[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z każdego kierunkunapływały dzikie odgłosy: sapanie, krzyki, ryk i jękikonania.Tępy łomot ciała, które opadło na wóz, zlał się zostatnim rzężącym oddechem konającego.Ginewra kilkakrotnie uderzyła barkiem w ścianę,usiłując postawić budę i odsłonić okno, ale zdołała tylkolekko rozbujać masywny dębowo-żelazny pojazd.Jęknęłaz bezsilnej złości. Lady Ginewro! Jesteś ranna?  zawołał z zewnątrzLancelot. Nie  odparła zdecydowanie. Wypuść mnie,żebym mogła walczyć.Lancelot sapnął z frustracją. Uciekli na drzewa. Piktowie?  domyśliła się Ginewra.Nic nieodpowiedział, bo pewnie nie miał pojęcia, kim sąnapastnicy. Po zmroku wrócą w większym składzie zapewniła go. Proszę, uwierz mi.Może chwilowo ichprzepędziliście, ale nie na długo. Wiem.Nie widzę ich, ale wciąż czuję ich zapach. Musisz mnie uwolnić  błagała Ginewra. Oni chcą mnie, nie skarbów z orszaku. Skąd ta pewność?  spytał takim tonem, jakbypodejrzewał, że dziewczyna może mówić prawdę. Piktowie są jednym z najstarszych klanów.Wierząw starodawne historie o naszym wodzu, sir Lancelocie.Twoim i moim.Nie zamierzają walczyć z tobą ani ze mnątwarzą w twarz.Zamiast tego ciebie stąd odciągną, amnie zagłodzą.Zaczekają, aż głód i pragnienie uczyniąmnie zbyt słabą, żebym mogła ich powstrzymać.Nie chcąmnie zabić.Oni chcą. zamilkła i zastanawiała się przezmoment. Chcą moich dzieci.%7łeby umocnić swój klan.Lancelot zaklął szpetnie.Słyszała jego oddech, kiedywalczył ze sobą. Ale jeśli cię wypuszczę.nie ręczę za siebie.Nieboisz się? Wolę zginąć w honorowej walce z tobą, niżskończyć jak kobyła rozpłodowa.Przynajmniej daj miwałczyć  dodała z napięciem w głosie. Nie zostawiajmnie tu na ich pastwę. Jeśli stamtąd wyjdziesz, będziesz próbowała mniezabić. Proszę  jęknęła, usiłując się nie rozpłakać.Błagam, nie zostawiaj mnie tu zamkniętej.Wiem, że mnienienawidzisz, ale nie skazuj mnie na tak straszliwy los!Lancelot głośno wypuścił z płuc powietrze. Odsuń się  rozkazał.Zciany powozu zadrżały od potężnych uderzeń, gdyusiłował przebić mieczem wzmacnianą metalem podłogę. Kiedy pierwsze ostrze się zniszczyło, sięgnął po brońpoległego w walce i walił dalej.Trzy, cztery, pięć mieczy złamał, zanim wybił na tyleduży otwór, żeby dziewczyna zdołała się przedostać.Kiedybyła już wolna, zagapili się na siebie, nie mogąc złapaćtchu ze strachu, z wściekłości i z powodu jednego jeszczeuczucia, którego na razie nie potrafili nazwać. Uratowałeś mi życie  szepnęła, oszołomiona, żepodjął tak ogromne ryzyko, żeby ją ocalić. Teraz jauratuję ciebie.Popatrzyła na stosy ciał  zaściełały ziemię wszędziewkoło.Uzbrojeni mężczyzni ze wschodu zostali pokonaniprzez wymalowanych na niebiesko Piktów, którzy nosilizwierzęce skóry i mieli broń z kamieni.Tylu zabitych, tylu zbiegłych.Tylko Lancelot został,żeby jej bronić, Helena to widziała.Ginewra wzięła go za rękę i poprowadziła z tegocmentarzyska ku drzewom.Furie zawyły. To pułapka  warknął Lancelot i odskoczył od niej. Ciągniesz mnie prosto w ich ręce. Nie.Nie podejdą do ciebie, dopóki jesteś ze mną wyjaśniła, usiłując zachować spokój. Spójrz.Wyciągnęła drugą rękę.Pośrodku jej stulonej dłonizatlił się okrągły piorun.Lancelot odskoczył, ale zarazzbliżył się, urzeczony czystą energią, która tańczyła po jejpalcach. Dlaczego nie użyłaś tego, żeby wydostać się zwozu?  spytał, jak zawsze dociekliwy.Cały Lucas.  Drewno opasywał metal.Moja energia zostałabyuziemiona  odparła i pokręciła głową. Kiedyś ci towyjaśnię, obiecuję.Teraz muszę rozprawić się z nimi.Uniosła dłoń i wykrzyknęła w kierunku gęstychgałęzi: Widzicie to?  spytała w trzecim dziwnym języku,który Helena także rozumiała, nawet jeśli niezbytdokładnie. Jeśli zobaczę choć jedną strzałę wysłaną wstronę mojego towarzysza lub mnie, spalę wasz święty lasna popiół.Słyszycie? Spalę waszą boginię matkę jaksuchą draskę, a bogowie zawładną tą wyspą na zawsze!Wiatr przyniósł szept skrobanej kory i szeleszczącychliści, a Piktowie znikali we mgle.Lancelot przechyliłgłowę i bardzo długo trwał w bezruchu  nasłuchiwał,wciągał powietrze i badawczo wpatrywał się w ciemność. Odeszli  orzekł wreszcie i odetchnął z ulgą. Tak.Wszyscy. Uratowałaś mi życie.Lancelot i Ginewra wpatrywali się w siebie zezdumieniem, bo ani zastępy Piktów, ani furie już nie stałyim na drodze.W jednej chwili ich palący wzajemny gniewzostał zastąpiony przez inny ogień, łagodny, który raczejpieścił, niż trawił.Liście w lesie opadły.Słońce przesunęło się po niebiei umiejscowiło tak, że oblało światłem szafirowe oczyLancelota.Wiatr rozwiał długie złote włosy Ginewry kosmyki muskały Lancelota niczym pasma słodkopachnącego jedwabiu.Zbliżyli się do siebie, oboje otwarci i gotowi na przekazanie sobie wielkiego daru.Zatrzymali się gwałtownie. O nie  szepnął Lancelot, teraz przestraszonybardziej niż w ogniu bitwy. Twój król. zaczęła Ginewra, a jej bursztynoweoczy szaleńczo strzelały wkoło, jakby szukała drogiucieczki. Hektor [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •