[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Josie zerka z góry.Widzę, jak błyskają jej krzywe zęby,gdy uśmiecha się, chowając twarz za palcami.Tata gapi się to na mnie, to na Biddy.- Coś ty zrobiła,Kate? - pyta, wytrzeszczając oczy.- Nic, do cholery, nic.- Moja dłoń wydaje się zimna, gdyprzykładam ją do policzka, aby otrzeć łzy.- Nic! - szlocham,wycierając nos w rękaw.Josie siedzi teraz na trzecim schodku od góry i rozkoszujesię przedstawieniem.Wcisnęła tłusty nochal między prętyporęczy.- Na co się kurwa gapisz? - pytam ją.- Czyś ty powiedziała.powiedziałaś.- Biddy ledwiemoże cokolwiek z siebie wydusić.- Powiedziałaś „kurwa"? - pyta ojciec.I kiwa głową,jakby chciał powiedzieć: proszę, Biddy, powiedziałem to zaciebie.Potem robi dwa kroki w moją stronę, też unosi rękę, a japróbuję zobaczyć jego oczy przez łzy.Czekam i zastanawiamsię, czy uderzy mnie w ten sam policzek.No dalej, myślę.Czemu nie? Ale opuszcza rękę i mówi: - Idź do swojegopokoju.- Nie mogę - szepczę.- Mam spać na sofie.Czy on chociaż wie, dlaczego Biddy mnie uderzyła?Wkładam rękę do kieszeni dżinsów i wyciągam tabliczkęciemnej czekolady, tej z miętowym nadzieniem, tej, którą tatadla mnie przyniósł.Jego córeczka oddaje mu czekoladę.Teraz jest już rozmiękła i miętowy krem wycieka przezpęknięte opakowanie.Rozdział 6Piątek, 12 listopada Szkoła średnia Shawhurst,Brayminster- Jak długo zostaje ta mała suka? - Moira musiprzekrzyczeć szkolny dzwonek.- Josie? Zostanie tak długo, jak będzie sapać.Sama dzisiaj nieźle posapuję.Jestem zaziębiona jak diablii już wysmarkałam połowę paczki chusteczek.Zgodnie ze szkolnym regulaminem trzymamy się lewejstrony, gdy spacerujemy korytarzem.Gadamy o wspaniałychBeatlesach, Stonesach, Gerrym i Pacemakers, no i rzecz jasnao Barrym, analizując, co powiedział, jak powiedział, co zrobiłi w jaki sposób.I dlaczego postanowił złamać mi serce.Gdy wstałam tego ranka z sofy, Biddy zdejmowaławłaśnie gumowe rękawice w kuchni.Tu jest twoje śniadanie,powiedziała, wskazując palcem na miskę płatków.Mieszałakawę rozpuszczalną z wrzątkiem, pobrzękując.Czy chcęmleka? Czy chcę mleka? Ile razy musi to powtarzać?A tata? Zajadał płatki i nie odezwał się nawet słowem.Wieczorem chciałam uciec z domu.A rano obudziłam sięz sercem ciężkim od wyrzutów sumienia, bo naprawdęplanowałam złapać pociąg do Llandafan.Desperackopotrzebowałam rozmowy z Mamgu i Griffem, ale niech todiabli, co miałam im powiedzieć?Powiedzieć im, co się stało z Barrym, powiedzieć im, coBiddyusłyszała przez telefon? Powiedzieć im, żepowiedziałam „kurwa"? Spójrzmy prawdzie w oczy,kłamałam, oszukiwałam, przeklinałam.Nic dziwnego, że matka mnie nienawidzi.Co ja sobiemyślałam? Czy jestem zdzirą? Według Biddy tak.- Cholera, Katie - powiedziała Moira - matka nie powinnacię bić.- Może na to zasłużyłam.Ale Moira pokręciła głową.Poszłabym do spowiedzi, gdyby Ingrid nie przysięgała, żewidziała przez kratki, jak ojciec Flannagan zabawia się zesobą.- Obudź się, Kate, cały czas na kogoś wpadasz - mówiMoira.- Ale bujasz w obłokach, I wytrzyj nos.Prawie czuję piżmowy zapach kadzidła, gdy mijamyotwarte drzwi do kościoła.To właściwie część szkoły i częstoz Moi zerkamy do środka, żeby zobaczyć, czy nie ma akuratpogrzebu.- Och, dobry Boże, Kate - jęczy Moira.- Przed ołtarzemstoi otwarta trumna.Nie żartuję.Przeciskam się nieco obok Moiry, żeby zajrzeć dokościoła.Trumna wygląda jak stylowy mebel z mosiężnymiuchwytami, zawiasami, śrubami i zasuwkami.Wokół stojąwysokie świece i kwiaty - wszystko jest piękne, kremowe ispokojne.- Wiem, jak ci poprawić humor.- Moira szczerzyszelmowsko zęby.- Po zajęciach z literatury zerkniemy naciało.Zimny dreszcz przebiega mi po ciele.- Moiro BernadetteMurphy, jesteś wariatką.- Rzucam ci wyzwanie, Kate Marie Cadogan.- Biegnijmy, jesteśmy już spóźnione.Kolejna godzinakozy to ostatnie, czego nam trzeba.Mamy już jedną tego wieczoru od tej nazistki Noonan.- A kto będzie na dyżurze?- Panna Everett.- Bułka z masłem.Siostra Philomena nie zauważa, jak zakradamy się doklasy, siadamy na miejscach i wyciągamy nasze egzemplarzeRomea i Julii.Wybieramy miejsca obok Ingrid Beddoes, bojest zabawna.- Jej szatkę zieloną i bladą noszą jeno głupcy.(Tłum.Józef Paszkowski) - Siostra Philomena sepleni, więc w jejwykonaniu brzmi to tak: „Jej satkę zielonom i bladom nosomjeno głupcy".Ingrid udaje, że grzebie w nosie, a potem ogląda palec.-Bladom nosom - szepcze z obrzydzeniem.- Ingrid, zechcesz czytać rolę Romea? - pyta siostra.- Także mam odejść niezaspokojony? - Ingrid rzuca namspojrzenie i unosi brwi.Szturcham Moirę.- Patrz na następną linijkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Josie zerka z góry.Widzę, jak błyskają jej krzywe zęby,gdy uśmiecha się, chowając twarz za palcami.Tata gapi się to na mnie, to na Biddy.- Coś ty zrobiła,Kate? - pyta, wytrzeszczając oczy.- Nic, do cholery, nic.- Moja dłoń wydaje się zimna, gdyprzykładam ją do policzka, aby otrzeć łzy.- Nic! - szlocham,wycierając nos w rękaw.Josie siedzi teraz na trzecim schodku od góry i rozkoszujesię przedstawieniem.Wcisnęła tłusty nochal między prętyporęczy.- Na co się kurwa gapisz? - pytam ją.- Czyś ty powiedziała.powiedziałaś.- Biddy ledwiemoże cokolwiek z siebie wydusić.- Powiedziałaś „kurwa"? - pyta ojciec.I kiwa głową,jakby chciał powiedzieć: proszę, Biddy, powiedziałem to zaciebie.Potem robi dwa kroki w moją stronę, też unosi rękę, a japróbuję zobaczyć jego oczy przez łzy.Czekam i zastanawiamsię, czy uderzy mnie w ten sam policzek.No dalej, myślę.Czemu nie? Ale opuszcza rękę i mówi: - Idź do swojegopokoju.- Nie mogę - szepczę.- Mam spać na sofie.Czy on chociaż wie, dlaczego Biddy mnie uderzyła?Wkładam rękę do kieszeni dżinsów i wyciągam tabliczkęciemnej czekolady, tej z miętowym nadzieniem, tej, którą tatadla mnie przyniósł.Jego córeczka oddaje mu czekoladę.Teraz jest już rozmiękła i miętowy krem wycieka przezpęknięte opakowanie.Rozdział 6Piątek, 12 listopada Szkoła średnia Shawhurst,Brayminster- Jak długo zostaje ta mała suka? - Moira musiprzekrzyczeć szkolny dzwonek.- Josie? Zostanie tak długo, jak będzie sapać.Sama dzisiaj nieźle posapuję.Jestem zaziębiona jak diablii już wysmarkałam połowę paczki chusteczek.Zgodnie ze szkolnym regulaminem trzymamy się lewejstrony, gdy spacerujemy korytarzem.Gadamy o wspaniałychBeatlesach, Stonesach, Gerrym i Pacemakers, no i rzecz jasnao Barrym, analizując, co powiedział, jak powiedział, co zrobiłi w jaki sposób.I dlaczego postanowił złamać mi serce.Gdy wstałam tego ranka z sofy, Biddy zdejmowaławłaśnie gumowe rękawice w kuchni.Tu jest twoje śniadanie,powiedziała, wskazując palcem na miskę płatków.Mieszałakawę rozpuszczalną z wrzątkiem, pobrzękując.Czy chcęmleka? Czy chcę mleka? Ile razy musi to powtarzać?A tata? Zajadał płatki i nie odezwał się nawet słowem.Wieczorem chciałam uciec z domu.A rano obudziłam sięz sercem ciężkim od wyrzutów sumienia, bo naprawdęplanowałam złapać pociąg do Llandafan.Desperackopotrzebowałam rozmowy z Mamgu i Griffem, ale niech todiabli, co miałam im powiedzieć?Powiedzieć im, co się stało z Barrym, powiedzieć im, coBiddyusłyszała przez telefon? Powiedzieć im, żepowiedziałam „kurwa"? Spójrzmy prawdzie w oczy,kłamałam, oszukiwałam, przeklinałam.Nic dziwnego, że matka mnie nienawidzi.Co ja sobiemyślałam? Czy jestem zdzirą? Według Biddy tak.- Cholera, Katie - powiedziała Moira - matka nie powinnacię bić.- Może na to zasłużyłam.Ale Moira pokręciła głową.Poszłabym do spowiedzi, gdyby Ingrid nie przysięgała, żewidziała przez kratki, jak ojciec Flannagan zabawia się zesobą.- Obudź się, Kate, cały czas na kogoś wpadasz - mówiMoira.- Ale bujasz w obłokach, I wytrzyj nos.Prawie czuję piżmowy zapach kadzidła, gdy mijamyotwarte drzwi do kościoła.To właściwie część szkoły i częstoz Moi zerkamy do środka, żeby zobaczyć, czy nie ma akuratpogrzebu.- Och, dobry Boże, Kate - jęczy Moira.- Przed ołtarzemstoi otwarta trumna.Nie żartuję.Przeciskam się nieco obok Moiry, żeby zajrzeć dokościoła.Trumna wygląda jak stylowy mebel z mosiężnymiuchwytami, zawiasami, śrubami i zasuwkami.Wokół stojąwysokie świece i kwiaty - wszystko jest piękne, kremowe ispokojne.- Wiem, jak ci poprawić humor.- Moira szczerzyszelmowsko zęby.- Po zajęciach z literatury zerkniemy naciało.Zimny dreszcz przebiega mi po ciele.- Moiro BernadetteMurphy, jesteś wariatką.- Rzucam ci wyzwanie, Kate Marie Cadogan.- Biegnijmy, jesteśmy już spóźnione.Kolejna godzinakozy to ostatnie, czego nam trzeba.Mamy już jedną tego wieczoru od tej nazistki Noonan.- A kto będzie na dyżurze?- Panna Everett.- Bułka z masłem.Siostra Philomena nie zauważa, jak zakradamy się doklasy, siadamy na miejscach i wyciągamy nasze egzemplarzeRomea i Julii.Wybieramy miejsca obok Ingrid Beddoes, bojest zabawna.- Jej szatkę zieloną i bladą noszą jeno głupcy.(Tłum.Józef Paszkowski) - Siostra Philomena sepleni, więc w jejwykonaniu brzmi to tak: „Jej satkę zielonom i bladom nosomjeno głupcy".Ingrid udaje, że grzebie w nosie, a potem ogląda palec.-Bladom nosom - szepcze z obrzydzeniem.- Ingrid, zechcesz czytać rolę Romea? - pyta siostra.- Także mam odejść niezaspokojony? - Ingrid rzuca namspojrzenie i unosi brwi.Szturcham Moirę.- Patrz na następną linijkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]