[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co za kobieta, co za cudowna żonai matka. Greenspan, przestań, na miłość boską. Dlaczego to ona miałaby coś powiedzieć i ułatwićpanu sprawę? spytał Greenspan. Skoro pan się nieskarży, to dlaczego ona miałaby to za pana robić? Jasne,da panu zgodę na rozwód, ale najpierw musi ją pan o topoprosić.Dlaczego to ona miałaby mówić, że pan chcerozwodu, jeśli pan sam tego nie powie? Och, panie Gold,panie Gold.wiem coś, ale zachowuję to tylko dla siebie.Nie wspomniałem o tym w raporcie, przysięgam.Ta nau-czycielka, ta Linda Book. Co z nią? Często przeżywa pan z nią orgazmy, prawda? A co cię to obchodzi? warknął lodowato Gold. Prawie nigdy nie ma pan orgazmu z tą, którą zamierzapan poślubić. I co z tego?Greenspan obrzucił go zasmuconym, znaczącym spoj-rzeniem i włożył kapelusz. Jest pan szonda dla swojej rasy. A ty, Greenspan, jesteś chlubą swojej.Będziesz w Aca-pulco? Co mam robić, jeśli wdepnę w kłopoty? Może pan mówić do ściany.Gold, kiedy tylko został sam, popadł w nastrój melan-cholijnej introspekcji.Jak na człowieka statecznego był zbytlekkomyślny.Jak na rozsądnego, zbyt postrzelony.Niemusiał słuchać głosu wewnętrznego, by wiedzieć, że ściągasobie na głowę kłopoty.Przez całe swoje życie nienawidziłkłopotów.Przez całe swoje życie bał się porażki.Terazwyglądało na to, że boi się, że może odnieść sukces.Co mogłoby się nie udać? pytał Sid.Gold,wysiadając z windy w sali gimnastycznej, by skręcić w kie-runku szatni, potrafił to bez trudu przewidzieć.Na początekten elektryzujący rozbłysk lubieżnego pociągu, który eks-plodował od pierwszego wejrzenia między nim a aktorkąmeksykańskiej telewizji na tarmakowej płycie lotniskaw Mexico City, gdzie czekali z Andreą na lot do Acapulcoi gdzie lądował właśnie samolot z Houston z Lindą napokładzie, rozbłysk, który zapłonął jaskrawo niczym fosforwonnym, parującym, oślepiającym żarem, wyczuwalnymi zauważalnym dla wszystkich znajdujących się w pobliżu.Pierwotna, magnetyczna siła ich wzajemnego, zwierzęcegopożądania była nie do odparcia i nie dopuszczała nawetmyśli o jakiejkolwiek zwłoce.Zaproponował jej, by następ-nego dnia wymknęła się do Acapulco na potajemną schadz-kę w środkowym z trzech sąsiadujących ze sobą domków,a ona, z właściwą swej nacji szybkością, za co był jej do-zgonnie wdzięczny, gardłowym pomrukiem wyraziła zgodę,natomiast śniady pilot, który był jej kochankiem, zmierzyłgo wściekłym spojrzeniem posępnych żółtych oczu i burknąłpod nosem coś złowrogiego, co Gold usłyszał jakby przezsen i poprosił grzecznie o powtórzenie. Anioł Zmierci krąży dziś po sali gimnastycznej po-wtórzył ze swojej ambony pedicurzysta Karp, siedzący naniskiej drewnianej ławeczce w przejściu między szafkami,w które skręcił właśnie Gold.451Gold zatrzymał się, mrugając powiekami. O czym ty mówisz? Jeden facet dostał ataku serca w głównej sali gimnas-tycznej na górze.Czekają teraz na karetkę.Gold z ponuro zwieszoną głową powlókł się dalej doswojej szafki, zdecydowany, jak zwykle, walczyć z nieod-gadnionymi wyrokami przeznaczenia i stawiać czoło cho-robliwym omenom.Statystycznie, pocieszał się, prawdo-podobieństwo, że dwóch mężczyzn wykorkuje na tej samejsali gimnastycznej tego samego dnia na atak serca, jestminimalne.Empirycznie, przebijała się do świadomościbrutalna prawda, nawet jeśli jeden z tych mężczyzn jużwykorkował, szanse, że w jego ślady pójdzie drugi, wcalesię nie zmniejszyły, a zorganizowanie transportu wiązałosię z tyloma komplikacjami, że ani Sid, ani on nie potrafiliich z góry przewidzieć.Linda, ponieważ musi zabrać zesobą dwójkę najmłodszych dzieci, poleci bezpośrednioz Nowego Jorku do Acapulco i znajdzie się w hotelu czterygodziny przed Goldem i Andreą, którzy będą lecieć z Wa-szyngtonu z międzylądowaniami w Houston i Mexico City.Albo, ponieważ nie musi zabierać dzieci, uprze się, że po-leci tym samym rejsem co Gold z Andreą, i Gold będziemusiał podróżować również z nią.Fakt, że jedna nie mo-głaby rozpoznać drugiej, bo nie znały się z widzenia, wcalenie wpłynie kojąco na stres, jaki będzie przeżywał przezcałą drogę.Albo, załatwiwszy już sobie miejsce w tymsamym samolocie, Linda, na skutek perwersyjnej zmianyw ostatniej chwili frontu i odmowy jakiejkolwiek współ-pracy przez jej wojowniczego męża, zjawi się na lotniskuw towarzystwie dwójki dzieciaków, które uderzą w płacz,ledwie ich oczka z druzgocącą niechęcią spoczną na Gol-dzie.W parę sekund pózniej Gold będzie wił się już jakpiskorz i poniżał, usiłując stworzyć pozory, że spotkanie tojest zupełnie przypadkowe, ich znajomość przelotna i cał-kowicie zawodowa, a niezależny wybór przez obie podró-żujące grupy tego samego samolotu do tego samego od-ległego hotelu jest naprawdę najbardziej nadzwyczajnymzbiegiem okoliczności.Z gasnącą odwagą będzie obserwo-wał, jak z każdym słowem sztywnej wymiany zdań coraz452bardziej manifestuje się zjadliwa podejrzliwość Andrei.Ko-lejna ciężka próba czeka go w recepcji hotelu w Acapulco,gdzie okaże się, że wszystkie trzy domki, pewnie przez jakieśkarygodne niedopatrzenie personelu, jak będzie tłumaczyłdrżącym głosem, próbując ratować sytuację, zarezerwowanesą na jego nazwisko.Kiedy delikatne rozwikływanie supłatych niefortunnych okoliczności zbliżało się już do pomyśl-nego zakończenia, stanął nagle przed nim nie kto inny, tylkosam Plamka Weinrock w błyszczącym, złocistym bawełnia-nym dresie i z nieodwołalnym postanowieniem towarzysze-nia mu w bieganiu po małej owalnej bieżni dwa piętra wyżej. Pokażesz mi co i jak, a przy okazji możemy sobieuciąć miłą, długą pogawędkę. Przychodzę tutaj na tę godzinę, żeby pobyć trochęsam. Gold powinien był pamiętać, że nie ma najmniej-szych szans na zbicie wzrokiem z tropu tego leniwego,flegmatycznego kolegi z dzieciństwa. Nie powinieneśbiegać, nie poddawszy się przedtem badaniom lekarskimi próbie wysiłkowej.To niebezpieczne.No dobrze, ale niestaraj się dotrzymywać mi kroku ani biegać tak długo jakja.W odróżnieniu ode mnie, masz nadwagę i brak ci kon-dycji.Mówię poważnie.nie byłbyś pierwszym, który padatutaj trupem. Na sali gimnastycznej na górze leży właśnie facetz zawałem. Gówno mnie on obchodzi! I tobie to sprawia przyjemność? spytał PlamkaWeinrock z nienawistnym uśmiechem, doganiając Goldaw połowie drugiego okrążenia i biegnąc z nim ramię w ramiębez widocznego wysiłku. Zwolnij, kutasie jeden, bo zaraz spuchniesz ostrzegłgo Gold. Nie wolno ci biegać równo ze mną.Zostańz tyłu i nie śpiesz się. Zawsze tak wolno biegasz? spytał zza jego plecówPlamka.Słowa te dopiekły Goldowi do żywego. Nie chcę rozmawiać! wrzasnął krzykiem wyciś-niętym z pracujących ciężko płuc przez szyję, w którejwściekłość napięła każdą żyłkę i mięsień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Co za kobieta, co za cudowna żonai matka. Greenspan, przestań, na miłość boską. Dlaczego to ona miałaby coś powiedzieć i ułatwićpanu sprawę? spytał Greenspan. Skoro pan się nieskarży, to dlaczego ona miałaby to za pana robić? Jasne,da panu zgodę na rozwód, ale najpierw musi ją pan o topoprosić.Dlaczego to ona miałaby mówić, że pan chcerozwodu, jeśli pan sam tego nie powie? Och, panie Gold,panie Gold.wiem coś, ale zachowuję to tylko dla siebie.Nie wspomniałem o tym w raporcie, przysięgam.Ta nau-czycielka, ta Linda Book. Co z nią? Często przeżywa pan z nią orgazmy, prawda? A co cię to obchodzi? warknął lodowato Gold. Prawie nigdy nie ma pan orgazmu z tą, którą zamierzapan poślubić. I co z tego?Greenspan obrzucił go zasmuconym, znaczącym spoj-rzeniem i włożył kapelusz. Jest pan szonda dla swojej rasy. A ty, Greenspan, jesteś chlubą swojej.Będziesz w Aca-pulco? Co mam robić, jeśli wdepnę w kłopoty? Może pan mówić do ściany.Gold, kiedy tylko został sam, popadł w nastrój melan-cholijnej introspekcji.Jak na człowieka statecznego był zbytlekkomyślny.Jak na rozsądnego, zbyt postrzelony.Niemusiał słuchać głosu wewnętrznego, by wiedzieć, że ściągasobie na głowę kłopoty.Przez całe swoje życie nienawidziłkłopotów.Przez całe swoje życie bał się porażki.Terazwyglądało na to, że boi się, że może odnieść sukces.Co mogłoby się nie udać? pytał Sid.Gold,wysiadając z windy w sali gimnastycznej, by skręcić w kie-runku szatni, potrafił to bez trudu przewidzieć.Na początekten elektryzujący rozbłysk lubieżnego pociągu, który eks-plodował od pierwszego wejrzenia między nim a aktorkąmeksykańskiej telewizji na tarmakowej płycie lotniskaw Mexico City, gdzie czekali z Andreą na lot do Acapulcoi gdzie lądował właśnie samolot z Houston z Lindą napokładzie, rozbłysk, który zapłonął jaskrawo niczym fosforwonnym, parującym, oślepiającym żarem, wyczuwalnymi zauważalnym dla wszystkich znajdujących się w pobliżu.Pierwotna, magnetyczna siła ich wzajemnego, zwierzęcegopożądania była nie do odparcia i nie dopuszczała nawetmyśli o jakiejkolwiek zwłoce.Zaproponował jej, by następ-nego dnia wymknęła się do Acapulco na potajemną schadz-kę w środkowym z trzech sąsiadujących ze sobą domków,a ona, z właściwą swej nacji szybkością, za co był jej do-zgonnie wdzięczny, gardłowym pomrukiem wyraziła zgodę,natomiast śniady pilot, który był jej kochankiem, zmierzyłgo wściekłym spojrzeniem posępnych żółtych oczu i burknąłpod nosem coś złowrogiego, co Gold usłyszał jakby przezsen i poprosił grzecznie o powtórzenie. Anioł Zmierci krąży dziś po sali gimnastycznej po-wtórzył ze swojej ambony pedicurzysta Karp, siedzący naniskiej drewnianej ławeczce w przejściu między szafkami,w które skręcił właśnie Gold.451Gold zatrzymał się, mrugając powiekami. O czym ty mówisz? Jeden facet dostał ataku serca w głównej sali gimnas-tycznej na górze.Czekają teraz na karetkę.Gold z ponuro zwieszoną głową powlókł się dalej doswojej szafki, zdecydowany, jak zwykle, walczyć z nieod-gadnionymi wyrokami przeznaczenia i stawiać czoło cho-robliwym omenom.Statystycznie, pocieszał się, prawdo-podobieństwo, że dwóch mężczyzn wykorkuje na tej samejsali gimnastycznej tego samego dnia na atak serca, jestminimalne.Empirycznie, przebijała się do świadomościbrutalna prawda, nawet jeśli jeden z tych mężczyzn jużwykorkował, szanse, że w jego ślady pójdzie drugi, wcalesię nie zmniejszyły, a zorganizowanie transportu wiązałosię z tyloma komplikacjami, że ani Sid, ani on nie potrafiliich z góry przewidzieć.Linda, ponieważ musi zabrać zesobą dwójkę najmłodszych dzieci, poleci bezpośrednioz Nowego Jorku do Acapulco i znajdzie się w hotelu czterygodziny przed Goldem i Andreą, którzy będą lecieć z Wa-szyngtonu z międzylądowaniami w Houston i Mexico City.Albo, ponieważ nie musi zabierać dzieci, uprze się, że po-leci tym samym rejsem co Gold z Andreą, i Gold będziemusiał podróżować również z nią.Fakt, że jedna nie mo-głaby rozpoznać drugiej, bo nie znały się z widzenia, wcalenie wpłynie kojąco na stres, jaki będzie przeżywał przezcałą drogę.Albo, załatwiwszy już sobie miejsce w tymsamym samolocie, Linda, na skutek perwersyjnej zmianyw ostatniej chwili frontu i odmowy jakiejkolwiek współ-pracy przez jej wojowniczego męża, zjawi się na lotniskuw towarzystwie dwójki dzieciaków, które uderzą w płacz,ledwie ich oczka z druzgocącą niechęcią spoczną na Gol-dzie.W parę sekund pózniej Gold będzie wił się już jakpiskorz i poniżał, usiłując stworzyć pozory, że spotkanie tojest zupełnie przypadkowe, ich znajomość przelotna i cał-kowicie zawodowa, a niezależny wybór przez obie podró-żujące grupy tego samego samolotu do tego samego od-ległego hotelu jest naprawdę najbardziej nadzwyczajnymzbiegiem okoliczności.Z gasnącą odwagą będzie obserwo-wał, jak z każdym słowem sztywnej wymiany zdań coraz452bardziej manifestuje się zjadliwa podejrzliwość Andrei.Ko-lejna ciężka próba czeka go w recepcji hotelu w Acapulco,gdzie okaże się, że wszystkie trzy domki, pewnie przez jakieśkarygodne niedopatrzenie personelu, jak będzie tłumaczyłdrżącym głosem, próbując ratować sytuację, zarezerwowanesą na jego nazwisko.Kiedy delikatne rozwikływanie supłatych niefortunnych okoliczności zbliżało się już do pomyśl-nego zakończenia, stanął nagle przed nim nie kto inny, tylkosam Plamka Weinrock w błyszczącym, złocistym bawełnia-nym dresie i z nieodwołalnym postanowieniem towarzysze-nia mu w bieganiu po małej owalnej bieżni dwa piętra wyżej. Pokażesz mi co i jak, a przy okazji możemy sobieuciąć miłą, długą pogawędkę. Przychodzę tutaj na tę godzinę, żeby pobyć trochęsam. Gold powinien był pamiętać, że nie ma najmniej-szych szans na zbicie wzrokiem z tropu tego leniwego,flegmatycznego kolegi z dzieciństwa. Nie powinieneśbiegać, nie poddawszy się przedtem badaniom lekarskimi próbie wysiłkowej.To niebezpieczne.No dobrze, ale niestaraj się dotrzymywać mi kroku ani biegać tak długo jakja.W odróżnieniu ode mnie, masz nadwagę i brak ci kon-dycji.Mówię poważnie.nie byłbyś pierwszym, który padatutaj trupem. Na sali gimnastycznej na górze leży właśnie facetz zawałem. Gówno mnie on obchodzi! I tobie to sprawia przyjemność? spytał PlamkaWeinrock z nienawistnym uśmiechem, doganiając Goldaw połowie drugiego okrążenia i biegnąc z nim ramię w ramiębez widocznego wysiłku. Zwolnij, kutasie jeden, bo zaraz spuchniesz ostrzegłgo Gold. Nie wolno ci biegać równo ze mną.Zostańz tyłu i nie śpiesz się. Zawsze tak wolno biegasz? spytał zza jego plecówPlamka.Słowa te dopiekły Goldowi do żywego. Nie chcę rozmawiać! wrzasnął krzykiem wyciś-niętym z pracujących ciężko płuc przez szyję, w którejwściekłość napięła każdą żyłkę i mięsień [ Pobierz całość w formacie PDF ]