[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba była zła, odwróciła się do niego plecami.Weszła do budynku.Moe spisał adres.Wohr pojechał dalej na południe Taft, zaparkował tuż za Hollywood Boulevard.Zgarbiony, zespuszczoną głową i rękami w kieszeniach powlókł się prosto do baru bardzo podobnego do The TallTale.Klub Wieczorowy U Boba.Tandetne drzwi z pomalowanej na czerwono sklejki, okrągłe okienko.Morskie klimaty? Cienie Riptide?Moe patrzył, jak Wohr przystaje, żeby zapalić papierosa.Ramone W.rzucił zapałkę na chodnik iotworzył drzwi.Dwie minuty pózniej Moe też był w środku, na drugim końcu lepkiego, laminowanego baru.Z piwem w ręku patrzył na pamiątkowe podstawki pod kufie z dawno zapomnianych kasyn Vegas,uwięzione w przezroczystym laminacie jak owady w bursztynie.Towarzyszyło mu kilku pijaczków, mocno już wstawionych.Siedmiu, licząc Raymonda Wohra, którypocierał swoje bezwłose ciemię i strzelał podwójne burbony jeden za drugim.Wśnieżącym telewizorze leciał policyjny serial.Brudny, płatny stół do bilardu, pokryty pomarszczonymsuknem nie przyciągał grających.Wohr odpalał papierosa o papierosa, pił i usiłował oglądać film,kiedy udawało mu się utrzymać oczy otwarte.Na ekranie blondynki z pokaznymi biustami zastraszałyzłych facetów o aparycji kelnerów z Ivy.Wszyscy trzymali pistolety w obu rękach, stali wabsurdalnych pozach, przerzucali się słówkami typu  podejrzany i  próbki DNA.Piwo było chrzczone i kwaśne; Moe starał się go nie pić, zerkając na Ramone a W.Z bliska Wohrwyglądał na jeszcze starszego: długie włosy przetykane siwizną, skóra szara i dziobata, nosczerwony i opuchnięty, a pod oczami worki jak kangurze torby.Pił z piętnaście minut.Przez ten czas ani on do nikogo się nie odezwał, ani nikt do niego.Sześć podwójnych luf, a  na oko Moego  Wohr wszedł do baru już pijany.Mimo to zdołał wstać i otworzyć drzwi  choć dopiero za drugim podejściem.Moe rzucił pieniądze na bar i opuścił lokal w samą porę, żeby zobaczyć, jak Wohr wchodzi do tegosamego nędznego budynku, co kobieta w białej bluzce.Stręczył własną dziewczynę.Oto charakter najwyższej próby.Moe pojechał z powrotem do West L.A., w wielkiej sali detektywów zastał tylko detektywa z nocnejzmiany, Edmunda Stickleya, który wypełniał papiery.Wszędzie miał dużo wolnego miejsca, aleusiadł akurat za biurkiem Moego. Moe rozmawiał z nim kilka razy; był to jeden ze starszych, wypalonych gliniarzy; tacy lubilidostawać sprawy na końcu zmiany i wszystko przekazywać innym. Reed?  zdziwił się. Już dawno po dobranocce. Nocne życie to złe życie  odparł Moe. Ale mocne. W piosence było  moje życie  poprawił Stickley. Masz coś do roboty? Zmienię miejscówkę. Nie trzeba, muszę tylko zajrzeć do komputera.Stickley mimo to przesiadł się do sąsiedniego biurka.Moe zalogował się do książki telefonicznej,wpisał adres bloku na Taft, dostał osiemnaście numerów.Wśród użytkowników nie było RaymondaWohra.Siedem nazwisk należało do kobiet.Zaczął sprawdzać, trafił za czwartym podejściem.Alicia Constance Eiger, trzydzieści dwa lata, dwustronicowa biografia z naciskiem na narkotyki iprostytucję.Blond włosy, piwne oczy na najbardziej aktualnym zdjęciu, zrobionym blisko rok temu.Twarz poznaczona głębokimi zmarszczkami.Nocne życie, faktycznie.Moe wpisał  Eiger w Google w połączeniu z nazwiskiem ofiary morderstwa  adella berthavillareal , nic nie znalazł.Tylko  villareal  to samo.Media nie pisały o tej zbrodni, nikt z bliskichofiary nie stworzył strony internetowej.W kryminalistycznych bazach danych też pusto na ten temat, i na portalach o osobach zaginionych.%7ładnego bijącego w oczy związku z Caitlin, jaka szkoda.Może dlatego, że te sprawy się nie łączyły.Przed świtem nic już nie dało się zrobić.Moe czuł, że go roznosi.Wyszedł z komisariatu i pojechałw stronę wjazdu na 405.Zmienił zdanie, został na Pico, skierował się na wschód, Beverly Glendotarł do Sunset i pomknął przed siebie.Wjeżdżając po raz dragi na Sunset, poczuł, że zamykają mu się oczy.Nastawił radio na hardrockowąstację, podkręcił głośność.Nic to nie dało; rozważał już, czy nie zatrzymać się na drzemkę, kiedy otrzezwił go blask mocnychreflektorów.Jakiś dureń pędził w jego stronę.Gnał wąską uliczką, minął crown victorię o centymetry.Moe wytężył wzrok, żeby zobaczyć kto to. Srebrny porsche kabriolet.Postawiony dach, otwarte okno kierowcy.Beznamiętna twarz Aarona, który zredukował bieg przed kolejnym zakrętem. 21Kiedy Moe miał sześć lat, dziewczynka z jego klasy szepnęła mu do ucha: Twój brat to małpa.Moe poszedł właśnie do pierwszej klasy, od razu po przedszkolu.Zignorował koleżankę i skupił sięna zadaniu z dodawania.Dziewczynka zachichotała.Pózniej, na przerwie, przyprowadziła starszego chłopca,prawdopodobnie trzecioklasistę.Moses odbijał piłkę od ściany, sam, tak jak lubił. To jest mój brat  oznajmiła z dumą.Chłopak uśmiechnął się pod nosem.Moe rozejrzał się za Aaronem.Na boisku nie było nikogo z piątoklasistów.Bęc, bęc, bęc.Chłopak machnął pięścią i przysunął się bliżej.Zaśmiał się razem z siostrą. Twój brat to małpa i czarnuch  wycedził.Moe pochylił głowę i zaszarżował, wymachując rękami jak maszyna.Jego dłonie zmieniły się wkamienie, a nogi w bardzo szybko kopiące nogi robota, które nie mogły się zatrzymać.Nagle chłopak leżał na ziemi, a Moe na nim siedział i wciąż go tłukł.W ustach miał smak krwi, alenie czuł bólu.Przeciwnik krzyczał i płakał, z nosa tryskały mu czerwień i smarki.Za każdym razem, kiedy pięść Moego trafiała go w głowę i ciało, wydawał z siebie żałosny jęk.Trzeba było dwóch nauczycieli, żeby odciągnąć Mosesa.Większy chłopak zanosił się płaczem.W gabinecie dyrektora Moe przestraszył się pana Washingtona i odmówił rozmowy, dopóki nieprzyjdzie mama.Wyszeptał jej wszystko do ucha.Wysłuchała syna, pokiwała głową i przetłumaczyła jego słowa dyrektorowi. To bardzo niedobrze, pani Reed.Jeśli rzeczywiście tak było. Tak było, panie Washington.Moses nigdy nie kłamie. Doprawdy?  Washington, czarny jak węgiel i szeroki jak brama do garażu, uniósł brwi. Proszę mi wierzyć, panie Washington.W życiu nie spotka pan uczciwszego dziecka.Dyrektor popatrzył na nią, potem na Moego. Czy przedtem sprawiał jakieś kłopoty, panie dyrektorze? To pierwsza klasa, pani Reed.Lekcje trwają dopiero od dwóch tygodni. Proszę zadzwonić do przedszkola.Moses zachowywał się nienagannie.%7łeby zrobić coś takiego,musiał mieć dobry powód. Nigdy nie ma dobrego powodu do przemocy, pani Reed. Ach, tak?  obruszyła się mama. Ciekawe, czy demonstranci w Selma w Alabamie mają taki sampogląd.Nie wspominając o mieszkańcach getta w Warszawie, o Navajo. Nie sądzę, żebym potrzebował lekcji historii, pani Reed. Jestem pewna, że pan nie potrzebuje, i przepraszam, jeśli pana uraziłam.Skoro jednak takierasistowskie uprzedzenia są powszechne wśród państwa ciała uczniowskiego, nie dziwota, żedochodzi do pewnych. Nasze ciało uczniowskie jest bez zarzutu, pani Reed.Nie zbaczajmy z tematu.Moses pobiłtego chłopca do krwi.Wiem, że uważa pani swojego syna za grzeczne dziecko.Ale podobny incydenttrudno nazwać dobrym początkiem.W żadnych okolicznościach nie wolno nam tolerować fizycznejagresji.Pod żadnym pozorem. Oczywiście, że nie, proszę pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •