos stop-niowo zostawiało na nim swoje piętno.Pół godziny jazdy na południe od przedmieścia, które Videssańczycy nazywali po prostu  PoDrugiej Stronie", ciągnęły się do samego morza sady cytrusowe.Od wody oddzielał je tylko wąskipas białej plaży.Skaurus przywiązał pożyczonego konia do gładkiego pnia drzewa i zaklął cicho,kiedy w ciemności zadrapał się o kolec.Dochodziła północ.Na bezksiężycowym niebie jaśniały obce konstelacje.Zwiatła wielkiegomiasta leżącego na wschodnim brzegu cieśniny byłyby bardziej użyteczne niż ich zimny blask, gdy-by nie zasłaniała ich grozna sylweta wojennej galery.Zsiadający z koni obok Marka ludzie stanowi-li czarne cienie.Gajusz Filipus omal nie upadł. Niech diabli wezmą te ostrogi  mruknął po łacinie. Wiedziałem, że o nich zapomnę. Cisza tam  syknął Thorisin Gavras i ruszył w stronę plaży.Reszta podążyła za nim.W niemal zupełnej ciemności trudno było rozpoznać członków grupy.Trochę światła odbijało się od wygolonej czaszki Neposa i ukazywało jego niską baryłkowatą po-stać.Baanesa Onomagoulosa zdradzał kołyszący krok.Pozostali oficerowie wyglądali identycznie.Gavras trzy razy odsłonił małą latarnię.Gdzieś w trawie zacykał świerszcz.Idący aż podskoczylii szybko zdusili nerwowe śmiechy.Lecz głos owada nie był umówionym sygnałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •