[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mo-może powinniśmy spróbować kolejnej dawki, Herr Jaeger?Felix wydał z siebie nieartykułowane wycie wściekłości.To było nie do zniesienia.Zcierpiał dotkliwe pobicie przez ludzi Wolfganga.Wspiął się na tą górę niewysłowienietrudnymi szlakami.Ledwo uniknął śmierci z rąk hordy złaknionych krwi mutantów.Byłzmęczony, obolały, potłuczony i głodny.Co gorsza męczył go cieknący katar.Miał porwaneubranie.Strasznie potrzebował kąpieli.A to wszystko była wina alchemika.- Proszę się uspokoić, Herr Jaeger.Nie ma potrzeby tak warczeć.- Och, nie ma potrzeby, prawda? - burknął Felix.Kryptmann posłał go po kwiaty.Kryptmann obiecał, że uleczy Gotreka.Kryptmann zrujnował plany chwalebnej zemstyFelixa.Przeszedł przez piekło na próżno, stosując się do głupich instrukcji głupiego starca,który nawet nie zna się na swojej głupiej robocie! - Może przygotuję panu miły nasenny wywar, dla uspokojenia nerwów.Wszystko będziewyglądało znacznie lepiej po dobrze przespanej nocy.- Mogłem zginąć szukając tych kwiatów.- Słuchaj, jesteś zdenerwowany.To zupełnie zrozumiałe - ale Przemoc niczego nierozwiąże.- Sprawi, że poczuję się znacznie lepiej.A ty poczujesz się znacznie gorzej - Felix rzuciłw alchemika tłuczkiem.Kryptmann uskoczył na bok.Narzędzie z wielkim chrupnięciemwalnęło w głowę Gotreka.Zabójca upadł.- Szybko, Greta! Poślij po straże! - paplał alchemik.- Herr Jaeger oszalał! Pomocy!Pomocy!Felix rzucił się za Kryptmannem wokół stołu roboczego, ścinając go z nóg rzuconymsprzętem.Zaciskając palce na gardle alchemika czuł wielką satysfakcję.Zacieśniał chwyt,cały czas się uśmiechając.Greta próbowała oderwać go od Kryptmanna.Jej palce wczepiłymu się we włosy.Spróbował ją zrzucić.Twarz alchemika zaczęła przybierać interesującyodcień purpury.- Nie żebym miał coś przeciw bezsensownej przemocy, człeczyno, ale właściwie czemudusisz tego starego człowieka?Twardy jak granit głos był surowy, trzeszczący i niósł nutę lodowatej grozby.Felixowizabrało sekundę uświadomienie sobie kto właśnie przemówił.Puścił gardło Kryptmanna.- A to kto? I gdzie jesteśmy? I czemu na Grimnara boli mnie głowa?- Uderzenie tłuczka musiało przywrócić mu zmysły - powiedziała Greta.- Wolę, ach, uważać to za opózniony efekt mojego wywaru - sapnął Kryptmann.-Mówiłem, że zadziała.- Jakie zmysły? Jakiego wywaru? O czym gadasz, ty stary lunatyku?Felix podniósł się i otrzepał z kurzu.Pomógł Kryptmannowi stanąć na nogi, podniósłokulary alchemika i oddał je właścicielowi.Odwrócił się do Gotreka.- Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz?- Oczywiście atak mutantów, człeczyno.Jakiś pomiot snotlingów trafił mnie w głowę zprocy.A więc, jak ja się tutaj dostałem? Co to za magia? - Gotrek rozejrzał się groznymwzrokiem.- Muszę ci wyjaśnić mnóstwo rzeczy - powiedział jego towarzysz.- A zatem najpierwnapijmy się nieco piwa.Znam przyjemną małą tawernę tuż za rogiem.Felix Jaeger złośliwie uśmiechnął się do siebie i obaj ruszyli do Zpiącego Smoka. Ciemność i krewPo zdemaskowaniu kultystów Slaanesh'a we Fredericksburgu i unieszkodliwieniu kilkuich popleczników, powróciliśmy na drogę do Nuln, pozostawiając naszych ciemiężycieli naniezbyt pewną łaskę współmieszkańców.Nie mam pojęcia dlaczego obraliśmy to miasto jakocel naszych podróży.Jedynym powodem był być może fakt, że moja rodzina prowadzi taminteresy.Podczas jednego z postojów w przydrożnej tawernie, zdecydowaliśmy z Gotrekiem,zapewne głupio - biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze przypadki, iż powinniśmy unikaćgłównej drogi.W nieunikniony i dający się przewidzieć sposób, nasza pijacka decyzjapodjęcia okrężnej wędrówki przez las doprowadziła do nieszczęścia.Pragnąc unikać wszelkich możliwych spotkań z wysłannikami prawa, wędrowaliśmy zdala od normalnych siedzib ludzkich i skończyliśmy w głębokim lesie, na obszarze od dawnauznawanym za miejsce położenia Czarnego Ołtarza Chaosu.Wyruszając niepodejrzewaliśmy, iż wkrótce napotkamy przerażający dowód istnienia owej niesamowitejświątyni, oraz że niedługo pózniej stoczymy bitwę z najpotężniejszymi wyznawcami Chaosu, zjakimi mieliśmy do tej pory do czynienia.- Fragment z Moich Podróży z Gotrekiem,Tom II, spisanych przez Herr Felixa Jaegera(Wydawnictwo Altdorf, rok 2505) Słysząc zbliżające się kroki, Kat skoncentrowała się na zwinięciu w jak najmniejsząkulkę.Wcisnęła się jeszcze bardziej w niewielką przestrzeń między kamiennymi blokamizawalonego budynku, mając nadzieję, że bestie nie powrócą.Wiedziała, że jeśli wrócą i jąznajdą, tym razem z pewnością zostanie zabita.Skurczyła się najlepiej jak potrafiła w ocienionej wnęce, aż jej plecy dotknęły ściany.Kamień nadal był ciepły od ognia, który spalił gospodę.Poczuła się odrobinę bezpieczniej.%7ładen dorosły nie wciśnie się w tak małą kryjówkę, a na pewno nie coś równie dużego jakpotwory.Ale zawsze mogą dosięgnąć ją włóczniami albo mieczami.Wzdrygnęła się nawspomnienie istoty z mackami zamiast rąk, wyobrażając sobie długie pokryte przyssawkamikończyny poszukujące jej w ciemności niczym wielkie węże.Zcisnęła amulet w kształcie młota, który dał jej stary Ojciec Tempelman i pomodliła siędo Sigmara, by wybawił ją od wszystkich wężorękich rzeczy.Starała się nie dopuścić dosiebie ostatniego wspomnienia - widoku kapłana uciekającego ulicą z małą Lotte Bernhoff narękach.Rogaty olbrzym nadział go na włócznię.Broń przebiła zarówno Tempelmana jak ipięciolatkę, unosząc ich w powietrze jakby nic nie ważyli.- Tu się stało coś strasznego, człeczyno - powiedział głos.Był głęboki, burkliwy igardłowy, ale nie brzmiał jak okropne warczenie bestii.Akcent był obcy, jakby Reikspiel niestanowił naturalnego języka przemawiającego.Przypominał Kat nieznajomych, którymniegdyś usługiwała w gospodzie.Krasnoludy - tak nazywał ich Stary Ingmar, który uważał się za podróżnika, ponieważ razpojechał do Nuln.Byli niscy, niewiele niżsi niż ona sama, ale znacznie grubsi i ciężsi niżjakikolwiek dorosły człowiek.Nosili szare płaszcze i choć nazywali siebie kupcami, mielitopory i tarcze.Smutnie rozmawiali niskimi, melodyjnymi głosami, a gdy się upili,przyłączali się do śpiewu z wioskowymi.Jeden pokazał jej mechanicznego ptaka, cudownietrzepoczącego metalowymi skrzydłami i śpiewającego metalicznym głosem.Błagałałysiejącego Karla, gospodarza tawerny, by jej to kupił, ale chociaż kochał ją jakby była jegowłasną córką, po prostu potrząsnął głową i dalej polerował szkła mówiąc, że w żaden sposóbnie może sobie pozwolić na takie cacko.Poczuła dreszcz, gdy pomyślała co stało się z Karlem, grubą Heide i innymi w gospodzie,których uważała za swoją rodzinę.Słyszała krzyki, gdy potworna horda niszczyła wioskę podwodzą dziwnego wojownika w czarnej zbroi.Widziała szeregi mieszkańców wioskipopędzanych do marszu w kierunku wielkiego ogniska na placu.- Może powinniśmy wyjść, Gotrek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •