[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eric wypchnął Briana zza stołu.Wrzucił do zlewu talerz z resztkami jedzenia i kilkanitek makaronu, które przyczepiły mu się do koszulki, po czym wyleciał z autokaru jakoparzony.- Co go gryzie? - zapytał Brian.- Podoba mu się Aggie.I nic dziwnego.- Trey mrugnął do niej.- Tak, Myrna też mu się podobała - stwierdził Brian. Ale nigdy mu się tak nierzuciło na głowę. - Pójdę z nim pogadać - odezwał się Jace.Jace chciał z nim porozmawiać? Ale co z& Zerknęła tęsknie na dolną pryczę.- To mi zajmie tylko kilka minut - wymruczał jej do ucha.-Zaczekasz na mnie?- Nie wiem - odparła szeptem.- Jestem niezle napalona.Może będę musiała zacząćbez ciebie.Tylko się z nim droczyła, ale pomruk udręki, jaki z siebie wydał, sprawił, że znalazłasię w stanie gotowości.- Pośpieszę się.- Pocałował ją i wyszedł z autokaru w ślad za Erikiem.Aggie wspięła się na dolną pryczę i zaciągnęła za sobą zasłonkę.Zdjęła spodnie icisnęła je na podłogę w przejściu.Potem koszulkę.Usłyszała, jak Brian przeklina pod nosem.Biedaczek.Nie mogła się powstrzymać.Zciągnęła figi, wysunęła rękę za zasłonkę i zakręciła nimi kilka razy, po czym upuściła narosnącą stertę ubrań.- Boże, dłużej tego nie zniosę - jęknął Brian.Kiedy rzuciła tam stanik, ktoś wbiegł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.- Brian, powinieneś to zachować dla Myrny - zawołał zanim Trey.- Albo dla mnie -dodał zbyt cicho, żeby tamten go usłyszał, ale Aggie dosłyszała.Jace stał przed autokarem i czekał, aż wzrok przywyknie mu do ciemności.Ten parkprzy szosie znajdował się na strasznym zadupiu.Gdyby było choć trochę cieplej, poprosiłbyAggie, żeby położyła się z nim pod gwiazdami.Roziskrzone białe plamki odcinały się ostrood ciemnego nieba.Wąski sierp księżyca oświetlał mroczne kształty okolicznych drzew.%7łwir obok zachrzęścił.- Eric?- Nie - burknął Jon i odepchnął go w bok, żeby wejść do autobusu.Jace wyczuł dziwny zapach, ale nie potrafił go zidentyfikować.Nie marihuana.Cośbardziej chemicznego.Płyn do czyszczenia kibli?Jace dostrzegł kątem oka jakiś ruch.Eric stał oparty o bok autokaru i pociągał zpiersiówki.Płaska srebrna flaszka połyskiwała w skąpym blasku księżyca.Jace podszedł i oparł się o autokar obok perkusisty.Poczuł przez koszulkę chłódmetalu.Zadrżał.%7łałował, że nie ma na sobie swojej skórzanej kurtki. - Wszystko gra, stary?- A czemu miałoby nie grać? - Eric pociągnął z piersiówki długi łyk, aż go zatkało.- Nie sądziłem, że przywiążesz się do Aggie.Myślałem po prostu& - Co sobiemyślał? - %7łe będzie jej przyjemniej, jeśli się przyłączysz.Chciałem po prostu, żeby przeżyłanaprawdę wspaniały seks.Tylko tyle, nic więcej.- Nie zakochałem się w niej, jeśli to cię martwi.Więc w czym problem? Jace szarpałkolczyk w prawym uchu.- Ja& - Eric znów pociągnął spory łyk alkoholu.- Chcę tego, co masz ty.Co ma Sed.I Brian.Nikt mnie nigdy nie kochał.Nie naprawdę.Jace go kochał - całkowicie platonicznie.Tylko nie był wystarczająco pijany, żeby towyznać.- Matka porzuciła mnie, kiedy miałem cztery lata.Urodziła mnie, ale nawet ona mnienie kochała - prychnął Eric.- Pomyślałby kto, że przynajmniej miłość matki powinna byćgwarantowana.Jace chętnie opowiedziałby mu o swojej matce - że też nie kochała własnego syna -ale nie potrafił znalezć słów.- Chłopakom na tobie zależy.- Są jak rodzina.Jedyna rodzina, jaką ma.Czy Eric takich nie traktuje?- To nie to samo.Nie liczę się.Dla nikogo.- Eric odetchnął głęboko.- Doceniam to,że przyszedłeś podnieść mnie na duchu, ale sam sobie poradzę.Tequila jest dobra nawszystko.- Spróbował napić się z piersiówki, mocno odchylając głowę, a potem odwróciłflaszkę do góry nogami.- Chyba skończył mi się środek znieczulający.Z dala od cywilizacji.- Przynieść ci piwo?- Nie.Potrzebuję kilku minut, żeby dojść do siebie.Wracaj do Aggie.- Znówspróbował pociągnąć z pustej piersiówki, westchnął, po czym schował ją do wewnętrznejkieszeni skórzanej kamizelki.- No idz.Działasz mi na nerwy.Jace zawahał się, wciąż chciał jakoś pocieszyć kumpla.Wiedział, że to głupie, ale nielubił, jak Eric się martwi.- Jest coś, co powinieneś o mnie wiedzieć.- Wiem już, że jesteś niski - zadrwił Sticks bez przekonania.Jace wziął głęboki wdech.Ten gość nie potrafi przestać żartować.Jace postanowiłbrnąć dalej, chociaż zdawał sobie sprawę, że w najbliższej przyszłości Eric wykorzysta jegosłowa, żeby się z niego ponabijać.- To dzięki tobie jestem dziś tym, kim jestem.Dzięki tobie, Eric.Zmieniłeś moje życie.Więc jeśli myślisz, że dla nikogo się nie liczysz, to się grubo mylisz.Dla mniecholernie dużo znaczysz.Jace odepchnął się od autokaru i ruszył w stronę wejścia.Chuchnął w dłonie i zacisnąłje w pięści, żeby się ogrzać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •