[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale dlaczego chcesz wracać do domu? - spytał.- Boję się Roberta - wyznałam po prostu.- Kiedy myślę o nas pośród tych wszystkich ludzi.- Zadrżałam.- Niby powinniśmy właśnie być bezpieczni, ale z jakiegoś powodu mam złe przeczucia.Czuję się raczej.narażona na atak z każdej strony.Nie chcę uczestniczyć w festynie, Reeve.Może jestem przewrażliwiona,ale nic na to nie poradzę.Boję się.- W takim razie wracamy do domu - zgodził się natychmiast.- Jeśli tak się czujesz.- Dziękuję - szepnęłam.- Kiedy chcesz stąd wyjechać? Jutro?- A możemy?- Chyba tak.Bernard nie będzie z tego powodu szczęśliwy, ale nic się na to nie poradzi - ziewnął.Teraz wkraczałam na niebezpieczny teren.- Rozmawiałam już z mamą o naszym wcześniejszym powrocie - zaczęłam niepewnie.- Uznała, że po-winna zostać tu na czas trwania festynu, żeby jego uczestnicy nie poczuli się zupełnie opuszczeni.Więcwspomniała o naszym planie Bernardowi.Zgodził się na wszystko.Reeve ziewnął.- Na co się zgodził?Alkohol zdecydowanie osłabiał jego umiejętność rozumowania.- Nie szkodzi, że my wyjedziemy, a mama zostanie na czas trwania festynu - wytłumaczyłam.- Bernardpowiedział, że potem sam odwiezie ją do Ambersley.Reeve potarł dłonią czoło.Oczy same mu się zamykały.- Deb, mogę już wyłączyć lampkę? - spytał.- Tak.Pokój pogrążył się w ciemnościach.Usłyszałam, jak Reeve przewraca się na drugi bok.Pomyślałam z mieszaniną bólu i współczucia, że prawdopodobnie upił się po to, by mieć wymówkę żebysię ze mną nie kochać.Prawdopodobnie bał się teraz, że mogę zajść w ciążę, a to byłoby niepożądane wsytuacji, kiedy sprawa z Robertem pozostaje niewyjaśniona.Naprawdę dobrze go rozumiałam.Tylko jak tozrobić, żeby sytuacja się zmieniła?Rozdział dwudziestyW nocy znad kanału La Manche nadciągnęła burzowa pogoda i kiedy się obudziłam, na niebie wisiałyciężkie szare chmury i wiał silny wiatr.Byłabym zachwycona, gdybym mogła poleżeć trochę razem z Reevem, ale jego już nie było.Wiedziałam,że nie będzie z nim łatwo.Susan czekała, by pomóc mi się ubrać, i poinformowała mnie, że lord Cambridge nakazał nie spieszyć się zpakowaniem.Chciał najpierw ocenić stan pogody.Kiedy zeszłam na dół i spytałam o Reeve a, lokajpowiedział, że wybrał się z Harrym do jednego z dzierżawców lorda Bradforda, który skarżył się na sąsiada,pasającego swoje stada owiec na jego terenie.Zdecydowałam, że pójdę do jadalni na śniadanie, ale nim usiadłam przy stole, wyszłam na chwilę na taras,żeby spojrzeć na niebo.Wyglądało przepięknie, wzburzone szare chmury mknęły po nim z niezwykłą szybkością.Wiatr szarpałroślinami w ogrodzie, ale ja stałam blisko domu, osłonięta z tyłu szklanymi drzwiami, a od prawej stronywysokim cisem, więc te gwałtowne powiewy zaledwie marszczyły mi spódnicę.Czułam silny zapach morza,a także nadchodzący deszcz.Nie miałam zamiaru podsłuchiwać.Zbyt pózno zdałam sobie sprawę, że jestem osłonięta przed wzrokiemosób w jadalni zasłonami, zaciągniętymi na oszklone drzwi balkonowe.Ponieważ jednak zostawiłam je zasobą lekko uchylone, kiedy wychodziłam na taras, słyszałam każde słowo z toczącej się wewnątrz rozmowy.W ten sposób niechcący podsłuchałam coś, co absolutnie nie było przeznaczone dla moich uszu.Z początku szmer głosów nie zwrócił mojej uwagi.Myślałam, że po prostu ktoś wszedł, żeby zjeść śnia-danie, i nie musiałam z tego powodu wracać natychmiast do pokoju.Wdychałam świeże powietrze i de-lektowałam się uczuciem nadchodzącej burzy.Zawsze lubiłam, kiedy pogoda pokazywała pazur.Nagle usłyszałam głos lorda Bradforda.- Jesteś tak wrażliwa na uczucia innych, Elizabeth.Dlatego wiem, że musiałaś się zorientować, jak bardzocię pokochałem.Wtedy zdałam sobie sprawę, co się rozgrywa w pokoju za moimi plecami.Zamarłam.Tego właśnie sięobawiałam.Lord Bradford chciał mi ukraść matkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Ale dlaczego chcesz wracać do domu? - spytał.- Boję się Roberta - wyznałam po prostu.- Kiedy myślę o nas pośród tych wszystkich ludzi.- Zadrżałam.- Niby powinniśmy właśnie być bezpieczni, ale z jakiegoś powodu mam złe przeczucia.Czuję się raczej.narażona na atak z każdej strony.Nie chcę uczestniczyć w festynie, Reeve.Może jestem przewrażliwiona,ale nic na to nie poradzę.Boję się.- W takim razie wracamy do domu - zgodził się natychmiast.- Jeśli tak się czujesz.- Dziękuję - szepnęłam.- Kiedy chcesz stąd wyjechać? Jutro?- A możemy?- Chyba tak.Bernard nie będzie z tego powodu szczęśliwy, ale nic się na to nie poradzi - ziewnął.Teraz wkraczałam na niebezpieczny teren.- Rozmawiałam już z mamą o naszym wcześniejszym powrocie - zaczęłam niepewnie.- Uznała, że po-winna zostać tu na czas trwania festynu, żeby jego uczestnicy nie poczuli się zupełnie opuszczeni.Więcwspomniała o naszym planie Bernardowi.Zgodził się na wszystko.Reeve ziewnął.- Na co się zgodził?Alkohol zdecydowanie osłabiał jego umiejętność rozumowania.- Nie szkodzi, że my wyjedziemy, a mama zostanie na czas trwania festynu - wytłumaczyłam.- Bernardpowiedział, że potem sam odwiezie ją do Ambersley.Reeve potarł dłonią czoło.Oczy same mu się zamykały.- Deb, mogę już wyłączyć lampkę? - spytał.- Tak.Pokój pogrążył się w ciemnościach.Usłyszałam, jak Reeve przewraca się na drugi bok.Pomyślałam z mieszaniną bólu i współczucia, że prawdopodobnie upił się po to, by mieć wymówkę żebysię ze mną nie kochać.Prawdopodobnie bał się teraz, że mogę zajść w ciążę, a to byłoby niepożądane wsytuacji, kiedy sprawa z Robertem pozostaje niewyjaśniona.Naprawdę dobrze go rozumiałam.Tylko jak tozrobić, żeby sytuacja się zmieniła?Rozdział dwudziestyW nocy znad kanału La Manche nadciągnęła burzowa pogoda i kiedy się obudziłam, na niebie wisiałyciężkie szare chmury i wiał silny wiatr.Byłabym zachwycona, gdybym mogła poleżeć trochę razem z Reevem, ale jego już nie było.Wiedziałam,że nie będzie z nim łatwo.Susan czekała, by pomóc mi się ubrać, i poinformowała mnie, że lord Cambridge nakazał nie spieszyć się zpakowaniem.Chciał najpierw ocenić stan pogody.Kiedy zeszłam na dół i spytałam o Reeve a, lokajpowiedział, że wybrał się z Harrym do jednego z dzierżawców lorda Bradforda, który skarżył się na sąsiada,pasającego swoje stada owiec na jego terenie.Zdecydowałam, że pójdę do jadalni na śniadanie, ale nim usiadłam przy stole, wyszłam na chwilę na taras,żeby spojrzeć na niebo.Wyglądało przepięknie, wzburzone szare chmury mknęły po nim z niezwykłą szybkością.Wiatr szarpałroślinami w ogrodzie, ale ja stałam blisko domu, osłonięta z tyłu szklanymi drzwiami, a od prawej stronywysokim cisem, więc te gwałtowne powiewy zaledwie marszczyły mi spódnicę.Czułam silny zapach morza,a także nadchodzący deszcz.Nie miałam zamiaru podsłuchiwać.Zbyt pózno zdałam sobie sprawę, że jestem osłonięta przed wzrokiemosób w jadalni zasłonami, zaciągniętymi na oszklone drzwi balkonowe.Ponieważ jednak zostawiłam je zasobą lekko uchylone, kiedy wychodziłam na taras, słyszałam każde słowo z toczącej się wewnątrz rozmowy.W ten sposób niechcący podsłuchałam coś, co absolutnie nie było przeznaczone dla moich uszu.Z początku szmer głosów nie zwrócił mojej uwagi.Myślałam, że po prostu ktoś wszedł, żeby zjeść śnia-danie, i nie musiałam z tego powodu wracać natychmiast do pokoju.Wdychałam świeże powietrze i de-lektowałam się uczuciem nadchodzącej burzy.Zawsze lubiłam, kiedy pogoda pokazywała pazur.Nagle usłyszałam głos lorda Bradforda.- Jesteś tak wrażliwa na uczucia innych, Elizabeth.Dlatego wiem, że musiałaś się zorientować, jak bardzocię pokochałem.Wtedy zdałam sobie sprawę, co się rozgrywa w pokoju za moimi plecami.Zamarłam.Tego właśnie sięobawiałam.Lord Bradford chciał mi ukraść matkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]