[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego oczy były nieco inne niż u dziewczyny.Jednocześnie przypominały fiolet i lazur.Ubrany był w spodnie i białą koszulę.Przy pasieprzypięty miał sztylet, a na plecach miecz.Z szyi zwieszał mu się łańcuszek z wisiorkiem wkształcie czterolistnej koniczyny.Anna wytłumaczyła, że to podarunek od jego narzeczonej,za co została obdarzona kuksańcem w bok.Przez ponad trzy godziny starali się ustalić zakres swoich obowiązków.Jeśli niespodziankamiała być doskonała, to wszystko musiało idealnie ze sobą współgrać.Jak w szwajcarskimzegarku.Choćby minimalny błąd skończyłby się fiaskiem całości i każdy zdawał sobie z tegosprawę.Alisson, jako jedna z nielicznych umiała malować.Dlatego właśnie ona, przy drobnej pomocyAnastazji miała zając się dekoracjami.Muzykę i śpiew wzięła na siebie Carmen, ale dobórrepertuaru został złożony na głowę Anny.Adrian miał nauczyć Blaise a wygrywaniapodstawowych melodii na bębnach.Angelica i Pablo zgodzili się zająć choreografią.Pozostała dwójka obiecała popracować nad stroną techniczną przedsięwzięcia: muzyką,światłem.Anastazja, jako że jedynie ona mogła opuszczać Hogwart podjęła się dostarczeniastrojów.Zmęczony Harry leżał w swoim łóżku.Próbował zasnąć, jednak nic mu z tego niewychodziło.Ciągle myślał o blizniakach.Zachowywali się zupełnie jak Fred i George.Potrafili znalezć byle powód do żartów, przyprawiając tym samym swoją siostrę o białągorączkę i doprowadzając ją do szewskiej pasji.Przewrócił się na drugi bok i wsłuchał w spokojne oddechy kolegów.Przymknął powieki ioczyścił umysł.Ostatnio ciągle miał wrażenie, że ktoś próbuje dostać się do jego głowy.Niebył to bynajmniej Dumbledore, ani Snape.Ich magię wyczułby na kilometr.Conajdziwniejsze nie był to również Czarny Pan.Po piętnastominutowym, bezsensownym liczeniu baranów wstał i naciągnął na siebie starespodnie po Dudleyu i ciemnogranatowy sweter od pani Waesly.Spod materaca wyciągnąłpelerynę niewidkę i Mapę Huncwotów.Rozejrzał się po dormitorium.Chłopcy spali niczymnie niepokojeni.Idąc korytarzem czuł dziwny spokój.Na swojej drodze niemal w ogóle nie napotkałprzeszkód.Raz tylko wpadł na śpieszącą dokądś Mcgonnagal.Podszedł do portretu SmoczejWiedzmy.Wypowiedział hasło i cicho wślizgnął się do środka.Nie zdejmując pelerynyprzeszedł przez salon, a następnie schodami poszedł na górę.Ostatnio polubił salę treningową.Ostatni raz był tam tydzień temu, bo jakoś nikt nie miałczasu bawić się mieczami.W pomieszczeniu nie był jednak sam.Od razu rozpoznał Louisa.- Cześć Lu.Poćwiczymy?Wampir odwrócił się natychmiast.Uśmiechnął się do Harry ego.- A co? Aż tak dobrze umiesz walczyć?- Nie.Ale muszę się czymś zająć, bo oszaleję.Louis milczał przez kilka minut.W sumie jemu też przyda się odrobina rozrywki, a chłopakanajwyrazniej rozpiera energia.Jeśli szybko jej nie rozładuje, to może być z nim kiepsko.Skinął głową i przywołał swój miecz.Potter jeszcze tego nie potrafił, więc musiał przezchwilę szperać na stojaku.Mężczyzna nie dziwił się temu.Nie każdy człowiek może walczyć237 wampirzą bronią, a co dopiero ją przywoływać.Stanęli naprzeciwko siebie.Przyjęli pozy.Gryfon nie atakował, nie chciał tego robić, bowiedział, czym się to skończy.Wizja kilku połamanych żeber była tą najbardziejoptymistyczną opcją.Wampir zaatakował szybko i bez ostrzeżenia.Ciął na płask, na wysokości klatki piersiowejchłopaka.Nastolatek zdążył się osłonić, ale już w następnej sekundzie został przygwożdżonydo ziemi.Szybko się podniósł i uderzył z półobrotu.Trafił jednak w pustkę, bo Louis jużkilka sekund wcześniej odskoczył.- Spróbuj przewidzieć ruchy przeciwnika.Nigdy nie oczekuj, że ten będzie czekał, aż siępozbierasz.Tym razem ciął od góry, mocno i zdecydowanie.Harry zdołał się osłonić, ale impet uderzeniazmusił go do przyklęknięcia.Nie wytrzymał siły z jaką wampir uderzył i ostrze broniprzeciwnika delikatnie przejechało po jego policzku zostawiając za sobą krwawą szramę.Louis odskoczył i przyjrzał się swojemu dziełu.Wiedział, że nie powinien zostawiać żadnychśladów, ale to było silniejsze od niego.Podał rękę zmęczonemu chłopakowi i pomógł muwstać.Myślał, że dzieciak się podda, ale grubo się przeliczył.Chłopak walczył jak szatan, alebył na straconej pozycji.Nikt nie jest w stanie wygrać z doświadczonym wampirem.Zwłaszcza ktoś, kto dopiero od trzech, czy czterech miesięcy uczy się fechtunku.Harry poddał się dopiero po trzech godzinach zażartej walki.Nie wyglądał jednak nazadowolonego.Z trudem udało mu się dojść do dormitorium.W duchu dziękował wszystkimznanym bogom za to, że dziś jest niedziela.Louis uśmiechał się delikatnie.Teraz wiedział już, że chłopak jest Wybrańcem.Był o tymprzekonany już w czasie Przysięgi, kiedy na mieczu pojawił się ten przeklęty napis, ale terazstało się to dla niego jasne.Musiał porozmawiać z Mistrzem.Koniecznie musiał z nimporozmawiać.Jak najszybciej.Zmienił się w orła i wyleciał przez uchylone przez siebie okno.Jakiś czas pózniej zaklął szpetnie.Zapomniał powiedzieć chłopakowi, że rany po wampirzymmieczu goją się bardzo długo.Nie mógł jednak zawrócić.Nie teraz, kiedy w oddali, nahoryzoncie słońce zaczęło swoją całodzienną wędrówkę.Harry obudził się z potwornym bólem głowy.Z wczorajszego wieczora pamiętał jedynieszaleńczy pojedynek z Louisem.Dzwignął się z jękiem.Ostrożnie rozejrzał się popomieszczeniu.Pozostałych lokatorów nie było w łóżkach, ale wyraznie słyszał ich tuż zadrzwiami.Szybko zabrał ubrania i pobiegł do łazienki.Dopiero przeglądając się w lustrzezauważył, jaki był poobijany.- Prawdziwa mapa tortur  mruknął ironicznie.Rozebrał się i wskoczył pod prysznic.Musiał zmyć z siebie zaschniętą krew, jeśli chciał iśćdzisiaj na śniadanie.Rany już nie krwawiły, ale nie wyglądały na zbyt łatwe do zaleczenia.Zwłaszcza przy jego raczej marnych zdolnościach w uzdrawianiu.Ubrał się i naciągnął kapturgłęboko na czoło.Nie chciał, aby ktokolwiek widział jego poobijaną twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •