[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To on ponosi winę za zniknięcie rodzinyAdlerhorst.- W takim razie trzeba go ująć! Mówię panu: on tu jest,naprawdę!- Co? Jak? - Sam udawał zdziwionego i skoczył na swojechude, sierpowate nogi.- W takim razie musi go pan znać!- Nawet osobiście.- Behold\ Pan.Pan. Zamilkł, podszedł do Numeru Dziesiątego i położył mudłoń na ramieniu.- Panie.panie Gotfrydzie, czy chce pan być ze mnąszczery.- Dlaczego nie?-.i przyznać, że pan.no, że pan jest tym Gotfrydemvon Adle-rhorst?Numer Dziesiąty zwiesił głowę na piersi i oddychałciężko.- Tak, to ja.- powiedział wreszcie.- Ależ długo trwało to wyznanie - mruknął SamHawkens i przetarł sobie czoło i nos błyszczącym rękawem zeskóry.- Od razu miałem wrażenie, że to pan jest tymposzukiwanym przez nas, chociaż nie wygląda pan podobniedo swoich braci.Co powiedziawszy w nagłym przypływie uczuciawyciągnął do kozaka prawą dłoń.- No to pułapka starego Sama znów jest pełna.Niech panprzybije! Dla pana to koniec mordęgi.- Jeżeli ucieczka się powiedzie! - Oczywiście, że się powiedzie.Ale dlaczego pana tuzesłano? - - O tym pózniej! Teraz przede wszystkimchciałbym dowiedziećsię czegoś o mojej rodzinie, a więc niech pan opowiada,ale krótko, w zarysie.Na dokładną relację nie ma teraz czasu.Traper nie dał się prosić dwa razy i opowiedział odziwnym splocie wydarzeń, które zaczęły się w Turcji, azakończyły na Syberii.Numer Dziesiąty słuchał głębokoporuszony i długo po tym, jak Sam skończył swą opowieść,siedział obok niego w ciszy, zatopiony w myślach, zewzrokiem utkwionym w dali.W końcu Sam roześmiał się:- Może wypatrzył pan już wystarczającą dziurę wniebie? Pozwolę sobie na skromną uwagę, że jestem tu jeszczeobecny, i chętnie bym się dowiedział, jak dostał się pan zSudanu do Rosji, a potem na Syberię.Kozak jakby się ocknął z głębokiego snu.Przesunął rękąpo czole, jakby chciał siłą powrócić do terazniejszości.- Ma pan rację.Powinien się pan wszystkiegodowiedzieć.Aż do dzisiejszego dnia byłem przekonany, żejako jedynego z rodziny spotkał mnie znośny los.Z Suakinu,gdzie dostałem się w ręce handlarza niewolników, dostarczono mnie do Faszody.Mój pan zamierzał sprzedaćmnie do Sudanu, gdzie biali niewolnicy osiągali wysokieceny.Lecz już pierwszego dnia naszego pobytu w Faszodziemój los się odmienił.Zobaczył mnie hrabia Wasylkowicz,który wracał właśnie z podróży badawczej w okolice górnegoNilu, i zdjęty litością kupił mnie.Dla niego, milionera, cena,jakiej żądał handlarz, była drobnostką.Zapłacił ją beztargowania się i przywiózł mnie do Petersburga.Tam dał midobre wychowanie, a pózniej, jako że me miał żony,adoptował mnie.- Co na to jego krewni?- Nie wiem.- Czy próbował pan pózniej zbliżyć się do pańskiegowuja, lorda Lindsay'a?- Było to zawsze moim skrytym życzeniem, ale mójojciec, hrabia Wasylkowicz, nie życzył sobie tego.Aponieważ to on sprawował nade mną opiekę, nie było teżtakiej konieczności.Uczyniłem właściwie tylko jedno, aby, oile to możliwe, jakoś odnalezć nić, która mogłabydoprowadzić mnie do mojej zaginionej rodziny.Wszędzie, gdzie to tylko było możliwe, używałem nazwiska BogumirOrłowski.a nie Wasylkowicz.- Tak więc lord nie mógł oczywiście nic wiedzieć ouratowaniu pana.- Oczywiście.Tak samo, jak ja nie miałem pojęcia, żelos rzucił mojego brata Martina do Stanów Zjednoczonych.Byłem przecież przekonany, że moja rodzina zniknęła wewnętrzu Afryki i tam zginęła.Mój ojczym był tego samegozdania, tak więc nie podejmowaliśmy żadnych kroków, którejak sądziliśmy, i tak nie doprowadziłyby do niczego.- Potrafię się całkiem dobrze wczuć w wasze myśli.Alenie braliście pod uwagę możliwości Sama Hawkensa, hihihihi!- Hrabia Wasylkowicz życzył sobie, żebym zostałoficerem, dosłużyłem się więc rangi kapitana.- Przed trzema laty udałem się z moim ojczymem wpodróż na Syberię, która to podróż miała się zakończyć takfatalnie.- Kto wam towarzyszył?- Nikt.Hrabia kochał podróżować sam, z możliwie małąilością bagażu, a to z powodu większej swobody ruchu.Z tegopowodu nie mieliśmy przy sobie nawet służącego. - W takim razie wasze zniknięcie bez śladu staje się dlamnie bardziej zrozumiałe.- Dla mnie nie.Cała ta sprawa jeszcze dzisiaj jest dlamnie zagadką.- Którą Sam Hawkens pewnie rozwiąże, jeśli się niemylę.- Dotarliśmy do Ulukucka, małego miasteczka wewschodniej Syberii, które raczej powinno nosić miano wsi izatrzymaliśmy się w jedynej gospodzie.Następnego dniachcieliśmy polować na sobole, ale nie doszło do tego, bo jużwczesnym rankiem kozacy zerwali nas z łóżek.- Z łóżek? Jak to?- Z kopalni w Olekminsku uciekło akurat dwóchskazańców, ojciec i syn.Szukano ich w całym kraju.Niewiem, jak to się stało, że patrol zwrócił uwagę właśnie na nas.Faktem jest, że uważali nas za uciekinierów i bez ceregielizabrali z sobą.- Nie do wiary! A pan za kogo został uznany?- Uciekinierzy nazywali się Sałtykow.- Nie mogliście okazać dokumentów?- To jest właśnie coś dziwnego, czego do dzisiaj niepojmuję.Kiedy chcialiśmy okazać nasze papiery, okazało się, że obaj ich już nie posiadamy.Ktoś nam je ukradł, a my niezauważyliśmy straty.- Spodziewałem się czegoś podobnego.I oczywiście nieuwierzono waszym zapewnieniom?- Nawet nas nie wysłuchano.- Miło tu na tej Syberii! Nie mógł pan zażądać śledztwa?Gotfryd von Adlerhorst roześmiał się gorzko.- To dowodzi, jak mało pan zna stosunki panujące w tymkraju! Zesłaniec jest numerem, nie człowiekiem.On jestcałkowicie bezbronny i pozbawiony wszelkich praw.- Już rozumiem.Może się pan cieszyć, że przynajmniejuszedł pan z życiem z tej całej awantury.A pański przybranyojciec, co z nim?- Nie wiem.Ostatnio widziałem go owego fatalnegoporanka.Rozdzielono nas.I to jest coś, co czyni mój losjeszcze cięższym, to że nie wiem, co stało się z moimdobroczyńcą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •