[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.3.Dalsza korespondencja nie będzie mieć miejsca.Dostęp do strony został przywrócony.Zarząd14Strona nie ładuje się od razu.Czekam, a szum fal w słuchawkach jestbardziej odległy niż poprzednio.Jestem w jednym z domków na plaży.Nie, to plażowy b a r.W środku nie manikogo, ale z głośników sączą się standardowe klubowe kawałki.Na każdymz kilkunastu metalowych stolików stoi pusta zielona butelka ozdobionaciemnoczerwonymi tropikalnymi kwiatami.W powietrzu unosi się zapachmandarynek i limonek.Oddycham wolniej, w miarę jak ten kuszący aromatwypełnia moją głowę.A r o m a t?– Ty jesteś Alice, mam rację?Odwracam się szybko i widzę dziewczynę za barem.C z ł o w i e k! Lub przynajmniej iluzja w kształcie człowieka.Przyglądam się jej dokładniej i dostrzegam, że jest starsza, niż mi siępoczątkowo wydawało.Wygląda na około trzydzieści lat.Ma ciemne włosysplecione w dredy, śmiejące się oczy i niezwykle szczegółowy celtycki tatuażna całym lewym ramieniu, widoczny pod sznureczkami zielonej bluzkina ramiączkach.Wygląda jak niechlujna czarodziejka.– Kim jesteś?– Mam na imię Sam – kiwa ręką w moją stronę.Na każdym palcu błyszczysrebrny pierścionek.Wszystkie razem wyglądają jak kastet.– Skąd wiedziałaś, kim j a jestem? I jak to możliwe, że cię widzę? Myślałam,że nie wolno mi zobaczyć nikogo.Sam uśmiecha się i mruży oczy.– Mnie widzi każdy, nawet Odwiedzający.Nie możesz zobaczyć tylko Gości.Ma akcent z okolic Liverpoolu, tak jak pan Bryant.Zastanawiam się, czy sięnie przesłyszałam.– Kogo?– Gości.Tak nazywamy ludzi na Plaży.Zmarłych.Wzdrygam się.– Myślałam, że nie wolno tu rozmawiać o śmierci – i zarazdodaję szeptem: – A co, jeśli Zarząd cię usłyszy?Śmieje się, ale raczej nie ze mnie.Wyciąga paczkę papierosów – marki SilkCut – z kieszeni fartucha i zapala jednego.– Alice, Zarząd to ja.Wpatruję się w nią przez dobrą chwilę.– Ty?– No nie do końca tylko ja, nie należę do kierownictwa wyższego szczebla.Ale pracuję tutaj.Trochę jako menedżer baru, matka przełożona, a po częścijako ktoś, komu można się wypłakać na ramieniu.Każdy prędzej czy późniejbędzie potrzebował tu takiej starszej siostry.Natychmiast wędruję myślami do mojej starszej siostry.– A gdzie jest Meggie? Czy stało jej się coś w związku z tym,co powiedziałam?– Nie, nie.Wciąż tu jest.Trafiłaś teraz do mnie, żebyś mogła zadać parępytań na osobności.Gdzie nikt nie może nas podsłuchać.– Pytań? Na przykład jakich?– Stara, jakich tylko chcesz.Nie twierdzę, że jestem wszechwiedząca, alezrobię, co w mojej mocy.Nie jestem w stanie myśleć jasno.Mam t y l e pytań.– Ech, Alice, szkoda, że nie mogę zaproponować ci drinka – to mówiąc,rozgląda się po barze, który jest lepiej wyposażony niż ten szałowy lokalw Greenwich, do którego przemyciła mnie Meggie w ostatnie walentynki.– Nic nie szkodzi, mam tu trochę wody – odpowiadam.Z wielkim, niemalfizycznym trudem odwracam uwagę od monitora w stronę realnego świata, żebywypić łyk lub dwa.Dlaczego Plaża Dusz jest tysiąc razy prawdziwsza od mojegożycia?– Może usiądziemy? – proponuje Sam.Nalewa sobie większość czerwonegopłynu z butelki i idziemy w stronę stolika.Bar ma dach z liści palmowych, ależadnych ścian.Siadamy; widzę tylko morze, aż po horyzont.Dziś wieczoremwoda ma kolor jasnobłękitnego klejnotu, kolor szafirów.Słońce jeszcze niezaszło, więc nie wiem, w jakiej strefie czasowej jestem.– No więc.Co chcesz wiedzieć?Z całych sił staram się skupić.– Dobrze.Dlaczego Meggie tutaj jest?– Została zamordowana, prawda?Wzdrygam się.To wciąż brzmi okropnie.– Tak.Czy t y wiesz przez kogo?– Coś ty.Nie ma mowy.Ograniczamy się tu do niezbędnego minimum i,mówiąc szczerze, bardzo mi to odpowiada.Mam fatalną pamięć.No i nie obraźsię, bo naprawdę lubię twoją siostrę, zawsze dostarcza mi jakiejś rozrywki, aleludzi na Plaży jest mnóstwo i każdy ma równie dobrą historię do opowiedzenia.Po pewnym czasie masz trudności z zapamiętaniem imion i nie obchodzi cięsposób, w jaki ktoś się tu dostał.– Poważnie?Potakuje głową.– Wiem, że brzmi to, jakbym była zimną suką, ale wiesz.ludzie szybciej przyzwyczajają się do tego miejsca, kiedy nie przypominasz im,jak się tu znaleźli.Wtedy mogą skupić się na.no, życiu po śmierci.– Więc to jest właśnie to? Niebo?Sam kręci przecząco głową.– Nie do końca.Słuchaj, z reguły mówią namtutaj tylko to, co jest konieczne.Ale może słyszałaś o limbo?– O tym tańcu, w którym przechodzisz pod rozciągniętym sznurem?Uśmiecha się.– Nie.Tym innym limbo.Istnieje teoria, że pomiędzy życiemna ziemi a życiem wiecznym jest coś na kształt.poczekalni.Albo procesuoczyszczenia.Zależy w sumie od twojego wyznania.– Oczyszczenia? Jak ogień piekielny? Więc Meggie zrobiła coś złego?Znów przeczący ruch głową; dredy z nawleczonymi koralikami wesołohuśtają się na boki, co zbytnio nie pasuje do tematu.– Nie.Przynajmniej nic mio tym nie wiadomo.Nie biorę udziału w żadnym dniu Sądu Ostatecznego czyczymś takim.To inny dział.– Chcesz mi powiedzieć, że Bóg ma różne d z i a ł y?Wykrzywia twarz głupawo.– Sorki, stara, mam durne poczucie humoru.Słuchaj, wiem, jak zrobić Long Island Iced Tea, jak przerwać bójkę albonaprawić zmywarkę, ale nie kumam za wiele z szerszego kontekstu.– No więc o co chodzi z tym limbo?Tym razem robi tajemniczą minę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •